W poszukiwaniu straconego sensu
Zapiski mojego przyjaciela T.R. to druga książka w dorobku Wołodymyra Jaworskiego-Woldmura. Debiutanckie Półsenne kartki z Diamentowego Cesarstwa i Królestwa Ziemi Północnej 1, pisane przez autora przez kilkadziesiąt lat, ukazały się w Ukrainie w 2020 roku i w tym samym roku zostały wydane w polskim przekładzie autorstwa Bohdana Zadury nakładem Towarzystwa Galeria Literacka w Częstochowie. Kolejny tom prozy Jaworskiego pod względem formy nawiązuje do poprzedniego, jest jednak zupełnie odmienny, jeśli chodzi o poruszaną tematykę. W Zapiskach… ukazana została panorama współczesnej Ukrainy widziana oczami dość szczególnego autsajdera, który uzyskał wysoki status materialny i społeczny, by w pewnym momencie dobrowolnie z niego zrezygnować, opuścić kraj na dwa lata w poszukiwaniu czy to sensu, czy to nadrzędnej zasady kierującej ludzkim życiem (które autor czasem nazywa „skrytym teraz”), a wreszcie z poczuciem przegranej powrócić do ojczyzny. Tu, zamieszkawszy w Kijowie, oddaje się samotniczej kontemplacji rzeczywistości, wiodąc nędzne życie w maleńkim mieszkanku w jednym z obskurnych blokowisk.
Zapiski… mają formę opowiadań inspirowanych konkretnymi obrazami (w ukraińskim wydaniu w formie e-booka każdy z rozdziałów został opatrzony jakąś ilustracją lub fotografią). Tak jakby obrazy stanowiły punkt wyjścia dla sekwencji narracyjnych, przy czym prawie zawsze są one zrekapitulowane za pomocą puenty. Ten zabieg ma nie tylko (albo nie tyle) cel ilustracyjny – kryje się za nim głębsza myśl, powracająca wątpliwość dotycząca relacji między rozumem a światem. Widać to na przykładzie rozdziału 29, dla którego ilustrację stanowi obrazek z dwiema lalkami dostrzeżonymi gdzieś na wystawie w Belgii. Patrzący na nie narrator wpierw uznaje je za parę żywych dziewczyn, które wdrapały się nie wiadomo po co pod dach supermarketu, a gdy dostrzega swoją pomyłkę, wpada w przerażenie, wybiega ze sklepu i odnajduje spokój dopiero nad brzegiem rzeki Urt. Wyjaśnienie tej – rzec można: niestandardowej – reakcji stanowi puentę opowiadania: Od tamtej pory nie daje mi spokoju wielka zagadka – na czym polega to złudzenie, które powoduje, że mylimy żywe z martwym, i które zachęca nas, by nie widzieć nieprzemijalnego w zmiennym i przemijalnego w niezmiennym, zagadka, której dotychczas nie rozwiązałem.
Można by mnożyć przykłady takich zależności między ilustracjami i opowiadaniami. Wszystkie one (albo – by nie być aż tak kategorycznym – prawie wszystkie) prowadzą bohatera do zagadki „skrytego teraz”, niemożności powiązania obserwacji z przeżyciem.
Dodajmy, że w prozie Wołodymyra Jaworskiego nie brak też autoironii. Niczym u owych reżyserów, którzy dla zabawy obsadzają się w epizodycznych rolach we własnych filmach, niektóre z zapisków w oczywisty sposób zawierają groteskowy portret samego autora. Postać dziwaka, wywołującego u mieszkańców wioski strach i zarazem politowanie, to najwyraźniej ukazana w krzywym zwierciadle postać samego pisarza.
