Końskie posągi
Na niektórych jeszcze placach w Europie łatwo natknąć się na pomnik ukazujący człowieka na koniu; w Polsce również nie są one zupełną rzadkością. Jest to jeden z wielu symboli niezwykle w historii Europy trwałych i obecnych w niej stale przez prawie dwa tysiące lat. W naszych już czasach symbol ten ulega zatarciu, choć jeszcze w XIX stuleciu nic tego nie zapowiadało. Historia kultury traci w nim jeden z najwspanialszych swoich wzlotów, bo też niewiele rzeczy dałoby się z pomnikiem konnym porównać. Ludzkość równie genialna bywała może tylko wówczas, gdy dłutem wymodliła katedrę albo okryła bogów nagością.
Od czasów najdawniejszych koń był powodem do dumy, objawem szlachectwa, ba, umiejętność doskonałej jazdy konnej (albo powożenia zaprzęgiem) była tyle samo warta co świetne parantele albo przymioty charakteru. Iliada – jeden z najświetniejszych i najstarszych utworów literackich kultury zachodniej, dowodzi tego w sposób nie budzący wątpliwości. Achilles – wywodzący się, jak dziś powiedzielibyśmy, z dobrej rodziny szlacheckiej, przedstawiony jest tam jako syn Peleusa, jeźdźca wybornego, który posyła Achilla w bój wraz z wychowawcą Fojniksem, świetnym woźnicą, wprzódy obdarzywszy jedynaka dwoma końmi nieśmiertelnymi, które Peleus otrzymał w darze od boga Posejdona. Wszystkie więc atrybuty, jakie Homer przyznaje głównemu bohaterowi, wiążą się z koniem i na nich Homer poprzestaje, jak gdyby informacja ta była wystarczającym świadectwem dobrego pochodzenia, niewątpliwym dowodem cnót bohatera.
Weźmy pozostałych bohaterów Iliady: Agamemnon – wódz Achajów – to syn Atreusa „który był jeźdźcem wybornym”, a Nestor – „największa sława Achajów” dodany ma za każdym razem przydomek „sławny jeździec”. Wódz Eumelos to syn Admeta „co słynął z jeździeckiej sławy”, Ganimed „co świetnym był jeźdźcem” to syn Tydeusa, „który był jeźdźcem wspaniałym”. Ostatnie słowa Iliady, która kończy się pogrzebem Hektora, to: „Taki był pogrzeb pierwszego wśród jeźdźców – boskiego Hektora”.
Arystoteles, w napisanej czterysta lat później Polityce, wprost powiada: Także już i wychowanie władcy zdaniem niektórych jest inne, jakoż okazuje się, że synowie królów otrzymują wykształcenie w jeździe konnej i sztuce wojennej. Następne cztery stulecia potem pisze Plutarch: Synowie władców i wysoko urodzonych powinni przede wszystkim doskonalić naukę jazdy konno.
A posąg? W takiej postaci w jakiej przetrwał do naszych czasów – jako narzędzie propagandy panującego – był dziełem Aleksandra Macedońskiego. On jako pierwszy stawiał sobie konne posągi we wszystkich większych miastach swego gigantycznego imperium. Niektóre z miast ochrzcił nawet na cześć swego wierzchowca Bucefałą. O niebywałej popularności konnych posągów Macedończyka (i jego następców) przekonują liczby. Co prawda do naszych czasów nie zachował się, poza ich filigranowymi kopiami z brązu, żaden pomnik konny Aleksandra, ale za to samych postumentów, na których posągi takie stały, tylko w Grecji naliczono ponad sto pięćdziesiąt.
