Bogusław Biela. A u mnie ciągle w planach słońce teraźniejsze, obłoki aktualne, drogi na bieżąco

Spis treści numeru 3/2009

A u mnie ciągle w planach słońce teraźniejsze, obłoki aktualne, drogi na bieżąco

 

Niesłychana lekkość i przejrzystość słowa. Rzeczywistość uderza w nas z całą siłą dzięki trafności wyrażenia: albo inaczej – za pośrednictwem słowa uderzamy w rzeczywistość, przełamując jej wynikające z niemocy milczenie. W ten sposób świat zostaje dokładnie nazwany, ale twórca odczuwa niepokój, ponieważ ciągle trzeba nazywać na nowo, na nowo odkrywać zmianę i – trudno uchwytną – teraźniejszość. Wszak poezja to właśnie chwila obecna i… wieczność.
Długo nie czytałem wierszy Wisławy Szymborskiej, nieco spłoszony ponoblowskim szumem prasowym i telewizyjnym. Myślałem wówczas, że to w końcu tylko literacka nagroda, która pozwala piszącej lepiej żyć, a pewnie też lepiej korzystać z dobrodziejstw podróży: wolno jej teraz częściej wyjeżdżać do miejsc, o jakich przez lata marzyła, zwiedzać muzea, nie liczyć się ze szczupłą sakiewką podczas zakupu książek, a może również zamawiać wyborne potrawy w restauracjach, obok których wcześniej tylko przechodziła.
Gdy czytałem najnowszy tom poetki zatytułowany po prostu Tutaj, kartkowałem jednocześnie piękne i mądre dzieło Franciszka de La Rochefoucaulda. Rozmyślałem o rozmowach prowadzonych we francuskich siedemnastowiecznych salonach, by zatrzymać się chwilę nad takimi oto zdaniami:
Piękny umysł myśli zawsze szlachetnie, z łatwością stwarza rzeczy jasne, przyjemne i naturalne, ukazując je w najpiękniejszym świetle dnia. Wybiera dla nich ozdoby, które im się należą. Umysł piękny odczuwa smak innych i potrafi odrzucić ze swoich myśli to, co jest nieużyteczne i to, co może się nie podobać innym. Myśl zręczna, łatwa, myśl sugerująca – potrafi omijać i pokonywać przeszkody, poddaje się swobodnie temu, czego pragnie; potrafi rozpoznać zmysł humoru partnerów rozmowy, jednocześnie delikatnie wysuwając i ochraniając swoje argumenty. Piękny umysł widzi wszystkie rzeczy takimi, jakimi powinny być widziane, i nadaje im taką wartość, na jaką zasługują. Potrafi je obrócić na swoją korzyść, ponieważ – pewien ich niezawodności – zna ich siłę i prawdziwą wartość1.
Co ten fragment ma wspólnego z książką krakowskiej poetki?
W wierszu Tutaj sześć razy użyto tytułowego przysłówka. Może dlatego, by lepiej podkreślić jego krótką dwusylabową nośność i materialną oczywistość. Tutaj na Ziemi, planecie ludzi i ich spraw, uczucia i przedmioty idą w jednej parze. Miejsca z okolicami. Fizyczność z normalnością i dotykalnością. Miejsca można polubić, zatrzymać w czasie, a są one piękne. Obracamy się w świecie liczby, miary, konceptu – ale jest to jednak świat we władzy żywiołów: świat wojny (tej doświadczonej osobiście) i wojen (pewnie tych oglądanych w telewizji). Rzeczywistość roztacza się przed nami jako długi odpoczynek żywiołów. Wiersz ten (zapisany jak dyskurs, w którym wiedza sąsiaduje z niewiedzą i niepewnością) to konwersacja z jakimś drugim „ty” – nieobecnym jednak ani też niewymienionym imiennie. Na spocznij w pocie czoła buduje się domy – to wybitnie polski akcent, przecież właśnie w naszym kraju wielu pokoleniom przyszło na nowo odbudowywać domostwa – wojny nie szczędziły tej ziemi. Inaczej było w zachodniej Europie. Historia łagodniej obeszła się tam z architekturą, posiadłościami, rodzinnymi meblami-pamiątkami. Czy lepszą mieli dyplomację? A może lepiej potrafili przechytrzyć najeźdźcę?
W wierszu, który rozmiarami i sposobem „opowiadania” nieco przypomina nowelę, spotykamy również tak charakterystyczny dla Szymborskiej dyskretny i subtelny dowcip, żart, humor. Będą one nam towarzyszyły do końca lektury, gdyż stają się elementem poetyckiej wizji świata i odpowiadają predyspozycjom psychicznym autorki – stanowią jej esprit. To francuskie słowo oznacza zarówno umysł, dowcip, jak i styl:

