Stach z Warty i jego biograf
Kto bywa w Kazimierzu Dolnym i przemieszcza się niekiedy poza Rynek, musiał – jeżeli szedł w stronę Mięćmierza – po minięciu kamieniołomu i przeprawy przez Wisłę, wejść na górę zwaną Górą Wapienną, Albrechtówką lub Albrychtówką – od nazwiska budowniczego willi, która tam stała, inżyniera Jana Albrychta. Tenże właściciel fabryki betonu w Puławach i kazimierskiego kamieniołomu rozpoczął budowę domu na przełomie pierwszego i drugiego dziesięciolecia XX wieku. Niebawem zmarł, a od wdowy po nim posiadłość zakupił w 1924 roku artysta rzeźbiarz Stanisław Szukalski, który właśnie wrócił do Polski po sukcesach odniesionych w Ameryce. Na willę mówiono, że jest elektryczna; miała też mechaniczną windę między kuchnią i jadalnią oraz wodociąg na kierat. Lecz dziś nie tylko po kranach i windzie, ale i po dachu, podłogach oraz stropach nie ma śladu i nikt nie jest w stanie odtworzyć, jak wyglądała jej elewacja. Szukalski nie zagrzał tu długo miejsca, choć co najmniej kilka razy przyjeżdżał jeszcze do Kazimierza. W 1939 roku przeniósł się do Ameryki i już do kraju – rozczarowany, zdeterminowany i osamotniony – nie wrócił. Przez lata nic o nim w Polsce nie pisano (nie mówiąc o wystawianiu), willą opiekowano się coraz słabiej i słabiej, a w końcu w ogóle. Teraz jest zupełną ruiną, a kto nie zna jej historii, przystając przy „romantycznym zakątku”, nigdy jej z Szukalskim nie skojarzy.
Ktoś jednak w Kazimierzu jeszcze pamięta, że pani Szukalska, czyli Helen Louise Walker, pierwsza żona artysty, córka zamożnego adwokata chicagowskiego, zakładała cygańskie spódnice i chodziła boso…
Los willi symbolizuje do pewnego stopnia to, co stało się z pamięcią o Szukalskim i z jego oryginalnym dorobkiem twórczym – rozkradzionym lub zniszczonym. A był to człowiek tak niezwykły, że potrafił wokół siebie niezmiennie skupiać uwagę innych. Przyciągał jak magnes grono młodych artystów-buntowników i do tego kreował bezsprzecznie największe skandale artystyczno-towarzyskie czasów międzywojennych. Jeżeli w tej materii szukać kogoś drugiego równie aktywnego, to na myśl przychodzi chyba jedynie Witkacy, którego potomni cenią w równym stopniu za sztukę jak i za „szaleństwa”.
Monografia Lechosława Lameńskiego zmienia raz na zawsze ten stan rzeczy – jest pomnikiem wystawionym Stachowi z Warty. Profesor Lameński przed ponad 30 laty napisał na KUL-u pracę magisterską o Szukalskim (u prof. Andrzeja Ryszkiewicza) i od tego czasu systematycznie temat ten – jak się okazało i jak sam mówi „temat życia” – pogłębiał. Obecnie dostajemy do rąk książkę podsumowującą ten trud, ukazującą się równo 20 lat po śmierci tego, komu jest poświęcona. Trzeba wypowiedzieć ostrzeżenie: po Lameńskim niech nikt już się za Szukalskiego nie bierze. Chociaż autor uczciwie przyznaje, że dzieło i życie artysty nadal pełne jest tajemnic i niejasności, z których wiele być może nigdy nie zostanie wyjaśnionych lub rozwianych.
Stach z Warty Szukalski i Szczep Rogate Serce to dzieło naukowe, ale naukowe inaczej niż można się spodziewać. Po pierwsze, czyta się je znakomicie: autor daleki jest od ciężkiego grepsu znawców sztuk plastycznych, zgrabnie i czytelnie prowadzi czytelnika w meandry dyskusji estetycznych i ideowych oraz starć artystycznych i światopoglądowych, w które zaangażowany był Szukalski. Precyzyjnie, ciekawie i zrozumiale opisuje jego projekty artystyczne, z biografii artysty tworzy fascynującą opowieść. Dysponuje stylem spajającym wymogi naukowości z publicystyką i pod tym względem wydaje się wzorem, o czym zresztą czytelnicy „Akcentu” wiedzą od lat.
