Lechosław Lameński: Kinga Araya – „Hybris – Odsłona I”

Spis treści numeru 4/2002

Kinga Araya – „Hybris – Odsłona I”

 

Pod tym krótkim i z pewnością niezrozumiałym dla niewtajemniczonych tytułem, łatwym jednak – jak się wydaje – do rozszyfrowania przez grono wytrwałych bywalców Galerii Białej w Lublinie, odbył się późnym popołudniem w czwartek 17 października 2002 roku wernisaż. Jak się można domyśleć Kinga Araya to imię i nazwisko wystawiającej artystki, a Hybris – Odsłona I to zapewne tytuł jeszcze jednego performance, z pokazów których Galeria Biała jest znana nie tylko w Lublinie.

Według autorów najnowszego wydania Słownika terminologicznego sztuk pięknych: performance, performance art., pojęcie określające rodzaj działań efemerycznych wykonywanych przez artystów w obecności widzów. Częstym elementem p. są działania parateatralne, przybierające formę zdarzeń o zaplanowanej strukturze i przebiegu czasowym. W odróżnieniu od happeningu artysta stosujący p. najczęściej nie dąży do włączenia do akcji widzów. Elementy p. są obecne w różnych nurtach sztuki nowocz., w futuryzmie, dadaizmie, surrealizmie. Świadomie stosowany jako środek wyrazu artyst. od pocz. lat 50. Ogromny wkład w rozwój p. wniósł J. Cage. Do wybitnych twórców p. należą Y. Klein, J. Beuys, a z polskich artystów: W. Borowski, J. Bereś, Z. Warpechowski i K. Zarębski.

Wszyscy najwybitniejsi performerzy polscy, zarówno ci wymienieni oraz pominięci (z braku miejsca) w zacytowanym Słowniku, pojawili się w Lublinie niejeden raz, tak w Galerii Białej jak i w lubelskim Biurze Wystaw Artystycznych. Jedna i druga instytucja to ważne ośrodki w życiu artystycznym miasta, o wyraźnie ustalonym profilu wystawienniczym. Bez cienia wątpliwości należy je uznać za galerie autorskie. Nie byłoby bowiem Galerii Białej istniejącej już siedemnaście lat, gdyby nie zapał i oddanie Anny Nawrot i jej męża – Jana Gryki, a lubelskiego BWA bez Andrzeja Mroczka, pełniącego funkcję dyrektora od ponad dwudziestu lat.

Licznie zebrana – jak zawsze – w Galerii Białej publiczność miała okazję zobaczyć artystkę (która specjalnie przyjechała z Kanady) i wysłuchać jej komentarza do ekspozycji, ale przede wszystkim przyjrzeć się – mimo ciasnoty dwóch niewielkich sal wystawowych – pokazanym dziełom. Były to w pierwszej sali: Discipline (Dyscyplina) z 1998 roku, na którą złożyły się trzy pary odlewanych szklanych kapci z patynowanymi miedzianymi paskami, ustawione w rzędzie tuż przy ścianie z prawej strony oraz Grounded III (Uziemiona III) z 2001 roku, odtwarzany na video trwający 3 minuty zapis interaktywnego dzieła, będącego częścią większej pracy wspólnej pod tytułem Alphagirls. Każdy widz zmieniając ścieżki audio i video mógł się stać uczestnikiem sfilmowanego kamerą swoistego przechadzania się artystki z dołączoną trzecią nogą po ulicach pięciu dzielnic Toronto w Kanadzie. Z kolei w drugiej sali stał na podpórce Orthoepic Device (Instrument do korygowania wymowy) z 1998 roku, złożony z liczącego 2 metry długości i ważącego 24 kg języka z odlewanego żelaza zakończonego metalowym hełmem, podczas gdy w drugim kącie sali stała część – jak się później okazało – Perpatetic Device (Instrumentu perypatetycznego) z 1998 roku w postaci dwóch odlanych z żelaza półkul o średnicy 39 cm i wadze 35 kg – każda z odciskami bosych stóp pośrodku. Dzięki projekcji video, która uzupełniła tę część ekspozycji, widzowie mieli szansę zrozumieć przesłanie (istotę) obu akcji. W przypadku Orthoepic Device trwający 4 minuty zapis pokazywał artystkę, która po włożeniu głowy w hełm przesuwała się w bok powoli i rytmicznie aż do zakreślenia pełnego koła, co zostało nazwane przez nią Orthoepic Exercise (Ćwiczenie wymowy). Z kolei w ramach Peripatetic Exercise (Ćwiczenia perypatetyczne) widz oglądał Kingę Arayę stojącą na chwiejnych półkulach i wykonującą równocześnie na skrzypcach solowe partie z koncertu a-moll Antonia Vivaldiego.

