Przejdź do treści
Dostosuj preferencje dotyczące zgody

Używamy plików cookie, aby pomóc użytkownikom w sprawnej nawigacji i wykonywaniu określonych funkcji. Szczegółowe informacje na temat wszystkich plików cookie odpowiadających poszczególnym kategoriom zgody znajdują się poniżej.

Pliki cookie sklasyfikowane jako „niezbędne” są przechowywane w przeglądarce użytkownika, ponieważ są niezbędne do włączenia podstawowych funkcji witryny.... 

Zawsze aktywne

Niezbędne pliki cookie mają kluczowe znaczenie dla podstawowych funkcji witryny i witryna nie będzie działać w zamierzony sposób bez nich.Te pliki cookie nie przechowują żadnych danych umożliwiających identyfikację osoby.

Brak plików cookie do wyświetlenia.

Funkcjonalne pliki cookie pomagają wykonywać pewne funkcje, takie jak udostępnianie zawartości witryny na platformach mediów społecznościowych, zbieranie informacji zwrotnych i inne funkcje stron trzecich.

Brak plików cookie do wyświetlenia.

Analityczne pliki cookie służą do zrozumienia, w jaki sposób użytkownicy wchodzą w interakcję z witryną. Te pliki cookie pomagają dostarczać informacje o metrykach liczby odwiedzających, współczynniku odrzuceń, źródle ruchu itp.

Brak plików cookie do wyświetlenia.

Wydajnościowe pliki cookie służą do zrozumienia i analizy kluczowych wskaźników wydajności witryny, co pomaga zapewnić lepsze wrażenia użytkownika dla odwiedzających.

Brak plików cookie do wyświetlenia.

Reklamowe pliki cookie służą do dostarczania użytkownikom spersonalizowanych reklam w oparciu o strony, które odwiedzili wcześniej, oraz do analizowania skuteczności kampanii reklamowej.

Brak plików cookie do wyświetlenia.

Grzegorz Józefczuk. Stach z Warty i jego biograf

Spis treści numeru 2/2008

Stach z Warty i jego biograf

 