Pełno tu, jak przystało na książkę naukową, przypisów – i to drugi wart podkreślenia szczegół. Bo w przypisach autor potwierdza, że zweryfikował wszystkie, nawet te mniej zdawałoby się ważne i pochodzące z drugiej ręki, źródła. Do wielu z nich dotarł zresztą jako pierwszy. Stara się ponadto ocenić wiarygodność pewnych wypowiedzi samego Szukalskiego. Zatem za książką stoi wielka kwerenda, drobiazgowa robota, szczególnie cenna teraz, kiedy młodzi pretendenci do biegłości w czymkolwiek kwerendują głównie w google. Ponadto, w przypisach odnajdujemy smakowite i zaskakujące dla czytelnika detale, z których szerszego przywołania autor dla zachowania spójności i klarowności książki zrezygnował, zaledwie je sygnalizując. A mógłby – zapewne jednak kosztem dobrze rozumianego kanonu naukowości humanistycznej – zrobić „skok w bok” i wykorzystać na przykład kilka sensacyjnych epizodów z biografii Szukalskiego, rozdmuchać je i zwrócić tym samym uwagę szerokiego kręgu spragnionych ciekawostek czytelników. Tak nie robi i dlatego zaledwie w jednym zdaniu podaje, że aktor Leonardo Di Caprio (i oczywiście jego ojciec), gdy był jeszcze dzieckiem, poznał Szukalskiego i do dziś jest nim zafascynowany. Dlatego rodzina Di Caprio sponsorowała wystawę poświęconą artyście, która odbyła się na przełomie 2000/2001 roku w The Laguna Art Museum w Laguna Beach między San Diego a Los Angeles. Swoją drogą, życie Szukalskiego to wymarzony scenariusz wielkiej produkcji hollywoodzkiej.
Aby przedstawić choć odrobinę kontrowersje, jakie budził Stanisław Szukalski i jego twórczość, przywołajmy pewien epizod. Chodzi o ogłoszony w 1925 roku konkurs na pomnik Adama Mickiewicza w Wilnie, który miał być ustawiony na Placu Ratuszowym (nadesłano aż 67 projektów). Kiedy komisja pod przewodnictwem gen. Lucjana Żeligowskiego otworzyła kopertę z nazwiskiem laureata pierwszej nagrody, noszącą godło „Topór”, okazało się, że zwycięzcą jest Szukalski, natenczas rzeźbiarz z Paryża, artysta zaledwie 32-letni. Sąd konkursowy napisał w uzasadnieniu, że praca przewyższa uderzająco wszystkie nadesłane projekty pod każdym względem. Ujmuje najgłębiej w wysoce artystycznym, plastycznym ujęciu z siłą i potęgą wyrazu istotę indywidualności i twórczości Mickiewicza, wnosi świeżość myśli i inwencji plastycznej i uderza wybitną rytmiką oryginalnej architektury. (…) Pewna egzotyczność formy leżąca w intencjach artystycznych dzieła nie powinna w tym wypadku być przeszkodą w realizacji projektu wobec wymienionych niezwykłych wartości dzieła.
Szukalski przedstawił poetę nagiego, usadowionego na cokole przypominającym piramidę schodkową, karmiącego orła krwią z serca. Formy i bryły przecinały się, a rozmaite, starannie wypracowane detale tworzyły skomplikowaną narrację, miały swe głębokie – w przekonaniu autora – konteksty symboliczne. Choć niekoniecznie dawały się one odczytać na pierwszy rzut oka, niemniej całość imponowała wizją oraz jej dopracowaniem, energią i siłą oddziaływania. Rozgorzała ostra dyskusja. Czytelnik „Expressu Wileńskiego” pisał: Na pomniku siedzi obdarty z szat i skóry człek, w plecy pazurami wbił mu się wampir, potworną szyję wsunął golasowi pod pachę, dziób wbił mu w serce i żłopie krew. Cierpiętnik krzywi się nieludzko…. Helena Romer w „Przeglądzie Wileńskim” szydziła, że to preparat anatomiczny, przypominający hindusko-meksykańskie bóstwo i woskowe figury z panopticum, przedstawiające średniowieczne tortury. Jakiś czytelnik pomstował: gołego Mickiewicza nikt jeszcze za życia Jego i po śmierci nie widział i widzieć nie żąda. Jeżeli rzeźbiarz znajdywał zwolenników, to przede wszystkim w kręgu ludzi kultury i sztuki. Stanisław Matusiak, profesor z Uniwersytetu Batorego, czytał pomnik jako „wyrafinowane przemyślenia dzieła Mickiewiczowskiego”, a w Szukalskim widział „współczesnego plastyka-intelektualistę”. A poznański literat Artur Górski o głowie wieszcza z projektu Szukalskiego stwierdził: Tak, to jest Mickiewicz, po raz pierwszy naprawdę Mickiewicz. Potęga geniuszu i ofiary. Tezeusz chrześcijański.