Życie na ziemi wypada dość tanio.
Za sny na przykład nie płacisz tu grosza.
Za złudzenia – dopiero kiedy utracone.
Za posiadanie ciała – tylko ciałem.

W Myślach nawiedzających mnie na ruchliwych ulicach odbywa się podróż słowa dookoła stołu i niezapisanej kartki. Poetka uruchamia wyobraźnię, która nazywa i oznacza naturę. Pojawiają się twarze, czyli bezpośrednio dane obrazy człowieka. Ale u Szymborskiej przewrotna natura nakłada twarze kiedyś już noszone. W ten sposób Historia zstępuje ze swego piedestału, a postacie historyczne zapełniają nasz świat i ukazują się w rolach raczej nieoczekiwanych (podobnie, jak w reklamie telewizyjnej, filmowej, jak na miejskich plakatach: Archimedes w dżinsach, caryca Katarzyna w ciuchu z wyprzedaży, któryś faraon z teczką). Jednakże zdumienie trwa krótko – nagle pojawia się dwuwiersz, który błyskawicznie przywraca dramatyczy wymiar naszej historycznej pamięci:

Ktoś przewożony tędy złotą karetą
Ktoś wagonem zagłady

Szymborska dopomina się, a może raczej „żąda” od czytelnika racjonalnej syntezy, nie uwodząc go oryginalnością chwytu reklamowego, ale nieustannie testując jego intelektualną pojemność i – by tak powiedzieć – „wytrzymałość” semantyczną.
W Pomyśle powraca dialog, poetyka rozmowy albo, jak to ciekawie nazwał Stanisław Balbus, poetyka negatywna. Czytając ten wiersz, więcej niż zwykle musimy się domyślać. Ten ktoś bowiem, z kim toczy się rozmowa, szepce podmiotowi lirycznemu kilka słów na ucho. Cały nasz wysiłek koncentruje się na tym szepcie, wielokrotnie powtarzanym. Wtóruje mu głośne echo podmiotu lirycznego. Echo – alter ego, podświadomość, a może głos wewnętrzny, który unaocznia nasze ograniczenia, trud (wiersz zwięzły i krótki o wiele trudniej napisać niż długi, s. 10), a także (jakże to prawdziwe i dobrze podpatrzone!) zazdrość z powodu wierszy opublikowanych przez kolegów – „nawet jeśli są słabsze”. Przysłówek „tutaj” przywołuje u Szymborskiej jakieś „tam”, które jest znikaniem, oddalaniem się, przemijaniem chwili:

I zaczął znikać.
I zniknął.

