Wiesława Turżańska. Życie jako palimpsest

Spis treści numeru 1/2019

Życie jako palimpsest

Wydana w 2017 roku Królowa Barbara i inne opowiadania to piąta książka w dorobku beletrystycznym Joanny Clark. Podobnie jak trzy poprzednie – „Czemu, Cieniu, odjeżdżasz…” Trzy opowiadania, W cichym lesie Vermontu oraz Tranzyt – ukazała się nakładem lubelskiego wydawnictwa „Norbertinum”. Dodajmy, iż Joanna Rostropowicz-Clark – urodzona tuż przed wojną, a od 1971 roku mieszkająca USA – jako pisarka zadebiutowała dość późno, bo dopiero w 2004 roku, powieścią Romantyczka. Miała już wtedy za sobą wiele doświadczeń, a także była autorką szeregu artykułów poświęconych literaturze polskiej, publikowanych przede wszystkim w nowojorskim „Przeglądzie Polskim”. A o autobiografizmie w jej twórczości pisała na łamach „Akcentu” Małgorzata Potent w recenzji „Czemu, Cieniu, odjeżdżasz…”, rekapitulując: Liczne postaci kobiece z opowiadań Clark mają wiele punktów wspólnych. Czytelnik zaczyna podejrzewać, że każda z nich nosi cechy samej autorki. Jest jakby jedna postać w wielu odsłonach1. Także Ewa Thompson wskazała na pewną zbieżność pomiędzy narratorką w Cichym lesie Vermontu, czyli Natalią Cabot, a pisarką z Princeton w New Jersey. Co więcej, zwróciła uwagę na przełamywanie stereotypowego wizerunku Polki w USA: pani Cabot, emerytowana profesorka uniwersytetu, jest właścicielką domu w pierwszorzędnej dzielnicy, a nie osobą mieszkającą kątem u amerykańskich znajomych; jest wdową po amerykańskim „błękitnokrwistym” prawniku, a nie kobietą „do wszystkiego” w domu takiegoż prawnika2.

Również w najnowszym tomie możemy znaleźć autobiograficzne akcenty – przede wszystkim odnoszą się one do Letycji, narratorki Roku miłosierdzia. Jednakże w przypadku tekstów literackich ryzykowne jest mówienie o tożsamości postaci i autora. Wydaje się, iż właściwsze byłoby użycie sformułowania „format duchowy”, tym bardziej że w Królowej Barbarze i innych opowiadaniach przyjęto różne strategie narracyjne. Na przykład w Wyspie Marty i w Długim życiu Margarity Kiriłowny pojawia się narracja trzecioosobowa, natomiast zamykający zbiór tekst Wieś Kotowskie (Wspomnienie) ma zupełnie inny charakter, gdyż to sama Joanna Rostropowicz-Clark sięga do wydarzeń ze swego dzieciństwa, kiedy to od 1945 roku wraz matką nauczycielką odbywała swoiste peregrynacje po wsiach w  Poznańskiem i Koszalińskiem. Możemy uznać, że obraz tytułowej miejscowości, w której ogniskują się dramatyczne napięcia lat powojennych, na zasadzie synekdochy odnosi się do całej ówczesnej prowincji. Zarazem autorka w swej relacji nie ogranicza się do jednego miejsca: wspomina roczny pobyt w wiosce Cieszyn i wiele uwagi poświęca wakacjom oraz świętom spędzanym w Podkowie Leśnej u babci – przedwojennej polonistki w warszawskich gimnazjach.

