Stefan Nieznanowski. „Janie, do Cię wracamy”

Spis treści numeru 1/2005

„Janie, do Cię wracamy”

 

Antologia Jan Kochanowski w poezji… opracowana przez Ryszarda Montusiewicza miała ukazać się na 400-lecie śmierci poety. Miała stanowić aneks do sesji naukowej zorganizowanej przez Zakład Literatury Staropolskiej UMCS w 1984 r. Różne okoliczności sprawiły, iż ukazała się dopiero w roku 2003, przypomnieć chciała 420 rocznicę zgonu poety. Praca R. Montusiewicza jest przedsięwzięciem prawie pionierskim, prawie, bo próby opracowania takiej antologii pojawiły się okazjonalnie w r. 1880 i 1930. Były to jednak próby obejmujące niewielki zasięg czasowy, Montusiewicz pierwszy podjął się, uczciwie kwitując wysiłki swoich poprzedników, opracowania całości. Jego antologia obejmuje hołdy składane Kochanowskiemu od czasów współczesnych poecie po koniec XX wieku. Wykonał pracę ogromną, odszukał wiele tekstów staropolskich, od czasu pierwodruku nie wydawanych, są odkrycia rękopiśmienne, nie tylko z przeszłości, antologista dotarł do wielu i współczesnych nam autorów, którzy jeszcze nie zdążyli opublikować swoich tekstów.

20-letnie opóźnienie druku wyszło na dobre antologii. Montusiewicz nabrał dystansu do zebranego materiału, uściślił kryteria wyboru, usunął z antologii teksty o niewielkiej wartości artystycznej (tę listę opuszczeń załączył do antologii na ss. 563-564) lub też nie przystających do koncepcji zbioru. Powody druku lub opuszczenia wyjaśnił we wstępie, może zbyt lakonicznym, skromnie skrywającym ogromny wysiłek badawczy i poszukiwawczy.

Antologia potwierdza wyjątkowość Jana Kochanowskiego w literaturze polskiej. Pochodził z rodziny, która dotąd niczym szczególnym się nie wyróżniła w kulturze. Był drugim z rodu (wcześniej brat poety Stanisław) wpisanym w metrykę Akademii Krakowskiej. Zachęcił chyba rodzeństwo do podejmowania studiów, młodsi, Andrzej i Mikołaj studiowali w Królewcu, studiów nie podjął najstarszy, Kacper, który gospodarzył w Czarnolesie i dbał o interesy braci; poświęci mu poeta mowę pogrzebową (Przy pogrzebie rzecz), w której podkreśli dbałość Kacpra o warunki materialne pozostałych. Twórczość Jana wyzwoliła energię twórczą braci. Andrzej przełoży z łaciny Eneidę Wergiliusza, pierwszy słowiański przekład poematu. Mikołaj zostawi wierszowany testament Rotuły do synów moich i przełoży Moralia Plutarcha. Z braci był najmniej utalentowany (Moralia się nie ukazały, negatywnie ocenił przekład Szymon Szymonowic!), ale był ojcem Piotra Kochanowskiego, tłumacza Gofreda abo Jerozolimy wyzwolonej i Orlanada szalonego Ariosta; Piotr dla epiki polskiej zrobił tyle samo, co stryj Jan dla liryki. Antologia potwierdza też popularność Jana, towarzyszącą mu od debiutu. Dzieła, które zapewniają Kochanowskiemu miejsce w dorobku literatury światowej, powstaną dopiero pod koniec życia. W latach 60. XVI wieku znamy tylko hymn i utwory okolicznościowe, które propagują program egzekucyjny, Satyr (od razu znalazł naśladowcę w anonimowym Proteusie i admiratora poety, nazwał go anonim „kochaniem wieku swego”). Antologię otwiera cytat z Jana Szczęsnego Herburta, przytaczającego wypowiedź Mikołaja Reja, oceniającą hymn – Rej miał uznać Kochanowskiego swoim następcą (Herburt pisał to w r. 1612, jego przekaz może być prawdopodobny, ożeniony był z wnuczką Reja). W Rejowym Źwierzyńcu mamy literacki wizerunek czarnoleskiego twórcy, uwypukla Rej w poezji Jana połączenie talentu i pracowitości. Podobne sądy formułuje łaciński poeta, Andrzej Trzecieski. Uznanie współczesnych mija zwykle z czasami, w których żyli, Kochanowski jest tu wyjątkiem – czas potwierdzi odczucia współczesnych poecie pisarzy.

