Ad astra
„Jestem Światłem dalekim i ciemnym” – takim mottem opatruje debiutancki tom zatytułowany Kwazar warszawska poetka Judyta Bednarczyk. Czytelnik otwierający książkę po raz pierwszy nie wie jeszcze, że stanowi ono część klamry, która na ostatniej stronie zbioru zostanie domknięta frazą: „Jestem Ciszą”. Co wydarzy się między tymi dwoma pozbawionymi wahań, ale też w pewnym sensie intrygującymi stanowczością deklaracjami tożsamości? Jaka opowieść rozwinie się przed naszymi oczami, które zgodnie z tym, co sugeruje okładka, powinniśmy wznieść ku gwiazdom?
W słowie „kwazar” nietrudno dostrzec łaciński przysłówek „quasi”. Może on wskazywać na rzekomość, pozorowanie, podobieństwo, ale nie na identyczność. Słownikowa definicja doprecyzowuje znaczenie i umiejscawia tytułowy termin w stosownym obszarze wiedzy – kwazary to bardzo odległe obiekty we wszechświecie, znajdujące się poza Układem Słonecznym, będące odrębnymi źródłami promieniowania radiowego, nibygwiazdy1. Uważny czytelnik z łatwością dostrzeże – podobnie jak uczyniła to autorka zebranych w tomie wierszy – kryjący się w tym wyrazie poetycki potencjał. To, że termin zaczerpnięty został z dziedziny nauk ścisłych, nie stanowi przecież przeszkody do uruchomienia machiny skojarzeń, a najistotniejszy spośród nich wydaje się trop wiodący ku sensom związanym z podwójnością, jednoczesnym byciem i niebyciem czymś/kimś – z tak cenioną w poezji migotliwością znaczeń, z których żadne nie może być uznane ani za pewne, ani tym bardziej za ostateczne.
Upodabniające się do gwiazd kwazary mają jednak jeszcze jedną istotną z interpretacyjnego punktu widzenia cechę. Emanują bowiem wyjątkowo silnym światłem pochodzącym z ich jądra, dzięki czemu są dla nas – mimo znacznego oddalenia – widoczne. Ten wewnętrzny żar kwazarów można by porównać do energii poetyckiego słowa, której trudno nie skojarzyć z Tuwimowską „treścią gorejącą”. Ale to nie do tradycji skamandryckiej odsyła nas poetyka wierszy Judyty Bednarczyk. Styl zebranych w Kwazarze utworów bliższy jest tonacji Różewiczowskiej z jej potocznością i eliptycznością. Z reguły nie taktuje ich interpunkcja czy wielka litera, a metaforyczne obrazy mają intensywność szkicu kreślonego w bardzo ogólnym zarysie, co w równym stopniu obrazuje trudność zapisu doświadczeń podmiotu, jak i stanowi zaproszenie do interpretacyjnych spekulacji. Analogia z kwazarem objęłaby więc raczej znaczenie objawiającego się w różnych wymiarach dystansu (do języka, ale też do świata, do drugiego człowieka, wreszcie do siebie samej) niż samej dynamiki poetyckiej materii. Analiza świata przedstawionego w wierszach Bednarczyk dostarcza licznych na to dowodów.
Po lekturze tomu najdłużej pozostaje ze mną wiersz Homonim:
dobrze skrojona twarz potrafi służyć przez lata
potem ściąga się ją ostrożnie przez
aksamit
bierze kolejną miarę i tak aż do znudzenia.
dopóki śmierć
daje we mnie
oznaki życia.