Początek procesu, który postrzegamy, i stwierdzenie faktu, którego doświadczamy. Włącza się światło, kończy się film, kamera przestaje kręcić – wracamy do innych tematów, do rzeczywistości.
Co robią bohaterowie wierszy Szymborskiej? Rozmawiają (aż czternaście razy w dziewiętnastu wierszach tomu), piją kawę, siedzą przy stole, myją się, telefonują, śpią, patrzą (dość często), wchodzą i wychodzą, otwierają i zamykają przestrzeń, słuchają, kupują, jedzą, modlą się do Boga (zdarza się to trzykrotnie), mierzą, wyglądają, uśmiechają się, czasem czytają (cztery razy), także dowiadują się o czymś. Ale nade wszystko kontemplują świat: zachwycają się nim, słuchają go, patrzą na niego, zastygają w nim, dotykają go. Analiza dwóch podstawowych i substancjalnych czasowników, które pojawiają się w tomie, świadczy o wyraźnej przewadze słowa „być” (23 razy) nad słowem „mieć” (14 razy). Jest to zatem zdecydowane, świadome zakorzenienie i bytowanie w otaczającym świecie. Przykładem może być wiersz Kilkunastoletnia, w którym poetka wspomina siebie jako kilkunastoletnią dziewczynkę, ale bez mitologizacji dzieciństwa i bez idealizacji dawno minionej przeszłości. Okazuje się bowiem raz jeszcze, że życie oznacza trud znoszenia pamięci, przemijania, znikania, zamykania rozdziałów, etapów, gromadzenia gorzkiej (choć przydatnej) wiedzy – ale też niepewności, wahania, niejednoznacznych wyborów. Nawet w takich sytuacjach Szymborska jest jednak po stronie materialnego świata, po stronie szalika z wełny, zrobionego szydełkiem przez matkę. To on, szalik – wiotka materia – przywraca miniony blask przeszłości.
W wierszu Trudne życie z pamięcią podmiot liryczny jest publicznością dla swojej pamięci. Zantropomorfizowana pamięć gniewa się, ale i pociesza. W ten sposób uosobiona zostaje sfera intelektu i emocji, albowiem poezja to domena obrazów – wypełnionych jednak słońcem teraźniejszym, obłokami aktualnymi i drogami na bieżąco. Tak długo będą one trwały, jak długo nie wkroczy zniewalająca pamięć.
Jaki jest świat małych cząstek i czy można go opisać w poezji? Zadanie to dla poety jeszcze bardziej ode mnie zdumionego światem – zauważa Szymborska w wierszu Mikrokosmos. W Otwornicach z kolei zachwyca się pierwotniakami tworzącymi muł dna morskiego. W Przed podróżą sięga jeszcze dalej – próbuje mianowicie opisać przestrzeń. Słowa budują pewną strukturę metryczną otwartą na kres i bezkres, na punkt A i B, a nade wszystko na owo pasemko nieba nikłe, nieskończenie któreś. Oto tytułowa przestrzeń zmaterializowana jednym obrazem – konkretnym, a jednocześnie dostatecznie ogólnym, abyśmy mogli ogarnąć go wzrokiem.
Wspominaliśmy już o dyspozycji poetki do żartobliwego traktowania świata przedstawionego. Żart przenika również w bardzo subtelny sposób wiersz zatytułowany Rozwód. Temat, wydawać by się mogło poważny, wymagający zapału dziennikarskiego i moralizotorskiego tonu, u Szymborskiej dotyczy nie tylko dramatu świata, dwojga ludzi, lecz także dzieci, kotka, pieska, mebli, sąsiadów, samochodu i gramatyki zdania pojedynczego:

Gdzie chyba są wskazówki w kwestii dwojga imion –
Czy jeszcze łączyć je spójnikiem „i”,
Czy już rozdzielać kropką.