W okresie staropolskim wypowiedzi o poecie mają charakter bardzo różny, często zastępują dzisiejszą krytykę literacką, innych możliwości nie było. Posługuje się ona terminami dziś dla nas niezbyt czytelnymi, przywołuje bowiem paralele z pisarzami antycznymi (np. Rej i Trzecieski stwierdzają wyższość Kochanowskiego nad Tibullem, rzymskim elegikiem, niezwykle popularnym w wieku XVI). Ta forma oceny utrzyma się przez wiek XVII. Taki metaforyczny sposób oceny, zrozumiały dla ludzi tamtych czasów, uznali bowiem osiągnięcia antyczne za najwyższą miarę artystyczną poezji, właściwy był nie tylko poetom, używali go np. cenzorzy (na pismach Samuela Twardowskiego cenzor umieszczał formułę: „Utwór Marona polskiego przeczytałem…”) i uczeni teoretycy literatury. Maciej Kazimierz Sarbiewski, wykładowca jezuickiego kolegium niemieckiego w Rzymie, pierwszy polski teoretyk literatury o międzynarodowym znaczeniu, analizuje poezję Jana Kochanowskiego, wyprowadza z niej reguły twórczości literackej, uważa tę twórczość za lepszą od liryki Horacego (nb. samego Sarbiewskiego nazywano „chrześcijańskim Horacym”, tę nazwę odnajdujemy w uzasadnieniu lauru poetyckiego danego poecie przez papieża Urbana VIII).

Sarbiewski uzna Kochanowskiego za „księcia poetów polskich”. Da początek popularnym w XVII w. określeniom wartościującym, które odwołują się do metaforyki urzędów i godności państwowych, np. Wespazjan Kochowski w Poetowie polscy…, pierwszym wierszowanym szkicu historycznoliterackim, nazywa poetę „hetmanem”. Słowa uwielbienia pojawiają się przez cały wiek XVII u poetów z tzw. kręgu literatury mieszczańskiej (Jan z Kijan: „Najsławniejszy poeto między poetami”), innowierczej, np. Daniel Naborowski, „Kapłanie Feba”, ale i polemizują z poetą, np. Szymon Zimorowic, Jan Gawiński, Jan Andrzej Morsztyn i inni. Pojawiają się wiersze broniące Kochanowskiego przed posądzeniami o nieprawomyślność (ten – jak mówią Włosi – freddo cattolico musiał w w. XVII budzić niepokój; jego wiara, zracjonalizowana, tolerancyjna, bez akcentów maryjnych nie przylegała do sarmackiej pobożności (np. Wespazjan Kochowski, Apologia za Janem Kochanowskim…).

Oświeceni odnajdują w poezji czarnoleskiej źródło ożywczego języka, wykorzystują Kochanowskiego w walce z nielubianym wiekiem XVII, dostrzegają w poecie swego – miłośnika klasycznego ładu i porządku, pozwalającego na uładzenie sarmackiego galimatiasu. Po wiekowej przerwie drukuje się teksty Kochanowskiego, przekłada na łacinę, pisze biografię poety, której fazy wyznaczają etapy podróży po miejscach związanych z jego życiem (np. Ignacy Krasicki, Podróż z Warszawy do Biłgoraja). Poezja Kochanowskiego staje się probierzem, miarą artystycznych osiągnięć: O Czarnolesia dziedzicu dawny! Dziś ty byłbyś nam potrzebny pisał Stanisław Trembecki. Wiersze Kochanowskiego egzemplifikują reguły poetyckie w oświeceniowych poetykach (zob. Dmochowski, Ludwik Kropiński). Po upadku Rzeczypospolitej poezja Jana Kochanowskiego inspiruje patriotycznie, pobudzać ma pamięć o poecie i wielkim państwie podstępnie usuniętym z mapy Europy. Czarnolas staje się miejscem pielgrzymek, wędrują tu uczeni i poeci, utrwalają swoje wrażenia na piśmie (Teofil Lenatrowicz, Stanisław Jachowicz i wielu innych).

Romantycy, zwłaszcza ci wielcy, początkowo odnoszą się do spuścizny czarnoleskiej niechętnie. Działa tu, być może, uraz: polemiści-klasycy przywołują poezję Kochanowskiego jako przykład klarownego formułowania myśli. Niechęć ta nie trwa długo. Przekona się do poety Adam Mickiewicz, miłośnikiem szczególnym będzie Cyprian Kamil Norwid (nb. obaj poeci są sobie bliscy wyobraźnią poetycką, obaj są „poetami kultury”, ona ich porusza, pobudza, nic więc dziwnego, iż Norwid często wraca do „rzeczy czarnoleskiej”); miłośnikiem Jana jest też Juliusz Słowacki, wiele wierszy poświęci poecie Wincenty Pol. Romantycy podkreślają przede wszystkim wielkość dawnej Rzeczypospolitej, której symbolem jest poezja czarnoleska.

