Balcerzana szkiełko i oko
Osobom śledzącym nowości wydawnicze zapewne nie umknął fakt, iż w Instytucie Mikołowskim – jako 95 tom Biblioteki „Arkadii – pisma katastroficznego” – ukazała się książka Edwarda Balcerzana Pochwała poezji. Z pamięci, z lektury. Najnowsza publikacja znanego badacza, krytyka literackiego i poety składa się z trzech obszernych części: Poezja w niepoezji, Poezja w poezji (i prozie) oraz Poezja w poetologii. Jak łatwo zauważyć, wszystkie rozdziały łączy wspólny mianownik, którym jest poezja, a dokładniej – poszukiwanie jej istoty. Już na początku Balcerzan daje do zrozumienia, z jaką materią będzie się zmagał, stawiając pytania o naturę twórczości poetyckiej i jej kwintesencję. Czytelnicy zostali tym samym lojalnie uprzedzeni, iż autor chciałby ich zabrać nie na niedzielny poobiedni spacer po parku, lecz na długą, niebezpieczną i pełną zaskakujących zwrotów akcji wyprawę. Poprzeczka została zatem postawiona dość wysoko. Warto nadmienić, że dotychczasowe teorie dotyczące poezji pękały, rozpadały się od środka. Balcerzan doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Mimo wszystko rusza w podróż, a my idziemy wraz z nim.
Poezji zdaniem autora doświadczyć możemy jedynie poprzez nasze własne przeżycia i wiedzę o rzeczywistości. Być może każda inna percepcja wypaczałaby postać, kolor i smak doznawanego i poznawanego świata. Byłaby to zatem projekcja fałszywej, choć przecież nie nieprawdziwej, rzeczywistości. Na początek Balcerzan stawia przed sobą nie lada zadanie. W dzieciństwie niepoezji od poezji nie potrafiłbym odróżnić (s. 12) – pisze. Czy po latach coś się w tej kwestii zmieniło? Nie bez znaczenia jest przecież, że z chłopca pozbawionego narzędzi do zmagania się z poetycką materią (choć jako dziecko był wszakże poetą in spe) autor zmienił się w wybitnego literaturoznawcę. Wróćmy jednak do źródeł. Początków jego poetyckiej ścieżki można szukać w grupie „Wiatraki” z Poznania. Jej członkom raczej się nie powiodło, nie zyskali wielkiego rozgłosu czy uznania. A towarzystwo było tam znakomite. Warto wspomnieć choćby Wincentego Różańskiego (1938-2009), o którym nie zapomniał w swej książce także Balcerzan. Ten zmarły kilka lat temu magik wyobraźni nie zostawił po sobie wielu opasłych tomów. Wydał ledwie kilka niezbyt obszernych książek poetyckich. Jednak jego wiersze, w których za pomocą znanych słów odsłaniał nieznane światy, trudno zestawić z jakąś inną twórczością. Mechanika ich działania elektryzowała i magnetyzowała każdego, kto miał choć odrobinę wrażliwości. Różański dotarł do pokładów świadomości, o istnieniu których nie wiedzieliśmy.
Choć w Pochwale poezji Balcerzan ujawnia się – przede wszystkim – jako badacz, a nie jako poeta1, warto przywołać wspomnienie dotyczące przełomu lat 50. i 60. XX w., które łączy dwie perspektywy – poetycką i krytycznoliteracką: Gdy w swej wczesnej pisarskiej młodości zaczynałem poznawać reguły życia literackiego, co rusz upewniałem się, że opór języka, doświadczany w pracy nad wierszem – plus opór rodzącej się formy – okazują się w końcu łaskawsze niż opór słuchacza (s. 77). Balcerzan wspomina w tym miejscu wyjątkowo trudną relację: autor – czytelnik. Niełatwą przede wszystkim dla twórcy, który stara się wychwycić wszelkie reakcje odbiorców. Dalej badacz pisze: W miarę prosto na ten temat się filozofuje, sprawy stają się o wiele zawilsze, gdy abstrakcje typu „widz”, „audytorium”, „odbiorca”, okazują się za każdym razem odmiennymi, nieodmiennie tak samo twardymi realnościami (s. 77). Wbrew pozorom prezentujący swe dzieła pisarz jest nastawiony nie tylko na nadawanie, ale może przede wszystkim na ich odbiór. Choć anteny nakierowane na recepcję najczęściej wyjątkowo dobrze ukrywa za kurtyną nonszalancji, pozornej pewności siebie czy papierosowego dymu…
Prócz dociekań teoretycznych, wspieranych wspomnieniowymi wycieczkami, czy też brania pod lupę konkretnych poetyckich zjawisk autor zaproponował nam także dawkę własnych rodzinnych historii. Czy znalazły się one w tomie przypadkowo? Czy mają coś wspólnego z poetyckimi poszukiwaniami? Czy historia jednostki może mieć jakikolwiek związek z próbami odkrycia istoty poezji? Najrozsądniej będzie, jeśli do tego pytania powrócimy w dalszej części rozważań, teraz natomiast zwróćmy uwagę, z jak wielką subtelnością Balcerzan pokazuje sposób przenikania poezji do naszego życia oraz jak potrafi to przenikanie trafnie opisywać, a może nawet przepowiadać. W książce przywołany został wiersz Ostatni raz? Wiktora Woroszylskiego. Kluczowy fragment brzmi:
Rozmawiasz przez telefon
odkładasz spotkanie
no dobrze mówi
zdzwonimy się
i
nie usłyszysz już tego głosu (s. 96)
Cytowany utwór zyskuje nowe znaczenie w kontekście ostatniej telefonicznej rozmowy z Woroszylskim. Czasem poezja jest aż za bardzo realna. Zdajemy sobie z tego sprawę dopiero po fakcie, dlatego ból jest podwojony. Gdyby pojawiła się świadomość ostateczności, czy padłyby wówczas inne słowa – lepsze, mądrzejsze, cieplejsze? Nie wiemy – na szczęście, nie wiemy.
