Krzysztof Siwczyk. Wiersze

Spis treści numeru 1-2/2004

 

Ludzie, których znacie

właśnie odeszli, skoro honorujecie w sobie ich
zaktualizowane brednie. Kolega przejdzie czerwonym szlakiem
przez góry i morza, a koleżanka mocno atakuje kolumny
Arki Noego
, powiadasz. Pewnego dnia odpłyniecie bez namaszczenia,
bez fety skolonizuje was mrowie organizmów. Do niedawna
przyglądałem się mechanizmom rozsądku, które pchają was
w objęcia innych, w grymasy współuzależnienia
etyką spraw ważnych, spraw dobrego i uczciwego życia.
Ewidentnie, życie robi wrażenie: ekstremalne warunki,
jakich nigdy nie zaznałem, dawka kasująca wszelki herezje.

Nie wiem, jak mógłbym wam pomóc. Może powiem coś
o sobie. Przypadek bez historii. Po prostu nigdy
nic mnie nie spotkało. Wszystko działo się poza mną.
Słyszałem jakieś nawoływania, gdzieś w oddali ktoś
mobilizował moje sny. Narastał zgiełk intencji,
próśb i przekleństw. W końcu zrezygnowałem z dalszej drogi.
Od tamtego czasu nie podpadam pod żadne paragrafy.
Sprawy zwyczajnie obchodzą się bez mojego udziału.
Tylko w chwilach zwykłego zwątpienia żywię nadzieję
i was.

 

Morze północne

                                              według Tomasa Tranströmera

I.
Filantropia fal zakłada jednak pewien rodzaj przyzwolenia, o którym nic
nie wiesz.
Zdaje się, że dla ciebie być zabranym z tego świata oznacza blamaż
pozoru,
nieodwołalną klęskę przyszłych projektów, koniec kredytu zaufania,
jakim obdarzasz podobnych tobie petentów. Trochę umiaru, błagam.
Nie przykładałbym do tego aż takiego znaczenia. Jak do niczego zresztą.
Sposób wygasania morza powinien przypomnieć ci lata spędzone
w szybkim tempie zmian, między grzechem oczekiwania, a pokutą
efektu.
I ten czas pomiędzy, który wypełniłeś całym mnóstwem lokalnych
diagnoz,
naciąganych usprawiedliwień i nowych otwarć starych przesądów.
Owszem, kwestia charakterologii jest tu nie do przecenienia.
Z pewnością istnieje klimat niedomówień, w którym niknie większa część
twojego życia, przynależnych tylko tobie marzeń, które pozwalają
spać spokojnie zrutynizowanym snom, jakie co noc nachodzą cię
bez specjalnej przyczyny, jeśli wziąć pod uwagę to, co dzisiaj wiemy o snach.
Wolałbyś jednak doczekać czegoś nie z tej ziemi, czegoś tak karkołomnego,
jak, nie przymierzając, ziarnko poezji, które tkwi w każdym
ćwierćanalfabecie.

Drobinko, twoje rozterki są dla mnie powodem poważnych utrapień.
Tymczasem obserwuj morze, które kończy się szczęśliwie.

II.
Tego dnia fale odmówiły posłuszeństwa. Chodziliśmy po wodzie.
Wszystko zaczęło się układać. Uzyskaliśmy pewność, że nasze
podejrzenia,
były jedynie rodzajem metajęzyka, który wyprowadził nas na manowce
właściwego rozumienia spraw. Był to dzień powrotu na łono pisma.
Hochsztaplerka wschodów i zachodów słońca okazała się banalnie
prosta.
Światło oddaliśmy do lombardu, miłość poszła pod młotek.
Zwinęliśmy kram, planszę decorum i koc, a śmierci zakopaliśmy
w piachu.
Udało nam się zapomnieć i każy wrócił do swoich problemów.
Tak jak ty myślę, że przyszedł moment na solidną prozę realistyczną.
Wszyscy mamy podobne oczekiwania, zwłaszcza teraz, kiedy tyle się
mówi
o powrocie do podstawowych dylematów ducha, o namyśle nad
potrzebami
człowieka w dobie szalejących iluzji autentycznych zbawień.
Myślę, że nic nie stoi na przeszkodzie, żeby spróbować jeszcze raz.
Ryzyko zmartwychwstania nie może być dla nas żadną przestrogą.
Skoro więc postanowione, niech się ziści, drobinko.
Wyjdź z wody, a ja napiszę do zecera.
On postawi parafkę.
Ty postaw krzyżyk.

 

 Więcej wierszy w papierowym wydaniu „Akcentu”.