Lechosław Lameński. Do trzech razy sztuka

Spis treści numeru 1/2022

Do trzech razy sztuka
Kilka myśli o twórczości Andrzeja Dudzińskiego ps. „Dudi”

(…)

Tymczasem obecnie Andrzej Dudziński to – zdaniem piszącego te słowa – twórca zdecydowanie bardziej rozmalowany, dla którego najważniejsze wydają się intensywne plamy barwne, a wszechobecna wcześniej anegdota zeszła na drugi plan lub też zniknęła w ogóle. Na początku preferował prace na papierze, chętnie mieszając techniki. Z łatwością posługiwał się kredką olejową i temperą, a nawet piórkiem, tuszem i flamastrem oraz szczególnie lubianymi pastelami, zarówno mokrymi, jak i suchymi. Aktualnie zaś, jak wspomniałem, używa niemal wyłącznie farb akrylowych i ciągle bliskich mu pasteli, malując na płótnie naciągniętym na klasyczny blejtram. Oczywiście to nie tylko efekt ewolucji jego warsztatu – Dudziński tworzy już przecież od ponad pięćdziesięciu lat – ale także skutek tego, że całkowitej zmianie uległa rzeczywistość w Polsce, będąca dla niego tak ważnym źródłem inspiracji. To już nie ten sam kraj, gdy wyjeżdżał do Londynu i USA. Dzisiaj autor nie musi przechytrzać cenzury, aby powiedzieć coś ważnego, co chciałby pozostawić swoim następcom jako przesłanie, rodzaj testamentu artystycznego. Niemniej żałuję, że nie ma już z nami Dudiego i Pokraka. Być może gdyby byli, byłoby nam wszystkim łatwiej żyć.

Są jednak w twórczości malarskiej Andrzeja Dudzińskiego wątki, do których artysta powraca i to z dużą przyjemnością. To – jak mi się wydaje – asamblaże, chociaż początkowo twórca nie używał tego określenia do całej grupy swoich kompozycji. Najstarsze znane mi pochodzą z połowy lat 80. XX wieku. Komponowane na tekturze w kolorze sepii i jasnego ugru, z licznymi, drobnymi elementami naklejanymi oraz domalowanymi, sprawiają wrażenie fragmentu paczki (jednego jej boku w kształcie stojącego prostokąta) odebranej po długiej podróży przez kilka kontynentów. W asamblażach nieco późniejszych (z końca lat 80.) tłem nadal jest ta sama tektura, ale jej powierzchnię artysta programowo podniszczył, naklejając zaledwie kilka drobnych elementów, zdecydowanie bardziej monochromatycznych od swych poprzedników, zharmonizowanych kolorystycznie z barwą tła. Na tym jednak nie koniec. W 2001 roku powstaje seria kolejnych asamblaży, a wśród nich kompozycje, których podobrazie stanowiły zwykłe drewniane stolnice. Ich podniszczone – przez wiele lat codziennego użytkowania – powierzchnie, utrzymane w ciepłej tonacji ugrowej, stały się naturalnym tłem kompozycyjnym i kolorystycznym dla przymocowanych do nich (przyklejonych) artefaktów ze sfery codzienności, takich jak: wieszak na ubrania, kawałek sznurka, sucha gałązka, drewniana łyżka, okrągłe magnesy, a nawet papierowy model przedstawiający narządy wewnętrzne człowieka, wycięty z atlasu medycznego.

Dwadzieścia lat później pracownię Andrzeja Dudzińskiego opuściła seria Szuflad. To także asamblaże, ale zdecydowanie bardziej malarskie niż poprzednie, o zróżnicowanej – już nie monochromatycznej – kolorystyce i podkreślonym jeszcze bardziej trzecim wymiarze. Być może to rodzaj hołdu złożonego po latach Tytusowi Czyżewskiemu, współzałożycielowi w 1917 roku grupy Ekspresjonistów Polskich, teoretykowi formizmu, i jego znanym wyłącznie z archiwalnych czarno-białych fotografii obrazom wielopłaszczyznowym. O ile asamblaże Dudzińskiego z lat 80. i 90. przyciągają wzrok harmonią wąskiej gamy barwnej i podskórnym ładem w pozornym bałaganie kompozycyjnym, o tyle prace z 2020 roku urzekają przede wszystkim wyczuwalną chęcią zabawy, gry z widzem, a także czytelnym oddechem kolorystycznym oraz starannie zaprogramowaną przypadkowością, m.in. w postaci swobodnie spływających smug farby.

(…)

Całość w wydaniu tradycyjnym „Akcentu”.