Jan Lewandowski. „Czerwony” Habsburg

Spis treści numeru 2/2021

Wśród zachodnich historyków zajmujących się przede wszystkim XX-wiecz­nymi dziejami Polski – czy też w szerszym ujęciu: Europy Wschodniej (Środkowo-Wschodniej) – na czoło wysuwają się trzej, w tym dwaj Brytyjczycy: Norman Davies (ur. 1939) i Timothy Garton Ash (ur. 1955). Ich związki z Polską mają także rodzinny charakter, obaj bowiem ożenili się z Polkami. Obaj też znają biegle język polski – chociaż piszą po angielsku, polski czytelnik zaś zapoznaje się z ich twórczością najczęściej już w przekładzie. A piszą dużo i ich publikacje docierają nie tylko do profesjonalistów. Stosują przy tym różne formy wypowiedzi: od monografii i syntez po artykuły, eseje, przyczynki i teksty publicystyczne, w których historia stanowi jedynie materiał do uzasadnienia tez dotyczących problemów współczesności.

Ostatnio jednak najgłośniej o innym zachodnim historyku zajmującym się tym obszarem badawczym. To Timothy Snyder, Amerykanin, profesor Uniwersytetu Yale, najmłodszy ze wspomnianej trójki (ur. 1969). Rozgłos, nie tylko w Europie, uzyskał przede wszystkim esejem O tyranii. Dwadzieścia lekcji z dwudziestego wieku1, pod względem gatunkowym określanym także jako publicystyka literacka.

Lista książek Snydera tłumaczonych na język polski (w tym również redagowanych przez niego lub jego współautorstwa) zawiera 10 pozycji, wydanych w latach 2006-2019. Otwiera ją Rekonstrukcja narodów. Polska, Ukraina, Litwa, Białoruś 1569-1999, opublikowana w polskim przekładzie przez Fundację Pogranicze w Sejnach. Dwa lata później autor otrzymał za tę książkę Nagrodę im. Jerzego Giedroycia, ustanowioną przez Senat Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej. W roku 2018 UMCS uhonorował go najwyższą godnością akademicką2.

Promotor doktoratu honoris causa Snydera, profesor Jan Pomorski, a także jego uczniowie: doktor Ewa Solska i doktor habilitowany Piotr Witek, wyróżniają w twórczości amerykańskiego badacza trzy nurty: biografistykę, historię transnarodową i historię jutra. Do pierwszego z tych nurtów zaliczono trzy biografie postaci z dalszego planu wydarzeń politycznych: Henryka Józewskiego3, Kazimierza Kelles-Krauza4 i właśnie Wilhelma Habsburga5. Ta ostatnia doczekała się po dziesięciu latach kolejnej edycji, której warto poświęcić kilka uwag. Zacznijmy od zmiany okładki – w pierwszym wydaniu bohater opowieści występował w wojskowym płaszczu zdominowanym przez czerwony kolor, a rekomendację stanowiła wypowiedź Normana Daviesa: Timothy Snyder dowiódł, że potrafi opowiedzieć dobrą historię – błyskotliwie i porywająco. W drugim wydaniu wyraźna jest tylko górna część tamtej ilustracji, czyli popiersie arcyksięcia w „naturalnym”, sepiowym kolorze. Rekomendacja dla czytelnika to: Playboy. Rewolucjonista. Agent. Niezwykłe losy Wilhelma von Habsburga. Zachęcić do lektury ma też informacja, że Timothy Snyder to autor O tyranii.

Oryginalny tytuł wydanej w roku 2008 książki brzmi The Red Prince. The Secret Lives of A Habsburg Archiduke,co nie do końca zostało oddane w polskim przekładzie: Czerwony Książę. Niezwykłe losy Wilhelma von Habsburga6. Ale tłumaczenie to osobny problem, zwłaszcza że w nowym wydaniu można się było pokusić o usunięcie wielu wcześniejszych usterek.