Kto bywa w Kazimierzu Dolnym i przemieszcza się niekiedy poza Rynek, musiał – jeżeli szedł w stronę Mięćmierza – po minięciu kamieniołomu i przeprawy przez Wisłę, wejść na górę zwaną Górą Wapienną, Albrechtówką lub Albrychtówką – od nazwiska budowniczego willi, która tam stała, inżyniera Jana Albrychta. Tenże właściciel fabryki betonu w Puławach i kazimierskiego kamieniołomu rozpoczął budowę domu na przełomie pierwszego i drugiego dziesięciolecia XX wieku. Niebawem zmarł, a od wdowy po nim posiadłość zakupił w 1924 roku artysta rzeźbiarz Stanisław Szukalski, który właśnie wrócił do Polski po sukcesach odniesionych w Ameryce. Na willę mówiono, że jest elektryczna; miała też mechaniczną windę między kuchnią i jadalnią oraz wodociąg na kierat. Lecz dziś nie tylko po kranach i windzie, ale i po dachu, podłogach oraz stropach nie ma śladu i nikt nie jest w stanie odtworzyć, jak wyglądała jej elewacja. Szukalski nie zagrzał tu długo miejsca, choć co najmniej kilka razy przyjeżdżał jeszcze do Kazimierza. W 1939 roku przeniósł się do Ameryki i już do kraju – rozczarowany, zdeterminowany i osamotniony – nie wrócił. Przez lata nic o nim w Polsce nie pisano (nie mówiąc o wystawianiu), willą opiekowano się coraz słabiej i słabiej, a w końcu w ogóle. Teraz jest zupełną ruiną, a kto nie zna jej historii, przystając przy „romantycznym zakątku”, nigdy jej z Szukalskim nie skojarzy.
Ktoś jednak w Kazimierzu jeszcze pamięta, że pani Szukalska, czyli Helen Louise Walker, pierwsza żona artysty, córka zamożnego adwokata chicagowskiego, zakładała cygańskie spódnice i chodziła boso…
Los willi symbolizuje do pewnego stopnia to, co stało się z pamięcią o Szukalskim i z jego oryginalnym dorobkiem twórczym – rozkradzionym lub zniszczonym. A był to człowiek tak niezwykły, że potrafił wokół siebie niezmiennie skupiać uwagę innych. Przyciągał jak magnes grono młodych artystów-buntowników i do tego kreował bezsprzecznie największe skandale artystyczno-towarzyskie czasów międzywojennych. Jeżeli w tej materii szukać kogoś drugiego równie aktywnego, to na myśl przychodzi chyba jedynie Witkacy, którego potomni cenią w równym stopniu za sztukę jak i za „szaleństwa”.
Monografia Lechosława Lameńskiego zmienia raz na zawsze ten stan rzeczy – jest pomnikiem wystawionym Stachowi z Warty. Profesor Lameński przed ponad 30 laty napisał na KUL-u pracę magisterską o Szukalskim (u prof. Andrzeja Ryszkiewicza) i od tego czasu systematycznie temat ten – jak się okazało i jak sam mówi „temat życia” – pogłębiał. Obecnie dostajemy do rąk książkę podsumowującą ten trud, ukazującą się równo 20 lat po śmierci tego, komu jest poświęcona. Trzeba wypowiedzieć ostrzeżenie: po Lameńskim niech nikt już się za Szukalskiego nie bierze. Chociaż autor uczciwie przyznaje, że dzieło i życie artysty nadal pełne jest tajemnic i niejasności, z których wiele być może nigdy nie zostanie wyjaśnionych lub rozwianych.
Stach z Warty Szukalski i Szczep Rogate Serce to dzieło naukowe, ale naukowe inaczej niż można się spodziewać. Po pierwsze, czyta się je znakomicie: autor daleki jest od ciężkiego grepsu znawców sztuk plastycznych, zgrabnie i czytelnie prowadzi czytelnika w meandry dyskusji estetycznych i ideowych oraz starć artystycznych i światopoglądowych, w które zaangażowany był Szukalski. Precyzyjnie, ciekawie i zrozumiale opisuje jego projekty artystyczne, z biografii artysty tworzy fascynującą opowieść. Dysponuje stylem spajającym wymogi naukowości z publicystyką i pod tym względem wydaje się wzorem, o czym zresztą czytelnicy „Akcentu” wiedzą od lat.
