Dziel i rządź, czyli przychodzi baba do Poety
Czytelnicy zdążyli już chyba przywyknąć do tematu poezji i twórczości artystycznej jako wątku szczególnie ważkiego dla Tadeusza Różewicza. Wiersze to jednak nie (tylko) – jak donosi podmiot wyprzedaży w firmie TADZIO – krzesła w moim „salonie poezji” / [które] mają cztery nogi i oparcie / można na nich czekać / na sąd ostateczny albo czytać tego czy owego autora. O ile projekt światopoglądu wpisany w poezję twórcy Szarej strefy może czasami prowokować, jako niedostatecznie konsekwentny, zbijać czytającego z tropu pozornymi czy faktycznymi sprzecznościami, o tyle Różewiczowska filozofia języka poetyckiego wydaje się przecież filozofią totalną, bezkompromisową i spójną. Poezja (u) Różewicza nie jest jedynie artystycznym mówieniem, służy poznawaniu – obserwacji i analizie – rzeczywistości, jest sposobem oraz wymiarem bycia w świecie i bycia wobec świata. Język poetycki świadczy o nieufności, z jaką jego użytkownik odnosi się do skostniałych konstrukcji myślowych, nieświadomie adaptowanych i biernie rozpowszechnianych struktur werbalnych. Rzeczywistość widziana bynajmniej nie staje się światem opisywanym; to raczej świat nazywany przez mówiącego okazuje się rzeczywistością przezeń dostrzeżoną. Pisanie – mowa poetycka – to doświadczenie egzystencjalne.
Jako takie musi zostać przekroczone, przezwyciężone, by nie straciło na wartości – by zachowało swą aktualność. W trzeciej części poematu Credo (opatrzonej tytułem: III. poszukiwacze złota piękna i prawdy) Różewicz pisze: największą prawdą XXI wieku / i największą tajemnicą jest TO / że nie ma prawdy / prawdziwy świat / został skradziony ludziom / i bogom / na to miejsce Książę tego świata / podsunął ostatnim ludziom / świat fałszywy / ociekający złotem krwią ropą // w takim świecie / zostałem poszukiwaczem poezji // wierzyłem / że jestem poszukiwaczem prawdy / i piękna. Poeta bardziej przekonująco wciela się tu w rolę moralisty niż pragnącego zachować obiektywizm obserwatora. Wprawdzie brak trwałego fundamentu, na którym mógłby się oprzeć świat humanistycznych wartości, nie stanowi jeszcze powodu do załamywania rąk; świat bez prawdy, brak prawd uniwersalnych i absolutnych, nie musi wzbudzać lęku u humanisty znającego rozważania Nietzschego, Heideggera czy Sartre’a. Projekt człowieka odpowiedzialnego za siebie i samodzielnego, obdarzonego przywilejem wybierania i zmuszonego do podejmowania wyborów – byłby może najistotniejszym osiągnięciem filozofii inspirowanej „największą prawdy XXI wieku”. Byłby nim – gdyby nie powiązanie pojęcia prawdy ze „światem prawdziwym” i skonfrontowanie tego ostatniego z „fałszywym światem” obecnego stulecia. Miejsce, jakie w życiu społecznym i życiu jednostki zajmowała prawda, miałby przejąć fałsz. Tym razem brak mocno ugruntowanej prawdy nie oznacza poszerzenia wolności, lecz ubezwłasnowolnienie, opresję, manipulację. Różewicz występuje jako moralista, choć i w tej roli nie czuje się w pełni komfortowo: Różewiczowskie „TO” (oczywista aluzja do przedostatniego tomu wierszy Miłosza), ironiczne, może nawet nieco prześmiewcze, wydaje się polemiką z autorem Drugiej przestrzeni.
Aktowi (procesowi?) kreacji „świata fałszywego” towarzyszy stwarzanie ludzi – nie pierwszych, ale ostatnich. Wśród tych „ostatnich ludzi”, w czasach kolejnego otwarcia (początek stulecia), które jest przede wszystkim – którym z kolei? – zamknięciem pewnej epoki, podmiot poematu, właściwie Tadeusz Różewicz, decyduje się podjąć poszukiwania. Zostałem poszukiwaczem poezji. Niedawno? Raczej: po raz kolejny, potwierdziłem tylko wcześniej dokonany wybór. Wszak jestem poszukiwaczem poezji / od roku 1938. By wykroczyć poza siebie – by siebie na nowo odszukać, należało raz jeszcze przyjrzeć się własnym działaniom. Kiedyś wierzyłem, że poszukując poezji, szukam tego, co mógłbym nazwać prawdą i pięknem. Lecz: wcześnie (za wcześnie?) zrozumiałem / to czego nie chcieli zrozumieć / poeci kapłani // poszukiwacz poezji nigdy / nie był poszukiwaczem „prawdy” / był poszukiwaczem „piękna” / a piękno z prawdą stanowią / niedobraną parę / przecież „prawda” może być / brzydka odrażająca kaleka / (…) / gramatyka poezji / to gramatyka milczenia i braku / (…) // okrwawiona ślepa poezja / zaczyna mówić. Moralista ustępuje miejsca artyście i filozofowi. Zwłaszcza filozofowi.