Książka zaczyna się Prologiem napisanym w 2010 roku, a więc z myślą o pierwszej polskiej edycji. Mamy tutaj próbkę stylu i metody pisarskiej autora. Wilhelm von Habsburg, Czerwony Książę, nosił mundur austriackiego oficera, insygnia habsburskiego arcyksięcia, zwykły garnitur paryskiego wygnańca i, od czasu do czasu, sukienkę. Potrafił się posługiwać szablą, pistoletem, sterem i kijem golfowym; obcował z kobietami z konieczności i z mężczyznami dla przyjemności. Znał włoski, język swej arcyksiążęcej matki, niemiecki, język swego arcyksiążęcego ojca, angielski, język swoich brytyjskich przyjaciół, polski, język kraju, którym chciał rządzić jego ojciec, i ukraiński, język kraju, którym chciał rządzić on sam. Nie był niewinny, ale niewinni nie zakładają państw. Każda rewolucja narodowa, podobnie jak każdy akt miłosny, zawdzięcza coś wszystkim poprzednim. Każdy ojciec założyciel musi się za młodu wyszumieć. Zarówno w sprawach politycznej lojalności, jak i seksualnej obyczajności Wilhelm okazywał całkowity brak wstydu. Nie przyszło mu do głowy, że ktoś inny może określać jego lojalność lub trzymać w karbach jego żądze. Ale pod tą beztroską kryje się jakaś przesłanka etyczna. Zaprzecza ona, choćby tylko przez zapach perfum w paryskim pokoju hotelowym czy kleks z atramentu fałszerza na austriackim paszporcie, jakoby potęga państwa definiowała jednostkę.

Brzmi to intrygująco i zachęca do lektury. Problem – nie tylko w tym miejscu – pojawia się, jeśli postawimy pytanie o charakter tego tekstu. Książka bowiem zaopatrzona została w przypisy odsyłające do literatury naukowej w wielu językach, autor powołuje się także na źródła publikowane i rękopiśmienne z kilkunastu archiwów: od Harvardu po Kijów i Moskwę. Przypisy zajmują 35 stron, a bibliografia kolejnych 15. A zatem tekst naukowy? Pierwsze trzy cytowane zdania spełniają te kryteria, można je zweryfikować, przy czym zawierają nieścisłości, co zresztą jest charakterystyczną cechą całego tekstu. Aby nie być gołosłownym: Wilhelm nosił mundur oficera nie austriackiego, ale austro-węgierskiego, bowiem armia, w której służył, była wspólna – austro-węgierska, a istniejąca w austriackiej części państwa obrona krajowa (Landeswehr) stanowiła formację o znacznie mniejszym znaczeniu i prestiżu, tak że skierowanie do niej arcyksięcia nawet na początku wojskowej kariery byłoby dla niego wręcz poniżające. Nie nosił też „insygniów habsburskiego arcyksięcia”, bo jedyne takie insygnium – tj. mitra (korona) arcyksiążęca – było i jest przechowywane w klasztorze w Klosterneuburg7. Natomiast tytułowano go, podobnie jak wszystkich członków rodziny Habsburgów, Jego Cesarską Wysokością (Seine Kaiserliche Hoheit) – podczas gdy panujący był Jego Cesarską Mością (Seine Kaiserliche Majestät). Ale to raczej tytuł niż insygnium. Cóż, skoro swobodny język – żeby nie powiedzieć: mało precyzyjny – raczej przyciąga niż zniechęca masowego czytelnika…

Następne zacytowane zdania już nie poddają się weryfikacji, i to nie tylko ze względu na wielki kwantyfikator (każdy, każda). Traktowanie arcyksięcia Wilhelma jako założyciela państwa ukraińskiego nie ma pokrycia w faktach. Powstałe w czasie I wojny światowej państwa ukraińskie: Ukraińska Republika Ludowa (1917), Ukraińska Ludowa Republika Rad (późniejsza Ukraińska Socjalistyczna Republika Radziecka; 1917) i Zachodnioukraińska Republika Ludowa (1918), nie miały wśród swoich „założycieli” dwudziestokilkuletniego Habsburga, w ich historii nie odegrał on znaczącej roli, a w dodatku wszystkie były republikami8.

Jakie zatem związki łączyły arcyksięcia z Ukrainą i początkami jej XX-wiecznej państwowości? Wilhelm Franciszek był szóstym, najmłodszym dzieckiem arcyksięcia Karola Stefana z Żywca (1860-1933). Pan na Żywcu miał mocne związki z Polską, nie tylko dlatego, że jego dobra (w tym 40 000 ha lasów oraz słynny i dochodowy browar) leżały w Galicji. Był pierwszym Habsburgiem, który nauczył się języka polskiego, a w 1907 roku ogłosił polskość swej rodziny. Dwie córki wydał za polskich arystokratów – Hieronima Radziwiłła i Olgierda Czartoryskiego. Wspierał finansowo krakowską Akademię Umiejętności, kolekcjonował polską sztukę dawną i współczesną, otaczał się polskimi artystami, był podobno znakomitym interpretatorem muzyki Chopina. W latach I wojny światowej pretendował do stanowiska regenta, a potem monarchy na tronie Królestwa Polskiego, czyli Kongresówki9. Dbał o staranne wykształcenie potomstwa, w tym o to, by jego dzieci znały język polski.

