Akcje „Akcentu”
Gdy przyjeżdżam do Lublina, wchodzę od dworca na Podzamczu na Stare Miasto przez Bramę Grodzką, która do niedawna groziła zawaleniem, i już na ulicy Grodzkiej czuję się jak w domu. Pod numerem 24 mieszkał co prawda młody Józef Ignacy Kraszewski, ale literaturą zaczyna mi pachnieć na dobre pod 7-ką, gdzie urodził się Wincenty Pol.
W moim domu, położonym blisko Karpat, wisiał kiedyś drewniany talerz z rzeźbionym cytatem z Pieśni o ziemi naszej: „W góry! W góry, miły bracie! Tam swoboda czeka na cię”. Ładna mi swoboda, gdy z plecakiem i nartami, w kopnym śniegu brnęło się na Magurę Małastowską, by na szczycie dostać od ojca-trenera porcję patriotycznych sterydów prosto z Pola: no i co, „piękna nasza Polska cała, piękna, żyzna i niemała”? Ano niemała, ale śnieżna i mroźna…
Mile zaskoczyłem staruszka informacją, że na Grodzkiej, gdzie też sam wiele razy bywał, o dwie bramy dalej od domu narodzin Pola rezyduje redakcja Akcentu. Pismo bardzo chwalił za „strzelistość formy, która musiała kryć strzelistość myśli”. Nie zdążyłem mu opowiedzieć, skąd owa „strzelistość” się wzięła, jako że dopiero teraz przeczytałem w tekście Łukasza Marcińczaka o spotkaniu w barze „Maleńki”, gdzie grafik Jan Popek pokazał oryginalny projekt pisma o „kształcie elgrekowskim”, czyli ustawionego pionowo, wydłużonego prostokąta. Bar został wzięty i projekt także. Od tej (toastowo) podniosłej chwili minęły już trzy dekady. Akcent wygrał swoją wojnę trzydziestoletnią, ale nie wyda żadnej Xięgi bałwochwalczej, bo to pismo „osobne” także pod względem skromności (z wyjątkiem treści).
Akcje Akcentu bardzo poszły u mojego taty w górę w 1988 r., gdy periodyk – jako jedyny w PRL-u – przygotował numer poświęcony sylwetce intelektualnej Karola Wojtyły. Ojciec miał powody do radości, jako że jego ukochany Pol w ojca ukochanym Krośnie już 8 września 1853 r. wieszczył niczym Słowacki 5 lat wcześniej w Paryżu wybór papieża-Polaka: „Daj, Panie, światu wielkiego człowieka! (…) Postaw wielkiego człowieka w kościele!” (Kometa). To było śmiałe wyzwanie dla zdewociałej klienteli kiosków Ruchu: świeckie czasopismo wysunęło tezę, że osobowość i poglądy przyszłego papieża uformowała… literatura. 6 tysięcy nakładu rozchwytano, o czym dziś redaktor pisma literackiego może tylko pomarzyć.
Ale redaktor naczelny Akcentu, dr Bogusław Wróblewski, jest marzycielem spełnionym, a jego spełnienia biorą się z intelektualnej odwagi, uporu i konsekwencji. Jeszcze w latach 80. zaczął wydawać serię zatytułowaną „Na pograniczu narodów i kultur”. Lubelski kwartalnik znalazł się ponownie w awangardzie czasopism, tym razem podejmujących tematykę pogranicza i polsko-ukraińskich zaszłości. Przez Akcent wiodły ku Europie Jerzego Giedroycia drogi wielu ukraińskich pisarzy, tłumaczonych m.in. przez wybitnego poetę Bohdana Zadurę, nie brakowało też piór z Litwy i Białorusi, Węgier i Rosji. Pismo także już w latach 80. otworzyło szeroko łamy dla literatury emigracyjnej. Wschodnia Fundacja Kultury Akcent współorganizowała festiwal poświęcony Brunonowi Schulzowi w Drohobyczu, w piśmie jest on stale obecny w refleksji krytycznej, ale chyba tylko wolą przypadku dzień obchodów 30-lecia kwartalnika rymuje się z datą zamordowania pisarza (19 listopada). Takie zbiegi okoliczności Konstanty Kot-Jeleński nazwał kiedyś „małą formą cudu”…
Trochę większą formę (cudu?) zaprezentowała pewna dama na spotkaniu z Akcentem w Toronto, przypierając Waldemara Michalskiego do ściany wydatnymi walorami: – Panie poeto, czy ten wasz Czechowicz napisał tylko jeden wiersz? Co proszę? A bo w każdym numerze drukujecie ten sam… Próbowałem ratować sytuację aforyzmem Dominika Opolskiego „Kto pyta, błądzi z innymi”, ale subtelny Michalski zaczął już grzecznie wyjaśniać, że zdania na tylnej stronie okładki każdego numeru „Sztuka to najwyższy wyraz samouświadomienia ludzkości (…) Dzieło sztuki – mikrokosmos odbijający epokę” pochodzą ze szkicu Czechowicza Tezy do manifestu, ale na szczęście zabrał głos Edek Zyman i pani zwróciła swe walory ku niemu. Nagrałem tę płomienną wypowiedź: „Powstanie Akcentu – na fali moralnego odrodzenia Polaków w 1980 roku – było dla mnie najczystszą ekspresją wolnej, wyzwolonej z politycznych serwitutów, oddychającej swobodnie literatury. Spotkanie z każdym numerem tego periodyku było dla mnie w tamtym czasie nie tylko estetyczną przygodą, lecz także nadzieją, że polska literatura, kultura, Polska w ogóle zmierza we właściwym kierunku. Potem, w późniejszych latach, pojawiły się na jej szlaku dziwne, bolesne dla mnie i nie zawsze zrozumiałe meandry, ale Akcent nie zatracił swego charakteru. Wręcz przeciwnie: był i jest pismem duchowo niezależnym, śmiałym, odważnie poszukującym, antydogmatycznym, czyli w sposób optymalny wykorzystującym tę szansę, którą niósł dla nas wszystkich (nie tylko w kraju) polski Sierpień”…
Do tak precyzyjnej diagnozy mogę tylko dodać życzenia dla posierpniowych śmiałków z Grodzkiej 3: 30 lat to piękny wiek, a drugie tyle niech darzy się, niech!
Nowy Dziennik, 19 listopada 2010