Listy Wacława Iwaniuka do Anny Frajlich

Anna Frajlich

Listy od Wacława Iwaniuka

Komentarz adresatki

Szukając jakiegoś dokumentu czy wydruku wśród niezliczonej ilości wciąż nieuporządkowanych archiwaliów, natknęłam się na teczkę z kilkoma listami Wacława Iwaniuka, poety emigracyjnego, którego młodzieńcza twórczość związana była emocjonalnie z Lubelszczyzną, a który większość życia spędził na emigracji, głównie w Toronto. Lektura tych listów skłoniła mnie do zaproponowania ich publikacji redakcji „Akcentu”, pisma, które od dziesięcioleci kultywuje tradycję literacką regionu.

Oczywiście korespondencja, o której mowa, jest związana z różnymi wydarzeniami i regionami, ale odzwierciedla niezwykle ciekawą osobowość poety i zahacza o szereg wydarzeń z życia rozsianego po świecie środowiska pisarzy emigracyjnych. Zanim osobiście poznałam poetę, Wacław Iwaniuk odegrał pewną rolę w moim londyńskim debiucie książkowym. Mieszkałam w Nowym Jorku, Wacław Iwaniuk w Toronto, ale wspólną przestrzenią, w której symbolicznie spotykali się pisarze emigracyjni, były londyńskie „Wiadomości”, a także londyńskie oficyny wydawnicze, w tym przypadku Stanisława Gliwy i pp. Bednarczyków. Tam poznawali się wzajemnie na odległość.

W 1975 roku, kiedy Stanisław Gliwa, artysta-grafik i wydawca, przygotowywał mój pierwszy tomik do druku, odwiedził go Wacław Iwaniuk, który wówczas przyjechał do Londynu z maszynopisem tomu Nemezis idzie pustymi drogami, wydanego przez Gliwę w 1978 roku jako ostatni tomik oficyny. Podczas tej wizyty Iwaniuk obejrzał także mój maszynopis zatytułowany Wiatr namalować i przez Gliwę, z którym korespondowałam wówczas nieustannie, zasugerował wydłużenie tytułu na Aby wiatr namalować. Do dzisiejszego dnia jestem Mu niezmiernie wdzięczna za tę edytorską ingerencję.

Trochę trudniej w świetle istniejących dokumentów ustalić datę spotkania z poetą. Skłonna byłam przypuszczać, że tom Iwaniuka opatrzony życzliwą dedykacją dostałam podczas wizyty w Toronto, dokąd przyleciałam, aby na zlecenie Wolnej Europy przeprowadzić z nim wywiad (a także z Florianem Śmieją mieszkającym w Ontario oraz z Bohdanem Czaykowskim, który przybył z Vancouver na międzynarodową konferencję na temat polskości).

Miałam już następny tom na swoim koncie, jeszcze przed Nagrodą Kościelskich, a życzliwa dedykacja Wacława Iwaniuka na 75. egzemplarzu bibliofilskim Nemezis idzie własnymi drogami była dla mnie swoistą nagrodą:

Pani Annie Frajlich, wybitnej poetce, z nadzieją iż Jej twórczość wzbogaci wybitnie literaturę emigracyjną.

W. Iwaniuk

Toronto, wrzesień 1980 r

Pamiętam dokładnie, że wywiad przeprowadziłam w swoim pokoju hotelowym; w pewnym momencie magnetofon się zaciął i musiałam dzwonić do technika w Nowym Jorku po instrukcje, ale potem wszystko poszło dobrze. Po nagraniu poszliśmy do restauracji; nie pamiętam, czy zapraszał Wacław Iwaniuk, czy to ja na koszt Wolnej Europy sfinansowałam skromną kolację.

Wywiad ten w całości przedrukowany został w 2001 roku w „Archiwum Emigracji”, z notą, że został przeprowadzony w 1981 roku. Istnieje więc pewna rozbieżność pomiędzy datami. Nie wyobrażam sobie, abym dwa razy w niewielkich odstępach leciała do Kanady, ale może tak było.

Od czasu spotkania byliśmy z Wacławem Iwaniukiem w stałym, chociaż może niezbyt częstym kontakcie. Uczestniczyliśmy też w niektórych międzynarodowych i międzykontynentalnych inicjatywach.

Na początku lat osiemdziesiątych w Nowym Jorku nastąpił rozłam w dość licznym i czynnym środowisku związanym z gazetą „Nowy Dziennik” Bolesława Wierzbiańskiego. Julita Michalska, która redagowała dodatek literacki „Tydzień Polski”, została zwolniona i wraz z grupą, która się z nią solidaryzowała, utworzyła nowe pismo – „Tygodnik Nowojorski”. Była to interesująca publikacja, z prominentnymi nazwiskami zarówno spośród dawniejszych, jak i nowszych, „Solidarnościowych”, emigrantów – pisarzy, grafików i dziennikarzy. To o tym piśmie wspomina Wacław Iwaniuk, którego namawiałam na prenumeratę i przyłączenie się. I to właśnie tam w październiku 1984 roku ogłosiłam recenzję książki Maji (dbaliśmy o taką pisownię) Elżbiety Cybulskiej Wacław Iwaniuk poeta wydanej przez Oficynę Poetów i Malarzy w Londynie w tym samym roku. Niestety, mimo fascynujących materiałów włącznie z pierwodrukiem Białoszewskiego AAAmeryka, nasz „Tygodnik Nowojorski”, który w istocie nigdy nie stał się tygodnikiem, upadł ze względu na brak bazy.

W międzyczasie przy „Nowym Dzienniku” powstał nowy dodatek kulturalny „Przegląd Polski” redagowany przez Julitę Karkowską, która stworzyła wokół tego pisma znakomite środowisko intelektualne, przyciągając także niedawnych „buntowników”.

W kalendarzach znalazłam parę uwag dotyczących mojej ówczesnej korespondencji. I tak 8 czerwca 1983 roku adnotacja: „list do W. Iwaniuka”; w tym samym roku 25 października: „listy do Karpowicza i Iwaniuka”.

Jesienią 1986 roku znów przeżyliśmy rozłam, tym razem międzykontynentalny, w środowisku pisarzy zgromadzonych w Związku Pisarzy Polskich na Obczyźnie w Londynie. Zarząd Związku wystosował list z pogróżkami do dr Maji Elżbiety Cybulskiej, zasłużonej autorki szeregu prac monograficznych i literackich. Dość znaczna grupa członków postanowiła na znak protestu wystąpić z organizacji. W kalendarzu z tego roku pod datą 24 października znalazłam notatkę: dostałam kopię listu Iwaniuka do Zw. Pisarzy na Obczyźnie i wysłałam Mu swoją.

List Iwaniuka był wspaniały, odsłaniający jednocześnie stanowisko etyczne i kunszt dyplomatyczny. Mój list zdenerwował poetę za względu na niekonsekwencję. (…) Słusznie krytykuje Pani postawę Zarządu – pisał – powiedzmy chamską i dyktatorską, a kończy Pani list, jakby wszystko było cacy cacy: Załączam wyrazy szacunku i serdeczne ukłony. Kogo Pani darzy tymi wyrazami szacunku? Dla kogo są serdeczne ukłony? Przecież te zwroty tuszują treść listu Pani do Związku. Wacław Iwaniuk miał rację, zawiniła tu tak zwana „kindersztuba”, czyli wpajana mi od dzieciństwa przesadna etykieta.

Podobnie odniosła się do mego listu moja ukochana pani Stefania Kossowska, ostatnia redaktor londyńskich „Wiadomości”, pisząc w liście z 15 października 1986: List jest b[ardzo] dobry, doskonałe w nim argumenty (inne niż podali np. Iwaniuk czy Dusza), tylko trochę zbyt elegancki, zbyt delikatny. I niestety bez jedynej konkluzji, koniecznej w tym wypadku – czyli wystąpienia ze Związku (ja to zrobiłam zaraz po otrzymaniu tej skandalicznej, anonimowej uchwały, zresztą nie tylko ja, wiem o innych osobach, które też wystąpiły nie mówiąc już o Maji).

W Definicji szczęścia po mistrzowsku opracowanej przez Annę Supruniuk naświetlone są okoliczności konfliktu, zakończonego wystąpieniem osób zaangażowanych.

