Mirosław Ikonowicz. „Kapuściński” widziany z perspektywy następnego pokolenia

 Spis treści numeru 1/2019

„Kapuściński” widziany z perspektywy następnego pokolenia

Książka Marka Kusiby Ryszard Kapuściński z daleka i z bliska, wydana przez „Znak” w 2018 roku, to wierny, barwny i odkrywczy portret pisarza nakreślony przez młodszego o jedno pokolenie kolegę po piórze. Autor nie ukrywa, że niemal od początku ich znajomości, która przerodziła się w przyjaźń, był Kapuścińskim zafascynowany. Odbyłem z nim setki rozmów, wiele z nich nagrywałem (…), przede wszystkim z poczucia, że one umkną (s. 7) – pisze we wstępie do znakomicie udokumentowanej biograficznej opowieści.

Kusibie udała się nie lada sztuka: czytelnik ma chwilami wrażenie, że sam w tych rozmowach uczestniczy – tak istotne, poruszające problemy naszych czasów i naszej planety są ich tematem. Od śmierci autora Cesarza, Podróży z Herodotem, Imperium minęło sporo lat. Jednak podstawowy dramat ludzkości – podziały na głodnych i sytych, białych i nie-białych, „naszych” i „nie naszych”, „swoich” i „obcych” – sprawia, że teksty Kapuścińskiego zamiast blaknąć z upływem czasu stają się coraz bardziej aktualne. Kusiba, mimo pokaźnego dorobku dziennikarskiego i pisarskiego, zachowuje zbawienną skromność. Nie daje czytelnikowi – wzorem niektórych – do zrozumienia, że „przejrzał” Kapuścińskiego lepiej niż inni. Zamiast tego skromnie wyznaje: „ja nadal niewiele o nim wiem”, aby następnie na przeszło 300 stronach przybliżać nam postać jednego z najczęściej przekładanych na obce języki polskich autorów współczesnych. Robi to w sposób niezwykle wszechstronny, a jednocześnie nie wykracza poza rolę biografa pisarza, którego wielu postrzegało jako kandydata do najwyższej światowej nagrody w dziedzinie literatury.

Ryszard i Marek poznali się w grudniu 1980 roku na uroczystości odsłonięcia pomnika Poległych Stoczniowców w Gdańsku. Kusiba w 1984 roku – jak wielu jego kolegów związanych z Solidarnością – wyemigrował do Kanady. Kapuściński bywał w tym kraju m.in. ze względu na mieszkającą tam córkę – Zoję-Rene. Kusiba, dzięki szybkiemu zadomowieniu się w miejscowych środowiskach literackich i wydawniczych, okazał się być bardzo pomocny, gdy chodziło o nawiązanie kontaktów oraz prezentowanie i drukowanie w Kanadzie tekstów Kapuścińskiego.

Autor omawianej książki miał w tych działaniach trochę ułatwione zadanie ze względu na przyjęcie, z jakim w empatycznej wobec „innych” Kanadzie spotkała się twórczość Kapuścińskiego, skoncentrowana na emancypującej się w drugiej połowie XX wieku Afryce. Być może trzeba tu zrobić pewien wyjątek dla Toronto, gdzie mieszka i gdzie pisał swą książkę o Kapuścińskim Kusiba. Tam częściej możesz być zapytany na ulicy: „Where are you from?”, chociaż na ogół przestrzegana w innych częściach Kanady poprawność wobec „innego” sprawia, że takich pytań się w zasadzie nie zadaje.

Toronto jako wieloetniczne miasto pełne Kanadyjczyków polskiego pochodzenia, które poznałem przed paru laty – zwłaszcza zaś jego zielona część Mississauga z licznymi polskimi sklepami – zachwyciło mnie tym, że nie ma tam bodaj ani jednego ogrodzonego osiedla. Personel lotniska to ludzie w hinduskich turbanach, a jeśli weźmiesz taksówkę, to za kółkiem prawie na pewno będzie Somalijczyk. Wytłumaczy ci on, że skoro wielkie statki-przetwórnie międzynarodowych koncernów w ramach globalizacji „wyczyściły z ryb” wody przybrzeżne Somalii, to miejscowym pozostały tylko emigracja zarobkowa lub zawód przybrzeżnego pirata.

W rozmowach Ryszarda z Markiem często powracał problem roli mediów, przemilczania przez nie niewygodnych dla władzy tematów. Kusiba cytuje ze zbioru reportaży Kapuścińskiego Chrystus z karabinem na ramieniu pytanie, jakie nasuwa mu się w związku z praktyką skorumpowanej gwatemalskiej dyktatury: w jakim stopniu światowe systemy masowego przekazu pracują w służbie informacji, a w jakim – w służbie ciszy i milczenia (s. 53)?