Kim jest Kinga Araya i co chciała przekazać lubelskiej publiczności, a także publiczności innych miast polskich, dokąd wystawa miała trafić po ekspozycji w Galerii Białej? Artystka jest z pochodzenia Polką, urodziła się na Lubelszczyźnie, tutaj ukończyła szkołę podstawową i średnią, rozpoczynając na początku 2 połowy lat 80. XX wieku studia z historii sztuki w Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. W 1988 roku korzystając z okazji wyjechała do Italii, stamtąd trafiła ostatecznie do Kanady, w której pozostała do dziś. Początkowo próbowała kontynuować studia z historii sztuki, ale o wiele ciekawsze wydały się jej studia typowo artystyczne, które pozwoliły na nieskrępowane wypowiadanie drzemiących w niej emocji, obsesji i lęków. Świadomie nie skoncentrowała się wyłącznie na malarstwie czy grafice, ani na stosunkowo bliskiej jej temperamentowi twórczemu rzeźbie, szukając swojego miejsca w działaniach interdyscyplinarnych pozostawiających większą dozę niedopowiedzenia, a zarazem stwarzających większe pole do wypowiedzi plastycznej, Fakt, że od debiutu wystawienniczego w 1996 roku w Uniwersytecie w Ottawie Kinga Araya miała już kilka wystaw indywidualnych i zbiorowych, zarówno w Kanadzie (Toronto i Montreal) jak w USA (w The Castellani Art Museum of Niagara University, Niagara Falls, New York), a zaledwie dwa lata temu (w 2000 roku) także pierwszy pokaz indywidualny w Polsce i to od razu w Centrum Sztuki Współczesnej w Zamku Ujazdowskim w Warszawie, może świadczyć z jednej strony o ogromnym talencie Kingi Arayi i oryginalności uprawianej przez nią sztuki, lub też – z drugiej – o znakomitej orientacji we współczesnym międzynarodowym rynku sztuki, jego potrzebach i umiejętności „wstrzelenia się” w te potrzeby.

Oglądając pokaz w Galerii Białej i czytając dwa wstępy – zwłaszcza autorstwa Ryszarda W. Kluszczyńskiego – zamieszczone w skromnym (objętościowo) ale efektownym pod względem edytorskim katalogu wystawy prac Kingi Arayi w Zamku Ujazdowskim z 2000 roku, miałem mieszane uczucia. Czy to co zobaczyłem jest rzeczywiście sztuką przez duże S, a jeżeli tak, to jak należy na nią patrzeć i ewentualnie interpretować?

Częściową odpowiedź na te pytania daje sama artystka w okolicznościowej ulotce dołączonej do pokazu w Galerii Białej, w której czytamy między innymi co następuje: Zawsze gdy zastanawiam się nad osobistym i artystycznym raison ďetre, zadaję sobie retoryczne pytania w rodzaju „Kim jestem?” czy „Dlaczego jestem tu, gdzie jestem?”

