przedostatnie słowo
szóstego sierpnia
na przemienienie pańskie
jeździliśmy naszą siwą kobyłą
na odpust do rachań
po kościele do krewnych w gościnę
odwiedzić sparaliżowanego wujka
bałem się go
nie wiedziałem o czym rozmawiać
z takim co się nie rusza
jak każdy człowiek
dzisiaj
szóstego sierpnia
otwieram okno
jest północ
morze wydobywa z wnętrza bezedni dźwięki
które smakują niby whisky z islay
jod sól gwałtowna bryza torf dym przepalone grzanki palona guma
i jednocześnie słodki posmak pieczonych jabłek toffi zielonych traw
wczoraj
słyszę
jak mogłem najłagodniej
wypełniłem płuca ojca i syna sobą
zrodziłem ich przed miliardami lat
nie poznali mnie
wyrywali się z moich rąk
zatrzymałem ich na trzy dni
nie chciałem od razu oddać ziemi
ja ojciec ona matka
w waszym mniemaniu wciąż po rozwodzie
w naszym wciąż razem
oddałem jej te nasze i wasze dzieci
odżałujcie ich
ale nie zatrzymujcie
nie płaczcie nad zmarłymi
mówiła moja babka rozalia
że mówiła święta tekla
nie każcie im dźwigać waszych łez
jak się rozpacza i łzy leje potokami
to zmarli a zwłaszcza nieochrzczone dzieci
muszą w wiadrach nosić te łzy
aż do czasu burzy
dopóki po błyskawicy
ktoś zdjęty strachem nie wypowie
a słowo ciałem się stało
i zamieszkało między nami
wtedy anioł stróż zabiera te dzieci do nieba
gadam z morzem stojąc na wysokim klifie
przez całe życie
jak było trzeba
uciekałem w góry
to tam chwytałem na nowo rytm życia
góra dół
szczyt dolina
u morza jest tylko w dół
powoli zaczynam rozumieć
w górę w dół w szerz wzdłuż po przekątnej po okręgu
i nie wiem jak jeszcze na jedno wychodzi
morze mówi
do mnie
do wody
należy przedostatnie słowo