Hanna Gęba. Nowy Szekspir – Nowy Yorick w Gdańsku

Tylko online

Nowy Szekspir – Nowy Yorick w Gdańsku

To, czego młodość dosiada i głupota prowadzi, zawsze jest dzielne1

Konkurs o statuetkę Nowego Yoricka to jedna z najnowszych tradycji gdańskiego Festiwalu Szekspirowskiego. Jego celem jest zainspirowanie młodych twórców, przede wszystkim studentów reżyserii, do zmierzenia się z tekstami Stratfordczyka. W 2024 roku Festiwal zaprosił do współpracy trzy polskie teatry, które wybrały najbardziej obiecujące koncepcje artystyczne i objęły je patronatem. Młodzi twórcy mieli możliwość przeprowadzenia dziesięciu prób – ich zwieńczeniem jest pokaz projektu w wersji „work in progres” podczas gdańskiego Festiwalu. W odróżnieniu od pierwszej edycji konkursu przed rokiem, teraz organizatorzy skrócili czas pokazu do godziny. Co ciekawe, jakość Nowych Yoricków znacznie się podniosła. Poprzednio zdarzało nam się oglądać pokazy w stadium raczkującym – niektórzy aktorzy nie mówili, tylko czytali swoje teksty na scenie. Podczas ostatniej edycji nic takiego nie miało miejsca – festiwalowicze mogli zobaczyć trzy naprawdę dopracowane, dojrzałe pomysły na spektakle.

Mamy Romeo i Julię w domu”, czyli Kasia i Tomek

Pierwszy pokaz konkursowy odbył się czwartego dnia Festiwalu. Romeo i Julia w krainie fakapu w reżyserii Ewy Galicy i Michała Lazara to spektakl musicalowy, osadzony w świecie skonstruowanym na internetowych memach. Akcja rozgrywa się w 2137 roku (nawiązanie do godziny papieskiej) w antyutopijnej Polsce, którą rządzą dwa dyskonty: Blibl i Stonka (na stronie Festiwalu twórcy zaprzeczają, jakoby nazwy miały odpowiadać prawdziwym firmom). Jak się już można domyślić, idąc tropem Szekspirowskiej tragedii, główni bohaterowie są pracownikami konkurujących ze sobą firm. Polski Romeo, Tomek, to agent Blibla wysłany do Stonki w celu wykradzenia jednej z tajnych receptur, Julia nosi imię Kasia i jest pracowniczką Stonki.

Na scenie widzimy dwoje głównych bohaterów ubranych w futurystyczne neonowe uniformy przywodzące na myśl kostiumy z filmów science fiction oraz osobę siedzącą przy sprzęcie muzycznym. Scenografię stanowią dwie sterty skrzynek do przenoszenia towarów. Pracę bohaterów symbolizuje energiczne przestawianie pudeł, które ułożone w większy stos stają się alejką magazynową. Dźwiękowiec (Michał Lazar, czyli połowa kolektywu reżyserskiego) to jednocześnie strażnik Stonki. Akcja sztuki zawiązuje się podczas najdłuższej przerwy w całej historii Stonki, która trwa dziesięć minut. Tomek (Michał Darewski) wygląda zza swojej alejki, żeby nawiązać kontakt z pracownikiem konkurencji. W sąsiedniej alejce zaś siedzi Kasia (Ada Dec), która wbrew regulaminowi (nakazującemu w przerwie studiowanie katalogu sklepu) czyta książkę. Tomek, gdy tylko to dostrzega, grozi, że wyda dziewczynę, i komentuje, że czytanie jest staroświeckie. Kasia postanawia podzielić się z Tomkiem swoim odkryciem i pokazuje mu nic innego, tylko egzemplarz Romea i Julii Szekspira.

Podczas następnych przerw (oczywiście zdecydowanie krótszych niż dziesięć minut) Kasia czyta Tomkowi swoje ulubione fragmenty sztuki. Zachęca także chłopaka do odegrania kwestii Romea. Tomek przekonuje się do tekstu powoli, ma zresztą problemy z czytaniem, dlatego niezdarnie duka każdą sylabę. Bohaterowie odgrywają scenę balkonową – za podwyższenie służą im specjalnie ustawione skrzynki. W powtarzającym się geście podawania sobie ukradkiem tej cieniutkiej książeczki z Szekspirowskim tekstem przez dziury w skrzynkach jest coś niezwykle czułego i świeżego. Tak samo nieporadnie jak z książką Kasia i Tomek obchodzą się ze swoimi emocjami – skrajnie kapitalistyczny świat nastawił ich wyłącznie na pracę. Dopiero sztuka Szekspira pokazuje im, że miłość to coś więcej niż choroba zakaźna (jak twierdzi mechaniczny głos centrali Blibla).