Dzięki temu otrzymujemy panoramę ludzkich postaw wobec rzeczywistości determinowanej wielką polityką. We wspomnieniach, podzielonych na wyodrębnione podtytułami fragmenty, znajdujemy kapitalne opisy wielu sytuacji i portrety członków rodziny, przyjaciół oraz poznanych osób. Clark nie próbuje sobie samej z lat dzieciństwa dorabiać świadomości dojrzałej kobiety. O minionych wydarzeniach opowiada ze swej ówczesnej perspektywy. Ukazana w tekście historia powstaje z zarejestrowanych w pamięci dialogów, krótkich scenek, niekiedy dramatycznych, a niekiedy pełnych humoru. Dowodem może być anegdota o prosiaku podarowanym przez sołtysa na mięso. Aby zapobiec przywiązaniu do zwierzaka, nazwano go Hitler. Jednak z powodu swej żywości stał się on ulubieńcem córki i matki. Co więcej, reagował chrumkaniem na zasłyszane piosenki: Nie lubił rzewnych (…), nie odpowiadał mu patos w „Na stos rzuciliśmy nasz życia los, na stos, na stos!”. Najradośniej wtórował gromkiemu „Na barykady, ludu roboczy”, wręcz przytupywał krótką nóżką (s. 114).

Dzięki przyjętej przez Clark konwencji dziecięcej nieświadomości horror tamtych lat ulega złagodzeniu. Czytelnik zapamiętuje konflikty w leżących blisko przedwojennej granicy wsiach zamieszkanych przez spolonizowanych Niemców, Polaków oraz repatriantów „zza Buga”. Znamienna jest historia cieszyńskiej gospodyni, u której zakwaterowane zostały bohaterki. Kobieta owa – Teraz Krawczyk, przedtem Schneider. A znacznie dawniej też Krawczyk (s. 99) – z uwagi na swe niemieckie korzenie została zmuszona do wyjazdu, a wcześniej ograbiona przez sąsiadów. Ciekawie rysuje się w tym kontekście portret matki – Heleny Rostropowicz, która wbrew zakazom władz uczy dzieci niemieckich autochtonów. Autorka przywołuje reakcję jednego z sąsiadów: Któregoś wieczora pan Żurek wtargnął do naszej kuchni, nie pukając, nie wycierając butów, i od progu zaczął krzyczeć o zdrajcach, szpiegach, folksdojczach, że mama łamie prawo, że nie wiadomo, kto ją tu przysłał z Warszawy, polska wieś ją wygna, on pierwszy ją wygna (s. 107).

W postawie matki szczególnie silnie dochodzą do głosu skomplikowane wybory ideowe tamtych lat, gdyż Helena, wychowana w inteligenckiej rodzinie, dzieliła poglądy swego męża, członka PPS, który zginął w obronie Warszawy. Zapewne dlatego, wierząc dość naiwnie w sprawiedliwość społeczną, zaakceptowała nowy ład. Pisarka wydobywa z pamięci strzępy gwałtownych rodzinnych sporów: Mama i Beta popierały nową rzeczywistość, powtarzały argumenty o reformie rolnej, walce z analfabetyzmem, zniesieniu bezrobocia. (…) Kasia przekrzykiwała je, w furii gryząc paznokcie: – Bezprawie, terror! Masowe aresztowania przeciwników reżimu. Akowców (s. 109). Niekiedy beztroska opowieść o dzieciństwie ujawnia skrywane lęki, jak wówczas, gdy bohaterka wspomina o publicznym wyklęciu matki przez księdza: O księdzu i Judaszu nie powiedziałam mamie ani o tym, co cały kościół usłyszał z ambony. (…) przelękłam się, czy mama nie robi czegoś, co może zrazić do niej rodziców moich koleżanek (s. 109). Najbardziej traumatycznym przeżyciem jest jednak nocne najście partyzantów, którzy przyszli po nauczycielkę.

We wspomnieniach Helena Rostropowicz wydaje się matką, która uchroniła dziecko przed brutalnie wkraczającą w życie indoktrynacją. I – co więcej – potrafiła zachować wrażliwość na ludzką krzywdę. Chociaż spędzała godziny na studiowaniu marksizmu i leninizmu z Helczykiem, obsadzonym przez partię na stanowisku kierownika szkoły, nie bała się interweniować na wiadomość o molestowaniu przez niego uczennic. W konsekwencji Helena z córką musiały opuścić wieś, a pretekstem stał się awans na uniwersytet ludowy. Polityka jest obecna jako tło wydarzeń, ale często ustępuje miejsca rytmowi codziennego życia: zabawom, lekturom, przyjaźniom, pracy czy trosce o zwierzęta. Temu właśnie autorka przeciwstawia świat ideologii niszczących międzyludzkie więzi. Nie bez powodu, kończąc swą opowieść o dzieciństwie, przywołuje słowa repatriantki zza Buga: Niebo i ziemia, toż wszystko, co potrzeba (s. 137).