Bezlitosna w swej lakoniczności fraza przejmująco ujmuje nieuchronnie rodzące się wraz z upływem czasu doświadczenie obcości samego siebie. Subtelna, oparta na garderobianym skojarzeniu ironia pierwszego wersu potęguje się w toku wiersza, boleśnie mierząc nas z prawdą nieuniknionego mijania kolejnych odsłon naszej egzystencji. Człowiek, tytułowy „homonim” zredukowany w ostatniej strofie do supła życia i śmierci, ulega cyklicznemu przeobrażeniu, zostawiając za sobą minione wcielenia. W ten oto sposób pojawia się w orbicie literackich znaczeń wspomniane pojęcie dystansu, które można przyjąć za jeden z możliwych – i z pewnością ważnych – tropów interpretacyjnych. Miliardy lat świetlnych dzielące ziemskich obserwatorów od gwiezdnych galaktyk to w poetyckim przekładzie Bednarczyk rozumiana na rozmaite sposoby obcość. W Homonimie obserwujemy jedną z boleśniejszych jej odmian, przejawiającą się w pęknięciu ludzkiej biografii na szereg etapów, których jedyną zasadą porządkującą pozostaje kalendarz. Stałe własne miejsce na osi czasu jest jednak ułudą – bohaterka wiersza pod istotnym w tym kontekście tytułem Eksterioryzacja powie: „nie mam początku”. A raczej mam i nie mam jednocześnie, bo jednostkowe doświadczenie bycia dzieckiem co prawda stanowi dla bohaterki fundament tożsamości, ale fundament – zgodnie z Freudowską wykładnią – bolesny. Wykreowana w wierszu oniryczna przestrzeń wyznaczana baśniowymi emblematami dzieciństwa (paproć z klejnotem / diadem czterolistnych kończyn) jest głęboko uwewnętrznioną tajemnicą, do której nie ma (nie chce mieć?) dostępu nawet jej posiadaczka. Odniesienia do baśni i powiązanego z nią archetypu budują z kolei wątek samopoznania, utopijnego w gruncie rzeczy zamysłu powrotu do źródeł, nieprzekonującego do końca nawet dla samej bohaterki (czy baśnie wpłynęły na rozwój mej osobowości z wiersza Muszla). Podróż ku wewnętrznemu dziecku (znów jestem małą dziewczyną / noszę plastry / na łokciach z wiersza Larwa) nie przynosi ukojenia – „i jestem nieobecna / jestem nieobecna” powtarza bohaterka Kraciastej sukienki, na próżno szukając siebie w szkolnej ławie.
W świecie wierszy Bednarczyk najczęstszym punktem dojścia jest obcość:
noc jest bezlistna
i biała jak drzewo
kość ptaka
w przeręblu
zatkane kominy
schowałabym się głębiej, gdybym
potrafiła
ale czasem wzlatuję
do ognia.
milknę
jak ćma na
zasłonie.
Jak się wydaje, wiersz Długa zima nie przynosi ani jednej budującej myśli, nie budzi nadziei. Przywołując motywy zimy, nocy, bieli, poetka tworzy aurę niepewności i niepokoju, a każdy pozytywny element świata przedstawionego kontruje negatywnym dopowiedzeniem. W myśl owej zasady zjawiają się w wyobraźni czytelnika drzewo, które nie ma liści, ptak, z którego pozostała tylko kość, komin, który nie może spełniać swej funkcji. Z każdego z tych trzech obrazów wyłania się wertykalna oś zarysowana w wierszu. „Zatkane kominy” (podobnie jak „kość ptaka”) wyrażają niemożność wzniesienia się w górę, a w konsekwencji przymusowy ruch ku dołowi symbolizujący zatratę (motyw przerębli). Jedyny możliwy wzlot jest lotem ćmy ku światłu, a więc śmiercią skojarzoną z milczeniem („milknę / jak ćma / na zasłonie” – tu zwraca uwagę gra z frazeologizmem „spuścić zasłonę milczenia”). Ulegając mrocznej tonacji lirycznego monologu, łatwo przeoczyć niepozorne, ale ważne słowo „czasem”. Warto uwzględnić je w interpretacji, ponieważ wprowadza ono element repetycji (tej samej, o której poetka mówi wprost w wierszu Gejsza: wydaje się, że to odeszło, wtedy / wraca / zwielokrotnione), dzięki czemu poszczególne odcinki egzystencji nie są już tylko przypadkowym szeregiem zdarzeń. Domykanie kolejnych etapów życia nie oznacza amnezji, bo wyniesioną wiedzę bohaterka pożytkuje, budując nową siebie, a linearność nie stanowi jedynego porządku doświadczeń, co potwierdzają chociażby odwołujące się do rytmu natury tytuły wierszy z trzeciej części tomu: Długa zima, Wczesna zima, Wiosna, Zima wiosna i pamięć o twarzach.
