Leszek Mądzik. Wędrówka wody

Spis treści numeru 1/2007

Wędrówka wody

 

Lot z Lizbony do Gwinei, choć trwał 4 godziny, wydawał się bardzo krótki. Myśli mknęły szybciej niż przestrzeń za oknem. Coraz wyraźniejszy widok czerwonej ziemi zapowiadał zbliżanie się lotniska w Bissau, lotniska zaniedbanego, z zarośniętym pasem startowym i budynkiem przypominającym hangar wojskowy.
Jak wszędzie – przy wyjściu dużo oczekujących, morze czarnych twarzy wypatrujących bliskich. Zarośnięta główna arteria prowadziła do miasta. Im bliżej portu, tym więcej ludzi handlujących po obu stronach drogi. Barwny tłum sprzedawał co się dało, a dało się niewiele.
Wreszcie upragniony koniec podróży i fakt, który jest powodem tych rozważań. Otóż hotel zachęcał starannie napisanym tekstem: „Residencial Coimbra”. Ożyły wspomnienia. To było chyba 15 lat temu w tym uniwersyteckim mieście. Przepływa tędy rzeka Mondego. To właśnie ona miała kaprys i skierowała swe koryto przed wielu laty do świątyni Santa Clara. Tafla wody obejmowała obie nawy i opuszczała kościół płynąc dalej.
Woda, jej istnienie i działanie, prowadzi mnie w świat nierealny, tajemniczy. Organicznie czuję się jego częścią. Odbieram ją bardzo witalnie, życiodajnie. Przypuszczam, że jest ona obecna u podłoża większości moich spektakli, ale nie tylko, jest w snach i na jawie. Jej pochodną jest wilgotność, a więc proces gnicia…
W tym upatruję cudownych stanów, które noszę w sobie. Wędrówka wody w Kościele Św. Klary w Coimbrze to nie przypadek. Wierzę, że po opuszczeniu świątyni woda staje się sakralną – świętą. Zapatrzenie w nią jest jak spojrzenie w cyferblat zegara, który odmierza tu naszą obecność. Dziwna optyka patrzenia z brzegu, na którym stoimy – nie wiem, czy ja płynę, czy ona. Do tego jeszcze barwa. Największa ekstaza, kiedy jest przezroczysta, niematerialna – jakby abstrakcyjna. Jest czasem wartka, czasem leniwa. Żyję z nią zgodnie i ufnie – gdy śnię o raju, to widzę mnóstwo nagich ludzi w ciepłej, rozległej wodzie z niewidocznym horyzontem. Mam wrażenie, że tylko tam są szczęśliwi. Sen gasi pragnienia.
Ale i rzeczywistość z mojego dzieciństwa też zanurza się w wodzie, letniej, lipcowej, wakacyjnej rzece u podnóża Gór Świętokrzyskich. To było 55 lat temu. Koniec roku szkolnego był początkiem spotkania z małą rzeczką, w której stałem, choć była płytka po szyję, a wokół nasiąkały, mokły rozłożone konopie. Noszę ten zapach i lepkość tej wody do dzisiaj – beztroski błogostan, jaki można nosić w sobie, gdy ma się 6, 7 lat. On był na drugim biegunie tego, co narzucała tamta rzeczywistość powojenna.
Wody szukałem wszędzie, gdzie przebywałem. W Kielcach, kiedy ulicami po burzy płynęły wartkie potoki, a ja puszczałem kawałki drewna, by dostrzec w nich wielkie statki, bądź w licznych potokach Rzeki Kamiennej, gdzie za wszelką cenę chciałem zatrzymać bieg wody, budując tamy, które po paru chwilach ginęły w odmętach. Deszcz w lecie wyzwala ze mnie dziwną istotę, która jak ślimak ryzykuje wyjście ze swego egzystencjalnego domu, by w ekstazie szczęścia dać się rozgnieść.
Te myśli towarzyszyły mi, gdy dotarłem do hotelu Residencial Coimbra, a stamtąd ruszyłem w głęboki busz Gwinei, gdzie przy świetle świecy i w wilgotnym powietrzu znalazłem ukojenie.
…i jeszcze ta ostatnia woda rzeki Cumbija, w którą teraz wchodzę. Jest szeroka i mętna, prawie szara, by po paru godzinach skryć się i obnażyć błotniste brzegi. Jak wąż raz najedzony i opasły, a innym razem ledwie widoczny. Ocean igrał z tą majestatyczną rzeką, wdzierając się do niej z wielką siłą, by ją pod wieczór opuścić. Wyraźny kontur mokrych drzew po obu stronach rzeki dawał pojęcie przypływającej i odpływającej masy wody.
Trafiłem na ucieczkę wody do morza. Z samej lepkiej błotnistej mazi wypełzały malutkie robaczki, rzeczne pająki, biegając we wszystkich kierunkach. Już w odległości metra znikały w malutkich otworkach, z których wcześniej wychodziły. Patrząc przed siebie miałem wrażenie jakbym dostał się do kogoś nagle odartego ze swej tajemnicy. To, co było skrzętnie ukryte z przeświadczeniem, że nikt tego nie widzi, zostało obnażone. Jakaś bezradność tych wszystkich stworzeń, które poczuły się ubogie.
Zawsze chcemy przeniknąć myślami to, co ukryte. Wyobraźnia jest bogatsza niż rzeczywistość, a kiedy ją ujawniamy, mamy uczucie, jakiego doznałem przy prawie pustym dnie wyschniętej rzeki. W nocy wszystko wróci do porządku. Fantazja, wyobraźnia weźmie górę. A ja opuszczę hotel Residencial Coimbra, wrócę do domu – może ośnieżonego w bieli.

 
Gwinea Bissau, 24 I 2007