Żart wprowadza w ten świat równowagę, miarę, przywraca mu właściwe proporcje: zmysłowe, dotykalne, fizyczne, w zasięgu naszych rąk, oczu i naszych skromnych – jakże ograniczonych – możliwości. Chroni od nadmiernej powagi i patosu (śmierci myśli). To, co fizyczne, prowadzi nieustanny dialog z tym, co duchowe. Szymborska zatrzymuje niejako świat, każe mu się odsłonić, abyśmy mogli przyjrzeć się jego fizycznej, zmiennej fakturze.
Poetka nie zapomina rownież, że żyje w świecie zbrodni, zamachów na ludzi; w świecie śmierci planowanej i organizowanej. W wierszu Zamachowcy z nutą lekkiej ironii przedstawia zwyczajną codzienność zawodowych morderców: zjadają oni potrawy, modlą się, myją nogi, popijają z lodówki soki cytrusowe, zasypiają smacznie do białego rana. A jednocześnie zabijają z zimną krwią i bez zmrużenia oka. Poetka nie osądza, nie polemizuje, nie moralizuje. Pokazuje w błyskawicznym skrócie złożoność natury człowieka i zwyczajność (banalność) zła, zgodnie zapewne ze swoim przekonaniem, iż świat zasługuje na to, żeby istnieć dalej i w lepszym szczęściu niż dotychczas2.
Wiersz Przykład to niezwykły żart lingwistyczny. W dwóch zaledwie zdaniach zawarto dramatyczną prawdę o kaprysach przyrody, przypisując jej poczucie humoru i właśnie, co najciekawsze, skłonność do żartu. Koncept literacki wyraża bezwzględność żywiołu. Rutynowo wypowiadany wyraz „przykład” wprowadza nową jakość semantyczną, odkrywając naszym zdumionym oczom nieznane, a niezwykle intelektualnie wyrafinowane możliwości słowa. Poezja jest oporem przeciw ogólnemu terrorowi istnienia. Służy tu jednak nie zabawie, ale odkrywaniu prawdy o bezwzględności natury. Każdy wiersz Szymborskiej jest odrębnym światem, odrębną rzeczywistością poetycką. Wymaga od czytelnika skupienia, wysiłku, namysłu, nie podsuwa łatwych rozwiązań. W Identyfikacji na przykład, nasz ład i ustalony porządek myślowy zakłócają nieoczekiwane wersy:

Zaraz nastawię czwartek, umyję herbatę,
Bo te imiona przecież pospolite –

Ów oryginalny zabieg, który jakże prostym wydaje się rozwiązaniem, jest być może wynikiem wyjątkowej uwagi i szczęśliwego przypadku, trafnego użycia słowa i kondensacji myśli przedstawiającej naszą ubogą codziennność.
O świecie kultury masowej i świecie wielkiej literatury poetka dyskretnie pisze w wierszu Nieczytane. W pierwszym bowiem rządzą niepodzielnie: szybkość, skrót, streszczenie, nieustanna zmiana, wygrane, loteria, slajdy (zamiast wspomnień). W drugim: dokładność, mozół, wieloletnia praca, grube tomy do czytania i kartkowania. Wydaje się, że jedynie stoicka postawa, sarkazm i pokora mogą być obroną przed tak zdegradowanym światem:

A my na piątym biegu
i – odpukać zdrowi.

O sztuce Szymborska pisze często i w sposób dość nieoczekiwany. W wierszu Portret z pamięci zaskakuje zestawieniem szybkości malowania z szybkością zadawania pytań – wszak malarz musi sobie je postawić, nie patrząc na model. Te krótkie zwroty dotyczące materii, przedmiotów, gestów stwarzają portret na płótnie w błyskawicznym tempie. Pojawia się wtedy pytanie ostatnie, lecz zasadnicze:

A co na pierwszym planie?
Ach, cokolwiek.
I tylko pod warunkiem, że będzie to ptak
Przelatujący właśnie.