Bardzo ciekawym tematem, który poruszony został w pierwszej części książki, jest wątek odnoszący się do tekstologii. Na jednym ze spotkań autorskich Balcerzana zapytano, czy wraca do napisanych wcześniej utworów; czytelników interesowało, czy dawne wiersze w jakikolwiek sposób modyfikuje, poprawia, skraca, czyści itp. Z komentarza dowiadujemy się, iż dla autora Pochwały poezji działanie takie oznacza wymianę pierwotnych intencji, reorientację zamierzchłych impulsów, zastąpienie „wczesnego Balcerzana” – „Balcerzanem późnym”. No więc z kim, koniec końców, obcuje czytelnik? Który moment historyczny komunikuje wariant poprawiony? I czy „poprawiony” znaczy „lepszy”? (s. 97). Podjęte zagadnienie jest dużo poważniejsze, niż mogłoby się na pierwszy rzut oka wydawać. Oczywiście nie możemy odmówić twórcom prawa do poprawiania własnych utworów, ale która wersja powinna być obowiązująca? Czasem okoliczności zewnętrzne zmuszają pisarza do wprowadzenia zmian, przeredagowania tekstu. Innym razem robi to ze zgoła odmiennych powodów, np. artystycznych czy osobistych. Na tego typu sytuacje zwrócił uwagę także Balcerzan. Jak powinniśmy do tego podchodzić? Przecież może być np. tak, że autor albo przeredagowuje dawne teksty dla zatarcia śladów niesłusznych zauroczeń ideologicznych (Anatol Stern), albo czyni tak gwoli dostrojenia własnej przeszłości pisarskiej do aktualnych standardów komunikacyjnych (Ryszard Krynicki). Trudno uwzględnić komplet okoliczności, które decydują o tym, że przebieg pracy nad tekstem, uznany przez autora za zamknięty, nagle zostaje wznowiony (s. 97). Dalej przeczytamy, iż najczęściej „wariant wcześniejszy uznaje się za kanoniczny”, co jest związane z wiarą, iż „pierwsza myśl najtrafniejsza”.
Balcerzan dostrzega tu możliwości, które mogłyby się stać źródłem „efektów specjalnych”. Myśli mianowicie o lekturze dwu lub kilku wersji tego samego utworu jednocześnie. Badacz ujawnia przy tej okazji swój głęboki namysł nad ważkimi zagadnieniami tekstologicznymi. Czasem, by wywołać dyskusję, posuwa się do prowokacji. Opracowując antologię liryków Stefana Flukowskiego Obraz oszczepu i inne wiersze (1983), dwa z utworów podał dwuwariantowo – w wersji przed- i powojennej. Edytorskiej dyskusji nie udało się wywołać, czego chyba nie można tłumaczyć tylko kontekstem politycznym. Zagadnienia związane z krytyką tekstu dopiero współcześnie zaczynają być traktowane z należną powagą. Balcerzan na tym jednak nie poprzestał i podobną operację zastosował w odniesieniu do własnych utworów: Wiele lat później, przygotowując do druku własną (tym razem) „retrospektywę” liryczną, dwa teksty, „Słynną duszę” i „Obraz walk wewnętrznych”, postanowiłem wydrukować w dwóch wariantach (s. 98).
Autor Pochwały poezji jednak dość wyraźnie mówi, iż swych utworów nie ma zamiaru zmieniać, ulepszać, pogarszać: „Jakie są, takie są”. Oczywiście zdaje sobie sprawę, iż niektóre mogłyby zostać poddane obróbce, ale świadomie z tej możliwości rezygnuje. Zapewne nie każdego stać byłoby na taką decyzję. Transparentność zawsze wspierała prawdę, a ona na pewno się obroni.
