Projekty uczłowieczania dzikich zwierząt – idealizm i bezduszność
Prześladuje mnie pewien holenderski obraz, którego reprodukcja posłużyła w tygodniku „Polityka” jako emblemat dyskusji o jedzeniu i niejedzeniu mięsa. To martwa natura Pietera Aertsena Stragan rzeźnika z ucieczką do Egiptu. Na pierwszym planie widzimy krwawe ochłapy na stoisku z mięsem, natomiast w tle – namalowaną ciemnymi farbami postać św. Józefa oraz maleńką sylwetkę Matki Boskiej, która jedzie na osiołku, a na ręku trzyma Dzieciątko w białym zawiniątku. Maria daje jałmużnę żebrakowi o wyglądzie dziecka. Za nim siedzi kobieta, pewnie jego matka, a na jeszcze dalszym planie malarz ukazał procesję ludzi różnych zawodów i kondycji. Jedna matka pomaga drugiej i wszyscy zmierzają w tym samym kierunku – grzesznicy i święci. Ta piękna scena w głębi skontrastowana została z szokującą martwą naturą. Na straganie leży ucięty krowi łeb, wpatrzony w widza nieruchomą źrenicą. Są jeszcze świński pysk z martwym okiem i niezliczone wyroby wędliniarskie. Co to za alegoria? Czy chodzi o radykalne oddzielenie duszy od ciała, czy też o wyjście z ciała na tamtą stronę? Nie wiem. Dla mnie to obraz wspólnoty cierpienia i nadziei na zbawienie ludzi i zwierząt.
Współczesną alegorią ludzkiej rodziny jest drewniana szopka Józefa Wilkonia przy kościele w Lasku Bielańskim. Mijam ją co tydzień, idąc na zajęcia ze studentami Uniwersytetu im. Kardynała Stefana Wyszyńskiego. W zagrodzie przy szopce mieszka osioł Franio, pupil księdza proboszcza i pracowników UKSW. Zimą w żłóbku – w cieple mocnej żarówki – wygrzewają się koty. W szopce tej oprócz Jezuska pełno jest innych dzieci – pasterze i gospodynie niosą w darze kurki, cielątka, jagniątka, prosięta i gąski. Będą one uczestniczyć w misterium Bożego Narodzenia – tylko w jakim charakterze? Chyba nie znalazły się tu po to, by mały Zbawiciel miał się z kim bawić… Choć jest jeszcze za mały na mięsną dietę, te małe i sympatyczne zwierzątka mają być nie świadkami narodzenia (jak wół i osioł), lecz przyszłymi ofiarami – cielęciną, jagnięciną i rosołem.
Narracje kulinarne różnych grup etnicznych przypominają najokrutniejsze opowieści wojenne. Podział na obszary cywilizacji i kultur archaicznych nie ma w tym kontekście znaczenia. W obrębie każdej kultury natrafiamy na barbarzyńskie zwyczaje kulinarne. W naszej kulturze jest to m.in. praktyka przymusowego (mechanicznego) tuczenia gęsi na wykwintne pasztety. Nawet w kulturze japońskiej, o buddyjskich i animistycznych tradycjach, szacunek dla zwierząt nie chroni ich przed ludzkim okrucieństwem. Wysoki standard japońskiej kuchni nie wiąże się z troską o zniwelowanie cierpienia zwierząt. Japoński kult świeżości przybiera makabryczne formy. W tokijskim barze stuletni mistrz sushi przybija żywą rybę do deski i patroszy na oczach klienta. W Chinach przeciwnie: cenne jest to, co gnijące lub obumarłe, jak zapłodnione jaja. W tamtejszej kuchni używa się tylko niektórych części ciał zwierząt, na przykład penisów ssaków, płetw rekinów, oczu kaczek czy mózgów małp. W wielu krajach Azji restauracje to katownie. Lepiej tam nie pytać o technologię żywienia. Przykładem europejskiej obłudy są natomiast ekologiczne befsztyki od „szczęśliwych” krów, które wypasa się na zielonych łąkach, karmi muzyką Mozarta i masuje tuż przed egzekucją. A także wszechobecne reklamy kotletów, wędlin i paróweczek ofiarowywanych nam w darze przez wesołe świnki i rumiane kurczęta. W listopadzie króluje kujawsko-pomorska „panna gąska” przeznaczona na dzień św. Marcina, a na Boże Narodzenie zaprasza nas „królewski pan karp” w koronie.
