Przejdź do treści
Dostosuj preferencje dotyczące zgody

Używamy plików cookie, aby pomóc użytkownikom w sprawnej nawigacji i wykonywaniu określonych funkcji. Szczegółowe informacje na temat wszystkich plików cookie odpowiadających poszczególnym kategoriom zgody znajdują się poniżej.

Pliki cookie sklasyfikowane jako „niezbędne” są przechowywane w przeglądarce użytkownika, ponieważ są niezbędne do włączenia podstawowych funkcji witryny.... 

Zawsze aktywne

Niezbędne pliki cookie mają kluczowe znaczenie dla podstawowych funkcji witryny i witryna nie będzie działać w zamierzony sposób bez nich.Te pliki cookie nie przechowują żadnych danych umożliwiających identyfikację osoby.

Brak plików cookie do wyświetlenia.

Funkcjonalne pliki cookie pomagają wykonywać pewne funkcje, takie jak udostępnianie zawartości witryny na platformach mediów społecznościowych, zbieranie informacji zwrotnych i inne funkcje stron trzecich.

Brak plików cookie do wyświetlenia.

Analityczne pliki cookie służą do zrozumienia, w jaki sposób użytkownicy wchodzą w interakcję z witryną. Te pliki cookie pomagają dostarczać informacje o metrykach liczby odwiedzających, współczynniku odrzuceń, źródle ruchu itp.

Brak plików cookie do wyświetlenia.

Wydajnościowe pliki cookie służą do zrozumienia i analizy kluczowych wskaźników wydajności witryny, co pomaga zapewnić lepsze wrażenia użytkownika dla odwiedzających.

Brak plików cookie do wyświetlenia.

Reklamowe pliki cookie służą do dostarczania użytkownikom spersonalizowanych reklam w oparciu o strony, które odwiedzili wcześniej, oraz do analizowania skuteczności kampanii reklamowej.

Brak plików cookie do wyświetlenia.

Zbigniew Masternak. Majowa Królowa i Zielony Człowiek

Spis treści numeru 3/2021

Majowa Królowa i Zielony Człowiek

(z księgi szóstej cyklu „Księstwo”*)

Ciasteczka. Z jajek, mleka i owsa. Jedno z ciasteczek było poczerniane węglem. Następnie umieszczano je wszystkie w czapce i wyciągano po sztuce. Ten, kto trafił na czarne ciastko, musiał trzy razy przeskoczyć przez ognisko – wierzono, że to na nim skupi się całe możliwe nieszczęście, oszczędzając resztę ludzi.

Ostatni hotel z naszej listy nazywał się „Itaka”. Porozmawiałem przez chwilę z recepcjonistą i wróciłem do holu, gdzie czekała Renia z bagażami. Moje rozłożone bezradnie dłonie po chwili opadły na uchwyty podróżnych toreb.

Renia była zmęczona podróżą. Nie dziwiłem się, że jest na mnie coraz bardziej wściekła – przez moją pomyłkę wsiedliśmy do samolotu lecącego do Dublina zamiast do Berlina. Powrotny mieliśmy dopiero następnego dnia o świcie. Uspokoiłem ją, gdy zapytała, gdzie będziemy spali, chociaż już mi się skończyły pomysły. Zaproponowałem, żebyśmy zostawili bagaże w przechowalni i poszli zwiedzać miasto. Uśmiechnąłem się prosząco.

– Może wypatrzysz jakąś fajną bluzkę? Albo szałowe buty?

W autobusie miejskim Renia poprosiła, żebym poopowiadał jeszcze o Beltaine. Nie od razu zacząłem opowieść – zamyśliłem się nad reklamą kremu przeciw zmarszczkom, widniejącą z boku autokaru. Skończyłem niedawno trzydzieści trzy lata, ciągle wyglądałem bardzo młodo. Gombrowicz także bardzo długo wyglądał jak młodzieniec, mimo przekroczonej trzydziestki. Ponieważ wszystko się opóźniało – miliony, kariera, musiałem dać sobie z dziesięć lat więcej na osiągnięcie tego, co zamierzałem.

– Być może Beltaine pochodzi od Bela, celtyckiego boga ognia i światła.