Ostatecznie pomnika według projektu Stacha z Warty nie zrealizowano, zresztą jak i większości jego pomysłów. Zaś co do wieszcza, z czasem okazało się, że Mickiewicz miał w Wilnie wyjątkowego pecha. Awantur o jego pomniki było bowiem co nie miara i dopiero w 1984 stanął niezbyt udany monument, dłuta litewskiego rzeźbiarza Gediminasa Jokubonisa.
Książka Lechosława Lameńskiego prezentuje dzieło Stanisława Szukalskiego na szerokim planie jego biografii i panoramy artystyczno-społecznej szczególnie okresu międzywojennego. Rozdział pierwszy, Stach z Warty – biografia jest rodzajem życiorysu krytycznego lubiącego konfabulować rzeźbiarza, który nawet datę urodzin podawał nieprawdziwą. Drugi rozdział – Szczep Rogate Serce – dzieje grupy opowiada o sformułowanej przez Szukalskiego koncepcji i praktyce samoorganizowania się młodych artystów, którzy drogę dla wyrażenia własnego buntu, własnej inności i poszukiwań twórczych widzieli w ostrych wystąpieniach Stacha z Warty przeciw systemowi nauczania akademickiego i monopolizacji poglądów na to, czym jest sztuka, czyli przeciw – jakbyśmy to dziś powiedzieli – korporacyjnemu charakterowi akademii i zawodu artysty. Pomijając względy artystyczne i typowe dla młodych, buntowniczych formacji artystycznych pragnienie wspólnych działań (dyskusje i wystawy), Szukalski proponował tworzenie systemów silnej i wyrazistej identyfikacji grupowej, obejmującej wiele aspektów społecznego wizerunku – nawet specjalny ubiór. Buntownicy szukają zawsze przywódców, a Szukalski, obdarzony silną i nie znoszącą sprzeciwu osobowością, bardzo się do tej roli nadawał. Trzeci rozdział to O „Twórcowni” słów kilka, czyli sztuka i edukacja artystyczna według Stacha z Warty Szukalskiego, czwarty – „Krak”, „Krak”, „Krak” i jeszcze raz „Krak” – przypomina historię organu prasowego Szczepu. Na swej stronie tytułowej „Krak” umieszczał dwie frazy wyjaśniające charakter pisma: „miłować walczyć” i „narzędzie walki o wyzwolenie i przerodzenie się polskiej kultury”.
Piąty rozdział zatytułowany jest Zermatyzm i macimowa, czyli rozważania lingwistyczno-antropologiczne Szukalskiego. Około 25 tysięcy tekstowo-graficznych stronic, zawierających przemyślenia Szukalskiego, stanowi rzecz wyjątkową i nie daje się jednoznacznie sklasyfikować, chyba że przez prostą redukcję do tezy, że popadł on w stan choroby umysłowej albo też stworzył z poważną miną całkowicie zaskakującą science fiction. Uważał bowiem, że źródłem wszystkich języków świata – ową starożytną „macimową” – jest archaiczna gwara polska, a Polska jest kolebką cywilizacji po Wielkim Potopie itd. Rozdział szósty, Stach z Warty Szukalski – rzeźbiarz, projektant i rysownik, to zwarta prezentacja dzieła artysty (w Polsce znajduje się tylko kilka jego prac!), a kończący książkę rozdział siódmy – analiza „twórczości szukalczyków”.