W pozostałych tekstach w różnych konfiguracjach przewija się wątek emigracyjny, a na uwagę zasługuje oryginalność jego ujęcia. Już kilka lat temu Dariusz Skórczewski, omawiając W cichym lesie Vermontu, skonstatował, iż pisarka odrzuca romantyczny paradygmat losu polskiego emigranta nakreślony w Księgach pielgrzymstwa przez Mickiewicza: Autorka przesuwa centrum narracyjne poza tradycyjne granice. Eliminuje z niego z jednej strony wykładniki polocentrycznego punktu widzenia, z drugiej zaś perspektywy dyskredytujące polocentryzm i kpiarskie w stosunku do przybyszów Europy Środkowo-Wschodniej3. Również w Królowej Barbarze i innych opowiadaniach Clark wychodzi poza stereotypy i zarazem wskazuje na różnorodność przyczyn emigracji do USA. Na przykład pan Franciszek, bohater tytułowego utworu, pod naciskiem żony marzącej o wielkim świecie i Ameryce podejmuje pracę w Libii, nie myśląc początkowo o wyjeździe na stałe: Basia tam do niego przyjechała i tam ich zastał stan wojenny, grudzień 1981. Chciał wracać, Basia nie. Okazja, spróbujmy do Stanów (s. 17). W Wyspie Marty Miranda wraz z rodzicami Aną i Liviu opuścili Europę z powodów politycznych: Ojciec kompozytor, matka nauczycielka matematyki, wyrwali się spod bicza satrapy Ceauşescu w rezultacie głodówki Liviu Manolelescu, którego motety i elegie znane były także poza granicami Rumunii, w Austrii, w Zachodnich (wówczas) Niemczech, w krajach śródziemnomorskich. Odezwały się apele, znalazła pomoc, wyemigrowali do Ameryki (s. 32). Natomiast u źródeł decyzji Agaty, partnerki doktora Marka McLeana, głównego bohatera tego opowiadania, leżą motywy zarobkowe: Choroba młodszego brata, amputacja nogi, jedna proteza, druga proteza. Góra na to wszystko kasy, a skąd w Koszalinie? Więc Ameryka (s. 29).

W tej mozaice ludzkich losów wątek emigracyjny stanowi jeden tylko z komponentów fabuły. I podobnie jak kontekst autobiograficzny nie powinien przesłaniać istotnych w owych opowiadaniach kwestii egzystencjalnych, związanych z rozważaniami o przemijaniu i fenomenie pamięci. Pod tymi dość banalnymi określeniami kryją się powikłane związki pomiędzy czasem historycznym a indywidualnym doświadczeniem. Joanna Clark stara się zbliżyć do tajemnicy ludzkich przeżyć i udręk, unikając prostych rozstrzygnięć. Element niedopowiedzenia pojawia się poprzez wprowadzenie kompozycyjnego chwytu zagadki. Niewątpliwie sprzyja on rozbudzeniu ciekawości, lecz przede wszystkim pozwala wyrazić przekonanie o niejednoznaczności ludzkiego istnienia. Temu też służy konstrukcja fabuły, która odsłania się w trakcie powracających retrospekcji, stąd momentami odnosimy wrażenie obcowania z wielowarstwowym palimpsestem.