Życie głównego bohatera Zapisków mojego przyjaciela T.R. obserwujemy nie w linearnym porządku czasowym, ale poprzez nawroty, przypomnienia, reminiscencje. Warto jednak zauważyć, że mimo tego bieg zdarzeń odtwarzany jest bezbłędnie w najdrobniejszych szczegółach. Czytelnikowi z pewnością przyjemność sprawi odkrywanie kolejnych uzupełniających się detali, a jednocześnie spójność powieściowego świata świadczy o pewności ręki autora prowadzącego narrację. Zresztą ten nielinearny sposób konstruowania opowieści autor zastosował już z sukcesem w poprzedniej książce.
Bohater powieści okazuje się bystrym i przenikliwym obserwatorem codzienności w różnych jej aspektach. Struktura utworu, oparta na obrazkach-zapiskach, sprzyja takim obserwacjom. Mamy tu pełną „komedię ludzką” – całość spajają nieustanne próby uchwycenia sensu życia, biegu jego zmienności odkrywanej w zaskakujących niekiedy sytuacjach. Sens jest tajemnicą – „sekretnym teraz” objawiającym się w nieoczekiwanych chwilach i umykającym, gdy tylko myśl próbuje go przyszpilić. W wyjeździe bohatera w góry Peru chodzi nie tyle o ucieczkę, ile o próbę uczuciowej sublimacji w warunkach całkowitego odosobnienia. I choć zdarzają się chwile, gdy Tychon wyczuwa bliskość „tajemnicy istnienia” (jeśli „sekretne teraz” spróbować oddać w terminologii Witkacego), to jednak błysk refleksji niweczy cały wysiłek. Prawdą jest nie to, co pomyślane, ale to, co przeżyte z pominięciem myślenia. Tak oto wyprawa zamienia się w porażkę, na dodatek zupełnie bezsensowną – bo przeżywać, nie myśląc, można gdziekolwiek, niekoniecznie na drugim końcu świata.
Tym, co według autora trwa nieodmiennie, nie podlega spekulacji ani niepewności, jest przyroda – majestatyczny Dniepr, który jak opoka opiera się upływowi czasu bez względu na ludzką krzątaninę i zmienność planów. To również fauna i flora połączona z ludźmi niewidzialnymi nitkami: raz drzewa i krzewy kijowskich parków i ogrodów, innym razem zwierzęta – tchórz, stary pies.
Książką, która najmocniej narzucała mi się w trakcie czytania Zapisków…, jest Na wspak J.-K. Huysmansa. To powieść o utrwalonej pozycji w hierarchii literatury światowej, kulturowy wzorzec dla nurtu, który możemy nazwać „nurtem utraconego sensu”. Nawiązania do niej wprost znalazły wyraz w Uległości Michela Houellebecqa, a nie wprost odbijają się właśnie w Zapiskach mojego przyjaciela T.R.
Przypomnijmy, że bohater Na wspak, książę des Esseintes, dziecko schyłkowej kultury Zachodu, oddaje się wyrafinowanym lekturom, przewrotnym rozmyślaniom i bezproduktywnym orgiom. Ma przy tym nieodparte poczucie, że spada w przepaść niezaspokojenia. W chwili rozpaczy, w nadziei na odrodzenie i odnalezienie sensu autor pozostawia go na rozdrożu. Został postawiony wobec wyboru nie do pozazdroszczenia – lufa pistoletu albo stopy krzyża. Wybiera stopy krzyża i – tak jak jego twórca, który w kolejnych powieściach daje dowód powrotu na łono Kościoła – zostaje dzięki wierze wybawiony od zguby. Jego późny potomek, bohater Uległości, próbuje raz jeszcze tej samej drogi, nie tylko w sensie mistycznym, ale i fizycznym – odwiedza te same klasztory co bohater kolejnej powieści Huysmansa, zatytułowanej W drodze, odbywa tę samą pielgrzymkę, ale furtka do nawrócenia jest już zamknięta, pozostaje mu głuchy, obezwładniający bezsens każdego mijającego dnia.