Literatura poromantyczna, tradycyjnie zwana pozytywistyczną, z pozoru mniej interesuje się Kochanowskim. Przypomnijmy, w pozytywizmie narodzi się historia literatury jako nauka, nie trzeba teraz wypowiadać swych przekonań w wierszu, służą temu poddane rygorom metodologicznym badania. Kochanowskiemu poświęca się w nich wiele miejsca, choć dziś z tymi badaniami dyskutujemy. Poezja nie jest też najmocniejszą stroną epoki, dominuje proza. Wierszowane wypowiedzi o Kochanowskim są efektem konkursów (np. Maria Konopnicka, Bronisław Grabowski czy Seweryna Duchińska) lub rocznicy trzechsetnej zgonu poety, np. Stanisław Grudziński i Klemens Podwysocki. Pojawiają się nowe elementy w wierszach Wacława Rolicz-Liedera, np. poetycki protest przeciw makabrycznym działaniom Izabeli Czartoryskiej, z której polecenia zabrano czaszkę poety z grobu w Zwoleniu (czaszka pozostaje z zbiorach Czartoryskich do dziś, choć budzi wiele wątpliwości czy należała do poety!).

Ożywienie kultu Kochanowskiego obserwujemy po odzyskaniu niepodległości po pierwszej wojnie światowej. Liczba utworów poświęconych poecie przerasta liczbę wypowiedzi staropolskich. Poezja czarnoleska łączy różne szkoły poetyckie, wymieńmy kilka nazwisk: Julian Tuwim, Józef Wittlin, Roman Kołoniecki, Leopold Staff, Jarosław Iwaszkiewicz, Jerzy Liebert, Bolesław Leśmian. Skamandryci, awangarda, klasycyzujący parnasiści polemizujący ze sobą znaleźli w spuściźnie czarnoleskiej wspólne źródło tradycji, odczytywali poezję Kochanowskiego na swój sposób, znajdując w niej elementy uniwersalne, inspirujące ich eksperymenty stylistyczne i wersyfikacyjne (takich eksperymentów w poezji Jana sporo, łącznie z wierszem białym, który stanie się modny w poezji dwudziestolecia!).

Druga wojna światowa nie sprzyja poetyckim zainteresowaniom poetów, są sprawy o wiele ważniejsze. Po jej zakończeniu powrót do Czarnolasu jest podobny, jak po pierwszej wojnie. Kult poety podejmują żyjący twórcy dwudziestolecia, Staff, Tuwim, Gałczyński, ale i nowi autorzy: Mieczysław Jastrun, Stanisław Czerniak, Marian Pankowski, Jan Twardowski. Tradycja czarnoleska jest dla nich teraz odtrutką na zbiurokratyzowanie języka poetyckiego, szukają w poezji czarnoleskiej dostojeństwa artystycznego, odwagi podejmowania tematów ważnych dla kultury śródziemnomorskiej, sposobów uniwersalizacji wątków i tematów indywidualnych.

Po roku 1956, kiedy zmalała presja ideologiczna, poeci wracają do Kochanowskiego, poszukując w nim i jego poezji czynników włączających naszą literaturę do tradycji śródziemnomorskich. Liczni tłumacze Psałterza szukają nawiązań do przekładu Kochanowskiego. W wierszach i wypowiedziach krytycznych poszukuje się wątków wspólnych (np. wiersze i eseje Anny Kamieńskiej). Przypadające rocznice, 450. urodzin, 400. śmierci, pobudzają wyobraźnię, poszukuje się w wierszach poety ładu i porządku estetycznego, azylu chroniącego przed zamętem współczesności. Pojawiają się nazwiska poetów debiutujących po 1956 r., np. Józef Zięba, Zbigniew Strzałkowski, Waldemar Michalski i in. Uderza w tym końcowym etapie przewaga wierszy poetów lubelskich, wywodzących się z różnych tradycji literackich, powstaje przekonanie, iż Kochanowski był poetą lubelskim. Był z miastem związany różnymi więzami, tu też umarł i tu najczęściej o rocznicach poety się pamięta.

Przegląd problemów, które wywoła antologia, pośrednio uświadamia nam ogrom trudu poszukiwawczego jej autora. Książka uświadamia nam rolę poezji czarnoleskiej w dziejach nie tylko polskiej poezji, ale i zawirowań polskiej historii. Ryszard Montusiewicz zadbał nie tylko o zgromadzenie tekstów, zaopatrzył antologię – jak już wspomniałem – wstępem i komentarzami słowno-rzeczowymi. Komentarz poświadcza duże obeznanie autora antologii w kulturze polskiej, jego rozumienie tradycji literackiej i znajomości realiów epok, z których wiersze się wywodzą. W sumie otrzymaliśmy pracę niezwykle ważną dla polskiej kultury, uczącą umiejętności zakorzeniania się w kulturze, w jej wartościach trwałych.


Jan Kochanowski w poezji polskiej od XVI do XX wieku. Antologia. Wybór, wstęp, opracowanie Ryszard Montusiewicz. Wyd. Norbertinum, Lublin 2003, ss. XXIII + 578.