Konwencja musicalowa nadaje spektaklowi nieco kiczowaty charakter, ale w sensie jak najbardziej pozytywnym. Kasia i Tomek są infantylni, przekomarzają się ze sobą sloganami obrażającymi sklep konkurencji, a część piosenek śpiewają, stojąc prawie na baczność. Przejrzysta dykcja Michała Darewskiego i momentami nawet hiperpoprawny sposób wypowiadania się Ady Dec sprawiły, że skupionym widzom nie umyka ani słowo. Michał Lazar w roli sklepowego ochroniarza Laurentego i DJ-a jednocześnie dosłownie wybija rytm całej opowieści – to on włącza sygnał na przerwę, wydaje polecenia pracownikom i odtwarza z głośnika oficjalną piosenkę Stonki.

Spektakl kolektywu DUPA (Dom Utopijnej Pracy Artystycznej) to dowód na to, że Szekspira można odczytywać w sposób bezpretensjonalny. Historia Kasi i Tomka wydobywa z Romea i Julii to, co w tej historii najbardziej oczywiste i czyste – miłość. Dzięki temu, że wpływowe „dwa zwaśnione rody” zamieniły się w dwa dyskonty z agresywnymi kampaniami reklamowymi, tragizm został doprowadzony do absurdu i paradoksalnie zniknął. Pozostała esencja sztuki, którą jest pierwsze spotkanie, rodzące się uczucie, a także gotowość do wszelkich poświęceń w imię tego, w co się wierzy. Zakończenie jest otwarte – nie wiemy, czy Kasia i Tomek rzeczywiście umarli. Młodzi otruli się bowiem mleczkiem skondensowanym – bohaterka kończy przedstawienie, stwierdzając z powagą, że produkt po dacie ważności nie zawsze jest tak naprawdę przeterminowany. Być może tak samo jest właśnie z tą najbardziej banalną sztuką Szekspira – chociaż każdy zna fabułę Romea i Julii, ona zdaje się nie starzeć ani nie umierać. Zawsze pojawi się jakiś nowy film czy serial o młodych kochankach ze zwaśnionych rodów, a widzowie nawet nie zorientują się, że dostają po raz kolejny tę samą historię.

Nie taki Sen jak myślicie

Pierwszy Nowy Yorick wykorzystał historię z dramatu Szekspira, ale opowiedział ją własnymi słowami. Drugi natomiast opowiada słowami Szekspira historię albo zupełnie inną niż ta opisana w sztuce, albo uzupełniającą ją. Sen nocy letniej w reżyserii Miłki Dziasek to opowieść o życiu Tytanii utkana z przetworzonych epizodów wszystkich bohaterek Szekspirowskiego tekstu. Reżyserka w jednej postaci kumuluje losy kilku kobiet, dzięki czemu bohaterka, o której z tekstu wiemy mało, nabiera psychologicznej głębi, z Królowej Elfów zmienia się w zwykłą kobietę, jedną z wielu.

Spektakl rozpoczyna się dokładnie tak, jak dramat Szekspira – od sceny kłótni Tytanii z Oberonem o indyjskiego chłopca. Często w interpretacji dialogu między małżonkami akcentowany jest podtekst erotyczny. Indyjski chłopiec staje się wtedy synonimem egzotycznego kochanka. Miłka Dziasek podchodzi jednak do tego tematu zupełnie inaczej – wykorzystuje wspomnienie o chłopcu jako pretekst do napisania historii o traumie bezdzietności. Scena małżeńskiej kłótni płynnie przechodzi do sceny ślubu, w której Oberon (Piotr Chys) mówi kwestiami Tezeusza, a Tytania (Justyna Bartoszewicz) Hipolity. W głosie kobiety nie słychać prześmiewczego tonu, bohaterka brzmi, jakby rzeczywiście cieszyła się na ślub z popisującym się przed nią partnerem. W tej scenie widzowie oglądają wydarzenia z podwójnej perspektywy – jedną wyznaczają bohaterowie stojący na scenie, drugą zaś film wyświetlany za nimi na białej płachcie. Na obrazie widzimy wychodzącą z kościoła parę i tort weselny, a na scenie odbywa się typowo polska zabawa – słychać muzykę disco polo, a para młoda zaczepiana przez wodzireja odpowiada na pytania. Gdy pojawia się wzmianka o dzieciach, Tytania od razu chwyta się za brzuch, sugerując, że jest już w ciąży i razem z Oberonem zaczynają przekrzykiwać się pomysłami na to, ile chcą mieć dzieci. Sielankowy nastrój znika, gdy wodzirej niespodziewanie pyta, kto umrze pierwszy.