Poglądy polityczne żywieckiego Habsburga sprowadzały się do tego, aby niepodległościowe dążenia narodów monarchii naddunajskiej – także tych, które żyły w znaczącej części poza jej granicami (głównie w państwie carów) – pogodzić z jej dalszym istnieniem. Przyszłe państwo polskie – czy też ukraińskie – obejmujące również ziemie znajdujące się pod rosyjskim panowaniem, miało się znaleźć „pod berłem Habsburgów”10 czy to jako kraj koronny, czy też w inny sposób. Dla każdego ze swoich trzech synów arcyksiążę widział miejsce w poszerzonej terytorialnie monarchii. Jego siostra Maria Krystyna była nie tylko królową Hiszpanii, ale też jej regentką od czasu urodzenia Alfonsa XIII do momentu osiągnięcia przez niego pełnoletniości.

Okres galicyjski w biografii Karola Stefana poprzedziły lata służby w c. i k. marynarce wojennej na Adriatyku. Służba ta zakończyła się w roku 1895, wraz z objęciem przez niego dóbr żywieckich, lecz najmłodszy syn arcyksięcia urodził się w bajecznej rezydencji ojca na wyspie Lošinj, tam też wychowywał się do momentu przeprowadzki do Galicji w roku 1907. Jako dziecko towarzyszył ojcu w wielu morskich eskapadach do portów Europy, Azji, północnej Afryki i Ameryki11, ale też korzystał z uroków ciepłego Adriatyku. Na chrzcie otrzymał imiona Wilhelm Franciszek Józef Karol – według Snydera to pierwsze na cześć niefortunnego piętnastoletniego pretendenta do tronu polskiego i ręki dwunastoletniej Jadwigi Andegaweńskiej w roku 1385. Natomiast Andrzej Zięba twierdzi, że imię to miało upamiętniać zmarłego rok wcześniej Wilhelma Franciszka Karola (1827-1894) – wielkiego mistrza zakonu krzyżackiego (1863-1894) i generalnego inspektora artylerii c. i k. armii (1867-1894), a jednocześnie stryja najmłodszego syna Karola Stefana. Mimo ślubów zakonnych Wilhelm Franciszek Karol uwielbiał przepych i bale. Jego pasją były też konie, co zresztą stało się przyczyną śmierci. 12 Dochody przynosiła mu gra na giełdzie. W kręgach dworskich miał opinię kobieciarza i był przedmiotem wielu żartów i anegdot.

Po zakończeniu starannej domowej edukacji czternastoletni Wilhelm został w 1909 roku wysłany do szkoły wojskowej z internatem na Morawach. Odszedł z niej po trzech latach bez świadectwa. Wówczas też w czasie podróży incognito do Worochty w 1912 roku zetknął się z Hucułami. Znalazł Ukraińców z plemienia Hucułów, wolny lud, który żył z polowania i rolnictwa (s. 92)13 – pisze Snyder, według którego był to pierwszy kontakt Wilhelma z Ukraińcami i początek jego fascynacji tym narodem, co jest o tyle dziwnym stwierdzeniem, że tożsamość huculska i ukraińska nie były identyczne. Przy tym Ukraińcy galicyjscy mieli już wówczas rozwinięte życie gospodarcze (m.in. spółdzielczość), oświatowe i naukowe (szkolnictwo elementarne i średnie, katedry na uniwersytecie we Lwowie, Towarzystwo [Naukowe] im. Szewczenki) oraz polityczne (ich posłowie zasiadali w Sejmie Krajowym we Lwowie i parlamencie wiedeńskim, istniały partie polityczne).

