Łukasz Janicki. Na marginesie poezji

Spis treści numeru 1/2006

Na marginesie poezji

 

Lektura Po stykach Piotra Sommera nie jest łatwa. Jak pisze sam autor książka składa się głównie z tekstów zamówionych, do których sam siebie nakłaniać musiałem o tyle, o ile zawsze jest coś pilniejszego niż opowiadanie w druku, co się „myśli”. W tym sensie nie jest też całkowicie uporządkowana. Rzeczywiście, odbiór całości utrudnia bardzo specyficzny, angażujący intelektualnie styl i język, a także „kolażowy” charakter zestawionych ze sobą tekstów – barwny miszmasz tematów i ujęć. Już określenie ich gatunkowej przynależności sprawia trudność. Pojęcia takie jak esej, opowiadanie, analiza krytyczna wydają się tyleż adekwatne, co i błędne. Naukowy sposób prowadzenia dyskursu niespodziewanie, czasem na przestrzeni jednego zdania, ustępuje miejsca familiarnej, niemal literackiej, a przez to mniej „zobowiązującej” formie prezentacji tego, co autorowi „się myśli”. Sam Sommer spójność książki dostrzega w łączącym wszystkie teksty przedmiocie, którym są współczesne języki wiersza, a więc zapewne „poezja”. Powstaje pytanie: jak czytać Po stykach, aby właśnie na ten przedmiot zwrócić uwagę, skoro poszczególne artykuły mają swoje własne, odrębne tematy?

Jak zauważył Tadeusz Dąbrowski w swojej recenzji książki dla „Tygodnika Powszechnego” Sommer wypracował własny, daleki od akademizmu idiom literaturoznawczy, będący syntezą rzetelnej i szczegółowej analizy filologicznej oraz bardzo niekiedy emocjonalnego „reportażu z lektury”. Charakterystyczny jest już sam sposób prezentacji tematu – lapidarny i rzeczowy. Sommer od razu przechodzi do sedna, z precyzją, od której mniej wyrobionemu czytelnikowi może zakręcić się w głowie. Jego uwagi, czynione na podstawie omawianego tekstu, porównać można z glosami, mimochodem kreślonymi na marginesach manuskryptów. Jak pisał badacz tematu – Lipking: metoda marginesowych glos zmierza ku trwałemu wyprecyzowaniu myśli i wszystko racjonalizującej woli, która rozwija wachlarz coraz pełniejszych wyjaśnień. Podobny cel mają konstatacje Sommera, gdy zwięźle informuje czytelnika, co zafrapowało go w wierszach Wata: „może po pierwsze: mistrzostwo repetycji”, „może po drugie: najbliższy, jaki znam w polskiej poezji XX wieku, styk doświadczenia egzystencjalnego z językowym”, „po trzecie: absolutne czucie rejestrów”. Ścisłość myślenia i skrótowość werbalizacji dowodzi niezwykłego uporządkowania oraz systematyzacji poglądów autora. Styl Sommera, jego składnia i frazeologia często wykazują zresztą nieprawdopodobną zdolność upodobniania się do stylu autora, który jest bohaterem tekstu. Odwołajmy się znowu do Dąbrowskiego: rozprawiając o przyspieszającej składni Wata, która mnoży się i bogaci, autor „Po stykach” analogicznie przyspiesza, bogacąc się składniowo, gramatycznie galopując w zachwyt. Sommer, jako wytrawny tłumacz, znakomicie czuje rejestry polszczyzny i z łatwością wykorzystuje całą ich gamę w swoich tekstach, dzięki czemu wypowiedzi te zyskują, podobnie jak utwór literacki, „uporządkowanie naddane”, wyrażone między innymi składnią i intonacją. Proces ten, jakkolwiek wzbogaca i intensyfikuje przekazywane myśli, utrudnia czytelnikowi ich odbiór. W tym miejscu wypada wspomnieć o lingwistycznej pasji krytyka, także związanej z jego działalnością translatorską. Dogłębne badanie substancji słowa, „opukiwanie” go z wszystkich stron, liczne aliteracje, odczytywanie czasowników w ich aspekcie rzeczownikowym (jak choćby wyrazów „opowiadanie” czy „myśli”) są codzienną praktyką tłumacza. Tak też tworzone są artykuły, co sprawia, że opalizują różnymi treściami, a ich język odsłania swą ukrytą strukturę.

Styl Sommera cechuje też dystans wobec podejmowanych zagadnień, czasem również operowanie ironią. Pozorna nonszalancja językowa i duże poczucie humoru dynamizują tekst, zwiększają jego atrakcyjność. Podobną funkcję pełnią liczne kolokwializmy, pojawiające się w najmniej spodziewanych miejscach. Są to wyrażenia typu: „bąknąć słówko”, „dać plamę”, „zbierać do kupy”, sąsiadujące z fragmentem, który w warstwie leksykalnej przypomina tekst naukowy. Sposobów, w jaki autorowi udaje się zaskoczyć czytelnika jest zresztą więcej. Sommerowskie analizy są niezależne i nieschematyczne. Autor żywi wstręt do banału, powtarzanych obiegowo opinii, za każdym razem ma do powiedzenia coś oryginalnego, koncentruje się na niewydobytych sensach utworów. Powstaje nowy język krytyki, skoncentrowany pozornie na sprawach lingwistycznych, ale łagodnie przechodzący do treści światopoglądowych. To język tworzy treść i bez jego gruntownej analizy nie można mówić o systemie wartości jego użytkownika – zdaje się mówić Sommer. Do krytyki operującej pustosłowiem i nieudowodnionymi wnioskami odnosi się z sarkazmem i kpiną – taki charakter mają fragmenty dotyczące polskich badaczy literatury szwedzkiej w rozdziale Nasi polscy szwedzcy poeci. Żeby nie być gołosłownym, przytoczmy fragment tekstu: Neuger jednak krytyków Martinsona nie ocenia, a jego twórczość przyjmuje już, jakby ze zmienionej („nowej”) perspektywy – bez zastrzeżeń. Powiada na przykład, że to „właśnie Mortinson” (implikacja, że nie Lundkvist?) wykorzystał zdobycze „rewolucji poetyckiej” z przełomu lat dwudziestych i trzydziestych „najpełniej”, że „dodał do nich własne odkrycia poetyckie” (nie dowiadujemy się, na czym polegały) i „wypowiedział poetycko całą Szwecję” (jakże to „całą”, skoro poważna jej część zaraz go tak „brutalnie odtrąciła”?).

