Wspólny język „Słów i twarzy”
Latem 2004 roku1 ukazał się tom szkiców literackich Waldemara Michalskiego pt. Słowa i twarze, będący plonem kilkunastu lat pracy autora jako krytyka literackiego, eseisty i redaktora. Obok tekstów samego Michalskiego w książce zamieszczono wybór artykułów krytycznych dotyczących wydanego w 1999 roku jego tomiku poetyckiego Lekcja wspólnego języka. Wraz z autorskim wywiadem stanowią one interesujące świadectwo recepcji tej poezji. Po tomikach poetyckich i po licznych pracach redakcyjnych Waldemar Michalski opublikował książkę, w której wypowiada się jako eseista i krytyk literacki. Słowa i twarze mogą na pierwszy rzut oka robić wrażenie przypadkowego zbioru tekstów poświęconych literaturze, wystarczy jednak przeczytać kilka z zamieszczonych szkiców, by przekonać się, że to nieprawda. W rzeczywistości mamy bowiem do czynienia z prezentacją osobistego i jednolitego poglądu Michalskiego na literaturę i sztukę. Z pozornie odległych od siebie tekstów wyłania się wyraźny obraz nie tylko gustów autora, ale i sposobów czytania i interpretacji dzieł literackich, a przez nie również otaczającej nas rzeczywistości.
Michalski jako odbiorca literatury posługuje się kilkoma kluczami, które dzięki lekturze Słów i twarzy stają się widoczne. Pierwszy – najłatwiej dostrzegalny – to „kresowość”. Autor często podkreśla swoje wołyńskie pochodzenie i właśnie stamtąd wyprowadza źródła swojego patrzenia na świat. Przy czym nie jest to wyłącznie melancholijna tęsknota za utraconym „krajem lat dziecinnych”, to raczej poczucie przynależności do duchowej i światopoglądowej formacji, o której mówi w zamieszczonym w tomie wywiadzie z 1989 roku: Odziedziczyłem charakterystyczną optykę widzenia świata i ludzi: w różnorodności widzieć bogactwo, szukać tego, co ludzi łączy, rozumieć ich odmienne postawy, przekonania, a to przecież znaczy tyle, co dostrzegać, wybierać, budować, jednoczyć – budować mosty między nawet najbardziej poróżnionymi.
Dlatego w książce można znaleźć szkice poświęcone wybitnym postaciom związanym z kresami – od Adama Mickiewicza przez Józefa Czechowicza, Józefa Łobodowskiego i poetów międzywojennej grupy „Wołyń” po Irenę Sławińską, Czesława Miłosza i Adama Zielińskiego. Michalski przedstawia także sposób funkcjonowania poezji ukraińskiej w Polsce i poezji polskiej na Ukrainie. To są właśnie mosty łączące tak nieszczęśliwie podzielone narody, które przecież są na siebie skazane. Ktoś może powiedzieć, że to mosty kruche, „papierowe”, łączące wyłącznie artystyczne i intelektualne elity obu narodów. Michalski odkrywa jednak, dzięki lekturze poezji z obu stron granic, znacznie głębsze związki pomiędzy Polakami i Ukraińcami, wynikające z podobnej mentalności i podobnego spojrzenia na funkcję literatury. W relacjach kulturowych polsko-ukraińskich – pisze w szkicu Poezja ukraińska w Polsce w minionym dziesięcioleciu – szczególną rolę odgrywała poezja. W świadomości obydwu narodów stanowi ona kwintesencję sztuki literackiej. Słowo poety często było równoznaczne z głosem polityka, wodza, proroka. (…) Ukraińskie poetyckie „samwydawy” w latach 80. i 90., przed uzyskaniem wolności, przypominały polską rzeczywistość z czasów KOR-u i pierwszej „Solidarności”. W chwili gdy piszę te słowa, w Kijowie i na całej niemalże Ukrainie trwa „pomarańczowa rewolucja”, tysiące gardeł na tamtejszym placu Niepodległości krzyczy „Polszcza!”, a Polacy w Warszawie, Krakowie i Lublinie wtórują im „Kijów – Warszawa wspólna sprawa!” Tym samym rzeczywistość doścignęła intuicję poetów, a spostrzeżenia Michalskiego nabrały niezwykłej aktualności.
Obok opisów relacji pomiędzy literaturą polską i ukraińską znaleźć można w Słowach i twarzach również szkice poświęcone nie mniej skomplikowanym stosunkom między Polakami i Żydami czy związkom pomiędzy poezją polską a czeską (relacje między nami a Czechami, pomimo geograficznej bliskości, są wciąż dalekie od ideału). Również i w tym przypadku Michalski poświęca swoją uwagę „ludziom-mostom” – niezwykłej poetce i prozaikowi Helenie Birenbaum, która, żyjąc w Izraelu, pisze zarówno po polsku, jak i po hebrajsku, oraz Janowi Pilařowi – zmarłemu w 1996 roku „poecie, tłumaczowi i przyjacielowi literatury polskiej”. Przy czym dokonania literackie stają się pretekstem do przedstawienia osobowości, „twarzy”, która stoi za „słowami”. Drugim kluczem do literatury, jakiego używa Michalski, jest bowiem poszukiwanie człowieka, jego uczuć leżących u źródeł każdego wiersza czy fragmentu prozy. Rzecz (…) jest o pięknie – pisze autor we wstępie – i prawdzie zawartej w literackich utworach, mniej lub bardziej artystycznie doskonałych, ale ważnych, będących owocem ludzkich zmagań i emocji.