15 marca 1915 roku Wilhelm i jego starszy brat Albrecht ukończyli dwuletni kurs oficerski w wiedeńskiej akademii wojskowej, a 12 czerwca świeżo mianowany porucznik (Leutenant) znalazł się w szeregach 13. Pułku Ułanów. Było to spełnienie jego prośby o skierowanie do pułku składającego się w większości z Ukraińców14. Rozpoczął wówczas wojskową i polityczną karierę, która w obu tych wymiarach związana była z losami Ukrainy i zakończyła się śmiercią Wilhelma w ukraińskim więzieniu w Kijowie 18 sierpnia 1948 roku – niespełna rok po tym, jak 26 sierpnia 1947 roku został porwany w Wiedniu przez żołnierzy Armii Czerwonej stacjonujących w Austrii. Przewieziony do Lwowa, a potem Kijowa, przesłuchiwany, chory na gruźlicę i serce, został 29 maja 1948 roku skazany na 25 lat więzienia m.in. za dążenia do objęcia tronu ukraińskiego w 1918 roku i za współpracę z wywiadami brytyjskim i francuskim w czasie II wojny światowej oraz po jej zakończeniu.

Między czerwcem 1915 roku a sierpniem 1947 Wilhelm Habsburg (Republika Austriacka zniosła tytuły arystokratyczne) sprawami ukraińskimi zajmował się z mniejszą lub większą intensywnością. W listopadzie 1919 roku opuścił Ukrainę jako funkcjonariusz Ukraińskiej Republiki Ludowej, od której pensję pobierał do marca 1921 roku, ale już w Wiedniu. Od 1922 roku, po fiasku nowych planów związanych z Ukrainą (na rzecz tych planów pozyskał znaczne środki z bawarskich kół przemysłowych i monarchistycznych), ograniczył aktywność polityczną. Dalsze punkty na drodze życiowej bohatera książki Snydera to Hiszpania (w latach 1922-1926; król Alfons XIII był siostrzeńcem jego ojca) i Paryż. Stolicę Francji musiał opuścić w 1935 roku po skandalu obyczajowo-kryminalno-politycznym, który zaszkodził sprawie restauracji władzy Habsburgów w Austrii, a dla niego samego skończył się wyrokiem skazującym na pięcioletni pobyt za kratkami. Aby tego uniknąć, Wilhelm wrócił do Wiednia, a po anszlusie, już w trakcie II wojny światowej, zaangażował się w werbowanie ukraińskich uchodźców politycznych do pracy na rzecz brytyjskiego, a potem i francuskiego wywiadu – m.in. w celu śledzenia ruchów wojsk radzieckich w Austrii, na Węgrzech i w Rumunii.

Fakty z życia Wasyla Wyszywanego, jak nazywano – zresztą przy jego pełnej aprobacie – Wilhelma, pretendenta do nieistniejącego tronu nieistniejącej monarchii ukraińskiej, w książce Snydera toną w opisach realiów ówczesnej Europy czy świata, luźno związanych z losami bohatera opowieści, bądź też wśród niezbyt odkrywczych stwierdzeń typu: Radziecka bezpieka była zbrodnicza i zakłamana (s. 311) lub Zanim samolot wylądował we Lwowie, Wilhelm przestał myśleć o przyszłości i zaczął rozpamiętywać przeszłość (s. 308). I żeby pozostać we Lwowie i nie mnożyć tego rodzaju konstatacji, jeszcze jeden tylko przykład: W ukraińskim mieście Lwowie nie ma habsburskich pałaców. Gdyby Wilhelm zrealizował swoje ambicje, zapewne pozostawiłby swój ślad w kamieniu we Lwowie, jak jego ojciec na Lošinj i w Żywcu. Wyobraźnia jest konieczna w pracy historyka, ale równie niezbędna jest źródłowa weryfikacja tego, co się napisało15.

Można przyjąć, że prezentowana książka jest modną dzisiaj biografią pretekstową, a fakty z życia głównego bohatera stanowić mają tylko okazję do przedstawienia realiów i problemów epoki, w której przyszło mu żyć16. Snyder zresztą wiele miejsca poświęca czasom sprzed i po urodzeniu Wilhelma, a wydarzenia, o których pisze, mieszczą się między XIII stuleciem a początkami XXI wieku. Pozostają pytania, wcale nie retoryczne: co właściwie autor chciał przedstawić? Dlaczego w tekście jest tyle błędów? Dlaczego wydawca – firma o ustalonej, dobrej renomie – „przepuściła”, i to nie w pierwszym wydaniu, tyle nieścisłości i pomyłek?