Autorka stopniowo ujawnia bolesne fakty i ich wzajemne powiązania, często racjonalnie niewytłumaczalne. Utwory przybierają więc formę opowieści o osobistej przygodzie bohaterów ze światem. A tę przygodę kończy śmierć, ujmując życie w konstrukcję spuentowaną. Stąd też śmierć, zazwyczaj absurdalna, staje się tu motywem persewerującym. Owa metoda sprawia, że to od wrażliwości czytelnika zależy uchwycenie całej pojemności semantycznej opowiadań, choć i tak zazwyczaj zatrzymujemy się u progu tajemnicy. Nawet w przypadku dość prostej fabuły Królowej Barbary, opowiadania, które przypomina zresztą pod względem struktury klasyczną nowelę, stajemy wobec sekretów ludzkiego wnętrza. Przecież Franciszek nie tylko nie czuje się skrzywdzony przez żonę i jej kochanka, lecz darzy ich wręcz uwielbieniem. Co więcej, to właśnie z powodu opieki nad kalekim Zenonem rezygnuje z powrotu do ojczyzny, która dla jego córki Małgorzaty i przyjaciela jako dziecko ocalonego z Holocaustu pozostaje krajem zupełnie obcym. Tym bardziej zaskakująca jest puenta utworu, związana z decyzją Małgorzaty i Zenona, podjętą po nieoczekiwanej śmierci Franciszka.

Śmierć tytułowej bohaterki zamyka opowiadanie Długie życie Margarity Kiriłowny, stanowiąc pesymistyczne podsumowanie tragicznych losów rosyjskiej inteligencji nie tylko w okresie stalinizmu, ale także podczas tzw. odwilży. Clark, opierając się na informacjach od mieszkającej w USA wnuczki bohaterki, fabularyzuje jej ostatnie tygodnie życia w 1958 roku. Wiążą się one z gasnącą nadzieją na możliwość opublikowania wspomnień o świecie artystycznym przedrewolucyjnej Rosji w miesięczniku „Nowyj Mir”. Niemożliwa do zrealizowania obietnica złożona przez Aleksandra Twardowskiego, przywróconego na stanowisko naczelnego, wyzwala ciąg obrazów z przeszłości. Przeplatają się w nich zarówno sceny ze szczęśliwej młodości, jak i z lat terroru, który zabrał dawnej filantropce najbliższych, a ją samą skazał na wegetację i lęk o pozostałego przy życiu wnuka i jego rodzinę. Warto dodać, iż Clark udało się, bez nadmiernego psychologizowania, dotrzeć do momentu granicznego w biografii – celebrowanej obecnie w Rosji – Margarity Morozowej.

Rzeczywistość pozostaje szyfrem nieprzenikalnym dla intelektu w opowiadaniach Rok miłosierdzia i Wyspa Marty, które mogłoby z powodzeniem nosić tytuł Forta destinului, odsyłający do opery Verdiego Moc przeznaczenia. Tymi słowami wielokrotnie komentuje różne sytuacje Ana, ale o przeznaczeniu mówią też inne postaci. Tajemny wzór losu przebijać zaczyna od momentu zawiązania akcji, kiedy to doktor McLean rozpoznaje w topielicy swą młodzieńczą miłość – Mirandę. Wkrótce zaś dowiaduje się, że ocalałą z wypadku córkę Mirandy Martę przywiozła do mieszkania jego partnerka Agata. Pod wpływem traumy wracają wspomnienia nie tylko o dawnym uczuciu, dzięki któremu wyszedł z depresji, ale też o relacjach z rodzicami ukochanej – Aną i Liviu. Najczęściej jednak w reminiscencjach Marka pojawia się jego matka: emigrantka z Polski, obracająca się dzięki swemu mężowi, amerykańskiemu wykładowcy, wśród intelektualnych elit, a jednocześnie – być może z powodu nostalgii – alkoholiczka, niszcząca życie rodzinne. Zwrot ku czasom minionym tylko w pewnym stopniu wyjaśnia powracające stany depresji i decyzje bohatera. Istotne są natomiast wieloznaczne koincydencje, które zdaje się sygnalizować już tytuł opowiadania. Z jednej strony odnosi się on do miejsca akcji, czyli Martha’s Vineyard, wyspy na Oceanie Atlantyckim, z drugiej zaś – do imienia córki Mirandy. Samej Mirandzie przyjazd na miejsce dawnej miłości przyniósł śmierć, Martę zaś dramatyczny splot okoliczności związał z McLeanem. Swoiste podsumowanie zawiłych dróg ludzkiego losu stanowi ostatnia scena opowiadania, rozgrywająca się w Bukareszcie, podczas pogrzebu Mirandy. Chora na alzheimera Ana oddaje bukiet róż Markowi, a następnie: Spojrzała na niego wzrokiem, jaki mógł wyrazić, tak będzie myślał, przebłysk świadomości. I powiedziała już bez wysiłku: – Forta destinului (s. 55).