Rzeczywistość „wdziera” się w świat poezji lotem ptaka, dzwonieniem budzika (Sny), szalikiem z prawdziwej wełny (Kilkunastoletnia). Nie ma ucieczki od rzeczywistości, bo tylko w niej jest nasze miejsce. Tak, jak jest w niej miejsce na tuszę Elli Fitzgerald (Ella w niebie), która sprawia radość Bogu – wszak Przedwieczny nazywa ją żartobliwie czarną, rozśpiewaną kłodą. Jak jest miejsce na namalowaną ciszę Vermeera (Vermeer), na zjedzone właśnie kluski ze skwarkami (Metafizyka). Chyba nie bez racji ostatni wiersz tomu nosi tytuł Metafizyka. Przecież, jak stwierdzają filozofowie: (…) metafizyka staje się dla człowieka poznawaniem świata w świetle podstawowych (bazowych, tj. najpierwotniejszych) czynników, które stanowią rację – przyczynę samej rzeczywistości, czyli realnych faktów, które domagają się racjonalnego wyjaśnienia3. Co zatem stanowi rację-przyczynę samej rzeczywistości w metafizyce (Metafizyce) poetki?

Fakt na wieki wieków,
Na cały kosmos, jaki jest i będzie,
że coś naprawdę było,
póki nie minęło,
nawet to,
że dziś jadłeś kluski ze skwarkami.

A więc: życie w konkrecie, mocno na ziemi, w świecie realnych – a nie wydumanych – przedmiotów, królestwo polskiej dość złożonej gramatyki, gdzie pielęgnuje się piękny styl dawnych poetów, pomysłowość i bogactwo figur retorycznych, taneczny rym, muzykę i śpiewność językową; gdzie istnieje potrzeba ciężkiej pracy nad każdym słowem, potrzeba zmienności i różnorodności; gdzie zadziwia i zachwyca każde najmniejsze żyjące stworzenie – oto poezja Szymborskiej.
Gdy zamykałem tom, powróciło zdanie: piękny umysł myśli zawsze szlachetnie, z łatwością stwarza rzeczy jasne, przyjemne i naturalne, ukazując je w najpiękniejszym świetle dnia. Na nowe utwory krakowskiej poetki poczekam trzy lub cztery lata. Pisze ona przecież „tylko” kilka wierszy rocznie, świadoma jak wielkiej wymagają pracy, ile przemyśleń i intelektualnego mozołu4.
Na okładce zbioru widnieją kontury domów i ich odbicia – niby to w wodzie, niby we mgle. Na granatowym tle widzimy tylko dwa napisy: imię i nazwisko autorki oraz ciemnoniebieski tytuł Tutaj. Można powiedzieć: dwa drogowskazy w niebieskiej przestrzeni Ziemi.

Wisława Szymborska: Tutaj. Wydawnictwo Znak, Kraków 2009, ss. 40.

1 F. de La Rochefoucauld: Maximes suivies des Réflexions diverses. De la différence des esprits. (Paragraf XVI). Paris 1985, s. 152 (tłumaczenie moje, B.B.).
2 W. Szymborska: Poczta literacka, czyli jak zostać lub nie zostać pisarzem. Kraków 2000, s. 40.
3 M. A. Krąpiec, S. Kamiński, Z. J. Zdybicka, A. Maryniarczyk, P. Jaroszyński: Wprowadzenie do filozofii. Lublin 1996, s. 90.
4 W wystąpieniu z okazji przyznania literackiej Nagrody Nobla poetka powiedziała między innymi: Poeta, jeśli to jest prawdziwy poeta, powinien także powtarzać: „nie wiem”. W każdym nowym wierszu próbuje on na tę niewiedzę odpowiedzieć, ale ilekroć stawia kropkę, pojawia się nowa wątpliwość, przekonanie, iż chodzi raz jeszcze o odpowiedź tymczasową, absolutnie niewystarczającą, ss.12-13. Kilkanaście zdań dalej dodaje: W języku poezji, w którym każde słowo jest starannie wyważone, nic nie jest nigdy zwyczajne i normalne. Ani kamień, ani chmura, ani dzień, ani nadchodząca noc, ale ponad wszystko jakiekolwiek istnienie na tym świecie, ss. 14-15. Zob. W. Szymborska: Je ne sais quelles gens. Traduit du polonais par Piotr Kamiński. Paris 1997. (Discours prononcé devant l’Académie Nobel 7 décembre 1996, à Stockholm. Tłumaczenie moje, B.B.)