Pełno tu, jak przystało na książkę naukową, przypisów – i to drugi wart podkreślenia szczegół. Bo w przypisach autor potwierdza, że zweryfikował wszystkie, nawet te mniej zdawałoby się ważne i pochodzące z drugiej ręki, źródła. Do wielu z nich dotarł zresztą jako pierwszy. Stara się ponadto ocenić wiarygodność pewnych wypowiedzi samego Szukalskiego. Zatem za książką stoi wielka kwerenda, drobiazgowa robota, szczególnie cenna teraz, kiedy młodzi pretendenci do biegłości w czymkolwiek kwerendują głównie w google. Ponadto, w przypisach odnajdujemy smakowite i zaskakujące dla czytelnika detale, z których szerszego przywołania autor dla zachowania spójności i klarowności książki zrezygnował, zaledwie je sygnalizując. A mógłby – zapewne jednak kosztem dobrze rozumianego kanonu naukowości humanistycznej – zrobić „skok w bok” i wykorzystać na przykład kilka sensacyjnych epizodów z biografii Szukalskiego, rozdmuchać je i zwrócić tym samym uwagę szerokiego kręgu spragnionych ciekawostek czytelników. Tak nie robi i dlatego zaledwie w jednym zdaniu podaje, że aktor Leonardo Di Caprio (i oczywiście jego ojciec), gdy był jeszcze dzieckiem, poznał Szukalskiego i do dziś jest nim zafascynowany. Dlatego rodzina Di Caprio sponsorowała wystawę poświęconą artyście, która odbyła się na przełomie 2000/2001 roku w The Laguna Art Museum w Laguna Beach między San Diego a Los Angeles. Swoją drogą, życie Szukalskiego to wymarzony scenariusz wielkiej produkcji hollywoodzkiej.
Aby przedstawić choć odrobinę kontrowersje, jakie budził Stanisław Szukalski i jego twórczość, przywołajmy pewien epizod. Chodzi o ogłoszony w 1925 roku konkurs na pomnik Adama Mickiewicza w Wilnie, który miał być ustawiony na Placu Ratuszowym (nadesłano aż 67 projektów). Kiedy komisja pod przewodnictwem gen. Lucjana Żeligowskiego otworzyła kopertę z nazwiskiem laureata pierwszej nagrody, noszącą godło „Topór”, okazało się, że zwycięzcą jest Szukalski, natenczas rzeźbiarz z Paryża, artysta zaledwie 32-letni. Sąd konkursowy napisał w uzasadnieniu, że praca przewyższa uderzająco wszystkie nadesłane projekty pod każdym względem. Ujmuje najgłębiej w wysoce artystycznym, plastycznym ujęciu z siłą i potęgą wyrazu istotę indywidualności i twórczości Mickiewicza, wnosi świeżość myśli i inwencji plastycznej i uderza wybitną rytmiką oryginalnej architektury. (…) Pewna egzotyczność formy leżąca w intencjach artystycznych dzieła nie powinna w tym wypadku być przeszkodą w realizacji projektu wobec wymienionych niezwykłych wartości dzieła.
Szukalski przedstawił poetę nagiego, usadowionego na cokole przypominającym piramidę schodkową, karmiącego orła krwią z serca. Formy i bryły przecinały się, a rozmaite, starannie wypracowane detale tworzyły skomplikowaną narrację, miały swe głębokie – w przekonaniu autora – konteksty symboliczne. Choć niekoniecznie dawały się one odczytać na pierwszy rzut oka, niemniej całość imponowała wizją oraz jej dopracowaniem, energią i siłą oddziaływania. Rozgorzała ostra dyskusja. Czytelnik „Expressu Wileńskiego” pisał: Na pomniku siedzi obdarty z szat i skóry człek, w plecy pazurami wbił mu się wampir, potworną szyję wsunął golasowi pod pachę, dziób wbił mu w serce i żłopie krew. Cierpiętnik krzywi się nieludzko…. Helena Romer w „Przeglądzie Wileńskim” szydziła, że to preparat anatomiczny, przypominający hindusko-meksykańskie bóstwo i woskowe figury z panopticum, przedstawiające średniowieczne tortury. Jakiś czytelnik pomstował: gołego Mickiewicza nikt jeszcze za życia Jego i po śmierci nie widział i widzieć nie żąda. Jeżeli rzeźbiarz znajdywał zwolenników, to przede wszystkim w kręgu ludzi kultury i sztuki. Stanisław Matusiak, profesor z Uniwersytetu Batorego, czytał pomnik jako „wyrafinowane przemyślenia dzieła Mickiewiczowskiego”, a w Szukalskim widział „współczesnego plastyka-intelektualistę”. A poznański literat Artur Górski o głowie wieszcza z projektu Szukalskiego stwierdził: Tak, to jest Mickiewicz, po raz pierwszy naprawdę Mickiewicz. Potęga geniuszu i ofiary. Tezeusz chrześcijański.
