***
piłam z D. mojito w ogródku zamkniętej kawiarni
uprzejmy kelner nie kazał nam oddawać szklanek
gdy gasił światła na placu zostaliśmy
tylko my kilku Albańczyków i staruszkowie
z psami wszyscy pragniemy odetchnąć w lipcu
odrobiną chłodnego powietrza z miętą
w tym samym czasie w dalekim szpitalu Holandii
gdzie jak myślę umiera się w czystym komforcie
decydowano jak długo ma pozostać na świecie
nowo narodzona dziewczynka którą nazwano
imieniem słonecznej wyspy
więc D. postanowił rano wyjechać i przerwać
zapowiadające się na romans wakacje
po holendersku być może brzmiałoby to drastycznie
po włosku brzmiało jak wiersz
***
papierowa madonno z drugiego piętra
zejdź ze mną do piwnic gdzie wiodą
szorstkie drzwi z sękatych desek
sto lat temu malowanych na biało
spójrz na dziecięcy rowerek
w jego zardzewiałych szprychach
balansują na długich cienkich nogach
okrągłobrzuche pająki i chłopca
co na nim bez trzymanki pokonywał
najostrzejsze zakręty pomiędzy domami
by wpaść w ramiona swojej matki
z uśmiechem z fotografii tego chłopca
nie mojego kochanka który wraca nad ranem
od płodnych dziewcząt tego chłopca chroń