Jak wiadomo, Aleksander był pierwszym władcą w świecie greckim, który już to panował z łaski bóstw, już to sam odbierał kult jako osoba wyniesiona ponad zwykłych śmiertelników. Jawił się współczesnym jako niezwyciężony, najsilniejszy, heros, któremu bogowie sprzyjają, a po trosze i bóg, któremu ludzie z natury rzeczy są podporządkowani. Wszechobecne posągi konne Aleksandra – służące przecież propagandzie – dowodzą wielkiej inteligencji Macedończyka. Cóż bowiem lepiej niż taki właśnie wizerunek władcy – kiedy na koniu w sposób naturalnie ponad innych zdawał się wyniesiony – uosabiać mogło jego majestat, nadrzędność ponad prawem ludzkim czy wreszcie niezwykłą siłę fizyczną.
Czytelny, przemawiający do wyobraźni wzorzec plastyczny przedstawiający monarchę na koniu stał się najbardziej znanym wizualnym symbolem europejskiej doktryny monarchistycznej, którą utrwalił Rzym cesarski i która trwała niezmiennie aż po wiek XVIII.(…)
Długo panujący Ludwik XIV szczególnie chętnie portretował się na koniu w koncepcji zbliżonej ikonograficznie do posągu Marka Aureliusza. Prawie wszystkie pomniki ukazywały go pełnego majestatu, na koniu idącym stępa, w stroju rzymskim. Odtąd stało się to najbardziej popularnym przedstawieniem władcy w całej Europie – naśladując monarchię francuską naśladowano posągi jej oświeconego monarchy, które znowu były nieomal zwierciadlanym odbiciem przedstawień antycznych. (…)
Pomnik Janowi III Sobieskiemu wystawił Stanisław August Poniatowski w 1788 r. Król Staś żywił wówczas nadzieje, iż przy boku Katarzyny zdoła jeszcze zająć liczącą się pozycję na politycznej scenie. Zgłosił w Petersburgu projekt przystąpienia Polski do organizowanej przez Rosję i Austrię ligi antytureckiej. Pomnik i związane z jego odsłonięciem uroczystości przypomnieć miały odsiecz wiedeńską, a tym samym stanowić coś w rodzaju referencji Polski w planowanej wojnie z Turcją.
Odsłonięcie pomnika przyniosło królowi same rozczarowania – warszawiacy wytknęli mu, że w okresie niesłychanego ubóstwa państwa lekką ręką roztrwonił w ten sposób ogromną sumę 12 tys. dukatów, że w czasach zależności od Rosji walczyć chce z Turcją, która stawała się wobec tego naturalnym sprzymierzeńcem Polski, wreszcie najdotkliwiej ubodło szlachtę, że król miał czelność robić analogie między sobą a królem-rycerzem Janem III. Wydarzenie to natchnęło także okolicznościowych rymopisów do celnego sformułowania – Ten co nas kraju pozbawił, Temu, co nas dawniej wsławił, statuę wystawił. Wtedy też powstał ten słynny rozrzucany po Warszawie wierszyk: Sto karuzel kosztował, ja bym dwakroć łożył, żeby Jasio zmartwychwstał, a Staś się położył. Cokolwiek by jednak mówić, polityka zmienną jest, a pomnik stoi. Wykuł go nadworny rzeźbiarz królewski Franciszek Pinck zgodnie ze wszystkimi prawie kanonami sztuki tryumfalnej. Król Jan w stroju rzymskiego imperatora, a więc na lwiej skórze pełniącej funkcję czapraka, w paludamentum, ukazany został na koniu wspiętym, który tratuje dwóch janczarów.