Ważnym świadectwem przemiany jest w Kwazarze wiersz Dziewczyna z zapałkami, w którym kumulują się poruszane przeze mnie wątki:
od czasu do czasu
myślę
tak będzie lepiej dla nas wszystkich
pod schodkiem katedry
kurczę się martwa
skóra kobiety
tu leży
martwa skóra kobiety
Każdy wers tego powściągliwego, skondensowanego monologu przynosi nowy sens. Tytuł nie tylko przywodzi na myśl Andersenowską baśń, ale też odsyła do powiązanej z nią intertekstualnie debiutanckiej powieści Anny Janko Dziewczyna z zapałkami (Warszawa 2007) – historii o fundamentalnej roli metamorfozy w kobiecej biografii. W kolejnych wersach pojawiają się aluzje odnoszące się do znaczenia czasu, cogito, relacji „ja” ze wspólnotą, śmierci, literatury jako epitafium, natomiast puentując swą wypowiedź, bohaterka zdaje się odpowiadać na pytanie: „kim jestem?” czy też raczej – „kim się czuję?”. Redukcję do cielesnej, na dodatek martwej powłoki, co w przypadku kobiety oznaczać może rozstanie się z urodą i młodością, łatwo odczytać jako gest dramatyczny. Jeśli jednak weźmiemy pod uwagę wers pierwszy – w strukturze utworu równie ważny jak ostatni – „martwa skóra kobiety” nasuwa myśl o czymś w rodzaju egzuwium: skórę ową należy odrzucić, by wejść w nowy etap życia (ten motyw czytelnicy odnajdą w pierwotnej postaci w wierszu Kot obserwuje owada: owad ociężale wylęga się z kokonu / by porzucić zieleń / z odnóżami wylęgnie się forma).
Koncentrując się podczas lektury Kwazaru na znaczeniu przemiany, nie sposób pominąć tak ważnego bohatera tomu, jakim jest kot. Stereotypowy profil charakterologiczny i bogata topika związana z tym zwierzęcym indywidualistą obejmują szereg elementów istotnych dla podmiotu wierszy Bednarczyk, takich jak: osobność istnienia, samotność z wyboru, dystans wobec świata oraz właśnie przemiana, której symbolem jest mityczna siedmiokrotna kocia egzystencja. Zmienna natura kota i złożona osobowość kobiety tworzą komplementarną parę, która – jak w wierszu Kot i suche kwiaty – spotyka się w przestrzeni tajemnicy:
kot z białym uśmiechem
przychodzi tutaj
po dwudziestu
latach
pyta o sekretne imię
którego nie nadał mi ojciec
Kot jest tu jakby istotą z innego, nielinearnego czasowego układu, właściwie – przybyszem spoza czasu. W wierszu Kot obserwuje owada figura zwierzęcia służy poetce do wyrażenia sensu już nie tyle przemiany, ile otwarcia się na nowe: wczoraj miałam dwadzieścia cztery lata. / Jutro rozpocznie się rok Koci. Gra z klasyczną frazą Różewiczowskiego Ocalonego polega na modyfikacji temporalnej perspektywy. Bohaterka odrzuca zarówno opresję historycznego porządku, jak i determinizm tradycyjnie pojętej biografii, która w swym chronologicznym uszeregowaniu nieuchronnie prowadzi ku śmierci. Zamiast tego kieruje się ku nieznanemu, wybierając „jutro” zamiast „wczoraj”.
Wraz z chińskim horoskopem wracamy do gwiazd, choć tym razem przez furtkę astrologii, a nie astronomii. I choć zodiakalne przepowiednie oferują zazwyczaj tak światło, jak i mrok, bohaterka Kwazaru zdaje się gotowa na przyjęcie i jednego, i drugiego. Kończąca tom stanowcza deklaracja tożsamościowa „Jestem Ciszą” nie pozostawia co do tego wątpliwości.
__________