Książka zaskakuje także w tych fragmentach, w których autor poszukuje poezji tam, gdzie jej obecność może wywoływać zdziwienie. „Poeta wykrzyknik ulicy” – pisał swego czasu Julian Przyboś. Frazę tę Balcerzan zna doskonale i z uwagą oraz zaciekawieniem śledzi poezję rozrzuconą po różnych enklawach miasta. Być może jej funkcjonowanie w tym otoczeniu jest konieczne, bo bez niej powstałaby tam przestrzeń nieobecności. Brak – jak dziura w moście bez mostu – niezauważalny i niebezpieczny. Jeszcze jeden cytat, tym razem z Majakowskiego: „Ulica kurczy się bez języka”. Balcerzan poszukuje w naściennych poematach gestu futurystów, którzy marzyli przecież o ulicach zadrukowanych ich wierszami. Jedną z takich ciekawych fraz było umieszczone na murze miłosne wyznanie: Stałem się fioletowym kawałkiem jej czapki. Badacz nie ma złudzeń – wie, że tego typu ścienne perełki przytrafiają się „rzadziej niż rzadko”. Jego poetyckie poszukiwania dotyczą także wyznań miłosnych zupełnie innego rodzaju. „Wilda panuje. Reszta to chuje” – ogłosił światu miłośnik swojej poznańskiej małej ojczyzny. Trzeba przyznać, iż tropienie poezji w cytowanym okrzyku wymagało dużej odwagi. Balcerzan jest czytelnikiem i obserwatorem wyrozumiałym, obdarzonym także niebagatelnym poczuciem humoru, przy czym zachowuje „szkiełko” profesjonalisty. Dlatego też całość opatruje komentarzem: W Poznaniu świecił bielą butny daktyl z kataleksą. Przykład ten zapewne nie trafi do akademickich podręczników, którymi posiłkują się osoby prowadzące zajęcia z poetyki, a szkoda… Dla autora omawianej książki wierszomowa uliczna brzmi jak wierszomowa tomikowa (a może nawet rytmiczniej) (s. 103). Trudno jednak powiedzieć, czy jest to powód do radości, czy może wprost przeciwnie.
Wiele wskazuje, iż czasy, w których krytyk literacki wskazywał poetom kierunek marszu, czy też pomagał naprawić potknięcia, dawno już minęły. Jeśli wierzyć Tomaszowi Kunzowi, takie emocje są już dziś niemożliwe. Poeci, zdaniem redaktora krakowskiego „Wielogłosu”, nie odczuwają ani przykrości, ani radości czytania tekstów krytycznoliterackich – pisze Balcerzan. Jedno jest pewne: poeci całą krytykę w pełni solidarnie, konsekwentnie… ignorują. Dlaczego tak się dzieje i czy krytycznoliterackie dociekania w ogóle kogokolwiek interesują? Pesymistyczną odpowiedź przynosi fragment, w którym opisana została jedna z poetyckich dysput: To, co my tutaj opowiadamy, nikogo poza bardzo wąskim gronem profesjonalnych literaturoznawców nie obchodzi. Poetów nie obchodzi w ogóle, a jeśli obchodzi, to tylko jako zabawne kuriozum, bo z ich perspektywy jest to dyskurs absolutnie aberracyjny, kompletnie oderwany od tego sposobu postrzegania poezji, literatury, języka, który jest dla nich naturalny i zgodny z ich widzeniem świata (s. 114).
Może powinniśmy pójść odrobinę dalej? A co jeśli problem polega na braku komunikacji nie tylko między krytykami literackimi a autorami, ale również między samymi poetami? Czy współcześni twórcy czytają coś więcej, czy jedynie tomy własne i kolegów? Czy rozumieją swoje komunikaty? Można mieć duże wątpliwości. Wiele świadczy, że są zakochani w sobie z wzajemnością i nic ich poza własną twórczością oraz nowym lusterkiem nie interesuje. Jak zawsze w dobie kryzysu – wracajmy do klasyków.
