Heteropatyczne stany uczuciowe Brunona Schulza w „Księdze listów”
Według mnie, tak to wyglądało: Bruno był człowiekiem, który wypierał się siebie […]. Gnom, maleńki, olbrzymiogłowy, jakby zanadto zalękniony, aby odważyć się na istnienie, był wyrzucony z życia, przemykający się chyłkiem, na marginesie. Bruno nie przyznawał sobie prawa do egzystencji i szukał własnego unicestwienia – nie żeby marzył o samobójstwie, on tylko „dążył” do niebytu całym sobą […]. Był zbędny. Był dodatkowy – notuje w Dzienniku Witold Gombrowicz. Czyżby więc cały wysiłek komunikacyjny podjęty przez Brunona Schulza w listach wynikał przede wszystkim z potrzeby potwierdzenia własnego istnienia? Korespondencja na pewno miała za zadanie uwierzytelnić jego obecność na tyle mocno, by można było domagać się w niej czyjegoś aktywnego współudziału.
To bardzo wiele dla kogoś, kto prowadzi niestrudzony spór o istnienie swoje i świata, kto w otaczającej rzeczywistości ugruntowuje ewentualność, że świat może istnieć w jakimś innym sensie, kogo dręczy, a zarazem inspiruje ersatz realności, pełen eksperymentów autodestrukcji. Dlatego Księga listów jest nie tylko zbiorem epistolarnym, dokumentem biograficznym nigdy i nigdzie niespełnionej obecności, ale także przedstawia ciąg perypetii duchowych z twórczości traktowanej jako sprawa jedynie istotna, wyłączny cel dążeń i sens egzystencji. (Jerzy Ficowski).
Ponadto stanowi ona próbę egzegezy lęków i fobii pisarza, jest kroniką perseweracji jego stanów depresyjnych, zmagań o własną tożsamość, uwikłaną w ciągłe postulaty, decyzje i zaniechania, frustracje egzystencjalne oraz twórcze, utrwalające okresy kapitulacji.
Dane zawarte w listach wymagają wyjątkowej czujności, bowiem granica pomiędzy prawdą a mistyfikacją jest bardzo względna, najczęściej zostaje zawieszona w obszarze supozycji, tym bardziej że podmiot epistolarny jest pewną formą kreacji własnej osoby piszącego. (…)