Odpowiedź na każde z tych pytań będzie niepełna, oparta na domysłach i przypuszczeniach. Istotne jest chyba to, że książka miała przyciągnąć anglojęzycznego czytelnika, zainteresowanego mało znanymi, wręcz „egzotycznymi” wydarzeniami z dziejów Europy Środkowej i Wschodniej, dotyczącymi w dodatku słynnej, znaczącej w dziejach Europy i świata dynastii, w której nie brakowało osób o tajemniczych czy tragicznych biografiach (brat Franciszka Józefa, Maksy­milian – rozstrzelany w Meksyku; następca tronu arcyksiążę Rudolf – zabójca kochanki i samobójca (?) z Mayerlingu; cesarzowa Elżbieta – zasztyletowana przez włoskiego anarchistę; kolejny następca tronu, arcyksiążę Franciszek Ferdynand – wraz z morganatyczną małżonką zabity w wyniku zamachu w Sarajewie). Mniej czy bardziej szczegółowe opisy tych postaci i wydarzeń z nimi związanych znajdują się w omawianej książce, jeszcze więcej miejsca poświęcono rodzeństwu Wilhelma. W tych opisach rozmywa się problem narodowej tożsamości żywieckich Habsburgów i samego Wilhelma. Co do narodowej identyfikacji nie sposób nie wspomnieć o użyciu w pracy Snydera terminu „nacjonalizm” czy – częściej – „nacjonalizmy”. Na zachodzie Europy określane są w ten sposób m.in. niepodległościowe ruchy polityczne, których celem jest wyzwolenie spod ucisku narodowego, zapewnienie swojej nacji najlepszych warunków rozwoju – czy to we własnym suwerennym państwie narodowym, czy też w ramach szerszych struktur państwowych, najczęściej federalnych. W języku polskim termin „nacjonalizm” ma na ogół konotację negatywną, równoznaczną z szowinizmem. Użycie terminu „nacjonalizm” lub „nacjonaliści” w kontekście działań, które podejmowane były przez Habsburgów w wiekach XIX i XX w celu pogodzenia ruchów niepodległościowych z istnieniem monarchii, brzmi myląco, bowiem w ten sposób do jednego worka zostali wrzuceni chociażby szukający porozumienia z Ukraińcami politycy tacy jak Daszyński czy Piłsudski.

W obszernej pracy, kiedy autor porusza się w bogatym w wydarzenia czasie i na zróżnicowanym, rozległym terenie, nietrudno o pomyłki, przeoczenia i nieścisłości. Rzecz w tym, że przy kilkudziesięciu takich potknięciach ilość przekształca się w jakość17. Wydawnictwo oszczędzało przy tym na recenzjach wydawniczych18, uznając widocznie, że popularność autora O tyranii zapewnia rynkowy sukces, a jego renoma gwarantuje nieomylność.

Z przykrego recenzenckiego obowiązku i aby nie być posądzonym o bezpodstawną złośliwość, przytoczę tylko najbardziej irytujące przykłady. Franz Conrad von Hötzendorf (Conrad to część nazwiska), szef Sztabu Generalnego armii austro-węgierskiej, figuruje jako Konrad (s. 373). W indeksie nazwisk nie ma go ani pod „K”, ani pod „C”. Pozostaje tajemnicą autora lub tłumacza, dlaczego w Nocie o terminologii i języku ignoruje zasady przyjęte od ponad stu lat zarówno w praktyce urzędowej, jak w historiografii. Wspólne ministerstwa monarchii habsburskiej, a więc austro-węgierskie (wojsko, sprawy zagraniczne i skarb) były cesarskie i królewskie, w skrócie c. i k., nie – jak pisze Snyder lub tłumacz – c.k., zwłaszcza że tego ostatniego skrótu używano wobec instytucji austriackiej części dualistycznej monarchii. Dla wydawnictwa, którego siedziba ulokowana jest w Krakowie, chętnie nawiązującym do tradycji monarchii ostatnich Habsburgów, sprawy te nie powinny być zbyt skomplikowane. W wymienianym często Lwowie istniał c. i k. 11. korpus wspólnej armii i c.k. namiestnictwo galicyjskie. I jeszcze jedna uwaga – autor stwierdza: Ukraiński, podobnie jak rosyjski, jest pisany cyrylicą. W Rosji cyrylicą pisano do czasu reformy Piotra I, kiedy to zastąpiona została grażdanką. Historia alfabetu ukraińskiego jest bardziej złożona, ale w żadnym wypadku nie jest to cyrylica. Co do nazewnictwa miejscowości w monarchii habsburskiej w literaturze naukowej używa się nazw miejscowych, a jeżeli funkcjonują inne, to wymienia się je w spisie miejscowości lub przy pierwszym ich użyciu: Lviv (ukr.), Lvov (ros.), Lwów (pol.), Lemberg (niem.).