Na następny po pomniku Sobieskiego posąg konny przyszło nam czekać aż 41 lat. Ten drugi w Polsce pomnik także przypadł Warszawie. On także wzbudził kontrowersje – kto wie, czy nie większe niż pomnik łazienkowski. W sztuce panował wówczas niepodzielnie styl neoklasyczny, co okazało się nie bez znaczenia. Właśnie rozpoczął się w Warszawie rok 1817, mijały cztery lata od bohaterskiej śmierci księcia Poniatowskiego w nurtach Elstery, a na tronie polskim zasiadał najbardziej liberalny z cesarzy Rosji Aleksander I. Zawiązał się wówczas komitet do zbierania funduszy na brązowy pomnik konny księcia Józefa, a na wykonawcę dzieła wybrano najwybitniejszego wówczas rzeźbiarza w Europie (obok Canovy), pracującego w Rzymie Duńczyka Bertela Thorvaldsena. Życzeniem komitetu było, aby wizerunek księcia jak najsilniej odpowiadał prawdzie – gen. Mokronowski wysłał do Rzymu autentyczną burkę Poniatowskiego oraz detalicznie scharakteryzował araba, którego książę dosiadał. Potem rzeźbiarz odebrał też mundur, jaki Poniatowski miał rzekomo na sobie w czasie bitwy pod Lipskiem, tudzież kopie znanych portretów księcia – Stachowicza i Orłowskiego, w mundurze ułańskim i czaku na głowie, na koniu wspiętym, oraz Bacciarellego, gdzie świetnie oddana została fizys Poniatowskiego. (…)
Trzy ostatnie ustawione w Polsce posągi konne – wszystkie zaprojektowane w latach 30., kiedy wciąż pomnik na koniu uchodził za najwyższy objaw splendoru – ukazują Józefa Piłsudskiego. W okresie międzywojennym liczne miasta pragnęły pomnik Marszałka posiadać, m.in. w Lublinie ustawiono tymczasowo popiersie Marszałka zbierając fundusze na monument okazalszy, być może właśnie pomnik konny. Pierwszy pomnik konny wzniesiony Piłsudskiemu w Polsce – odsłonięty 7 sierpnia 1932 r. – stanął jednak w niewielkim Komorowie k. Ostrowii Mazowieckiej na terenie Szkoły Podchorążych Piechoty. Autorem jego był legionista Antoni Pug-Miszewski, a brązowy pomnik rozmiarów naturalnych ukazywał Piłsudskiego na koniu idącym stępa i z szablą. Posąg ten (zniszczony w 1950 r. i odbudowany), stojący do dzisiaj na terenie jednostki wojskowej, trudno byłoby zaliczyć do wizerunków publicznych, ale – co ciekawe – wzniesiono go jeszcze za życia Marszałka, co biorąc pod uwagę dzieje wszystkich posągów konnych w Polsce było ewenementem.
Dwa kolejne za to posągi stanęły już – choć w ostatnich dopiero latach – na placach miejskich, zgodnie z najstarszą tradycją. Historia obydwu rozpoczyna się w roku 1936, kiedy to ogłoszono w Katowicach konkurs na pomnik konny Marszałka Piłsudskiego. W styczniu 1937 r. wygrał go rzeźbiarz chorwacki Autun Augustinćić. Odsłonięcie pomnika zaplanowano na jesień 1939 roku – we wrześniu czekano na transport gotowych odlewów z Zagrzebia. Dotarły tutaj 62 lata później. Drugi, który odsłonięto w Lublinie 10 XI 2001 r., zaprojektowany przez niezwykle cenionego w okresie międzywojennym rzeźbiarza Jana Raszkę, w tym samym konkursie katowickim z 1936 r. przepadł ze szczętem. Gdy ogląda się je dzisiaj, bierze zdumienie nad decyzją jury. Pomnik katowicki w porównaniu z lubelskim – nikt, kto obydwa posągi widział, temu nie zaprzeczy – wydaje się nieporównanie słabszy i zupełnie tuzinkowy. Zapewne jednak zadecydowały tutaj względy pozaartystyczne i decyzję jury złożyć trzeba na karb polskiej tradycji gustującej w akcentach heroicznych – pomniki królów tak samo jak pomniki wodzów życzono sobie w Polsce mieć zawsze na modłę tryumfalną na koniach wspiętych, co prawda Króla Słońce nigdyśmy w Polsce nie mieli. (…)