słabość
odkąd rozbieram się sama, zrzucam szmaty na podłogę
gdzie rosną zeszłoroczne swetry, kwitną pończochy i czarne
koronki. podlewasz wszystko muzyką łagodzi moje obyczaje
gdy marznę na błękitnym prześcieradle, pielęgnujesz supełek
mój najmniejszy. mówisz myśl o mnie nierzadko, gęsto
myśl choć sam zapominasz że twoja gęstość krępuje mi
ruchy. więcej, moje głębokie nie stanę przy oknie nie
zaśpiewam pozwala ci na wszystko, tak uważasz. ja lubię
chmury i niebo widzieć promyczku nalegasz na pejzaż, bloków
i drzew za szybą. mocny argument na raz, ulegam na dwa, na trzy
prosisz narysuj mi coś jak skończę. odkąd wiesz że rysuję poznałam
od kuchni wynajęte mieszkanie. nie musisz się martwić o dekoracje.
kupiłem wino. kupiłeś wino. weź. daję.
madona
pani madono, wąskie masz usta, złośliwe
ząbki gryzą języki,
poliglotki są bliższe miłości, bliższe
brzuchatym chmurom. niebo turkusowe
dla ciebie, pani madono, dla piękna
wtopionego w ruch brwi, grymas
ust mrs. monkey chce banana, słodkie
zabaweczki, kiszeczki, kapustki.
pani madono, włosy z karuzeli, splątane
grube jak len, warkocz-kłos. na konika,
na koniku: przebiera pani nóżkami w białych
pończoszkach mr. big-monkey
daj mi pan banana. pani
madono, zaciągasz nogawką, bliską
rozkładowi nóg, figi, thongi, zabójcze fagi z koronką,
kokardą różową w aromaty.
pani madono, rzadkie masz włosy, złośliwe
ząbki grzebienią się: zapachy, pani madono,
zmysł brzuchatych piękności, turkusowych
ciąż. pani madono, zabierze pani usta.