Dalsze wyliczanie mniejszych czy większych błędów, potknięć i nieścisłości zajęłoby zbyt wiele miejsca. Czas na wnioski końcowe. Polski czytelnik otrzymał książkę, którą dobrze się czyta, i pewnie nie zauważy większości z kilkudziesięciu nieprecyzyjnych sformułowań i ewidentnych błędów. I pół biedy, gdyby była to beletrystyka historyczna, a nie dzieło mające pozory pracy naukowej, firmowane nazwiskiem znanego historyka, opatrzone obfitym aparatem naukowym, w dodatku opublikowane przez cieszące się zasłużenie dobrą opinią wydawnictwo. Rzecz jest tym bardziej niewesoła, że to kolejne wydanie, choć bliższe prawdy byłoby stwierdzenie, że raczej dodruk pierwszego. Okazuje się, że nie wystarczą głośny autor, atrakcyjny temat i renomowane wydawnictwo, by otrzymać produkt z profesjonalnym znakiem jakości. Ale przy odpowiednim marketingu… i tak to się kupi.


1 T. Snyder: O tyranii. Dwadzieścia lekcji z dwudziestego wieku. Przeł. B. Pietrzyk. Kraków 2017. Podobna w formie, którą określa się mianem „świetnej publicystyki”, jest obszerna Droga do niewolności. Rosja. Europa. Ameryka. Przeł. B. Pietrzyk. Kraków 2019, ss. 416.

2 W roku 1993 doktorem honoris causa został Norman Davies. W obu przypadkach były to pierwsze doktoraty honorowe tych historyków.

3 T. Snyder: Tajna wojna. Henryk Józewski i polsko-sowiecka rozgrywka o Ukrainę. Przeł. B. Pietrzyk. Kraków 2008.

4 Tenże: Nacjonalizm, marksizm i Europa Środkowa. Biografia Kazimierza Kelles-Krauza (1872-1905). Przeł. M. Boguta. Warszawa 2011.

5 Tenże: Czerwony Książę. Niezwykłe losy Wilhelma von Habsburga. Przeł. M. Antosiewicz. Warszawa 2010, ss. 368.

6 W wydanym w roku 2009 niemieckim przekładzie tytuł brzmi Der König der Ukraine. Die geheimen Leben des Wilhelm von Habsburg.

7 Odrębna sprawa to przynależność do Zakonu Złotego Runa, która przysługiwała męskim członkom Domu Austriackiego po uzyskaniu pełnoletniości. Z zakonu tego Wilhelm został usunięty po skandalu paryskim przez nominalnego następcę na tronie cesarskim – Ottona Habsburga.

8 Nie zmienia tego faktu ani kontakt Wilhelma z cesarzem Karolem, który traktował sprawy ukraińskie marginalnie, ani dowodzenie przez Wilhelma niewielkimi formacjami ukraińskimi, do pułku włącznie – grupa arcyksięcia Wilhelma liczyła ok. 4 tys. oficerów i żołnierzy, a dowodził nią w stopniu rotmistrza, co jest odpowiednikiem kapitana w piechocie. W formacji Ukraińskich Siczowych Strzelców miał stopień pułkownika, ale stopnie z tej formacji, podobnie jak z Legionów Polskich, nie były uznawane w armii austro-węgierskiej. Legenda „Czerwonego Księcia”, który rozmawiał z żołnierzami po ukraińsku (zezwalały na to przepisy c. i k. armii) i nosił pod mundurem ukraińską wyszywaną koszulę, ofiarowaną mu przez żołnierzy, nie wywarła większego wpływu na losy ukraińskiej państwowości, trudno zresztą określić, jaki owa legenda miała zasięg. Swoistym paradoksem (niedostrzeżonym przez Snydera) było to, że Wilhelm bronił ukraińskich chłopów przed zwrotem ziemi obszarniczej, który przeprowadziły (przynajmniej nominalnie) władze ukraińskie w dobie Hetmanatu.