Z dalszych scen dowiadujemy się, że małżeństwo od dawna jest w kryzysie. Tytania staje się coraz bardziej histeryczna i drżąca, kuli się w sobie. Z dziewczyny marzącej o wielkiej rodzinie nie pozostaje już nic. Jej mąż okazuje się niepokojąco agresywny – chociaż w scenie ślubu wspomnienie o walczeniu o ukochaną mieczem wydaje się zabawne, teraz nabiera nowego kontekstu. Tytania przeżywa romans z młodszym mężczyzną, Lizandrem (Dominik Rubaj), do którego oczywiście mówi słowami szekspirowskiej Hermii. Gwałtowność, z jaką bohaterowie zbliżają się do siebie, ma w sobie echo młodzieńczych zauroczeń Ateńczyków z Szekspirowskiego Snu nocy letniej. Kończy się jednak gorzko – Tytania wie, że jej czas z kochankiem jest policzony.

Postaci męskie w spektaklu Dziasek są jednoznaczne – każda z nich dokłada cegiełkę do patriarchalnej konstrukcji, na której oparty jest świat sztuki. Relacje damsko-męskie przedstawiono jako nierówne, momentami przemocowe, zawsze oparte na relacji pan-poddany (zazwyczaj poddana). Relacja Tytanii z młodszym kochankiem daje bohaterce jedynie namiastkę wolności i iluzję kontroli. O wiele bardziej skomplikowane są relacje między kobietami, a konkretnie między Tytanią a jej powierniczką, matką indyjskiego chłopca. Dziasek wprowadza bowiem na scenę bohaterkę, o której Szekspir jedynie wspomina w wypowiedziach innych postaci. W tym przedstawieniu powierniczka Tytanii jest w ciąży. Bohaterki są wystylizowane w taki sam sposób – mają tak samo ułożone włosy i bardzo podobne białe sukienki. Jedynym, co je odróżnia od siebie, zdaje się ciężarny brzuch jednej z nich i to właśnie on stanowi obsesję tej drugiej. Słowa zazdrości Heleny kierowane do Hermii w Szekspirowskim Śnie nocy letniej tutaj wypowiada Tytania do swojej przyjaciółki. Piękno, którego bohaterka zazdrości swojej powierniczce, to nic innego tylko możliwość urodzenia dziecka. Tytania zatrzymuje indyjskiego chłopca nie jako kochanka, tylko upragnionego potomka, a także swego rodzaju pamiątkę po zmarłej przyjaciółce. Więź między kobietami ma u Dziasek znamiona erotyczne i destrukcyjne. Emocje Tytanii wobec powierniczki są dużo silniejsze niż wobec któregokolwiek z mężczyzn. W przejmującej scenie śmierci przyjaciółki/kochanki Tytania w szale rzuca się na jej brzuch i zaczyna wyjmować z niego pióra, rzucać je w powietrze. W tym geście jest przemoc, dosłowne rozrywanie drugiej osoby na strzępy, ale także potrzeba tchnienia w przyjaciółkę/kochankę życia, próba wprawienia jej ciała, a dokładnie jego najwrażliwszego miejsca, w ruch oraz dotarcia do wnętrza najbliższej osoby.

Ze wszystkich Nowych Yoricków w tej edycji festiwalu Sen nocy letniej to projekt najmniej dopracowany. Przede wszystkim ze względu na niekonsekwentny albo nieuzasadniony ruch sceniczny. Przez większość spektaklu postaci niebiorące udziału w scenie stoją z tyłu za półprzezroczystą kotarą, odwrócone plecami do widzów. Co jakiś czas poruszają się i dramatycznie zmieniają pozy. Tego typu ruch ma zapewne wzbudzać w widzach dodatkowy niepokój. Niestety, ten sposób wykorzystania aktorów na odsłoniętej scenie wydał mi się niezręczny. Nie przekonał mnie także Puk-obserwator, a gra aktorska głównych postaci była momentami przerysowana. A jednak to właśnie koncepcja spektaklu Dziasek ujęła mnie tak bardzo, że Sen nocy letniej to chyba mój faworyt w swojej kategorii. Reżyserka niezwykle umiejętnie wczytała się w tekst Szekspira, zachowała wszystkie emocje, jakie się w nim znajdują, a jednocześnie stworzyła coś nowego poprzez umieszczenie dialogów w innym kontekście. Historię opowiedzianą przez Dziasek można potraktować dwojako – albo jako uzupełnienie brakującego fragmentu historii Tytanii, albo jako dzieło alternatywne wobec Szekspirowskiego Snu.