Dokumenty sugerują, że korespondencję kontynuowaliśmy do 1992 roku, a przynajmniej te listy zachowały się w moim archiwum. Pewnie też przeszliśmy na rozmowy telefoniczne. 3 stycznia 1991 roku zapisałam w dzienniku: Z poczty króciutki list z podziękowaniem od Bednarczyków. Wacław Iwaniuk miał obiekcje w związku z tym, że nazwałam ich emigrantami politycznymi, ale nie tłumaczyłam się zanadto. Za to cała moja rozmowa z W.I. bardzo przyjemna. Podobał Mu się arkusz bardzo. Zawsze cieszyły mnie Jego oceny moich tomików i uwagi edytorskie, których chętnie udzielał.

W późniejszym okresie dane mi było kilka razy odwiedzić Toronto, spotkać osobistych przyjaciół Iwaniuka, spędzić kilka dni w mieście, w którym On spędził większość swego życia. Za każdym razem, kiedy jestem w Lublinie, przypominam sobie Jego słowa wypowiedziane w rozmowie z Markiem Zielińskim: „Lubelszczyzna była dla mnie prawdziwą arkadią, a w niej krajobraz chełmski należy chyba do najpiękniejszych w Polsce, zwłaszcza gdy w nim krążą historyczne cienie”.

Wacław Iwaniuk zmarł 4 stycznia 2001 roku. Niecałe dziesięć lat przedtem zdołałam oddać hołd Jego poezji w artykule Powrót na mistyczną Lubelszczyznę w nowojorskim „Przeglądzie Polskim” (26 września 1991 r.). Pozwolę sobie tutaj przytoczyć zakończenie tego artykułu:

Wnętrze wiersza Iwaniuka, wypełnione bogatą metaforyką i sugestywnym obrazowaniem, nie jest łatwo przenikalne i wymaga od czytelnika tego, co Szymborska nazywa „zmysłem udziału”. Jednocześnie jest to wiersz mocny, nawet wówczas gdy poeta przyznaje się w nim do słabości, lęku, rezygnacji.

Jak w każdej liryce od wszech czasów, i w tej słyszymy bardzo silnie wybijający się motyw autotematyczny. Wacław Iwaniuk sam wyraził przekonanie, że „poezja była i chyba jest dla każdego poety formą istnienia, nie (…) istnieniem zastępczym, (…). Nic też dziwnego, że kładł „przy łóżku papier, przynętę na wiersz”. (…) Ale przegląda się nie tylko w lustrze swej własnej liryki, oddawał hołd poezji polskiej, francuskiej, amerykańskiej (sam ma wkład w kanadyjską poezję anglojęzyczną), poetom dawnym i współczesnym, których cenił. Jak każdy poeta, tęsknił do czytelnika, w tym przypadku czytelnika za oceanem. Tak oto wyobrażał sobie swój krajowy debiut:

Widzę jak z pism znika|
moja biała plama.

Po tylu latach spędzonych w obcych krajach
chyba zasłużyłem na ten debiut
reakcję widzów na trybunach
na ich życzliwe brawa.

(Debiut)

Istotnie pewnej wiosny Wacław Iwaniuk odwiedził kraj. Miał spotkania w Lublinie, w Gdańsku, w Chełmie i na Uniwersytecie Warszawskim. W ostatecznym rozrachunku, podobnie jak „ojcowski płaszcz” symbolizujący trwałą, niezachwianą tradycję, poeta doniósł do czytelnika swój wiersz, z którym przez całe półwiecze prowadził samotne „nocne rozmowy”.

Listy poety zwykle przybliżają nam jego postać, dopełniają obrazu, który znamy z wierszy… Chciałabym wierzyć, że i te listy spełnią taką misję.

Anna Frajlich

Nowy Jork, 20 października 2017


Przypis od redakcji:
Część listów była pisana odręcznie, część na maszynie. W przypadku listów pisanych na maszynie, a podpisanych odręcznie, taki podpis wyróżniono kursywą.

Wacław Iwaniuk zaczyna każdy list dużą literą, mimo że po zwrocie do adresata nie stosuje wykrzyknika, lecz przecinek.


Toronto, dnia 15-1-1981 r.

Droga Pani

Dawno już przeczytałem „Tylko ziemię” smakując wiersze na trzeźwo, bez kieliszka Drambuie, jak Pani to robi przy lekturze wierszy „Wielkiej Anny”. Moje serce niestety, nie przyjmuje nawet tak wyszukanego napoju.

Gratuluję doskonałego tomu i cieszę się że mamy jeszcze jeden więcej talent na emigracji. Lata temu bardzo mądry politycznie Mieroszewski pisał w paryskiej „Kulturze”, że z czasem wszystkie pisma emigracyjne zostaną zlikwidowane, bo wymrą pisarze emigracyjni i nie będzie nowego narybku. Odpowiedziałem, że będzie przeciwnie, ale nikt mi nie wierzył nawet Giedroyć. Ale nie przypuszczałem że będzie aż tak przeciwnie.

Mieroszewski napisał jeszcze inne głupstwo, że pisarze emigracyjni wracający do kraju i ci którzy będą współpracować z reżimem nie będą mieli dostępu do pism literackich, że reżim założy specjalne dla nich pismo, że taka Kuncewiczowa nigdy w „Twórczości” nie będzie drukowana itd. itd.

Słyszała chyba Pani iż „Wiadomości” mają przestać wychodzić. Ostatni numer ma być w marcu. Myślę że jednak znajdą się fundusze i może w zmienionej formie ale dalej będą się ukazywać.

Dziękuję za kartkę i wiadomość o recenzji w Polish Review. Mam nadzieję, że otrzymam ten numer.

Lipska jest już w druku, mam nadzieję, że będzie to dobry tom przekładów i ładnie wydany.

A Pani radzę pisać, pisać, pisać i dalej wydawać, bo nigdy nie wiadomo jak długo źródła te będą w nas bić.

Serdeczne pozdrowienia

W. Iwaniuk

***

Toronto, 26.8.81 r.

Droga Pani Anno,

Kiedyś zadała mi Pani pytanie „profesjonalne” (o moim warsztacie), a ponieważ nic na nim nie było, odłożyłem odpowiedź na Pani list do szczęśliwszego czasu. Potem, jak Pani chyba wie z prasy, był u nas strajk pocztowy, który właściwie jeszcze trwa, gdyż listów jak nie było tak nie ma. Niepokoi mnie to tym bardziej gdyż w związku z tragiczną sytuacją w kraju wysłałem przed strajkiem paczki i przekazy pieniężne i do tej pory nie wiem czy to wszystko doszło.

Jeżeli chodzi o mój warsztat, to wciąż nici. Po zamknięciu „Wiadomości” nie ma już gdzie drukować, po co więc pisać? Dobrze jednak iż Biuletyny Solidarności wydawane w Gdańsku na użytek wewnętrzny dla robotników, drukują moje wiersze i jedna z profesorek na uniwersytecie w New Hampshire pisze pracę o mnie.

Jak Pani chyba wie, była u nas, po sukcesach w Nowym Jorku, Ewa Lipska. Miała tu dwa wieczory, jeden dla polonii i jeden dla Kanadyjczyków po angielsku. Oba nadspodziewanie udały się, był tłok i publiczność wykupiła jej tomik. Mam zaproszenie do Gdańska na wieczór autorski w Solidarności, boję się jednak iż obecna wolność zostanie wkrótce zduszona przez sowiecką rzeczywistość. Obym się mylił.

Łączę serdeczne pozdrowienia

W. Iwaniuk

***

[kartka pocztowa z nadrukiem: Wishing you happiness troughout the coming year]

24.12.81

Serdeczne życzenia Świąteczne, dużo z Nowym Rokiem nowych wierszy i pomyślności w życiu codziennym przesyła

W. Iwaniuk

***

[kartka pocztowa z nadrukiem: WISHING YOU A VERY MERRY CHRISTMAS AND A HAPPY NEW YEAR]

Serdeczne życzenia Świąteczne, a z Nowym Rokiem dużo dobrych i cennych wierszy; aby Muza, ta zimna, amerykańska nie opuściła Pani!

