Res (in)corporales
to moje powietrze które nabieram w płuca
ubrania rzucone na łóżko linie papilarne na klamce
splątane włosy gumka spinka kok filiżanka po kawie i książki
buty z odciskiem stóp grządka i kiełkujący tam szpinak
mój chaos – w nim zasypiam i wynurzam się do obowiązków
to moje ciało które już nie będzie rodzić
kości z bólem w okolicy L-S organy w prezencie od przodków
myśli których się już nie boję a na początku
byłam niewidoczna nawet pod mikroskopem
użyczono mi genów bym stała się kolorem oczu i linią ust
nie padły pytania o wady wrodzone nie dopełniły się złe proroctwa
zaczęło się wszystko moje (a ona zamiast nasciturus szeptała mi
córeczko)
jeślibym jednak
przyoblekła rybią łuskę zamiast atłasu niezdolna samodzielnie oddychać
leżała w stanie wegetatywnym czy chociaż raz nazwałaby mnie cudem
czy miałabym prawo zagnieździć się w jej życiu ukrzyżować nas obie
i odejść
by przeliczać różowe baloniki które każdego roku pośle mi w chmury
zaprawdę
kto chciałby snuć pępowinę pomiędzy sumieniami
niech najpierw idzie i służy bez wytchnienia
dzień i noc
widziałam
gdy ginie królowa umiera rój
Tato
usiadł z trudem na ławce posadził je na kolanach
potem jedną rękę przeznaczył na przytulanie
drugą zakładał buty bluzę czapkę
powoli aby nie upuścić
uniósł się do góry i cały świat spoczął mu na ramieniu
z otwartą buzią z wielkimi oczami z kamiennym wyrazem twarzy
z dłońmi które nigdy nie splotą się na szyi
bez słów bo słowa albo umarły albo się już nie narodzą
wyprostował się bardziej – jak tamten zawodnik rwący ciężary
jeszcze sięgnął po bidon torbę ciapy
i uniósł swój świat do domu
który stworzył na podobieństwo stworzenia
czekałam ale cię nie było nie przechodziłeś akurat
chciałam zapytać po co ci taki on i takie ono
co zrobisz z tą miłością u stóp
nie bój się nie będę wkładać paluchów
w twój bok chciałam tylko zapytać
co będzie gdy on stanie się równie niesprawny jak ono
czy te ciężary to jeszcze strefa medalowa