Mariusz Kargul. Wiersze

Archeologia Krasnegostawu

spotkałem dzisiaj znajomą poetkę Janinę Przykość
chodziła po rynku powtarzając cały czas:
nie mogę znaleźć słów, nie mogę znaleźć słów!
to stara i dobrze znana przypadłość liryków
trudno im pogodzić się z oporem materii
wobec werbalnych zalotów artykulacji

dla obopólnego dobra odpuszczają brak zamku
sypało się z niego dziadostwo i tyle
skoro podobno Szwedzi mają jego dokładne plany
niech go sobie odbudują gdzieś pod Uppsalą
i co roku urządzają demonstracje historycznej siły
wolno im ułożyć nowy przebój dla Abby:
Uppsalala, uppsalala, miałam ci ja zamek, tralalala
mogą nawet więzić Maksymiliana
licencja wygasła ze śmiercią Jana

Janina Przykość jest fanką Andrzeja Stasiuka
leje lament nad utraconym – nie trzyma i leje
z tego powodu miała już przyjemność z prawem
to, co wyleje, chciałoby przesiąkać do lochów
ale nie może, bo kostka za 12 milionów, nie puszcza
tam przecież bije podziemne serce miasta
w kataraktach katakumb krążą tabuny duchów
zlizujących z granitowych koryt ikrę karpi
kawior dla ubogich, rzut na taśmociąg do raju
zaczopowany u wylotu pomnikiem żołnierza-partyzanta
i szopką, jak Pan Bóg przykazał, z żywym stworzeniem

poetka na starość chce być jak Marylin Monroe
przychodzi codziennie na rynek w barchanowej spódnicy
staje okrakiem nad karpiami w fontannie
mając nadzieję, że nagły podmuch uniesienie ją do góry
a wtedy spódnica zakryje na chwilę znudzone oblicze miasta
miasta, które udaje, że niczego nie było, nie ma i nie będzie
dopóki osioł z szopki nie dołączy do ciosanego wojaka
rycząc dyszkantem: oj, chmielu, chmielu, ty zbójeckie ziele!

 

nie-u-kontenendo

Beatlesi nie znali notacji muzycznej
a są największym zespołem w historii
Homera nigdy tak naprawdę nie było
a zostawił po sobie dwa bestsellery
Andrzej Stasiuk nie posiadł matury
a złapał panią Nike za nogi
Stanisław Bojarczuk chodził dwie zimy
do szkółki elementarnej
nie dostał roweru na komunię
ale napisał ponad tysiąc sonetów

nie mogę sobie z tym poradzić

siedzę nad pustą połówką
rozbierając początek kosmosu
że niby coś z niczego
że bez początku i końca
czy się kurczymy
czy rozszerzamy?
kiedy człowiek wyląduje na Marsie
i pokaże fucka Matce Ziemi?
zamiast ogórka na zagrychę
mam same jońskie abstrakcje
a pała, w której się to nie mieści
zwisa flakiem nad pełnym kieliszkiem
niczym zegar na znanym obrazie

 

 Więcej wierszy w papierowym wydaniu „Akcentu”