Z pozdrowieniami

W. Iwaniuk

Toronto, grudzień 1982 r.

***

Toronto, 28.3.1983 r.

Droga Pani Anno,

A teraz Pani mnie ubiegła, ale ja jestem już zasiedziałym Kanadyjczykiem i nie obchodzę świąt Wielkanocnych, raczej nie wysyłam, tak jak oni, kart świątecznych. Dziwny chyba zwyczaj, przy szaleństwach komercjalnych w okresie Bożego Narodzenia.

Muza Amerykańska? Tak, jest wspaniała, mądra, intelektualna, nawet romantyczna, ale intelektualnie romantyczna. Uważam iż poezja amerykańska jest najwspanialsza w świecie, kiedyś pisałem o tym w paryskiej „Kulturze”, no bo też język angielski Jest wspaniały, giętki, rzeczowy, lśniący stylistyczną prostotą. Francuzi mogliby się uczyć od Amerykanów i Anglicy też, bo są obecnie zbyt klasyczni stylistycznie, a ich wiersz zaczyna być martwy.

U nas była już prawdziwa wiosna, a teraz śnieg i mróz. Choć dzisiaj jest trochę cieplej.

Ta Pani kartka przedstawia rzeczywiście idylliczną scenę, choć może również świadczyć, iż twory (boskie) nie dotknięte naszą zdeprawowaną cywilizacją, są rzeczywiście anielsko niewinne, jak te dwa niebieskookie kotki. Ale sama scena oddana jest zbyt realistycznie, więc banalnie. Gdyby była bardziej prymitywna, miałaby więcej artyzmu.

Jaki jest temat Pani pracy doktorskiej? Czy to tajemnica, bo nie pochwaliła się Pani? Swego czasu Jagna Boraks robiła magisterium z przekładów moich wierszy i po wielu trudach (moich), powstał tom dobrych całkiem przekładów, „Dark Times”, który się ukazał dzięki Jagnie Boraks. To była jej zasługa. Obecnie profesorka z New Hampshire University pisze pracę doktorską z moich wierszy. Dziwię się iż uniwersytet zgodził się na temat polski, bo doktorantka wykłada literaturę rosyjską. Przy tych wszystkich zaszczytnych wyróżnieniach, więcej mam kłopotów z robieniem kseroksów, niż przyjemności.

Dlaczego Pani nie drukuje w paryskim „Wieloczasie” (okropny tytuł), lub w tamtejszych „Zeszytach Literackich” pani Toruńczyk? Przecież są to pisma dla młodej generacji i nie może wypełniać ich stale Barańczak. Nie zachęcam do „Kultury”, bo w poezji przeszła ona na wierszowaną publicystykę. Czyżby „Solidarność” spłyciła poezję, produkując masę wierszorobów? Może Pani, mieszkając w tak wspaniałej metropolii, widzi to jaśniej i szerzej?

Serdeczne pozdrowienia! Smacznej Święconki, dużo pięknych wierszy, pod ładnym polskim tytułem!

Życzy jak zawsze

W. Iwaniuk

***

Toronto, 5-9, 1983

Droga Pani Anno,

Teraz ja przepraszam za zwłokę w korespondencji, ale Toronto w tym roku było upalne i duszne, nie było ani ochoty ani o czym pisać, zwłaszcza z naszego zadupia do stolicy świata.

Bo Nowy Jork jest metropolią światową, obok naturalnie Londynu, bo Paryż to już zdziecinniały staruszek, który w ostatnich podrygach goni za nowością.

Dziękuję za kolumnę nowych wierszy, wypadła ciekawie i ładnie, do tego cała strona tak estetycznie złamana. Gratuluję. Nasze gazety polonijne drukują wszystko bez graficznego ładu i sensu, no i po co drukować w polonijnej gazecie, zwłaszcza w takim Toronto. Ta strona którą mi Pani przysłała chyba została odbita w pomniejszeniu?

Najbardziej mi się podobał Pani „Zachód nad Zatoką”, wydał mi się w Pani stylu i to bardzo dobrym. Ten do Matki „Pamięć”, jest zbyt sentymentalny i po co Pani ta „chata” z jednym oknem, o którą Pani prosi w „Modlitwie”? Będąc w Nowym Jorku, winna Pani prosić o wielopiętrowy szklany pałac.

W październiku będzie posiedzenie jury „Wiadomości”, wprawdzie w tym roku nie wybieram się na dyskusję i darmową ucztę bo ta ostatnia mnie nie kusi, ale mam prawo głosu i od siebie zgłosiłem już Pani „Indian Summer”. Przypuszczam że mnie przegłosują londyńscy członkowie zapatrzeni w krajowe „arcydzieła” i przysłowiową biedę krajowych pisarzy, ale przynajmniej niech przez chwilę zastanowią się nad poezją emigracyjną.

Tym pisarzem który pisze książkę o mnie, to właśnie Cybulska, do tej pory utrzymywała wszystko w tajemnicy, bo jest przesądna, ale teraz można już o tym mówić, bo książkę złożyła do druku i znalazł się nawet mecenas (mecenaska), który finansuje całe wydanie. Myślę iż przy okazji Cybulska Pani o tym napisze; teraz – po ciężkim tym wysiłku – miała wyjechać z mężem do Szwajcarii na zasłużony odpoczynek. W Polsce również ma się ukazać o mnie praca dr. Kryszaka z Polskiej Akademii Nauk. Ale czy w obecnych warunkach można mieć jakąkolwiek nadzieję?

Moja znajoma z Harwardu, zna doskonale panią Katz, która w Krakowie uczyła się u mojej znajomej pisać po polsku.

Ze względu na zachowanie, uważano p. Katz za krakowską Alicję Lisiecką, niestety w przeciwieństwie do Lisieckiej jest wyjątkowo brzydka. Była, może teraz w Danii wypiękniała.

Nie wierzę by „Zeszyty” nie miały recenzentów, a od czego jest Barańczak? Przecież to krytyk przede wszystkim, no i zdaje się historyk literatury. Jak sami coś napiszą, to z całą pewnością znajdzie się recenzent.

„Wieloczas”, sam tytuł mi się nie podoba, do tego nie wiem, czy to jest pismo literackie, czy album artystyczny, tyle tam reprodukcji i tych przechytrzeń graficznych. No i po co przekładać każdą rzecz na francuski, przecież nie wszystkie teksty są na poziomie i godne przekładu. Owszem, od czasu do czasu można zrobić numer francuski, to wszystko. Zresztą z Włodarczykiem nie koresponduję, choć zapraszał mnie do pisma.

Łączę serdeczne pozdrowienia,

W. Iwaniuk

P.S. Muza amerykańska (kanadyjska) wciąż w powijakach.

***

[kartka pocztowa z nadrukiem: May the Beauty of Christmas be with you all Year. O tym nadruku wspomina autor w ostatnim akapicie listu]

Toronto, grudzień, 1983 r

Droga Pani Anno,

Dziękuję za list, a że Święta za pasem składam serdeczne życzenia miłych Świąt i dobrych sukcesów literackich i naukowych z Nowym Rokiem. Wierzę zresztą iż przyjdą, bo ma Pani talent i młodość czyli energię.

O tej głupocie ludzkiej można napisać tomy. Byłem od początku związany z Solidarnością w Gdańsku i dalej jestem, a tu facet, który uciekł i przez telefon powołuje się na moich znajomych, bez wstydu twierdzi, że wyjechał by zrobić „pieniążki”, nawet nie pieniądze, a pieniążki. W pierwszej rozmowie ze mną, nie znając mnie. A ja mógłbym mu ułatwić tę karierę!

Na początku mieliśmy aż czterech kierowników Solidarności i każdy twierdził, że go wyznaczył Wałęsa i podziemny komitet. Teraz liczba ta zmalała, po zakupieniu ładnych domów. Był tu zresztą jeden z założycieli KOR-u, z którym spotkałem się kilka razy ale z przedstawicielami Solidarności nie chciał rozmawiać. W oczach krajowej Solidarności i KOR-u to są dezerterzy.

