Przeszłość i teraźniejszość „gulaszowego komunizmu”
Kadarowska świadomość i mieszczanienie społeczeństwa a literatura
Istnieje taki pojemny (lewicowy) pogląd, wedle którego stopień i poziom mieszczanienia społeczeństwa mierzy się w pierwszym rzędzie dostępem do dóbr materialnych i cywilizacyjnych, możliwością bezpiecznego nimi zarządzania oraz wielkością i jakością konsumpcji. Z tego punktu widzenia w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych epoki kadarowskiej, którą wielu uważa za czas odżywania węgierskiego mieszczaństwa, stało się jednak – ze względu na głębokość owego procesu i wszystkie do dziś odczuwalne następstwa – coś wręcz przeciwnego. Oczywiście, można i trzeba przyznać, że sytuacja materialna wyraźnie się poprawiła i że niewątpliwie poszerzył się zakres „praw obywatelskich”, ale obserwując ów proces z większej perspektywy można dojść do wniosku, że w kraju zakorzenił się wówczas pewien sposób myślenia – moralna strategia kierowania własnym życiem – która stanowi zasadniczą przeszkodę w formowaniu się mieszczaństwa budowanego na rzeczywistych wartościach, na ludzkiej i narodowej solidarności.
Nie będąc socjologiem nie potrafiłbym precyzyjnie wskazać komponentów i kryteriów mieszczańskiej kultury życia, ale jestem pewien, że nie jest konieczne, aby nadrzędne wartości wyznaczał nieograniczony pęd konsumpcyjny. Bezpieczeństwo materialne jest, naturalnie, częścią spokojnego bytowania, lecz tak samo jego częścią jest godność osoby ludzkiej i zachowana świadomość wspólnoty, świadomość przeszłości, a nawet, jeśli ktoś woli, świadomość narodowa. Trwała zdolność jednostki i grupy (narodu) do autorefleksji, do rozpoznawania i wytwarzania wartości, gotowość do ponoszenia ofiar. Liczy się także coś tak staromodnego jak sumienie, wreszcie, a jakże, cnota uczciwości. I jeszcze jedno: odparcie symptomu społecznej anomii. Bycie mieszczaninem oznacza bowiem moralną, wartościującą formę bytu, a więc przeciwieństwo tego, do czego kadarowska władza ufundowana na „ogólnej zgodzie” zachęcała (wcale się do tego nie przyznając) lub też czym manipulowała. Ten system nie tylko został poczęty w grzechu, ale również zbudowany na kłamstwie, dlatego to, co w nim najżywotniejsze, powinno, z czasem, przejść w stan kłamstwa lub stać się kłamstwem. Nie miejmy zatem wątpliwości: kto buduje na pamięci kłamstwa lub na praktyce kłamstwa, także dzisiaj podtrzymuje to kłamstwo przy życiu. (…)
Brutalne retorsje, jakie trwały całymi latami, i zainicjowana w tym samym czasie polityka „podnoszenia stopy życiowej” (już w listopadzie 1956 znacząco podwyższono pensje robotnikom, górnikom i nauczycielom, a wraz z ponownym zniesieniem obowiązkowych dostaw wzrosły ceny na produkty rolne, dekret rządowy z roku 1957 umożliwił rozwijanie prywatnej inicjatywy itd.) miały na celu nie tylko poprawę „nastrojów” ludności, ale i jej – w sensie politycznym – neutralizację. Taktyczny zamiar odpolitycznienia (Znacząca część mas pracujących nie jest zainteresowana w pierwszym rzędzie ogólnymi kwestiami politycznymi… – powiedział János Kádar) począwszy już od początku lat sześćdziesiątych został skojarzony z pewnymi osiągnięciami (m.in.: elektryfikacja wsi, telewizor, lodówka, budownictwo już nie kurnych chat, ale co najmniej dwuizbowych domków rodzinnych, przychód z uprawy przyzagrodowej działki itd.) – wszystko to, a trwało to już dobre półtora roku, określało „ideologię” kadarowskiej „sukces story”.