Wyciągnąłem z podręcznego plecaczka plan miasta i rozłożyłem na kolanach. Przez Dublin przepływa rzeka Liffey – centrum miasta znajduje się w obręczach dwóch kanałów. Północny nazywa się Royal, południowy Grand Canal Dock. Jeżeli dodać do tego jeszcze kilka innych rzeczek i strumyków – nic dziwnego, że Dublin kojarzył mi się z innym miastem, w którym kiedyś mieszkałem – Wrocławiem. Miałem wiele dobrych wspomnień związanych z tym miastem. To tutaj zarobiłem swoje pierwsze duże pieniądze. To tutaj nakręciłem dwa filmy i wydałem swoją pierwszą książkę. Byłem Księciem Życia.

– Przypada na pierwszego maja. Właściwie zaczyna się wieczorem ostatniego dnia kwietnia… Wiesz, według Celtów nowy dzień rozpoczynał się wraz z zachodem słońca. – Znałem wiele ciekawostek dotyczących innych kultur. Chyba dlatego, że sam się wychowałem w regionie, w którym prastare zwyczaje żyły w ludziach, ukryte pod chrześcijańskimi szatami. Irlandia wydawała mi się pod tym względem podobna. – Wieczorem druidzi we wszystkich celtyckich krajach rozpalali ognie.

– Po co?

– Żeby sprowadzić słoneczne światło na ziemię. Ogień symbolizował tryumf światła nad ciemnością na następne pół roku… – Mówiąc to, myślałem o swoich rodzinnych stronach. Ileż tam było magicznych zdarzeń! Jednego razu ludzie uznali, że na wierzbie ukazała się twarz Matki Boskiej. Pod drzewem zbierała się cała ludność z okolicy, żeby się modlić. Było w tym coś pogańskiego. Może dlatego, że moi przodkowie mieszkali u stóp góry Święty Krzyż, która za czasów pogańskich nazywała się Łysą Górą i była centrum kultu religijnego. Jeszcze niedawno palono na niej sobótkowe ognie.

– Ludzie obracali płonące gałęzie nad głowami – powiedziałem, przepychając się ulicą zapełnioną turystami. – Naśladowali w ten sposób słoneczne promienie. – Spoglądałem na przechodniów. Wszyscy nosili zielone akcenty – z tego, co pamiętałem – na cześć pradawnych bogów związanych z płodnością i rozwojem.

Myślałem o tym, co pozostało po Celtach. Oprócz zabytków i historii – także języki i potomkowie – w Szkocji, w Irlandii, w Walii, w Bretanii. Chociaż dziedzictwo Słowian wydawało mi się jeszcze cenniejsze. Tylko niedoceniane. Uwaga skupiała się na Rzymie, Grekach, Arabach, Celtach, Germanach, Chińczykach. Słowianie byli Slave, niewolnikami.

Chciało się nam jeść i pić. Z tęsknotą spojrzeliśmy na stragan, na którym leżały rozmaite owoce. Ach, te białe kawałki kokosa moczące się w wodzie!

– Jak ktoś planował długą podróż, skakał trzy razy w tę i z powrotem przez ogień – na szczęście.

– Szkoda, że my nie skakaliśmy przez takie ognisko – zachichotała. – Może nie pomylilibyśmy samolotów.

Sprzedawcą owoców był Arab przebrany w szkocki kilt – siedział czujny i czekał na klientów. Wtem podszedł do niego elegancko ubrany, dystyngowany facet. Oscar Wilde? Rozejrzał się, wydymając wargi. Wyciągnął rękę, wahając się przez chwilę, co wybrać. Wreszcie wziął delikatnie w dwa palce kawałek kokosowego orzecha, włożył go sobie do ust, łaskawie kiwnął głową handlarzowi i ruszył powoli przed siebie, aż zniknął w jednej z ulic. Właściciel straganu ani drgnął, a my z Renią parsknęliśmy śmiechem. Brakowało mi ciągle tej klasy w naigrawaniu się ze świata. Chciałem być jak Wielki Gatsby. Ale Gatsby, który wygra wszystko, a nie będzie wygrywał tylko do czasu, by ponieść klęskę całkowitą.

(…)

Dalszy ciąg w wydaniu papierowym „Akcentu”.


** Księga VI nosi tytuł Mistrz świata we wszystkim.

Wpłać dowolną kwotę na działalność statutową.
"Akcent" jest czasopismem niezależnym. Wschodnia Fundacja Kultury -
współwydawca "Akcentu" utrzymuje się z ograniczonych dotacji
na projekty oraz dobrowolnych wpłat.
Więcej informacji w zakładce WFK Akcent.