Niestety, ten ładny czerwony napis poniżej przerwał mi moje polityczne refleksje, lepiej już mówmy o wierszach i literaturze, choć w tej dziedzinie u mnie nic nowego. Napisałem jeden wiersz ostatnio „Pamięci Koestlera i Andrzejewskiego” i ma się ukazać w „Kulturze”. Już odebrałem korektę.

Moc serdecznych pozdrowień i życzeń

W. Iwaniuk

Boże Narodzenie, 1983 r.

***

Toronto, 14 – marca 1984 r.

Droga Pani Anno,

Dziękuję za wiosenną kartkę i przepraszam iż do tej pory nie odpowiedziałem na Pani pytania załączone do świątecznych życzeń. Wszystkiemu jednak winna jest nasza pogoda, a raczej niepogoda, oraz kłopoty związanie z bliźnimi. Bo na dobrą sprawę własnych, poza zdrowiem nie posiadam. Naturalnie, robienie paczek dla rodziny w kraju, to koszmarna nuda, zwłaszcza iż tej rodziny w większości nie znam, bo to wszystko jest młode, siostrzeńcy i bratanice itd. itd. i w życiu ich nie widziałem. Zresztą paczki te, to żaden wysiłek finansowy, są dość tanie.

Zmarł tu nagle dobry znajomy, który uciekł z żoną z Warszawy dwanaście lat temu, żona popełniła samobójstwo, był właśnie pogrzeb, a teraz kłopoty po- pogrzebowe, bo nie zostawili testamentu…

Styczeń był u nas okropny, uciekłem na Florydę na dwa tygodnie, by leczyć przeziębienie, które po powrocie odnowiło się i dalej trwa…

Ukazało się tu pokaźne naukowe dzieło, „The Oxford Companion to Canadian Literature”, w którym pochlebnie omawiają moją twórczość „kanadyjską” w angielskim języku.

Ja tym „Pulsem” nie przejmowałbym się, bo i tak to nie literatura, a polityka. Naturalnie poeta winien gdzieś drukować, ale przy obecnych koteriach, jak się nie należy do kliki lub siuchty, to i nie ma możliwości druku. Jestem głęboko przekonany że Tadeusz Sułkowski, którego dwa tomiki ukazały się dopiero po śmierci, wypłynie w przyszłości na czoło współczesnej literatury polskiej, dystansując popularnych dziś Noblistów. Bo Sułkowski, to miąższ i esencja dziedzicznych naszych wartości, a nie nowinkarstwo. Sułkowski, to polski Rilke.

Niestety, nie wiem do kogo mogłaby się Pani zwrócić w sprawie wieczoru autorskiego. Dużo jest tu polskich organizacji, ale literackich wieczorów nie było od dawna. Polonia po prostu nie interesuje się poezją. Popytam się jednak, może nowoprzybyli coś zrobią, choć tutejsza Solidarność rozleciała się kompletnie.

Łączę serdeczne pozdrowienia, no i głowa do góry.

Było źle ale może być gorzej!

W. Iwaniuk

***

Toronto, 26 sierpnia, 1984-r

Droga Pani Anno,

Dziękuję za list i cieszę się, że nareszcie coś pozytywnego dzieje się w Nowym Jorku, bo o ile dojdzie do planowanego pisma, to rzeczywiście będzie sukces. Nie wiem wprawdzie kto to jest Wierzbiański, ale o ile to ten sam którego spotkałem podczas wojny w Londynie, to raczej zwykły przeciętniak.

Jakiego typu będzie to pismo? Przecież Nowy Jork stać na porządne pismo literackie z dodatkami kulturo-społeczno- politycznymi, ale jakiekolwiek ono będzie, to zawsze lepiej, gdy je będą robiły Panie, a nie jakiś tam Wierzbiański.

Naturalnie postaramy się zjednywać tu prenumeratorów. Zapłaciłem chyba rok temu prenumeratę za jakiś „Wieloczas” w Paryżu i do tej pory nie otrzymałem spodziewanego numeru. Może mają trudności, ale po co rzucili się na kosztowne reprodukcje i francuskie przekłady. Przecież nie ogłoszą cudów godnych pokazania Francuzom.

Jeżeli chodzi o wiersze do recenzji, to pozostawiam Pani wolną rękę, bo przecież Pani lepiej to zrobi ode mnie, znając treść recenzji i graficzną przestrzeń przeznaczoną na wiersze.

Myślę że coś z Nemezis Pani wyszpera, byle nie długie, bo po co męczyć czytelnika.

Czy chodzi Pani o Tadeusza Sułkowskiego, z emigracji? Jego dwa tomiki wydał pośmiertnie Bednarczyk w Londynie, myślę więc, że ma je jeszcze na sprzedaż.

Prof. Sandi Mayewski z New Hampshire University, wykładająca tam literaturę rosyjską, obroniła właśnie pacę doktorską, tematem której były moje wiersze. Dostałem właśnie maszynopis, ciekawy, gdy mówi o współczesnej poezji, ale zupełnie niezrozumiały dla mnie, gdy zaczyna udowadniać semiotyczne zawiłości. Dziwię się że uniwersytet zgodził się na polską tematykę.

Ukazało się ostatnio w Anglii i w Kanadzie pieczołowicie wydane tomisko, „The Oxford Companion to Canadian Literature”, gdzie jest dość dużo i bardzo pozytywnie o mojej „twórczości” angielskiej. Wydawca kanadyjski nalega, bym coś znowu przygotował. Myślę że po „Evenings on Lake Ontario”, wydam kiedyś „Meditations on Lake Ontario”, bo nie tylko że nie ma kłopotów z drukiem, ale jeszcze zapłacą.

Ta „Scylla i Charybda” uległa lekkiej zmianie, ale sens został.

W kraju ukazał się emigracyjny numer „Więzi”, warszawskiego, katolickiego, literackiego pisma. Jego literacki redaktor po zwolnieniu z obozu jest chwilowo w Bonn i przysłał mi ten numer, zapalił się również do wydania w kraju wyboru moich wierszy. Jego „naczelny” otrzymał właśnie w Warszawie książkę Cybulskiej o mnie, przeczytał i napisał do Bonn (do owego redaktora literackiego), by ten porozumiał się ze mną. Ten zaś pisząc do mnie powtórzył to wszystko, że książka się podobała, ma duże zalety, tylko że „dzieją się cuda” z interpunkcją. O wierszach moich napisał, że nie ustępują najwyższym osiągnięciom Miłosza, czasami są „głębsze i tragiczniejsze”.

Ja przez tydzień siedziałem w Północnej Karolinie, a teraz przez tydzień w Północnym Ontario. Po powrocie zajmuję się cudzymi sprawami, bo zostałem prezesem Funduszu Wydawniczego. Wmuszono to we mnie, ale tylko na dwa lata. Dla siebie mało mam czasu.

Jak Pani twórczość i praca naukowa? Jest tu młode małżeństwo z Warszawy, Ajznerowie, ostatnia emigracja, on robi już doktorat z socjologii, ona na razie pracuje w fabryce, ale przyjęli ją, by robiła doktorat z polonistyki. Wyjątkowo mili i kulturalni.

Dużo serdeczności

W. Iwaniuk

[odręczny dopisek na marginesie:] P.S. P. Cybulska pisała, że wysyła Pani moje zdjęcie, dobrze żeby Pani dała również swoje, a mnie w środku.

***

Toronto, 22.11. 1984 r.

Droga Pani Anno,

Nie odpowiedziałem wcześniej na ostatni Pani list, bo przez dwa tygodnie nie było mnie w Toronto. Ostatnio miałem kilka wizyt u lekarzy, 30tego, tego miesiąca, idę do szpitala na jakieś pomiary oczu, a 5tego stycznia mam operację. Mój wzrok tak się popsuł, iż zaczyna to być kłopotliwe, ale może ta operacja pomoże.

Wczoraj telefonował do mnie p. Mackiewicz, iż ma dla mnie numer „Tygodnika Nowojorskiego”, dziś go odebrałem i jestem mile zaskoczony szatą i treścią pisma. Przede wszystkim pragnę Pani podziękować za rzeczową i tak wszechstronnie ujętą recenzję z książki Maji o mnie. Poruszyła Pani nawet i ten moment, który mógł Maję powstrzymać od pisania tej książki, bo rzeczywiście było to dużą decyzją z jej strony, by zabierać się do tak poważnej pracy o twórczości praktycznie nieznanego poety. Wiem że recenzja Pani bardzo podobała się Maji, a teraz przekonałem się dlaczego.