W PRL, w jakiś czas po październikowej odwilży 1956 roku, Kapuściński, któremu władza wciąż pamiętała z czasów jego pracy w „Sztandarze Młodych” bezlitosny dla niej reportaż To też jest prawda o Nowej Hucie, otrzymał… bilet do Afryki, o czym wspomina Kusiba. Kapuściński miał w intencji ówczesnych władz zająć się „egzotyką”. Tymczasem bilet ten okazał się dla niego życiową szansą. Ryszard zaś od wydania literackiego reportażu z oblężonej Luandy Jeszcze dzień życia, a następnie wystawienia w Londynie przerobionego na sztukę teatralną Cesarza stał się pisarzem światowej miary. Gdy w 1962 roku Kapuściński został pierwszym w historii Polskiej Agencji Prasowej korespondentem na cały kontynent afrykański, wykorzystał tę szansę. Dzięki uporowi, odwadze, empatii wobec ludzi, o których pisał, i przede wszystkim ciężkiej pracy. A także świadomości tego, że cechy dyktatorskiej władzy bywają z natury uniwersalne, podobne w jakiś sposób pod każdą szerokością geograficzną. Pracował z pasją i w tak ekstremalnych warunkach, w jakich bodaj nie działał w podobnym stopniu żaden z nas, jego agencyjnych kolegów.

Minęło 7 lat od pierwszego spotkania Kapuścińskiego i Kusiby w Gdańsku, zanim zobaczyli się ponownie, gdy Rysiek przyjechał do Toronto. Idą na spacer brzegiem jeziora Ontario, wicher ze śniegiem. Rozmowa dotyczy niedawnej scenicznej adaptacji Cesarza na deskach Royal Court Theatre w Londynie.

Marek Kusiba: Pytam Ryszarda o „zimowe” motto z drugiego rozdziału „Cesarza”, „Idzie, idzie”, dotyczące „kierowanego upadku”:

M. K.: Przytoczyłeś w książce ten cytat, sugerując, że upadek „najlepszego ze światów” już blisko? (…)

R. K.: „Cesarz” to książka o ludziach dworu, o mechanizmach władzy…

M. K: Władzy dyktatorskiej…

R. K.: (…) wszyscy się doszukiwali aluzji do Gierka. A ja chciałem nadać książce wymiar uniwersalny, bo każda władza demoralizuje, pod każdą szerokością geograficzną (s. 81).

Niejeden raz czytelnicy pytali Kapuścińskiego po ukazaniu się jego reportażu z wojny w Angoli Jeszcze dzień życia, czy jest przekonany, że na froncie tej wojny był jako korespondent „po właściwej stronie”? Korespondent wojenny nie może być jednocześnie po obu stronach frontu. To oczywiste. Kapuściński i piszący te słowa mieli ten komfort moralny, że znajdowali się w Angoli po stronie MPLA – lewicowego Ludowego Ruchu Wyzwolenia Angoli, przeciwko któremu ruszyła w decydującym momencie armia Republiki Południowej Afryki. Nowocześnie uzbrojona, potężna siła uderzeniowa rasistowskiego rządu broniącego apartheidu i utrzymania kolonialnego status quo na Czarnym Lądzie.

Wszystko, cała ta operacja, było dokładnie przewidziane i zaplanowane. Na pięć lat przed tym, zanim czołgi, ciężka artyleria i lotnictwo ruszyły jesienią 1975 roku na stolicę Angoli Luandę, aby przeszkodzić w ogłoszeniu niepodległości portugalskiej kolonii, powstał „pakt białych”. 14 października 1970 roku Portugalia i utworzony przez białych kolonizatorów rząd Rodezji podpisały ściśle tajny pakt wojskowy, do którego przystąpiła następnie Republika Południowej Afryki, państwo apartheidu. Dokumenty określały zawarty pakt jako „zbrojny sojusz przeciwko afrykańskim nacjonalizmom”. Przewidywał on, jak to sprecyzowano w podpisanych przez wspomniane państwa dokumentach, „zmobilizowanie do stu tysięcy białych mężczyzn” przeciwko ruchom wyzwoleńczym Angoli, Mozambiku, Namibii i Zimbabwe. Gdyby założenia paktu zostały zrealizowane i oblężona stolica Angoli nie zdołała się obronić, jedyny obecny wówczas w mieście korespondent „zza żelaznej kurtyny” miałby niewielkie szanse na przeżycie.