Tom otwiera szkic poświęcony Adamowi Mickiewiczowi, w którym autor dokonał przeglądu sposobów funkcjonowania jego twórczości w dziejach polskiej kultury. Zrodzona z „tęsknot, bólów i nadziei” poezja Mickiewicza stała się wyrazem tych samych uczuć dla żołnierzy-kresowiaków spod Lenino i Monte Cassino, by później dla Czesława Miłosza czy Mariana Maciejewskiego stać się poezją metafizyczną, a Pan Tadeusz utworem o ponadczasowym ładzie, w którym każdy może znaleźć swoje miejsce. Nie interesuje bowiem Michalskiego pomnikowość i wielkość wieszcza, zdaje się on szukać zasłuchanych w jego słowa „twarzy” wielu pokoleń Polaków, na nowo odkrywających swojego, zawsze współczesnego Mickiewicza. W kolejnym szkicu, poświęconym wołyńskim wierszom Józefa Czechowicza, Michalski odkrywa specyfikę jego poezji powstałej w okresie, gdy autor Ballady z tamtej strony pracował jako nauczyciel we Włodzimierzu Wołyńskim i okolicach, w latach 1923-1926. Tropiąc ślady, jakie pozostawił Wołyń w wyobraźni i pamięci lubelskiego poety, autor Słów i twarzy słusznie zauważa, że kraina ta „stała się częścią duchowej ojczyzny” Czechowicza, który w swojej poezji wielekroć wracał do niej pamięcią, aż do ostatniego, opublikowanego w 1939 roku tomiku nuta człowiecza. Z perspektywy „wielkiej miłości Ukrainy” spogląda Michalski na twórczość innego wybitnego poety, związanego zarówno z Lublinem, jak i z Wołyniem – Józefa Łobodowskiego – niespokojnego ducha, którego prochy równie niespokojne szukały swojego miejsca na ziemi, zanim spoczęły na lubelskim cmentarzu przy ulicy Lipowej.
Owo poszukiwanie „twarzy” za „słowami” nie oznacza jednak stosowania zwykłego klucza biograficznego, jakże często nadużywanego, a przez to prowadzącego do interpretacyjnych nieporozumień. Michalski szuka literackich odpowiedników faktów z biografii po to, by „wytropić” ukrytą za słowami osobę. W szkicu poświęconym Czesławowi Miłoszowi docieka, „skąd u niego tyle wytrwałości i nieustannej nadziei pokładanej w człowieku”, by po chwili samemu sobie odpowiedzieć, że biorą się one z właściwej temu poecie wizji świata. Tytułowe „twarze” zdają się być synonimem właśnie owego indywidualnego „światooglądu”, będącego wypadkową biografii: pochodzenia, sytuacji życiowej, wiary, które razem pozwalają dać świadectwo głęboko skrywanej prawdzie o człowieku. W eseju na temat twórczości Wiesława Myśliwskiego Michalski przytacza fragment pochodzący z powieści Kamień na kamieniu i mówiący o niezwykłej roli słów, które „wszystko na wierzch wywleką” i zawrócą poróżnionych braci do jednego wspólnego źródła. To słowami modli się przykuta do wózka poetka Joanna Pąk, to one potrafią wyprowadzić nadzieję z doświadczenia bólu i cierpienia i służą jako środek porozumienia z Bogiem i z człowiekiem.
Między innymi taki właśnie pogląd Michalskiego na rolę słowa i poezji pozwala zidentyfikować trzeci stosowany przezeń klucz do rozumienia literatury. Jest nim, podkreślany już wcześniej przez badaczy, romantyzm. Przy czym jest to romantyzm bliski temu, o którym pisał inny lubelski poeta – Józef Czechowicz, definiując go jako „postawę intelektualną wobec dwóch światów – dotykalnego i niewidzialnego”, polegającą na poszanowaniu obydwu i staraniach, by wyrazić jednocześnie to co „ludzkie” i „ponadludzkie”. Chyba właśnie taką postawę można odnaleźć w wierszu Michalskiego pt. Dylematy Kuncewiczówki, zamieszczonym w tomie Lekcja wspólnego języka:
Choć jedną minutę ocalić jak kartkę papieru
drzewom zaufać – ludziom dać wiarę
uprosić Boga by to co dotykalne
znowu stało się słowem. I trwało.
Michalski w tomie szkiców wyraźnie dąży do pogodzenia „dotykalności” z perspektywą „ponadludzką”. Dlatego stara się ogarnąć możliwie szeroki zakres literackich i artystycznych doświadczeń – od „ducha” kresów do metafizycznych lęków (w twórczości Oszajcy, Miłosza, Joanny Pąk). Stawia wreszcie pytanie, co i jak może ocalić literatura i sztuka (jeden ze szkiców jest poświęcony „dialogowi obrazu ze słowem” w twórczości lubelskiego grafika, poety i przyrodnika – Zbigniewa Jóźwika) w świecie współczesnym, „coraz bardziej przypominającym diabelską Ziemię Ulro”. Michalski mocno wierzy, że poezja ocala „wspólny język”, który umożliwia komunikację nie tylko pomiędzy ludźmi, ale również pojedynczego człowieka z otaczającym go światem i Bogiem, dzięki czemu można przezwyciężyć lęk i samotność w obliczu coraz bardziej skomplikowanej rzeczywistości.
1Niech nikogo nie zwiedzie widniejąca na stronie tytułowej Słów i twarzy data 2003, wynikająca z konieczności dokonania rozliczeń przez sponsorów, bez których w zasadzie nie istniałby dziś rynek ambitniejszej literatury.
_____________________________________________________________
Waldemar Michalski: Słowa i twarze. Szkice literackie. Wydawnictwo Polihymnia, Lublin 2004, ss. 253 + 3 nlb. + 23 fot.