Pismo jest dobrzej pomyślane i z talentem zredagowane, mam nadzieję że chwyci, bo ma wszystkie po temu racje. Ja ze swej strony postaram się je tu propagować, bo taka placówka na nasze dwa obszerne kontynenty i przy takim kulturalnym poziomie, to po prostu sprawa oczywista. Emigranci zbłaźniliby się, gdyby jej nie poparli.

Załączam 20 dol. na półroczną prenumeratę, po Świętach wyślę resztę. Pan Mackiewicz dał mi 10 egz. „Tygodnika” do ewentualnego rozprowadzenia, 5 grudnia fundusz ma lampkę wina w związku z ukazaniem się naszej antologii „Siedmiu polsko-kanadyjskich poetów”, może przy tej okazji coś sprzedam. Zobaczymy. „Więź” zaproponowała mi wywiad drogą korespondencyjną, przysłali już masę pytań, ale na razie nic nie chce mi się robić, zwłaszcza iż Jasper leży ciężko chory, był w dwu różnych klinikach i obie zalecały by go uśpić.

Ale Jak zabijać przyjaciela który leży, cicho jęczy i ufnie patrzy mi w oczy. A tu żadnej pomocy. Może po operacji oczu i po odejściu Jaspera nabiorę chęci do pracy.

To chyba wszystko. Serdecznie Panią pozdrawiam, proszę zachęcić Redakcję do pracy nad „Tygodnikiem” i jeszcze raz dziękuję za pozytywne i szczere słowa w inauguracyjnym numerze „Tygodnika”.

Oddany

W. Iwaniuk

P.S. [dopisane ręcznie] Pierwszy mój tomik miał tytuł „Pełnia czerwca” nie „Pełnia księżyca”, ale ten tytuł też pasuje. Myślę iż doktorat w naszych warunkach jest b. ważny i winna Pani go zrobić, a pisanie i tak będzie Panią prześladować!

***

grudzień, 1984 r.

Droga Pani Anno,

W Pani wieku i przy Pani zdolnościach i możliwościach, należy żyć entuzjazmem, nawet gdy się jest na emigracji. A co to za emigracja w porównaniu z moją, i Toronto w porównaniu z Nowym Jorkiem.

Z przyjemnością przesyłam Pani esej o Mai, b. dobrze napisany i to jest ważne.

Jasper jeszcze żyje, ale jego wieloletni towarzysz Tinker, ogromnie zabawne i wesołe stworzenie czarno-białe, trzy dni temu nagle zasłabło i zaczęło wniebogłosy krzyczeć z bólu – niestety już nie żyje. Takie to radości przed Świętami. A ja, po tylu latach wojowania i na tylu frontach, myślałem że jestem bardziej zahartowany i odporny na śmierć!

Łączę szczere życzenia świąteczne i noworoczne dla Pani i Męża

W. Iwaniuk

***

Toronto, 7. 2. 1985 r.

Droga Pani Anno,

Po styczniowym numerze Tygodnika otrzymałem od pani Michalskiej akcje na bajońską sumę oraz miły list, ale z powodu operacji oka i ciągłej jeszcze kuracji, nie mogłem jakoś zabrać się i odpisać jej. Nawet ten list nie bardzo mi wychodzi, bo nie mam na razie nowych okularów, a stare nie pasują.

W każdym razie odnoszę się z entuzjazmem do Tygodnika i staram się go tu propagować choć do ostatniego numeru mam trochę zastrzeżeń. Piszę o nich, ale tylko dla pani wiadomości, bo – jak wiemy – treść listu skierowana jest jedynie do adresata, a ten nie powinien jej rozpowszechniać, zwłaszcza w warunkach, jak obecne, gdy początki są wyjątkowo ciężkie.

Otóż nadawanie „Złemu” Tyrmanda symbolicznych wartości „Ksiąg narodu i pielgrzymstwa polskiego” w reżimowym ustroju, wydaje mi się naciągane i śmieszne i bardzo źle świadczyłoby o społeczeństwie w kraju gdyby w tym kryminale widziało coś innego. Takie zdanie mają moi nowi znajomi, którzy po stanie wojennym zostali zmuszeni do wyjazdu i szczęśliwie udało się im zaczepić na tutejszym uniwersytecie. Jedni uważali, że czytanie „Złego” jest stratą czasu, dwoje przeczytało i wyrzuciło do kosza. Jeden znajomy mówi z entuzjazmem o „Złym”, ale doszedł tylko do drugiego roku studiów w Warszawie i został wyrzucony, mimo iż ojczulek był dyrektorem departamentu u Gierka.

P. Bau może być dobrym dziennikarzem, ale wątpię by się znał na literaturze, czytał i rozumiał Borgesa. A jego „metamorfoza” spowodowana twórczością Gombrowicza jest zwykłą dziennikarską kaczką. Bo przy całej estymie dla Gombrowicza, którego dość dobrze znałem, literacko jego pisarstwo nie sięga Borgesowi do pięt. Borges to talent na skalę światową, a Gombrowicz jedynie na naszą, choć chciałbym by było odwrotnie.

No, ale jeden numer pisma niczego nie przesądza. Ważne, by Tygodnik znalazł dostateczną ilość prenumeratorów, bo jest potrzebny.

Narazie żyję na zwolnionych obrotach, odwiedzam co jakiś czas klinikę lekarza, który wróży postępy. Oby!

Łączę serdeczne pozdrowienia

W. Iwaniuk

***

Toronto, 21. 8. 1985 r

Droga Pani Anno,

Po sukcesach w Anglii należy się Pani dłuższy odpoczynek, a ja tu przeszkadzam, ale chciałem tylko pogratulować i dowiedzieć się, czy z obłoków zeszła już Pani na ziemię. Chyba tak, bo taki już jest los emigranta.

Nie wiem czy jeszcze wychodzi Tygodnik, bo po ostatnim czerwcowym numerze zaległa cisza, a prenumeratę mam opłaconą na cały rok. O ile pismo dalej się ukazuje, to chciałbym skorzystać z Pani grzeczności i prosić o przekazanie załączonego wiersza do Redakcji. Oszczędzi mi to osobnej korespondencji. Dziękuję!

Miałem list z Wydawnictwa Literackiego, że przygotowali do druku wybór moich wierszy i proszą tylko o zgodę i tytuł, ale wybór był tak śmieszny iż nie zgodziłem się. Dziś miałem od nich list, iż wydanie moich wierszy, o ile je wyślę, jest aktualne. Na razie nie mam zamiaru wysyłać.

W jesiennym numerze „Więzi” krajowej ukaże się wywiad ze mną, już przeszedł przez cenzurę i jest wydrukowany.

Ja czekam teraz na operację drugiego oka, to operowane, doskonale pracuje, jednak dopiero po następnej operacji spojrzę na świat przez „różowe” okulary. Operacja ma być na jesieni.

Łączę serdeczne pozdrowienia,

W. Iwaniuk

***

Droga Pani Anno,

Biorę właśnie lekcje wiosłowania, bo będzie „jak zdybał”, gdy nam przyjdzie płynąć do ojczyzny przez Atlantyk. Właściwie, to mógłbym robić ważniejsze rzeczy, ale mamy dziś tylu „bohaterów dnia”, może to i lepiej, bo kiedyś należy odpocząć.

Mam nadzieję, że Pani dobiła już do brzegu z doktoratem, a teraz spoczywa Pani na zasłużonych laurach i nareszcie poświęca się poezji.

Prof. Kryszak właśnie mi pisze iż zgłosił się do niego amator doktoratu, który chce pisać pracę z moich wierszy. Ale co mi z tego, będę musiał prawdopodobnie pisać sążniste listy wyjaśniające i informujące w różnych sprawach, tak jak to było przy doktoracie pani Majewskiej. Ale ona wreszcie go zrobiła.