Ostatecznie pomnika według projektu Stacha z Warty nie zrealizowano, zresztą jak i większości jego pomysłów. Zaś co do wieszcza, z czasem okazało się, że Mickiewicz miał w Wilnie wyjątkowego pecha. Awantur o jego pomniki było bowiem co nie miara i dopiero w 1984 stanął niezbyt udany monument, dłuta litewskiego rzeźbiarza Gediminasa Jokubonisa.
Książka Lechosława Lameńskiego prezentuje dzieło Stanisława Szukalskiego na szerokim planie jego biografii i panoramy artystyczno-społecznej szczególnie okresu międzywojennego. Rozdział pierwszy, Stach z Warty – biografia jest rodzajem życiorysu krytycznego lubiącego konfabulować rzeźbiarza, który nawet datę urodzin podawał nieprawdziwą. Drugi rozdział – Szczep Rogate Serce – dzieje grupy opowiada o sformułowanej przez Szukalskiego koncepcji i praktyce samoorganizowania się młodych artystów, którzy drogę dla wyrażenia własnego buntu, własnej inności i poszukiwań twórczych widzieli w ostrych wystąpieniach Stacha z Warty przeciw systemowi nauczania akademickiego i monopolizacji poglądów na to, czym jest sztuka, czyli przeciw – jakbyśmy to dziś powiedzieli – korporacyjnemu charakterowi akademii i zawodu artysty. Pomijając względy artystyczne i typowe dla młodych, buntowniczych formacji artystycznych pragnienie wspólnych działań (dyskusje i wystawy), Szukalski proponował tworzenie systemów silnej i wyrazistej identyfikacji grupowej, obejmującej wiele aspektów społecznego wizerunku – nawet specjalny ubiór. Buntownicy szukają zawsze przywódców, a Szukalski, obdarzony silną i nie znoszącą sprzeciwu osobowością, bardzo się do tej roli nadawał. Trzeci rozdział to O „Twórcowni” słów kilka, czyli sztuka i edukacja artystyczna według Stacha z Warty Szukalskiego, czwarty – „Krak”, „Krak”, „Krak” i jeszcze raz „Krak” – przypomina historię organu prasowego Szczepu. Na swej stronie tytułowej „Krak” umieszczał dwie frazy wyjaśniające charakter pisma: „miłować walczyć” i „narzędzie walki o wyzwolenie i przerodzenie się polskiej kultury”.
Piąty rozdział zatytułowany jest Zermatyzm i macimowa, czyli rozważania lingwistyczno-antropologiczne Szukalskiego. Około 25 tysięcy tekstowo-graficznych stronic, zawierających przemyślenia Szukalskiego, stanowi rzecz wyjątkową i nie daje się jednoznacznie sklasyfikować, chyba że przez prostą redukcję do tezy, że popadł on w stan choroby umysłowej albo też stworzył z poważną miną całkowicie zaskakującą science fiction. Uważał bowiem, że źródłem wszystkich języków świata – ową starożytną „macimową” – jest archaiczna gwara polska, a Polska jest kolebką cywilizacji po Wielkim Potopie itd. Rozdział szósty, Stach z Warty Szukalski – rzeźbiarz, projektant i rysownik, to zwarta prezentacja dzieła artysty (w Polsce znajduje się tylko kilka jego prac!), a kończący książkę rozdział siódmy – analiza „twórczości szukalczyków”.
Lechosław Lameński przyjął prostą, ale w istocie niezwykle trudną do zrealizowania zasadę, wyrażającą się w pozornie banalnych przeciwstawieniach: oddzielić ziarno od plew, sztukę od biografii. Zabieg ten nie jest sztucznym preparowaniem fenomenu artysty, lecz oczyszczeniem go z tego, co percepcję sztuki może zakłócać czy nawet zafałszowywać. Wprawdzie biografia jest niezbywalnym kontekstem sztuki, niemniej trzeba umieć te dwie rzeczywistości oddzielać, a i samą biografię rozwarstwić na wiele płaszczyzn – tak wydaje się ją budować sam człowiek, los oraz inni. Szukalski, który