Ciekawa jest także kreacja podmiotu mówiącego. Jak wspominał Dąbrowski, spokojne, wyważone i konkretne sprawozdanie z lektury sąsiaduje z fragmentami otwarcie emocjonalnymi, nasyconymi subiektywną radością bądź oburzeniem, stonowanym jednak przez ironię. Autor potrafi cieszyć się niuansami, zadowoleniem napełnia go nawet tak drobny element, jak obecny w wierszu Holuba znak diakrytyczny nad czeskim imieniem František. Ten nieprzekładalny „ptaszek” staje się dowodem lokalności poety, jest jego swoistym autografem. Sommera bawi gra z tekstem, najdrobniejsze szczegóły analizuje z pasją, a swój zapał udaje mu się przekazać czytelnikowi. Niezwykle ciekawy jest rozdział książki, w którym autor zwierza się ze swoich wątpliwości, powstałych przy przekładzie miniatur poetyckich Reznikoffa, a my mamy możliwość obserwować warsztat tłumacza „od kuchni”. Tematy podejmowane przez Sommera, mimo pewnej egzotyczności, potrafią zainteresować.

Książkę otwiera tekst dotyczący najważniejszych wierszy polskiej poezji XX wieku. Sommer wybiera trzy utwory Wata i w skrócie relacjonuje powody swej decyzji. Nieśmiertelne chmury to brawurowa analiza Chmur Szymborskiej, w których krytyk dostrzega odejście od wzorca „wschodnioeuropejskiej paraboli” na rzecz elegijności, czyli perspektywy indywidualnej. Niezwykle interesujący jest tekst poświęcony poezji Jerzego Ficowskiego, którego twórczość Sommer analizuje od strony językowej, by dojść do ważkich stwierdzeń na temat czasoprzestrzeni utworów. Czeski ptak Holub zawiera refleksje na temat lokalności i uniwersalności wierszy Holuba. Najdłuższy tekst informuje nas, co redaktorowi „Literatury na Świecie” nie podoba się w tłumaczeniach szwedzkich wierszy na język polski, natomiast kolejne trzy dotyczą poezji irlandzkiej. Wywiad z Derekiem Mahonem, artykuł o poezji Seamusa Heaneya, a w szczególności Poeci irlandzcy, poeci polscy, mimo irlandzkiego tematu, przekazują uniwersalne treści na temat języka poezji współczesnej i domagają się konfrontacji z sytuacją w Polsce. Po krótkim eseju na temat D. J. Enrighta przenosimy się za Atlantyk, aby poznać blaski i cienie literatury amerykańskiej. Reprezentują ją kolejno: Mark Ford, John Ashbery, John Cage, Charles Reznikoff, Edward Estlin Cummings, Allen Ginsberg i Robert Lowell. Jednocześnie coraz więcej dowiadujemy się o poglądach autora, który tłumaczy nam, co było swoistością szkoły nowojorskiej, dlaczego wiersze Cummingsa nie wytrzymują upływu czasu i co według niego jest dzisiaj aktualne w poezji Ginsberga. W tytułowym tekście Po stykach, napisanym dla „Akcentu”, Sommer snuje refleksje na temat peryferii i centrów literackich, a Już leży na desce to obrona Derridy, którego przyjazd do Polski spotkał się z niechętną reakcją prasy. Parodystyczny i krytyczny charakter mają recenzje Dziennika 1969-1979 Krzysztofa Mętraka – Logika spójnika oraz Książek i ludzi Barbary Łopieńskiej – Lirica chytrusica. Całości dopełniają dwa „akapity okazjonalne”, które są popisem językowym autora i w których notabene, z powodu braku kontekstu, nie bardzo wiadomo, o co chodzi. Należy pochwalić pomysł sporządzenia Aneksu, gdzie znalazły się wiersze poetów, o których jest mowa w książce – zagraniczne oczywiście w przekładach Piotra Sommera. Pozwala to na konfrontację wniosków autora z dziełami, których dotyczą i stwarza okazję do poznania kilku wspaniałych utworów poetyckich.

Rozpiętość tematów poruszanych przez Sommera jest więc duża. Myśl przewodnia, nadająca spójność książce, to: radość i zachwyt na widok pewnych zachowań języka, a także dystans wobec różnego rodzaju absolutyzacji i uzurpacji, zwłaszcza tych, które dają się rozpoznać. Postawy, jakie się w tych sposobach istnienia języka zawierają, też mnie wodzą i obchodzą. Łączniczką wreszcie jest ciekawość, jak się ów podziw albo dystans ułoży człowiekowi w zdania. Poszczególne teksty wydają się stanowić glosy, powstające na marginesach licznych lektur Sommera i „rozwijające wachlarz coraz pełniejszych wyjaśnień” poglądów autora na temat polskiego języka poetyckiego, który stanowi „centrum, główny obiekt (…) wzdychań”.


Piotr Sommer: Po stykach. Słowo/obraz terytoria, Gdańsk 2005, ss. 380.