Jeszcze raz miłych Świąt i do usłyszenia

W. Iwaniuk

Toronto, grudzień 1985

***

Toronto, 2 kwietnia 1986 r

Droga Pani Anno,

Bardzo dziękuję za tomik, a choć cisną się pod pióro-maszynę pochwały, wolę zacząć od tego, co mi się w Pani tomiku nie podobało, a raczej co mnie nie wzięło, nie poniosło. To sam tytuł, który zupełnie nic nie mówi, nawet ozdobiony zachęcającą grafiką. Wydaje mi się, że tytuł winien być „rozłupanym” atomem, którego wnętrze bije w oczy i olśniewa treścią. Zaraz odszukałem wiersz pod tym samym tytułem i mój krytycyzm trochę przybladł, a już zupełnie złagodniał, gdy zacząłem lekturę tomiku, wiersz po wierszu, z namysłem godnym Autorki.

Podobała mi się „Rzecz o eseju”, dowcipny i gdyby Pani dalej kontynuowała ten styl, to mogłaby Pani stać się polskim La Fontaine’em, ale to wszystko. Osobiście jednak wolę Pani liryki, jakby pisane na własny użytek, kontynuacja stylu z „Indian Summer” i poprzednich tomików, o trafnych asonansach i rymach. Ale tu czasem powieje urok młodopolszczyzny, sam nie wiem, dobry czy zły, ale wydaje mi się zbyt liryczny i nostalgiczny, jak:

Na zatoce białe żagle
zwinne żagle
kto odpływa
kto odjeżdża
– znika nagle.

Ale zupełnie inny choć na tej samej zasadzie zbudowany jest doskonały wiersz „Wina”. Tu Pani przezwyciężyła kobiece uczulenia i liryczne naleciałości. Świetne jest „Studium w kolorach”, mimo klasycznej formy, nowoczesny stylistycznie i kontrastowy w obrazowaniu. Gdyby upiększyła go Pani staroświecką pisownią z dużymi literami na początku każdej linii, byłby wzorem szlachetności graficznej.

Trzecia część „Tryptyku żałobnego” przyćmiła poprzednie bardzo, bardzo piękna. Podobny stylistycznie i równie piękny jest wiersz o pelargoniach, ale chciałbym zwrócić uwagę na „Miasto”, którego język jest bardziej prozaiczny i codzienny i w tym samym duchu napisany jeden chyba z najpiękniejszych wierszy w tomiku, ten o matce. To prawdziwy klejnot, natomiast wystrzegałbym się wierszy, jak ten z Janem Kottem, choćby ze względu na polityczną przeszłość tego pana.

Łączę serdeczne pozdrowienia wraz z gratulacjami i

życzeniami dalszych poetyckich osiągnięć

W. Iwaniuk

P.S. W „Więzi” krajowej Nr. 4-5-6- był wywiad ze mną. Co Pani o tym sądzi, bo dostałem OPR z kraju, że przesadziłem w pesymizmie.

[Dopisek odręczny:] Czy Tygodnik już zamilkł?

***

[kartka z nadrukiem firmowym The Mount Vernon Ladies Association of the Union]

Toronto, 20.10.86 r.

Droga Pani Anno!

Dziękuję za pocztówkę z West Point. Widzę, że się Pani militaryzuje. To też fach.

Ja właśnie przeszedłem operację drugiego oka. Teraz energicznie wciskam maść, siedzę i czekam. Lekarz twierdzi, że oko robi postępy. Oby!

Załączam do wiadomości moje pismo do Zarządu Związku.

Serdeczne pozdrowienia

W. Iwaniuk

***

Toronto, 29 października 1986 r.

Droga Pani Anno,

jestem rozczarowany Pani pismem do Związku Pisarzy. Nie jego treścią, bo przecież wielu członków nie zajmuje żadnego stanowiska, a znajdą się również tacy którzy pochwalą postawę Zarządu. Wszystko zależy od elastyczności sumienia!

Zdziwiła mnie Pani niekonsekwencja, bo słusznie krytykuje Pani postawę Zarządu, powiedzmy chamską i dyktatorską, a kończy Pani list jakby wszystko było cacy, cacy: „Załączam wyrazy szacunku i serdeczne ukłony”. Kogo Pani darzy tymi wyrazami szacunku? Dla kogo są serdeczne ukłony? Przecież te zwroty tuszują treść listu Pani do Związku. Tym zakończeniem wyraźnie Pani mówi: przeskrobaliście i mam do was o to pretensje ale mimo wszystko dalej jesteście kochani, serdeczni i godni szacunku.

Z pozdrowieniami

W. Iwaniuk

***

2 czerwca 1987 r.

Droga Pani Anno,

Przepraszam za spóźnione podziękowania za życzenia i kartki. Byłem w Londynie na jury „Wiadomości”, zgłosiłem Pani tomik ale nic nie wyszło. Wszyscy głosowali na Szczepańskiego. Za 3 dni wynoszę się z Toronto na 2 tygodnie. Załatwiłem w Fundacji Kulturalnej wydanie moich „Nocnych rozmów”, naturalnie po zapłaceniu. Trudno. U nas upały w Toronto i Cisza.

Serdeczne pozdrowienia

W. I.

***

Toronto, 14 lipca 1987 r.

Droga Pani Anno,

Dziękuję za fregatę, ale ona nie umywa się do naszego Daru Pomorza, może dlatego, że artysta malował ją nogą. U nas też są tacy „artyści”, zwłaszcza przed świętami nie dają nam spokoju.

Żadnych u nas właściwie rewelacji, oprócz koszmarnych upałów i wilgoci, ale dziś ma być już lekki przymrozek. Załączam adres Lisieckiej, która niby „umiera” z głodu, ale nie wszystkim kobietom chyba można wierzyć, zwłaszcza pisarkom z Polski Ludowej. Do tego uparcie kochającej reżim. Właśnie wysłałem jej paczkę, którą tu załatwia się bezboleśnie, bo telefonicznie wymienia się zestaw z cennika, a potem wysyła czek pocztą. Nawet nie wiem czy ta paczka doszła, ale chyba celnicy jej nie zjedzą.

A.J.
Salezego 6 m.26
00392 Warszawa, Polska

Po Londynie byłem 2 tygodnie w Portugalii. Miły kraj, mili ale biedni ludzie, dużo zabytków historycznych. Lizbona bardzo mi się podobała, ceny jednak są o wiele wyższe od Hiszpanii, w zeszłym roku miałem tam luksusowy hotel, o wiele tańszy od portugalskiego. Ale stare miasteczka są piękne i warto je zobaczyć.

Trudno, nie mogłem się targować z Fundacją, oby tylko ładnie i bezbłędnie wydali. Korektę miały zrobić Maja i Wiszniewska z dawnych „Wiadomości”, a to gwarantowane „firmy”, teraz słyszę że robi to jakaś paniusia z Fundacji, do tego napisała mi, jak powinno pisać się wiersze, wprawdzie nie jest sama poetką, ale jako korektorka mogłaby już to robić.

Bardzo lubię Nowy Jork, ale zupełnie odeszła mnie chęć do bliskich i dalekich podróży. Londyn lubię, bo go znam z czasów wojennych, no i mam tam kilku kolegów z Dywizji Maczka. Mieszkałem u Kossowskiej, zrobiła nam nawet wystawne „święto pułkowe”, bo jej mąż też był przez jakiś czas w naszym pułku. Widziałem się tylko z Mają i Kowalewskim, Iwańska, z którą się kiedyś przyjaźniłem, przysłała mi rozżalony list, że jej nie odwiedziłem w Londynie. Niestety, już taki jestem zimny drań!

I na tym chyba zakończę, pozdrawiając

Panią serdecznie

W. Iwaniuk

***

[kartka pocztowa z nadrukiem: To wish you a very Marry Christmas and a Happy New Year]

Boże Narodzenie 1987

Serdeczne życzenia Świąteczne i Noworoczne! Cieszę się, że się Pani „rozpisała” w Arce. Dalszej wzmożonej twórczości poetyckiej i prozatorskiej oraz normalnych rozkoszy życiowych

przesyła

W. Iwaniuk

***

Toronto, 11 marca 1988 r.