Wiosna 2018 roku. Jesteśmy z Markiem Kusibą w Pawłowie niedaleko Chełma. Z inicjatywy miejscowych nauczycieli i działaczy samorządowych skupionych wokół Domu Kultury im. Ryszarda Kapuścińskiego uczestniczymy w dorocznym spotkaniu młodzieży poświęconym twórczości mistrza. Jak co roku – tłumy dziewcząt i chłopców z całej okolicy. Na koniec bardzo uroczyste rozdanie nagród uczestnikom konkursów szkolnych na reportaż oraz prace poświęcone twórczości Ryśka, który w wieku siedmiu lat spędzał tu z mamą i siostrą ostatnie przedwojenne wakacje. Marek z moim udziałem prowadzi lekcję, a raczej rodzaj gawędy w wypełnionej do ostatniego miejsca obszernej klasie. Dużo pytań. Nie notowałem, ale niektóre odpowiedzi Marka na te pytania (zadawane głównie przez żeńską część audytorium) znajduję jeszcze tego samego dnia – i to pogłębione – w jego książce, którą otrzymałem z „Akcentu”.

Kusiba m.in. porównuje Ryszarda Kapuścińskiego z idolem mego pokolenia –Ernestem Hemingwayem. Napisał w swojej książce, że Kapuściński (w odróżnieniu od Hemingwaya – przyp. M. I.) nigdy nie odciął pępowiny żurnalistyki, a (…) uczynił z niej sztukę (s. 130).

Ryszard prozaizował opowieści, ale nie odchodził od źródeł informacji. Zawsze twierdził, że nie potrafi wymyślać historii, że wszystkiego musiał doświadczyć, dotknąć, być wszędzie, gdzie coś ważnego się działo (tamże) – czytamy u Marka Kusiby. Kapuściński na pytanie, dlaczego nie pisze powieści, odparł: Jestem skromnym reporterem, który, niestety, nie grzeszy wyobraźnią pisarza (tamże). I oświadczył poważnym tonem, że gdyby posiadał imaginację, nigdy nie pojechałby do tych wszystkich straszliwych miejsc (tamże).

Marek Kusiba dodaje od siebie, że Kapuściński oczywiście przesadził, jasne jest, że pojechałby wszędzie tam, gdzie pojechał, bo nade wszystko był rasowym reporterem (s. 131). Ale Kapuściński cytowany w innym miejscu przez Kusibę mówił: ja nie muszę zmieniać dziennikarstwa na pisarstwo, to ewoluuje naturalnie, jedno przenika drugie i na odwrót (s. 129). To ważna wypowiedź: jest właściwą ripostą na szkolny zarzut stawiany mu przez niektórych, że „konfabulował”.

Ale Hemingway – zastrzegał się już w kolejnym zdaniu pisarz – jest dla mnie bardzo ważny (tamże). Hemingway, a z wielkich polskich reportażystów i pisarzy – Ksawery Pruszyński, byli Ryśka i moimi wielkimi idolami. Wzorami – co najmniej odkąd wspólnie z Kapuścińskim dzieliliśmy czas między studia na Wydziale Historii UW a dziennikarstwo. Okazało się, że obaj po przeżyciach z dzieciństwa i najwcześniejszej młodości stanowiliśmy niezły materiał na reporterów wojennych. I obaj – chociaż może nie było to do końca świadome – po cichu zazdrościliśmy w czasie wojny starszym o kilka lat chłopakom ich czynnego udziału w walce z okupantem, „leśnej przygody”.

Pracując dla PAP na Półwyspie Iberyjskim, wyjeżdżałem kilkakrotnie jako korespondent wojenny do ogarniętej krwawą wojną wyzwoleńczą Angoli. Jednak gdy nadchodziła decydująca bitwa, redakcja wybrała najbardziej doświadczonego i „ostrzelanego” polskiego afrykanistę – Kapuścińskiego. Dzięki temu powstał jego niezrównany reportaż z oblężonej Luandy – Jeszcze dzień życia.

O Ryszardzie Kapuścińskim w Polsce i na całym świecie napisano już tomy, nie licząc prac magisterskich i doktorskich. Jednak książka Marka Kusiby wyróżnia się tym, że jest opowieścią ciepłą, a zarazem psychologicznie przenikliwą, wiarygodną i zawierającą wiele nowych faktów i spostrzeżeń na temat twórczości i warsztatu Mistrza. Opowiada o bliskim przyjacielu i o jego pisaniu.

 


Marek Kusiba: Ryszard Kapuściński z daleka i z bliska. Znak, Kraków 2018, ss. 347 + 5 nlb.