Z przeżywaniem tajemnicy istnienia wiąże się opowiadanie Rok miłosierdzia, napisane w 2016 roku, tj. w ogłoszonym przez papieża Franciszka Roku Miłosierdzia, mającym przypominać ludziom istotę orędzia Chrystusa. Ten właśnie fakt leży u źródeł decyzji Letycji, by po latach przyjechać z Kanady i uzyskać w Polsce rozgrzeszenie. Narratorka, dość obojętna religijnie, przede wszystkim ze względu na swoją wnuczkę pragnie mieć katolicki pogrzeb. Clark porusza tutaj drażliwy problem aborcji dokonanej z powodu skomplikowanej sytuacji życiowej i niewywołującej głębokiego poczucia winy. Opowiadanie osnute zostało wokół wyprawy bohaterki z dawną przyjaciółką Krystyną do Podkowy Leśnej, gdzie po wojnie obydwie spędziły dzieciństwo. Znakomicie ukazana została mentalna bliskość kobiet, które z humorem wspominają przeszłość. Między innymi przygotowania do pierwszej komunii, w tym kłopoty z szóstym przykazaniem: „Nie cudzołóż”? Nie rozumiemy. Komuś cudzemu nałożyć? (s. 81), oraz salomonową odpowiedź babci. Jednocześnie owe relacje oparte są na przemilczeniach, u źródeł których leży wstydliwy sekret Letycji, niepotrafiącej nawet po latach wyjawić go przyjaciółce. Wiąże się on z dziecięcą zazdrością o odnalezionego ojca Krystyny i skomplikowaną próbą ukradnięcia jej cennego krzyżyka.

Wątek chrześcijańskiego symbolu miłosierdzia dotyka istoty niezwykłej więzi łączącej kobiety i zarazem odsyła do tytułu tekstu. A do doświadczeń wykraczających poza racjonalnie pojmowaną rzeczywistość Joanna Clark dociera, posługując się, pozbawioną stylistycznej ekwilibrystyki i natrętnej psychologii, poetyką realistyczną. Można na zakończenie dodać, że lektura Królowej Barbary i innych opowiadań przywodzi na myśl słowa wybitnego pisarza emigracyjnego Gustawa Herlinga-Grudzińskiego: Nie wyobrażam sobie dobrej prozy powieściowej i nowelistycznej bez większego czy mniejszego poczucia zagadkowości i wieloznaczności istnienia, bez daru widzenia nie równoznacznego wcale z umiejętnością patrzenia. Niebezpieczeństwem jest grubo ciosana jednoznaczność4.


Joanna Clark: Królowa Barbara i inne opowiadania. Norbertinum, Lublin 2017, ss. 137.

1 M. Potent: Klucz rzucony w morze. „Akcent” 2008, nr 4.

2 E. Thompson: O skomplikowanej Ameryce półgłosem. „Nowy Dziennik. Polish Daily News” (17 VI 2010).

3 D. Skórczewski: Tożsamość emigrancka i jej literacka transgresja („W cichym lesie Vermontu” Joanny Clark) (w:) Tożsamość i transgresja w literaturze. Red. W. Nowicki, A. Orłowska, W. Pyczek. Zamość 2011, s. 90.

4 G. Herling-Grudziński: Dziennik pisany nocą 1984-1988. Warszawa 1990, s. 128.