Moje rzeźby, video i performance są tworzone wokół tematu podróży i komunikowania się. Te dwie formy artystyczne inspirują mnie od paru lat. Te dwa dyskursy przedstawiają historie bycia uziemionym (wyciszonym), jak również bycia wolnym (głośnym). Fakt, że istnieją dwie definicje bycia „uziemionym” – szczególnie mnie interesuje. Jedna definiuje koncept bycia dobrze poinformowanym na dany temat, druga definicja wyraża ukaranie dzieci, które nie mogą opuścić domu. Te dwa opozycyjne koncepty problematyzują formacje tożsamości, która jest zawsze wpisana w kontekst rodziny, grupy społecznej i narodowości. Ambiwalentny ruch między dwoma ideami jest dla mnie bardzo istotny. Przemieszczając się stale pomiędzy różnymi granicami polityczno-kulturowymi i geograficznymi, badam i medytuję nad swoją podróżniczą jaźnią i stającą się tożsamością.

Zjawisko życia pomiędzy różnymi kulturami, krajami i językami stało się warunkiem sine qua non mojej praktyki artystycznej. Często kwestionuję moją przynależność do grup, które napotykam na swej drodze. W jakim stopniu moje „ja” jest jeszcze polskie, a w jakim stopniu stało się ono kanadyjskie? Żywię przekonanie, że siła mojej sztuki tkwi w niemożliwym do spełnienia pragnieniu sprawowania całkowitej kontroli nad tym, kim jestem i kim chciałabym być.

Podobny typ myślenia przedstawił Ryszard W. Kluszczyński, ubarwiając jednak swoją wypowiedź nie zawsze czytelnymi i jasnymi podtekstami filozoficznymi. Mimo wszystko krytyk położył przede wszystkim nacisk na fakt wędrówki kulturalnej artystki, jej odrębności językowej i społecznej, co wpłynęło na taki a nie inny sposób wypowiedzi, widząc jednocześnie w działaniach Kingi Araya ciekawy aspekt sztuki współczesnej początku XXI wieku. Ciekawe, że zarówno krytyk jak i artystka w swoich wypowiedziach koncentrują się głównie na fakcie opowiedzenia – opisania – pewnego stanu psychicznego, prowadzącego następnie do aktu tworzenia polegającego na zarejestrowaniu przy pomocy obrazu i dźwięku starannie wcześniej zaprogramowanej akcji. Akcji będącej jednak czymś ulotnym, co zniknie, przepadnie na zawsze, o ile nie zostanie utrwalone na taśmie magnetycznej lub na kliszy aparatu fotograficznego. Kinga Araya, jak przystało na rasową autorkę performance, bardzo chętnie wprowadza do prostej, choć niejednoznacznej „fabuły” swoich działań element czasu, dziania się w ściśle określonej przestrzeni, nierzadko przestrzeni już istniejącej lub specjalnie wykreowanej dla konkretnych potrzeb. Może to być zarówno autentyczna sceneria pięciu dzielnic Toronto, zwłaszcza różnej jakości nawierzchni ulic (jak to miało miejsce w Grounded III), co pozwala lepiej zrozumieć różnice w jestestwie ludzi je zamieszkujących, jak też wyczyszczona z wszelkich elementów scenograficznych pustka anonimowego, pozbawionego barw i kształtów studia, podkreślająca walory przestrzenne elementów rzeźbiarskich performance Orthoepic Exercise i Peripatetic Exercise.

Patrząc na to co Kinga Araya pokazała w Galerii Białej, można również odnieść wrażenie, że artystka do końca jeszcze nie wie, czy najważniejszy jest dla niej sam pomysł, idea zrodzona w umyśle, a kwestia zapisu to zjawisko wtórne, wręcz marginalne, czy też chciałaby zostać rzeźbiarką, która będzie tworzyć dzieła interdyscyplinarne, zróżnicowane formalnie i przestrzennie, tworzące nową jakość. Metalowa część Orthoepic Device, a także trzy pary odlewanych szklanych kapci z patynowanymi miedzianymi paskami w ramach performance Discipline pokazują, że pomysłów Kindze Arayi nie brakuje. Ponieważ jednak ciągle jeszcze jest artystką na dorobku, istotną przeszkodą w realizacji bardziej rozbudowanych pomysłów stają się dla niej kwestie finansowe i warsztatowe. Artystka nie ma na dzień dzisiejszy możliwości technicznych odlewania, spawania czy konstruowania u siebie w mieszkaniu dużych i średnich elementów metalowych, szklanych lub plastikowych wchodzących w skład projektowanych performance. Musi korzystać z pomocy techników i rzemieślników, co wymaga określonych nakładów finansowych, a więc wsparcia i pomocy ze strony potencjalnych sponsorów. Na szczęście jak na razie młody wiek Kingi (niewiele ponad 30 lat), a zwłaszcza jej ogromna witalność, chęć wybicia się ponad przeciętność, poparte dużym talentem i pracowitością, pozwalają jej pokonywać z powodzeniem liczne przeszkody.