dorastał poza krajem, nie miał solidnego wykształcenia ogólnego i nie gustował w czytaniu literatury, swojej twórczości przypisywał wielką, jeżeli nie największą misję: zbawienia (czyli wyzwolenia) zarówno sztuki, jak i Polski z okowów niemocy i obcych uzależnień. Nie mając podstaw teoretycznych, nie mogąc sięgnąć do ugruntowanych kodów kultury – tworzył je i rozbudowywał sam i po swojemu. Jednakże, aby ustanowić nowy porządek, który w jego mniemaniu był powrotem do porządku zapomnianego, praświata Słowian (kolebki cywilizacji), często popadał w radykalizm i totalitaryzm. Dlatego publiczne wystąpienia, niewybredne ataki personalne i buńczuczne wezwania do budowy nowego-starego porządku kultury i państwa, z czasem obudziły sprzeciw intelektualistów bardzo różnych opcji, szczególnie kiedy nabierały cech nacjonalizmu i faszyzmu, który rzucał już wtedy swój cień z Niemiec na Polskę. Kiedy wyjechał w 1939 roku, od Polski odizolował się całkowicie; stał się jej radykalnym krytykiem. Trzeba zauważyć, że o jego niechęci w kraju pamiętano bardzo długo, podkreślano, że jest człowiekiem, dla którego autorytet jest wyzwaniem do walki. Kiedy w 1978 roku w Towarzystwie Zachęty Sztuk Pięknych w Warszawie grono dobrze myślących o jego sztuce osób przygotowało wreszcie przypominającą go wystawę, nie pozwolono na odtworzenie podczas wernisażu taśmy nadesłanej przez Szukalskiego ze słowem do publiczności (może jeszcze pamiętano, że jego tekst z katalogu do wystawy w Instytucie Propagandy Sztuki w maju 1936 był tak szokujący, że katalog… spalono).
Profesor Lameński skupia się na sztuce, zaś całą otoczkę – tak kiedyś dominującą i atrakcyjną również teraz, z dystansu czasu – słusznie umiejscawia raczej na drugim planie, pozostawiając czytelnikowi duże pole interpretacji. Ponadto, jest autorem monografii historycznej, a nie z zakresu teorii sztuki, jej filozofii, psychoanalizy czy procesu kreacji artystycznej, więc stara nie wgłębiać się – chociaż zapewne byłoby to frapujące – w próby hermeneutyki sensów dzieł Szukalskiego. Po prostu porządkuje przestrzeń kulturową i osobistą artysty, dzięki czemu jaśniejszymi stają się osie sporów i kontrowersji, w jakie twórca angażował się lub był wikłany. Tym samym Lameński wskazuje, bez wchodzenia w szczegóły, jak ważne w istocie były pytania, które w swych kontrowersyjnych i budzących opór wystąpieniach formułował Szukalski, między innymi – o relacje sztuki polskiej i francuskiej, a ogólniej – europejskiej, o wtórność polskiej sztuki wobec francuskiej itd. Uogólniając, monografia o Szukalskim prowadzi do bezsprzecznie aktualnych pytań o rodowód polskiej kultury, jej korzenie i tożsamość oraz o jej przyszłość, co w dobie dzisiejszej staje się palącym zagadnieniem.
Ta świetna książka, mimo naukowego obiektywizmu, jest delikatnie nasycona nutą empatii, niewyrażaną wprost akceptacją i sympatią dla artysty, syna kowala, który swe prochy kazał rozsypać nad Wyspą Wielkanocną. Energia, jaka tkwi w jego pracach, bezgraniczne oddanie sztuce, bezkompromisowość, po wielokroć złożona osobowość (fascynujący przypadek połączenia genialności z chorobą) – to fenomen tak niewiarygodny, że powstaje wrażenie, iż wszyscy żyjemy w innym niż Stach z Warty świecie.

___________________________________________________________

Lechosław Lameński: Stach z Warty Szukalski i Szczep Rogate Serce. Wydawnictwo KUL, Lublin 2007, ss. 506+2 nlb.

Wpłać dowolną kwotę na działalność statutową.
"Akcent" jest czasopismem niezależnym. Wschodnia Fundacja Kultury -
współwydawca "Akcentu" utrzymuje się z ograniczonych dotacji
na projekty oraz dobrowolnych wpłat.
Więcej informacji w zakładce WFK Akcent.