Nim Chimpsky – bohater tragiczny
W sztuce, podobnie jak w życiu, zwierzęta schodzą z reguły na drugi plan. Utwory literackie i filmowe ze zwierzęcymi bohaterami są zwykle adresowane do młodych odbiorców. Niemniej jednak współczesne kino dokumentalne podejmuje problematykę kondycji zwierząt – najczęściej w formie oskarżeń wysuwanych przeciw zachodniej cywilizacji. Powstają dzieła będące świadectwami okrutnych eksperymentów i polowań, a przed wszystkim szokującymi obrazami przemysłowej hodowli.
Przykładem idealistycznych działań mających na celu zakwestionowanie bariery gatunkowej między zwierzęciem a istotą ludzką są filmy dokumentalne Projekt Nim (2011) Jamesa Marsha oraz Grizzly Man (2005) Wernera Herzoga. Projekt Nim jest rodzajem dokumentu ze zwierzęcym bohaterem. Nim Chimpsky to imię szympansa, który na początku siódmej dekady XX w. stał się przedmiotem wieloletniego eksperymentu. „Projekt Nim” był próbą wychowania małego szympansiątka tak jak ludzkich dzieci i nauczenia go języka migowego. Nim przechodził z rąk do rąk. Miał kilka kolejnych „matek”, pracownic naukowych uniwersytetu Columbia, kochających lub obojętnych. Maleńki szympans był rozkoszny, dorastając – zaczął sprawiać kłopoty i autor projektu profesor Herbert Terrace postanowił zakończyć eksperyment. Nim nauczył się wielu gestów, ale nie opanował gramatyki języka migowego, co było do przewidzenia z uwagi na dominującą wówczas teorię języka, opartą na koncepcji Noama Chomsky’ego (imię małpy „Nim Chimpsky” było czytelną aluzją do nazwiska tego uczonego).
Współcześnie znamy wielką rodzinę naczelnych – szympansów, orangutanów, bonobo – rozmawiających z ludźmi za pomocą innego języka symboli o nazwie Yerkish. Nim był pionierem międzygatunkowej komunikacji i stał się ofiarą ludzkich iluzji i ambicji. Wychowany wśród dzieci, ufny i uczuciowy szympans został umieszczony w klatce. Aż trudno dzisiaj uwierzyć, że znalazł się w laboratorium medycznym, wydany w ręce oprawców w białych kitlach. Przyjaciele Nima zdołali go przenieść do lepszego „domu opieki” – na farmę zwierzęcą, gdzie umarł na zawał w wieku dwudziestu sześciu lat. Takie były początki etologii i kognitywistyki – można je porównać z pełną nadużyć działalnością pierwszych antropologów, którzy zdecydowali się sprowadzić do Nowego Jorku Innuitów, a następnie umieścili ich w piwnicy instytutu, gdzie nieszczęśnicy umierali na gruźlicę. Dopiero od niedawna „ten inny” stał się podmiotem. Najpierw wykluczano z historii dzikich, imigrantów, kobiety. W XXI w. za „innych” uznawani mogą być przedstawiciele kultur nie-ludzkich. Celem pionierskiej książki Érica Barataya Zwierzęcy punkt widzenia (Gdańsk 2014) jest wprowadzenie zwierząt do rodziny człowieczej – autor walczy z dominującą antropocentryczną perspektywą opisu kultury nowożytnej. Admiratorką tej książki jest Olga Tokarczuk, która w swoich utworach, a zwłaszcza w powieści Prowadź swój pług przez kości umarłych (Kraków 2009), upomina się o godność zwierząt.
Należy zatem uwolnić historię od antropocentrycznej wizji i dostrzec współtowarzyszy człowieka, inne istoty żywe – zwierzęta. Trzeba przejść na ich stronę, spojrzeć na świat z ich punktu widzenia, zdecentralizować naszą opowieść, odwrócić pytania, odnaleźć wymowniejsze dokumenty i odczytać je inaczej niż te, które już mamy. Tylko wówczas będziemy mogli pokazać, jak zwierzęta przeżyły i odczuły zjawiska historyczne, w które zostały uwikłane1.
(…)
1 Cyt. za O. Tokarczuk: W co grają zwierzęta. „Książki. Magazyn do Czytania” 2015, nr 2 (17).
Ciąg dalszy w papierowym wydaniu „Akcentu”.