Czy można poznawać ontologiczne tajemnice, przyglądając się budowie wiejskiej chaty? Balcerzan przekonuje, że to nie tylko możliwe, ale że taka kontemplacja często okazuje się podczas „lektury” rzeczywistości niezbędna. Przyglądając się poezji Leśmiana, badacz zauważa, że autor Dusiołka stawia pytania, które legły u fundamentów filozofii: jak istnieje świat? jak świat poznajemy? Zdaniem Balcerzana w poezji Leśmiana „ja” liryczne związane jest z doznaniami, które warunkowane są istnieniem. Jednakże połączenie poezji i filozofii może się okazać niebezpieczne. Leśmian liczył się z tym, że filozofia natrętnie atakująca swą terminologią czytelnika, który nie musi być znawcą, może go skutecznie zniechęcić. Dlatego bardzo ostrożnie operował sygnałami więzi z filozofią (s. 141). W jego wierszach znajdziemy m.in. subtelnie przetworzone frazy z pism Kanta, Nietzschego czy też z aforyzmów Kartezjusza. Wszystko to jednak podane zostało w taki sposób, iż nie przytłacza odbiorców i nie zmusza ich do szaleńczej intelektualnej ekwilibrystyki. Są czytelnicy, którzy poprzestają na wzruszeniach, jakie wywołuje np. nastrój wiersza; co więcej – Leśmian im na to pozwala. Może między innymi z tego powodu jego poezja wciąż cieszy się niesłabnącym zainteresowaniem.
Prócz dzieł Leśmiana analizie poddane zostały także utwory Przybosia, Gałczyńskiego, Białoszewskiego, Różewicza, Wirpszy, Flukowskiego czy – wspomnianego wcześniej – Różańskiego. Zaprezentowane w książce obserwacje powinny się okazać ważne nie tylko dla współczesnych poetów, ale także dla wszystkich osób zainteresowanych twórczością liryczną.
Ostatnia część książki poświęcona została pracom dotyczącym polskiej poezji, które służą odnalezieniu, nazwaniu i skomentowaniu oryginalnych, nieraz niedostrzeżonych przez bieżącą krytykę dążeń artystycznych (s. 331). Przywołajmy fragment mający na celu legitymizację obecności tego typu refleksji w tomie: Istnienie estetyki literaturoznawczej, poetyki historycznej, badań nad komunikacją literacką w perspektywie historycznej i w teraźniejszości, niesłabnąca aktywność – mimo prób „uśmiercenia” – teorii sztuki słowa – wszystkie te i tym podobne fenomeny wynikają z istnienia literatury pięknej, stanowiąc świadectwo jej faktycznego udziału w kulturze. W tym sensie każda odmiana refleksji poetologicznej, nawet ułomna czy z gruntu chybiona, uczestniczy w pochwale poezji (s. 331).
W rozdziale tym znajdziemy także sprawozdanie z działań badawczych, których katalizatorem były konkretne prądy, szkoły czy mody. Warto zaznaczyć, że Balcerzan nie poprzestaje na opisie i analizowane prace zawsze poddaje wartościowaniu. Na przykład w tekście Pan Cogito otrzymuje dziwne egzegezy czytamy: W dorobku Jacka Rozmusa oceniam najwyżej jego pierwszą książkę „W okolicach arkadii Stanisława Czycza” (2002). Główną formą narracji badawczej była w niej interpretacja, a nie, jak się stało w tomie szkiców o Herbercie, komentarz. Różnica polega na tym, że w interpretacji – niezależnie od tego, jaki styl badawczy jej patronuje – głównym obiektem pozostaje tekst; w komentarzu na plan pierwszy wysuwa się kontekst, a wraz z nim (niekiedy) swobodny dobór faktów (s. 404). Cóż można powiedzieć – mądrej głowie dość dwie słowie.
Powracając do pytania o rolę, jaką w procesie rozumienia poezji odgrywa historia – w tym, a może nawet: przede wszystkim, historia jednostki – trzeba powiedzieć jedno: są to pojęcia nierozerwalnie związane. Balcerzan z wielkim kunsztem, przy zachowaniu naturalności wypowiedzi, dowiódł, iż zrozumienie poezji nie jest możliwe bez znajomości własnej przeszłości i samego siebie. Dopiero na jakimś etapie owego wewnętrznego śledztwa okazuje się, że poezja dokłada do naszej projekcji własnej osoby kolejne szaty, nowe rzuty, skale i widoki. I oto ponownie uświadamiamy sobie, że wiemy o niej mniej, niż sądziliśmy, ale w zamian lepiej pojmujemy siebie i rzeczywistość. Może zatem twórczość poetycka jest narzędziem, które pozwala nam uczyć się siebie i świata? Pewnie jest i tym. Jednak w jaki sposób owo narzędzie opisać, bo o to przecież toczy się bój? Balcerzan pokazał, że być może jedyną szansę, by tego dokonać, stwarza… sama poezja. Dlatego też bezwzględnie jest ona godna pochwały.
1Uwagi na temat jego poetyckich dokonań zostawmy na inną okazję, choć zdecydowanie jest o czym mówić.
________________
Edward Balcerzan: Pochwała poezji. Z pamięci, z lektury. Instytut Mikołowski, Biblioteka „Arkadii – pisma katastroficznego”, tom 95, Mikołów 2013, ss. 516.