9 Szerzej na ten temat m.in. J. Lewandowski: Habsburski kandydat do tronu Królestwa Polskiego w latach 1914-1918 (w druku).

10 Pod berłem Habsburgów. Zagadnienia narodowościowe (Wydawnictwo Literackie, Kraków 1975) to tytuł znakomitej książki Henryka Wereszyckiego o narodowych aspiracjach ludów monarchii naddunajskiej.

11 A.A. Zięba: Arcyksiążę Wilhelm Habsburg (Wyszywany). Żywczanin w poszukiwaniu tożsamości (w:) Verba volant, scripta manent. Księga pamiątkowa dedykowana Mieczysławowi Barcikowi. Kraków 2010, s. 70.

12 Postanowił uodpornić swego wierzchowca na hałas lokomotywy. W czasie jazdy wzdłuż torów w Baden spłoszony koń przygniótł jeźdźca, który zmarł w tym samym dniu.

13 Huculi żyli (i żyją) głównie z pasterstwa, ich status prawny („wolny lud”) nie różnił się od reszty mieszkańców Galicji. Prawo do polowania mieli właściciele co najmniej 100 ha ziemi, więc Huculi mogli co najwyżej kłusować (zob. M. Wojtacki: Kodyfikacja prawa łowieckiego w zaborze austriackim i jego recepcja w ustawodawstwie II Rzeczypospolitej.„Biuletyn Stowarzyszenia Absolwentów i Przyjaciół Wydziału Prawa Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego” 2017, t. 12, s. 79).

14 W 1914 roku w pułku służyło 55% Ukraińców (Rusinów) i 42% Polaków, a w maju 1918 roku 50% Ukraińców, 24% Polaków, 14% Włochów, 6% Czechów, 5% Niemców i 1% Rumunów (zob. R.G. Plaschka, H. Haselsteiner, A. Suppan: Innere Front. Militärassistenz, Wiederstand und Umsturz in der Donaumonarchie 1918. Bd. 2.München 1974, s. 346). Pułk miał specyficzną historię. Podczas wojny Austrii z Piemontem 22 czerwca 1866 roku dowodzony przez pułkownika Maksymiliana Rodakowskiego przeprowadził zwycięską szarżę na pułki włoskiej piechoty pod Custozzą. Składał się wówczas w większości z Polaków – niedawnych powstańców styczniowych i mieszkańców środkowej części Galicji (Rzeszów, Sanok). Stał się wtedy niezwykle popularny w Galicji (półoficjalnie nazywano go Galicyjskim), a jego szarżę porównywano tam do Kircholmu, Wiednia i Somosierry. Jesienią 1915 roku w Lublinie w Obozie Zachodnim ulokowano szwadron zapasowy tego pułku, który uchodził za najbardziej polski, a jego oficerowie asystowali w uroczystościach urządzanych przez c. i k. Generalne Gubernatorstwo Wojskowe (akt 5 listopada 1916 roku, powołanie Rady Regencyjnej 15 października 1917 roku). Cieszyli się też powodzeniem wśród lubelskich panien, a według Marii Dąbrowskiej zdarzały się romanse zakończone narzeczeństwem (zob. M. Dąbrowska: Dzienniki 1914-1965, t. 1, 1914-1925. Warszawa 2009, s. 68).

15 Andrzej Zięba zwraca uwagę, że głównym źródłem do poznania ewolucji jego [Wilhelma – przyp. J.L.] przekonań jest autobiografia spisana w samym apogeum zaangażowania politycznego w celu wykreowania wizerunku publicznego, więc nie tylko z natury subiektywna, ale też mocno koniunkturalna, jeżeli chodzi o polskie związki, po prostu nieprzyzwoicie kłamliwa, co do wielu dat nierzetelna. (…) Autorzy ukraińscy całkowicie polegają na tym przekazie pamiętnikarskim, jak na zapisie faktów, czego efektem jest przenikniecie mitologizacji Wilhelmowej do ich prac (A.A. Zięba: Arcyksiążę Wilhelm…, dz. cyt., s. 76). Podobnie jak Ukraińcy postępuje Timothy Snyder, z reguły nie przeprowadzając krytyki wykorzystywanych źródeł. W tym przypadku chodzi o Memuary Wilhelma Habsburga polkownyka USS. Zięba korzysta z kopii maszynopisu przechowywanego w National Archives of Canada w Ottawie, Snyder z egzemplarza z jednego z archiwów kijowskich.