Duża część ludności, umęczonej w walkach, do jakich ją „mobilizowano” przez dziesiątki lat, z radością zaakceptowała tę niesłychanie szybką zmianę. Starsi mogli w niej widzieć słuszną rekompensatę za pełne cierpień życie, młodsi – odrzucenie dręczącej przeszłości i zarazem kuszącą obietnicę wygodniejszego życia, z szansą na sukces. Polityka: „żyć i pozwolić żyć”, która nareszcie wyszła poza sferę prywatności, była tym, co tak dalece przeniknęło na wskroś ludzkie dusze, że niebawem prawie wszyscy zostali pokonani: „podskakiwać”, afiszować się węgierskością, zajmować się polityką oraz przeszłością (dalszą, czy bliższą) było nie tylko czymś niebezpiecznym, lecz zgoła zbytecznym, albowiem ten, kto po prostu pracuje, zwykle „dobrze na tym wychodzi”. (…)
Tak samo działo się – tylko tak dziać się mogło – w literaturze tamtej epoki. Chociaż akcentowanie przypisywanego jej znaczenia społecznego wydawało się, w porównaniu z latami pięćdziesiątymi, o wiele słabsze, to jednak dogmat o niezbywalnym prawie partii do sterowania literaturą nadal obowiązywał. Jej istnienie – „idee mas pracujących w wychowaniu moralnym i estetycznym, w kształtowaniu nowej świadomości społecznej” – władza w równej mierze uważała za ważne i niebezpieczne, dlatego – poza „zarządzeniami administracyjnymi” (procesy pisarzy, rozwiązanie Związku Literatów itd.) próbowała z rzeszą tych, którzy zajęli „jedynie słuszne” stanowisko, wtłoczyć literaturę (z jej kadrami) w ciasne (i odpowiedzialne ideologicznie) łożysko. Albowiem, wedle władzy, jesienią 1956 roku i w latach poprzednich literatura bardzo mocno schamiała, teoretycznie przygotowała i poparła „kontrrewolucję”. W tych dokumentach (Állásfoglalás a népi írókról, 1958 [Zajęcie stanowiska o pisarzach ludowych], A felszabadulás utáni írodalom néhány kérdéseröł, 1959 [O kilku kwestiach literatury po wyzwoleniu], Írodalomkritikánk néhány fogyatékosságáról, 1961, [O kilku defektach naszej krytyki literackiej], A szocialista realizmusról, 1965 [O realizmie socjalistycznym] itd.) „współczujące” gesty demonstrujące duchowe „otwarcie” były tak samo możliwe do znalezienia jak „poszukiwanie sojuszu”, lecz trzymanie się linii partii w krytyce było nie tylko jednoznaczne, ale i radykalne.
Mowy być nie mogło o jakimkolwiek tolerowaniu wartości, jakimi kierowało się mieszczaństwo. Od każdego pisarza oczekiwano zgodności z „teorią partii leninowskiej” – przynajmniej na polu sztuki – przyznając tu i ówdzie prawo do istnienia pewnym odmiennościom natury stylistycznej, podkreślano nieustającą potrzebę walki teoretyczno-ideologicznej z odmiennością, pesymizmem i rozczarowaniem. Te zjawiska – tak jak i dążenia przypisywane „modernistom” – przywoływały koszmary (z punktu widzenia władzy!) ideologii burżuazyjnej, należące do wrogiego porządku świata. I chociaż owa czujność z upływem lat do pewnego stopnia osłabła i twórcy, którzy kiedyś startowali ze złą ankietą personalną, teraz ewentualnie chcąc coś „uzyskać”, mogli liczyć na uznanie, gdy dokonali rzetelnego obrachunku z „dziedzictwem ideologii mieszczańskiej”. Dopiero wtedy wolno im było zbliżyć się do literatury socjalistycznej.(…)
Przełożył Feliks Netz