W oczywistym rozróżnieniu piękna i prawdy łatwo rozpoznać rezygnację z moralistyki. By zostać moralistą należy być depozytariuszem tego, co prawdziwe. Żeby być filozofem wystarczy starać się rozumieć swoją rzeczywistość i własną w niej obecność. Poezja i poeta nie są stworzeni do dźwigania ciężaru prawdy. Poezja, język poetycki Różewicza mają swoją gramatykę oraz – co ważniejsze – fizjologię. Istnieją i funkcjonują jak ciało: reagują na ból („okrwawiona, ślepa…”), stają się dolegliwe wtedy, gdy milczymy; nawet wpisane w poezję egzystencjalne poczucie (doświadczenie) braku zawdzięczamy fizyczności. Twórczość artystyczna (a może wszelkie twórcze działanie człowieka) to egzystencja, przekraczanie, stale ponawiane próby: pochylony nad mętną / gnuśną pełną odchodów / rzeką życia / próbuję. W innych okolicznościach historycznych – nawiązując do innych filozoficznych kontekstów – Leopold Staff rozpoczynał niegdyś budowę domu od dymu z komina; Tadeusz Różewicz nieustannie rozpoczyna, powtarza gest inicjacji, lecz w jego świecie nie ma już znaczenia to, gdzie (skąd) się rozpoczyna. Od końca, od początku, od środka. zaczynam od początku / zaczynam jeszcze raz / zaczynam od końca. Powtórzenie nie jest możliwe. Podobnie niewykonalne byłoby zresztą zignorowanie własnych doświadczeń. Można (i trzeba) podjąć próbę przekroczenia siebie, zbudowania siebie po raz kolejny.
Filozof i teoretyk sztuki z poematu Credo niestety nijak ma się do Różewicza z kilku mniej udanych wierszy i wierszyków w Kup kota w worku (work in progress). Ot, taki „normalny poeta”, już nic z filozofa (wstaję o szóstej rano / idę do łazienki / itakdalej / (…) / przez chwilę myślę o śmierci / poprawiam jakiś wiersz / potem zanurzam się / w życiu) – jegomość, który nieźle przyswoił zasadę „dziel i rządź”, momentami niedyskretny, biegły w scenicznych arkanach tyran i megaloman: przed zaśnięciem czytam / różne miesięczniki dwu- / miesięczniki kwartalniki / artystyczne literackie / i widzę (ze zdziwieniem) / że wiersze moich znakomitych / kolegów (i koleżanek) / stają się powoli podobne / do moich wierszy / a moje stare wiersze / są podobne do / ich nowych wierszy. Prostodusznie chciałoby się dopowiedzieć, że Sendecki, Jaworski, Foks i przynajmniej paru innych (już od dawna nieanonimowych) poetów polskich młodszych pokoleń, równie wyjątkowo jak autor Płaskorzeźby – jeśli nie rzadziej – korzystających z gościnności periodyków literackich, wykształciło dykcje poetyckie zupełnie niepokrewne różewiczowskiej.
mam dużo wierszy w szufladzie / mam różne wiersze na składzie – reklamuje się firma TADZIO (wyprzedaż w firmie TADZIO). „Mariola weszła / usiadła wstała przeszła / wyszła / ja leżałem milczałem / nie wstałem / (…) / Ola zajrzała / ale nie weszła nie wyszła / choć przyszła / spuściła wodę / (…) – czytamy w wierszu wyszła i przeszła (z podtytułem: wzór do naśladowania). Z worka dobiega głośne miauczenie. Utwór ten, umieszczony Zamiast wstępu na samym początku książki, wolę odczytywać – może zupełnie opacznie – jako celowe ostrzeżenie i zapowiedź niespełnionej obietnicy. Niekiedy wiersze (i niewiersze) z Kota… więcej obiecują niż faktycznie dają. Mariola weszła, Ola zajrzała. Jarek / (…) jest poetą wibratorem / ale pieprzy poezję. W porządku. Ale Baśka to przynajmniej miała fajny biust…
Tadeusz Różewicz: Kup kota w worku (work in progress). Biuro Literackie, Wrocław 2008, ss. 106+6 nlb.