Droga Pani Anno,

Tylko ciemniak nie pogratulowałby Pani tak wspaniałych wierszy! Są świetne i oby tak dalej! Dusza rośnie, gdy się je czyta! Jest Pani z całą pewnością w czołówce dzisiejszych talentów, tych którzy zdystansowali Nową Falę i stworzyli własny język poetycki, nie ten który czerpie z dziennikarskiej prozy, jak właśnie u wielu krajowych dziś poetów.

Byłem wczoraj w „Głosie Polskim” i redaktor Zyman zrobił sobie odbitki Pani wierszy. To doskonały redaktor ale właściciele „Głosu”, stare polonusy, nie lubią poezji i literackiej prozy i Zyman stale z nimi walczy. Do tego nowoprzybyli też mu z zazdrości podstawiają nogę.

Na początku maja lecę na posiedzenie jury „Wiadomości”, które jest czternastego, zaś siódmego mam wieczór autorski na uniwersytecie w Fryburgu w Szwajcarii. Mają tam być goście z Polski z Uniwersytetu Katolickiego w Lublinie.

Uwaga! W wierszu:

Panie

W bezmiarze wśród chaosu

gdyby Pani opuściła słowo „Panie” wiersz wtedy byłby dla mnie bardziej metafizyczny i „kosmiczny” nie zwężałby treści, a właśnie ją poszerzał – tak ja to odczuwam!

Serdeczne pozdrowienia

W. Iwaniuk

***

Toronto, 5 sierpnia 1988 r.

Droga Pani Anno,

Dziękuje za raport z pola pracy. Dobrze, że jest nim Waszyngton, który mi się podoba, może nawet bardziej od Nowego Jorku.

U nas w Toronto upały i remont w domu bo z Lublina przyjechał mój siostrzeniec, młody technik i rwie się do pracy. Pozwalam mu bo musi z czymś wrócić do żony i dwojga dzieci. Pierwszy raz widzę młodego człowieka z Polski, który jest szczęśliwy gdy może pracować.

W maju było to jury „Wiadomości” i nagrodę otrzymał Rymkiewicz za „Żmuta”. Większością głosów. Ja głosowałem za wydanym przez nas w Toronto „Pamiętnikiem z krakowskiego getta”, Haliny Nelken. Bardzo dobra i chyba ważna książka.

Potem miałem dwa wieczory w Szwajcarii: na wydziale slawistycznym Uniwersytetu Fryburskiego i Przyjaciół PUNO w Zurychu. Owszem, ciekawe ale męczące. A teraz w torontońskich upałach piszę biografię Łobodowskiego, na którą reflektuje już Giedroyć i Polska Fundacja Kulturalna w Londynie. Pójdzie chyba do Fundacji bo Giedroyć poddałby ją własnej cenzurze. Nic jednak pewnego, bo do końca jeszcze daleko.

Łączę serdeczne pozdrowienia

W. Iwaniuk

P. S. Telefonowała pani Julita Karkowska, a dziś otrzymałem „Przegląd Polski” z moją Ciocią Gienią – no i czek!

W. I.

***

[kartka pocztowa z nadrukiem: Marry Christmas – Happy New Year – Joyux Noël – Bonne Année]

Boże Narodzenie

Miłych Świąt, hucznego Nowego Roku oraz urodzaju w poezji

Życzy

W. Iwaniuk

Grudzień 1988

***

[kartka pocztowa z nadrukiem: FLORIDA IMPRESSIONS]

23-1-89

Pozdrowienia z gorącej Florydy. Miałem i mam kłopoty ze zdrowiem (kręgosłup), odbywam więc słoną kurację. Trochę pomaga. Dziękuję za życzenia i wiadomości z N. J. Wracam do Tor. 7 lutego. Wtedy zacznę działać, zwłaszcza z tą biografią Łobod. W maju, o ile zdrowie pozwoli, będę w Londynie na jury Wiad.

W. Iwaniuk

***

Toronto, 26 kwietnia 1989 r.

Droga Pani Anno,

Dziękuję za japońskie drzewa, to chyba z powodu tego Pen Clubu? Gratuluję wyjazdu, bo zawsze daje on trochę nowych wrażeń.

Ja też lecę w maju, ale do Londynu na to posiedzenie jury „Wiadomości” ale robię to siłą rozpędu. Miałem ostatnio niespodziewane zdrowotne ataki, całe szczęście minęły po krótkim pobycie w szpitalu. Potem były niekończące się testy i badania, a teraz pigułki i pigułki i bezustanne zawroty głowy. Ale jakoś się żyje, tyle tylko, że z samotnych podróży muszę zrezygnować.

Mam nadzieję, że jednak Pani znajdzie wydawcę, bo to przecież jedna z najważniejszych życiowych satysfakcji dla poety. Wszystko inne schodzi na drugi plan myślę, że nawet szczęście rodzinne. Może w Pani wieku nie wygląda to tak, ale obserwator z boku widzi to chyba wyraźniej. Dlatego musi Pani pisać i wydawać, wbrew nawet przeciwnościom. A co z krajem? Zwłaszcza teraz!

Wracam z Londynu na początku czerwca i zabiorę się do wykończenia Łobodowskiego, bo ostatnio zdrowie nie pozwalało.

Serdeczne pozdrowienia

W. Iwaniuk

***

Toronto, 28 list. 1989

Droga Pani Anno,

Z serdecznymi życzeniami świątecznymi i noworocznymi dla Pani i najbliższych, zdrowia i dobrego samopoczucia, dołączam trochę wiadomości o sobie, by odpowiedzieć na Pani list i pocztówkę. Otóż w Londynie nie byłem, miałem nagły atak paraliżu lewej części ciała i wszystko wzięło w łeb. Bo planowałem również odwiedzenie Rodziny w Kraju. Od wiosny ciągnęło się to i ciągnęło, ale szczęśliwie teraz wszystko jest już dobrze, a raczej niby dobrze. W każdym razie siedzę, czytam i piszę. Zaraz po Świętach udaję się na Florydę na 3 tygodnie, a potem w zakisłym Toronto.

Szczerze oddany

W. Iwaniuk

Boże Narodzenie 1989

***

Toronto, 20 lipca 1990

Droga Pani Anno!

Serdecznie gratuluję doktoratu! I tak szybko zrobiła go Pani. Ja zacząłem swój doktorat w 39tym roku, na wydziale prawno-ekonomicznym, o polskiej polityce emigracyjnej i wciąż go piszę! Niestety, ja miałem różne nieprzewidziane przerwy, a pani chyba poszło jak po maśle. A co teraz? Albo kariera naukowa, albo literacka, choć, jak przypuszczam ta i ta?

Tak, Kanada ma dwu prawdziwie europejskich pisarzy to Robinson Davies w prozie i Earle Birney w poezji. Obaj leciwi panowie. Birney kolegował z Poundem i Eliotem.

Trzeba powiedzieć że Maja zrobiła piękną książkę o Gliwie. Sam Gliwa nie zrobiłby chyba jej lepiej. Maję widziałem na jury „Wiadomości” w Londynie, a teraz, jak doniosła plotka szaleje w kraju. Dobrze jej tak! Słyszałem, że Patryk nauczył się tak po Polsku, iż poprawia błędy Maji. (Maja twierdzi iż pisze się Maji, a nie Mai, że właśnie ona jest wyjątkiem.) Może? Dla Patryka z całą pewnością jest.

Na posiedzeniu jury zachorował Terlecki, odwieziono go do szpitala. Opiekuje się nim Nina Taylor, ta od literatury polskiej. Okazuje się, że mieszka ona z Terleckim od dawna.

Łączę serdeczne pozdrowienia wraz z życzeniami sukcesów na niwie naukowej

W. Iwaniuk

P. S. Od lat nie pisałem listów odręcznie, robię to z respektu dla nauki – Pani Doktoratu!

W. I.

***

Toronto, 3 stycznia 1991

Droga Pani Anno,

Już po rozmowie z Panią był u mnie młody historyk sztuki z Lublina, nowy emigrant, zapamiętały zbieracz artystycznych wydawnictw i druków, mający kanadyjskie i amerykańskie kontakty bibliofilskie, znający doskonale emigracyjne oficyny wydawnicze, i podał mi adres żony Girsa, która po śmierci męża urządziła w domu wraz z córkami coś w rodzaju muzeum męża i bardzo chętnie pozwala osobom zainteresowanym zwiedzać te zbiory. Jej adres:

Janina Girs
Streeter Hill Rd.
West Chesterfield, N.H. 03A-66

Andrzej Kłossowski w kraju wydał o Girsie ciekawą monografię p.t. Anatol Girs – artysta książki, Biblioteka Narodowa, Warszawa l989.