Lechosław Lameński przyjął prostą, ale w istocie niezwykle trudną do zrealizowania zasadę, wyrażającą się w pozornie banalnych przeciwstawieniach: oddzielić ziarno od plew, sztukę od biografii. Zabieg ten nie jest sztucznym preparowaniem fenomenu artysty, lecz oczyszczeniem go z tego, co percepcję sztuki może zakłócać czy nawet zafałszowywać. Wprawdzie biografia jest niezbywalnym kontekstem sztuki, niemniej trzeba umieć te dwie rzeczywistości oddzielać, a i samą biografię rozwarstwić na wiele płaszczyzn – tak wydaje się ją budować sam człowiek, los oraz inni. Szukalski, który dorastał poza krajem, nie miał solidnego wykształcenia ogólnego i nie gustował w czytaniu literatury, swojej twórczości przypisywał wielką, jeżeli nie największą misję: zbawienia (czyli wyzwolenia) zarówno sztuki, jak i Polski z okowów niemocy i obcych uzależnień. Nie mając podstaw teoretycznych, nie mogąc sięgnąć do ugruntowanych kodów kultury – tworzył je i rozbudowywał sam i po swojemu. Jednakże, aby ustanowić nowy porządek, który w jego mniemaniu był powrotem do porządku zapomnianego, praświata Słowian (kolebki cywilizacji), często popadał w radykalizm i totalitaryzm. Dlatego publiczne wystąpienia, niewybredne ataki personalne i buńczuczne wezwania do budowy nowego-starego porządku kultury i państwa, z czasem obudziły sprzeciw intelektualistów bardzo różnych opcji, szczególnie kiedy nabierały cech nacjonalizmu i faszyzmu, który rzucał już wtedy swój cień z Niemiec na Polskę. Kiedy wyjechał w 1939 roku, od Polski odizolował się całkowicie; stał się jej radykalnym krytykiem. Trzeba zauważyć, że o jego niechęci w kraju pamiętano bardzo długo, podkreślano, że jest człowiekiem, dla którego autorytet jest wyzwaniem do walki. Kiedy w 1978 roku w Towarzystwie Zachęty Sztuk Pięknych w Warszawie grono dobrze myślących o jego sztuce osób przygotowało wreszcie przypominającą go wystawę, nie pozwolono na odtworzenie podczas wernisażu taśmy nadesłanej przez Szukalskiego ze słowem do publiczności (może jeszcze pamiętano, że jego tekst z katalogu do wystawy w Instytucie Propagandy Sztuki w maju 1936 był tak szokujący, że katalog… spalono).
Profesor Lameński skupia się na sztuce, zaś całą otoczkę – tak kiedyś dominującą i atrakcyjną również teraz, z dystansu czasu – słusznie umiejscawia raczej na drugim planie, pozostawiając czytelnikowi duże pole interpretacji. Ponadto, jest autorem monografii historycznej, a nie z zakresu teorii sztuki, jej filozofii, psychoanalizy czy procesu kreacji artystycznej, więc stara nie wgłębiać się – chociaż zapewne byłoby to frapujące – w próby hermeneutyki sensów dzieł Szukalskiego. Po prostu porządkuje przestrzeń kulturową i osobistą artysty, dzięki czemu jaśniejszymi stają się osie sporów i kontrowersji, w jakie twórca angażował się lub był wikłany. Tym samym Lameński wskazuje, bez wchodzenia w szczegóły, jak ważne w istocie były pytania, które w swych kontrowersyjnych i budzących opór wystąpieniach formułował Szukalski, między innymi – o relacje sztuki polskiej i francuskiej, a ogólniej – europejskiej, o wtórność polskiej sztuki wobec francuskiej itd. Uogólniając, monografia o Szukalskim prowadzi do bezsprzecznie aktualnych pytań o rodowód polskiej kultury, jej korzenie i tożsamość oraz o jej przyszłość, co w dobie dzisiejszej staje się palącym zagadnieniem.
Ta świetna książka, mimo naukowego obiektywizmu, jest delikatnie nasycona nutą empatii, niewyrażaną wprost akceptacją i sympatią dla artysty, syna kowala, który swe prochy kazał rozsypać nad Wyspą Wielkanocną. Energia, jaka tkwi w jego pracach, bezgraniczne oddanie sztuce, bezkompromisowość, po wielokroć złożona osobowość (fascynujący przypadek połączenia genialności z chorobą) – to fenomen tak niewiarygodny, że powstaje wrażenie, iż wszyscy żyjemy w innym niż Stach z Warty świecie.
___________________________________________________________
Lechosław Lameński: Stach z Warty Szukalski i Szczep Rogate Serce. Wydawnictwo KUL, Lublin 2007, ss. 506+2 nlb.