***
Wiosna, most,
rozpleniony kurz
i roślinny pył,
w dole pieniące się
ciemnoszare fale,
jazgot, grzechotanie stali,
wiatr, który nie rozwiewa
twoich włosów
i ciężkie milczenie,
co lgnie nam do ust –
to gra nami
i pisze dwie role
na jeden
niemy
głos.
Śnieg
Miasto stłumione
po drugiej stronie szyby
naprasza się
i drży.
Obraz zapełnia się,
roznieca iskrzeniem.
Wewnątrz powolne ciepło
zbiera się u stóp.
Rdzawe światło ulicy
skupionym jasnym klinem
przesuwa cienie na drzwiach,
które jednym gestem
dajesz mi za oparcie.
Gładkie zimno na skórze –
biorę pospieszny oddech,
a w krtani zjawia się głos,
lecz zawrócony
opada do źródła;
i po chwili,
kiedy wolno już mówić,
jak bezowocne słowo
przelane na twój język,
w ciemności topnieje.
XI 2012 – XI 2016
W południe
Na splotach niewidocznych ścieżek
gorączkowe życie zwierząt:
rozdzierające wołanie
odlicza ciężkie minuty.
Żwir chrzęści
pod twoimi stopami:
krzątasz się
i znosisz zielone talerze.
Na każdy twój gest
odpowiadam własnym:
czas dopełnia się
w tej cichej wymianie.
Wszelkie próby nazwania
zostają cofnięte:
znajomy smak w ustach
nie skrapla się w żaden sens.
Dłoń wspartą
na rozpalonym stole
podnoszę do oczu
po większy żar.
Znikasz w drzwiach.
Twoje imię
połyka
blask.
Zakrzówek
Pośród splotów korzeni,
w butwiejącej woni,
z głową blisko ziemi,
wsłuchany
w ciche poruszenia trzewi.
Horyzont zamyka
wzniesienie brzucha
różowawą smugą,
a z ud,
znaczona suchą trawą,
wypukła linia pisma
pnie się
i na szyi
taje
w lśniący ślad po ustach.
Refren
Po wyjściu
z nocy bez znaków
i wejściu
w dzień napięty bezruchem –
nagły dwugłos mięśni,
kiedy ostatni raz
rozogniony kształt
rysuje kontur
warg
inną wilgocią.
Nie przestaję
Aneczce
W powietrzu słodkim
od tytoniu i herbaty
masz przygaszone oczy,
a za poduszkę
zwinięty niedbale
wełniany płaszcz.
Słowa nieważkie
na przecięciu oddechów
ulatują
wplecione w dym.
Ich ślady w pamięci
plączą się i rwą.
Ale to jedno
niewyczerpane –
pod żebrami,
rozpalone i żywe
drży.
Nocą
miasto zasnute jest pyłem.
Swoje pożegnanie
rzucam już w przestrzeń,
bo znikasz szybko
w drzwiach tramwaju.
I kiedy opuszczam wzrok,
i kiedy wracam ciemną aleją,
i kiedy mijają dni –
nieśmiało,
w skrytości,
szeptem,
na głos,
nie przestaję
mówić do ciebie.
I 2017