Mam właśnie w ręku to wydawnictwo i widzę, że oprócz ilustracji i polskiego tekstu, są również teksty w języku niemieckim, francuskim i rosyjskim.

Niestety, w indeksie nie ma mego nazwiska, gdyż wydawnictwa Girsa kupowałem przez Jantę, a on prawdopodobnie nie zawiadomił o tym Girsa.

Ma więc już Pani wszystkie dane do następnej pracy o Girsie, a on jest wart Pani pióra.

Serdeczne pozdrowienia i życzenia

dalszych sukcesów zawodowych i literackich

W. I.

***

Toronto, 18 kwietnia 1991

Droga Pani Anno,

Wprawdzie jestem już od kilku dni w Toronto, ale wciąż jestem pod wrażeniem mojej wizyty w kraju, bo i spotkałem rodzinę, zwiedziłem kawał kraju, no i samo spotkanie w Warszawie było miłą niespodzianką. Gospodarze byli na poziomie, natomiast my, goście, mniej. Osobiście uważam, że był to historyczny moment.

Zgłosiłem Pani kandydaturę do Stowarzyszenia okazuje się jednak, że trzeba to zrobić osobiście. Prezes Braun ucieszył się, że zgłosiłem Panią, dostałem nawet dokładny adres, który załączam. Mam nadzieję, że zgłosi się Pani.

Osobiście miałem kilka spotkań poetyckich w Lublinie (4), w Gdańsku (2) w Chełmie Lub. (1), w Warszawie na uniwersytecie, w radio i telewizji. Wszystko to było ogromnie męczące, teraz stałem się gnuśny i leniwy.

Łączę serdeczne pozdrowienia

W. Iwaniuk

***

Toronto, 31 lipca 1991

Droga Pani Anno!

Nie tylko gratuluję Pani podróży do Izraela ale i wiersza w „Potopie”. Daję Pani słowo, że b. piękny, bo i głęboki i emanuje wewnętrzną siłą poetycką. Więcej takich!

Ja też chciałbym się wybrać do Izraela bo wszyscy mi go chwalą i mam tam przyjaciela z którym od „wieków” koresponduję, choć go w życiu nie widziałem. Przypuszczam, że poznała go Pani, nazywa się Natan Gross.

Pobyt w Polsce był dla mnie nie tylko przeżyciem ale i odrodzeniem! Jak zdrowie pozwoli, to będę w kraju częściej bywać. Znajomi budują się w Sulejówku i już zamówili sobie mnie w odwiedziny. Pisał też prezes Braun, że w domu na Krakowskim Przedmieściu mają dla członków pokoje gościnne.

Byłem chyba rozchwytywany, bo w samym Lublinie miałem 4 spotkania poetyckie, w Warszawie na Uniwersytecie jedno, w Gdańsku dwa a do Poznania i Krakowa już nie dojechałem. W Chełmie przyszła masa młodych, świetnie reagowali na wiersze, może dlatego że na karkach czuliśmy oddech Sowietów, bo ich granica przebiega tuż tuż za Chełmem.

Nawiązałem dużo kontaktów, a Lublin wydał mi załączony tomik „Moje obłąkanie”.

Serdeczności i do spotkania się w kraju

W. Iwaniuk

***

Toronto, 26 paźdź. 1991

Droga Pani Anno,

Gratuluję wierszy izraelskich i cieszę się, że jest Pani w formie. Oby tak dalej, bo jednak emigracja bez kontaktu z krajem, nie pobudza wyobraźni i nie dodaje energii twórczej. Myślę, że na następnym zjeździe Stowarzyszenia Pisarzy spotkamy się w Warszawie, choć przy moim zdrowiu i wieku, to na dwoje babka wróżyła.

Dziękuję za recenzję i cieszę się że w ten sposób Pani odczytała moje wiersze i mój pesymizm, o którym pani Bogdana Carpenter napisała, że jest odrzucający i – naturalnie – takich wierszy czytelnicy nie będą czytać. Napisałem potem wiersz o róży, by osłodzić życie pani Carpenter, tylko nie wiem czy go przeczytała?

Odwiedziłem we wrześniu Pawła Mayewskiego, tego od nowojorskich „Tematów”, które kiedyś redagował. W tym roku kupił sobie dom w Gaineville, w sierpniu lekarze odkryli raka, we wrześniu przez 3 dni gadaliśmy na różne tematy, zwłaszcza literackie, a kilka dni temu dowiedziałem się, że zmarł. Był chyba najlepszym tłumaczem na angielski, pokazał mi kiedyś kilka trenów Kochanowskiego wspaniale przełożonych i nagle gdy urządził się i myślał o pracy literackiej – nie żyje.

Przepraszam, że kończę pesymistycznie, może pani Carpenter miała rację.

Serdeczne, kanadyjskie pozdrowienia

W. Iwaniuk

***

Boże Narodzenie, 1991

Serdecznie dziękuję za kartkę z ciernistymi różami, to coś jak moja przeszłość! To nawet nie był artykuł p. Carpenter, ale dłuższa nota. Całe szczęście że w ostatniej „Twórczości” jest ciekawy, analityczny artykuł o „Moim obłąkaniu”, choć mam nadzieję, że p. Carpenter przeczytała Pani omówienie mego tomiku i … zawstydziła się! Oby! Zresztą ludzie, zwłaszcza w kraju, przestali się wstydzić. W marcu tego roku wysłałem roczną prenumeratę do dwu znanych pism literackich w kraju (w dolarach amerykańskich), owszem pieniądze wzięli, ale ani pokwitowania, ani jednego numeru pisma. Jedynie „Twórczość”, odpowiada na listy, dziękuje za wiersze, zawiadamia kiedy wiersze ukażą się. No, ale po co te żale gdy zbliżają się Święta, a ja spędzę je na Florydzie!

Życzę więc i Pani radosnych i zdrowych Świąt, a z Nowym Rokiem pomyślności w pracy i dalszej pięknej twórczości.

Szczerze oddany

W. Iwaniuk

Toronto, grudzień 1991

***

Toronto, kwiecień 13/1992

Droga Pani Anno,

Rzeczywiście byłem chory, już od Bożego Narodzenia. Obecnie czuję się znacznie lepiej ale nadal nie mogę pisać. Pomaga mi w tym mój przyjaciel Henryk Wójcik. Na zalecenie lekarza wyjeżdżam za kilka dni na parotygodniową rekonwalescencję do Kalifornii (zaleca mi się gorący i suchy klimat), wracam w pierwszych dniach maja. Mam nadzieję, że po powrocie napiszę samodzielnie. Sporo czytam, bo już mogę to robić. Miałem w planach wyjazd do Kraju, ale w związku z chorobą muszę zmienić plany. Ciekawy jestem nad czym ostatnio Pani pracuje i czy ma Pani jakieś plany wydawnicze. Dziękuję za troskliwość i wiele pytań o moje zdrowie, to pomaga.

Jak Pani praca naukowa i zawodowa – proszę o kilka słów na ten temat.

Z okazji świąt wielkanocnych – serdeczne życzenia.

Pozdrowienia

[podpis wykonany charakterem pisma nadawcy] W. Iwaniuk

PS. W imieniu Wacława list ten pisał Henryk Wójcik.

Korzystając z okazji przyłączam się do świątecznych życzeń i pozdrawiam gorąco, H. Wójcik.

Kiedyś przed laty pisałem do Pani i być może pamięta to Pani

***

[kartka pocztowa z nadrukiem: PALM SPRINGS CA.]

24. 4. 1992

Serdeczne pozdrowienia z pięknego ustronia – Palm Springs. W nocy było prawdziwe trzęsienie ziemi. Wymowne miejsce na odpoczynek. Sam już zaczynam pisać listy.

Serdeczne pozdrowienia

W. Iwaniuk