16 Taką biografią jest np. książka Zbigniewa Tucholskiego Profesor Antoni Xiężopolski. Twórca polskiej szkoły budowy lokomotyw (Warszawa 2015, ss. 248), o której recenzent pisał, iż celem Autora było pokazanie przede wszystkim historii kolejnictwa w Rosji i Polsce przez pryzmat biografii nie tylko samego prof. Antoniego Xiężo, ale i innych postaci tego środowiska zawodowego (J. Kęsik: Biografia pretekstowa, czyli rzecz o książce Zbigniewa Tucholskiego „Profesor Antoni Xiężopolski. Twórca polskiej szkoły budowy lokomotyw”. „Roczniki Dziejów Społecznych i Gospodarczych” 2017, t. 78, s. 426).

17 W tej sytuacji dwuznacznie brzmi lista osób, którym autor dziękuje za udzielenie „uwag krytycznych”. Wśród kilkunastu historyków znaleźli się T.G. Ash, A. Nowak i P. Wandycz.

18 Na odwrocie strony tytułowej nie ma nazwiska recenzenta wydawniczego. Wymieńmy inne, tylko co bardziej okazałe, „kwiatki”. Strona 38: W 1848 r. Franciszek Józef zniósł resztki poddaństwa. – W kwietniu 1848 roku gubernator Galicji Stadion ogłosił uwłaszczenie chłopów, co oznaczało zniesienie pańszczyzny i poddaństwa. Franciszek Józef objął tron 2 grudnia tego roku. Strona 113: Wojska rosyjskie posunęły się daleko w głąb Galicji, zajmując nawet twierdzę w Przemyślu, gdzie dowództwo sprawował stryj Wilhelma, Fryderyk. – Arcyksiążę Fryderyk (1856-1936) był wodzem naczelnym sił zbrojnych monarchii w latach 1914-1916. Faktycznym dowódcą był jednak szef Sztabu Generalnego. Twierdzą przemyską arcyksiążę Fryderyk nigdy nie dowodził, a podczas jej oblężenia przez wojska rosyjskie obroną kierował gen. Hermann Kusmanek. Strony 157-158: W Warszawie Rada Regencyjna Królestwa Polskiego, powołana po to, by uczynić Stefana polskim królem, przekazała władzę Józefowi Piłsudskiemu, a on proklamował republikę. – Republikę proklamowano w Lublinie w nocy z 6 na 7 listopada 1918 roku, powołując Tymczasowy Rząd Ludowy Republiki Polskiej (Państwo polskie […] stanowić ma po wszystkie czasy Polską Republikę Ludową) jeszcze w czasie internowania Piłsudskiego w Magdeburgu. Strona 169: Niemcy straciły część terytorium i ludności oraz prawo do posiadania stałej armii. – W traktacie wersalskim, o którym tu mowa, zabraniano Niemcom utrzymywania armii z powszechnego, obowiązkowego poboru, zezwalając na posiadanie stałej zawodowej armii, zwanej Reichswehrą. Liczyła ona 100 tys. wojsk lądowych i 15 tys. sił morskich, na które nałożono liczne ograniczenia. Strona 172: Polska, największe państwo utworzone na mocy znienawidzonych paryskich ustaleń pokojowych – bez komentarza. Strona 299: Radzieckie siły specjalne pod dowództwem Nikity Chruszczowa – Chruszczow nie figuruje jako „dowódca” sił specjalnych ani ZSRR, ani USRR. Strona 312: Sowieci uporali się z instytucją, którą dla wcześniejszej epoki stworzyli Habsburgowie, likwidując Kościół greckokatolicki. – Kościół ten powstał w 1596 roku (unia brzeska) w granicach Rzeczypospolitej. Galicja dostała się pod panowanie Habsburgów w 1772 roku. Z Not biograficznych można się dowiedzieć, że Piłsudski (s. 360) wykorzystywał swoją rolę w habsburskich Legionach Polskich, a ojciec Wilhelma, arcyksiążę Karol Stefan, pretendent do tronu polskiego, to „założyciel polskiej rodziny królewskiej” (s. 356).


Timothy Snyder: Czerwony Książę. Niezwykłe losy Wilhelma von Habsburga. Tłum. Maciej Antosiewicz. Wydanie I (III),Znak Horyzont, Kraków 2020, ss. 427 + 1 nlb.