Na plus uprawianej przez artystkę sztuce należy również zaliczyć jej polskie korzenie i bogactwo – mimo zaledwie sześcioletniej pracy twórczej – wewnętrznych przeżyć. Tak naprawdę w każdym z pokazanych w Galerii Białej performance kołacze mniej lub bardziej czytelne echo spraw, którymi żyła kilkanaście lat temu, które towarzyszyły Kindze najpierw gdy była małą dziewczynką, potem gdy uczęszczała na lekcje gry na skrzypcach, gdy musiała zostawać za karę w domu, gdy wreszcie podjęła studia z historii sztuki, które otworzyły jej oczy i wyobraźnię na kwestie artystyczne. Performance Kingi Arayi poruszają również problemy, z jakimi musi się spotkać i pokonać – aby żyć i tworzyć jak inni – obcokrajowiec przybywający do nowego kraju, całkowicie różnego pod każdym względem od dotychczasowej ojczyzny. To wszystko wyróżnia artystkę na chłonnym rynku artystycznym Kanady i pozwala jej zaistnieć w tłumie innych analogicznych twórców.

Charakterystyczna dla niej radość tworzenia, ucieczka przed zaszufladkowaniem, nieustająca praca nad pogłębieniem własnych środków wyrazu czynią z Kingi Arayi artystkę coraz ciekawszą, mającą coraz więcej do powiedzenia i przekazania innym. Już dzisiaj trudno o niej mówić jako o autorce wyłącznie klasycznych performance. Wydaje się, że choć tak chętnie korzysta ze starannie wyreżyserowanych znaków plastycznych i z video jako znaczącego nośnika informacji, to jednak sądzę, że coraz bardziej ciągnie ją do działań typowych dla nestora polskiego performance – Jerzego Beresia. Kinga Araya zaczyna odchodzić od kreowania określonej wizji, w której dużą rolę odgrywała dotychczas umowna scenografia, rozbudowane rekwizyty i dopiero na końcu ona sama jako główny – a zarazem anonimowy – odtwórca, na rzecz ożywiania, wzbogacania akcji własnym, coraz wyraźniej eksponowanym ciałem. Jej młoda, ładna twarz o regularnych rysach już dzisiaj pojawia się w niemal każdej akcji, w każdym dzianiu, wyłaniając się zza elementów dekoracyjnego sztafażu, a niewysoka, bardzo wyraziście ukształtowana sylwetka, silny tors i mocne nogi stają się ich nieodłącznym elementem. Stąd już być może tylko krok do pokory i prostoty z jaką Jerzy Bereś wykorzystuje swoje nagie, poorane przez czas i życie ciało jako najważniejszy element artystycznego dziania się, element istotny zarówno z punktu rzeźbiarskiego, malarskiego jak i przestrzennego. Może Kinga Araya także zdecyduje się zagrać odważniej i śmielej całą sobą, swoim ciałem, a nie tylko symbolami, gestami, pojedynczymi słowami i mało komunikatywnymi monologami.

Czekam na to z niecierpliwością i nadzieją, wierząc, że swoista podróż sentymentalna, jaką odbyła Kinga Araya do Lublina w październiku 2002 roku, po raz pierwszy od wyjazdu z Polski czternaście lat temu, zamieni się w znaczący etap w jej artystycznej karierze.

Galeria Akcentu