Prospero zamarznięty

Chociaż nie znamy dokładnej lokalizacji wyspy z Burzy, wiemy jedno: akcja sztuki rozgrywa się raczej w klimacie tropikalnym. Alexander Dulak, zwycięzca tegorocznej edycji Konkursu Nowy Yorick, przeniósł jednak rozterki Szekspirowskich bohaterów z upału do mrozu – Ekspedycja: Burza umiejscowiona została na biegunie polarnym. Fragmenty tekstu dramatu w najnowszym polskim tłumaczeniu Piotra Kamińskiego przeplatają się z cytatami relacji polarnych podróżników.

Scenografia przedstawienia jest prosta, ale funkcjonalna. Śnieg imitują białe płachty ułożone na podłodze i ścianach warstwami. Wchodzący na scenę podróżnicy w kombinezonach poruszają się z trudem, przy pomocy liny. Umieszczona w głębi sceny wielka kostka lodu powoli odmierza czas akcji, kapiąc na nagłośnioną metalową powierzchnię.

Bohaterowie spektaklu Dulaka to jednocześnie zdobywająca biegun załoga statku Miranda, amatorscy aktorzy wystawiający dramat Szekspira dla zabicia czasu oraz autentyczni bohaterowie Burzy. Prospero najbardziej wyrazisty jest w postaci dowódcy wyprawy, który dla zdobycia bieguna jest gotów na każde poświęcenie. Pozostali podróżnicy zamieniają się rolami z Burzy – w pewnym momencie żartują niczym duet Stephano-Trinculo, w innym odgrywają tajemniczego Ariela.

Dulak eksploruje najmroczniejsze elementy Szekspirowskiego tekstu. Akcja Burzy rozgrywa się na przestrzeni niecałych trzech godzin, zaś Ekspedycja zdaje się trwać kilka tygodni. Podróżnicy popadają w osamotnienie tak skrajne, że prowadzące do szaleństwa. Mroźna wyspa to jednocześnie ich „ziemia obiecana” i więzienie. Brak środków do życia nie jest dla nich kwestią dyskusyjną (jak dla bohaterów Szekspira), ale namacalną. W desperacji zmuszeni są do zjedzenia swoich psich towarzyszy. Dźwięk obijających się o siebie kości do gry zapowiada wypadające na skutek szkorbutu zęby.

Jedyna postać, której niestraszny jest polarny klimat, to Kaliban – w tej adaptacji Inuita. Nie porozumiewa się z przybyszami ich językiem, posługuje się jedynie gestami. W przeciwieństwie do podróżników pewnie porusza się po oblodzonym terenie. Nie ma także problemu z temperaturą i oślepiającym światłem, bo jego ubiór jest rzeczywiście przystosowany do ekstremalnego klimatu. Na koniec sztuki Kaliban zostaje sam na scenie, cała reszta bohaterów umiera z zimna i wycieńczenia. W przeciwieństwie do wyspy Prospera biegun był dla wszystkich „gości” równie bezlitosny.

Pokaz „work in progess” projektu Dulaka można uznać za pełnoprawny spektakl. Połączenie fikcyjnego dramatu z autentycznymi dziennikami podróżników okazało się niezwykle spójne. Głównym wątkiem Ekspedycji stała się walka człowieka z naturą, w której stawką jest życie. Wszelkie ślady sielankowego dobrobytu z Szekspirowskiego tekstu Dulak wymazał i zastąpił walającymi się po scenie kośćmi zjedzonych psów. W Ekspedycji nie ma młodych kochanków ani godzących się braci, brakuje nawet przebaczenia – ich miejsce zajmuje dojmująca samotność.

Zamiast zakończenia

Nowe Yoricki to swego rodzaju pomost między spektaklami OFF-owymi a tymi z głównego nurtu. Młodzi twórcy nie boją się niczego – do Szekspira podchodzą świeżo i odważnie. Nie muszą jeszcze dbać o spójność swojej pracy artystycznej ani martwić się oczekiwaniami widzów. I to właśnie dzięki temu ich projekty stają się niezwykle ważną częścią gdańskiego Festiwalu Szekspirowskiego.

  1. W. Shakespeare: Jak Wam się Podoba. Tłum. M. Słomczyński. Kraków 1983. ↩︎

Wpłać dowolną kwotę na działalność statutową.
"Akcent" jest czasopismem niezależnym. Wschodnia Fundacja Kultury -
współwydawca "Akcentu" utrzymuje się z ograniczonych dotacji
na projekty oraz dobrowolnych wpłat.
Więcej informacji w zakładce WFK Akcent.