Nie od rzeczy będzie też zauważyć pewną skłonność ukraińskiego pisarza do rezonowania, którą zresztą dzieli ze swym francuskim poprzednikiem. O ile jednak Huysmans całe stronice poświęca francuskiej poezji religijnej i laickiej, malarstwu i sztuce gotowania, o tyle u Jaworskiego natkniemy się na drobiazgowe analizy świata kwiatów, roślinności, ptactwa i nurtu Dniepru. Autor Na wspak nie byłby zadowolony – nie znosił przyrody i daremnie szukać jej opisów w jego dziele. Ale prozie Jaworskiego owe opisy dodają malowniczości, melancholijności, a jednocześnie pozwalają zachować dystans wobec męczących czasem przeżyć wewnętrznych.
Nie wiem, czy Jaworski znał dzieło J.K. Huysmansa (nie mogę tego wykluczyć), jednak droga Tychona Rożawskiego, choć nie wiedzie przez upalne południe Francji, kończy się podobnie – pytaniem: „po co to wszystko?”, które zamyka Zapiski…
Nietrudno byłoby wskazać innych literackich poszukiwaczy straconego sensu – Harry’ego Hallera z Wilka Stepowego Hermana Hessego, Horacja Oliveirę z Gry w klasy Julia Cortázara i wielu jeszcze nieustraszonych podróżników. Powrót Tychona Rożawskiego do Kijowa po nieudanej eskapadzie w góry Zachodniej Kordyliery i jego peregrynacje ulicami, zaułkami, w czasie i przestrzeni, przypominają tamte podróże do źródeł. I tak jak one pozostawiają poczucie niespełnienia, gorzkiej porażki, bólu istnienia. To do tych wędrowców po meandrach egzystencji inny jeszcze Francuz zwrócił się tymi oto słowami:
Gdzie jesteś o mój przyjacielu
co tak umiałeś zapaść w siebie
że tylko przepaść pozostała
w którą samotnie się rzuciłem
aż po bezbarwne głębokości
Zgodnie z adnotacjami zamieszczanymi pod każdym z zapisków książka powstawała w latach 2018-2021. Zatem jeszcze przed wybuchem pełnoskalowej wojny, która rozpoczęła się niesprowokowaną napaścią Rosji na sąsiedni kraj 24 lutego 2022 roku. Znajdujemy tu jednak echa wydarzeń z okresu wcześniejszego, po rosyjskiej aneksji Krymu i Donbasu w 2014 roku. Ktoś ginie w trakcie walk na wschodzie Ukrainy, ktoś w ich wyniku stracił kogoś bliskiego. Książka w pewnym stopniu odzwierciedla nastrój zagrożenia i niepewności w obliczu agresji potężnego sąsiada. Teza ta znajduje potwierdzenie w tym, z czego zwierzył się autor w trakcie rozmów z tłumaczem: od lutego 2022 roku nie napisał nawet jednej linijki nowej prozy. Jak twierdzi, nie jest w stanie wobec tego, co się wydarzyło.
Poprzednia książka Wołodymyra Jaworskiego-Woldmura może być traktowana jak profetyczna wizja wojny, która nastąpi i nie będzie trwała bez końca. Półsenne kartki z Diamentowego Cesarstwa i Królestwa Ziemi Północnej – choć utrzymane w konwencji fantastyki, z akcją przeniesioną w nieokreśloną, odległą przyszłość – czytane po wybuchu wojny zyskują nieoczekiwaną aktualność.
Zapiski mojego przyjaciela T.R. również mogą być odczytywane jako świadectwo czasów niepewności, niemożności odnalezienia sensu w przytłaczającej rzeczywistości okresu pomiędzy pierwszym zbrojnym wystąpieniem Rosji przeciw Ukrainie w 2014 roku a przerażającą, totalną wojną trwającą od 2022 roku.
Bogdan Knop
- Na łamach „Akcentu” o pierwszej książce Wołodymyra Jaworskiego-Woldmura pisał Rafał Szczerbakiewicz w tekście Realistyczno-fantastyczne listy z Ukrainy (zob. „Akcent”, 2022, nr 3). ↩︎