Andrzej Goworski. O spotkaniu Zenona z Elei z Heraklitem

Spis treści numeru 2/2007

O spotkaniu Zenona z Elei z Heraklitem

 

Książka Macieja Malickiego takie tam jest dowcipna i pełna polotu. Językowa kreacja artystyczna oraz bogate i maksymalnie skondensowane treści stanowią w niej równorzędne wartości estetyczne. Po lekturze czytelnik powraca w myślach do łatwo zapadających w pamięć miniatur. Możliwe nawet, że ich sens, rozpatrywany w oderwaniu od przesłania całości, ujawnia się właśnie w kolejnych przywołaniach: na spotkaniu ze znajomymi krótka uwaga o gagu z Malickiego czy napis na murze albo wlepka w tramwaju, budzące skojarzenia z fragmentami książki. To swoiste trwanie „takich tam strzępów” jest ich atutem.
O książce jest dość głośno nie tylko wśród „zwykłych” odbiorców. W sposób żywiołowy zareagowali na nią ludzie zawodowo zajmujący się literaturą, ze względu między innymi na to, że takie tam dotyczy ich szczególnie. Ów zbiór miniatur zawiera wiele towarzyskich anegdot, opowiedzianych przez pisarza, krytyka i dziennikarza pisma literackiego. Na trop powiązań konceptualnych i artystycznych ze środowiskiem literackim może naprowadzać już dedykacja książki Andrzejowi Sosnowskiemu – redaktorskiemu koledze i przyjacielowi autora. Zaś głównym argumentem przemawiającym za „branżowym” zakorzenieniem dzieła jest, przywoływana w bardzo wielu fragmentach, rzeczywistość „Literatury na Świecie”. Oto przykład:

Konwój · XXVII
– Umówiłem się w piątek
o piętnastej z Agatą w T.
– Ja też się umówiłem w piątek
o piętnastej w T. Ze studentką.

Piątek. Redakcja. Telefon. Dzwoni Agata:
– Słuchaj, przemówmy się
na piętnastą czterdzieści pięć.
– Oczywiście.

O piętnastej dziesięć pytam Andrzeja:
– Nie idziesz?
– Idę później. Zadzwoniła studentka
i przemówiła się na piętnastą czterdzieści pięć.

Oraz w innym miejscu:

Dom Aktora · III
[noc]
– Co robisz, Maćku?
– Pracuję w redakcji, Krzysiu.

Aluzje do kręgu ludzi związanych z pismami literackimi zostały już wychwycone przez krytyków. Recenzenci książki, pisząc o postaci autora, co najmniej wspominają o jego działalności redakcyjnej.
Jeszcze wnikliwszej ocenie poddano specyfikę języka takich tam. W sugestywny sposób o stylu Malickiego pisze Agnieszka Wolny-Hamkało: (…) Takie tam to niezwykły dziennik – jego bohaterem nie jest autor, tylko język, który przegląda się sam sobie. Jest fascynującą grą, tworem niezależnym, skupia na sobie uwagę. Krótko mówiąc – język u Malickiego jest seksowny, a sam autor flirtuje z nim bez opamiętania. Krytyk uwydatnia językową funkcję miniatur, stawiając na dalszym planie wzorzec gatunkowy książki – dziennik. Na gatunek wskazuje już podtytuł, jednak w samej książce cechy genologiczne nie dają się łatwo zaobserwować, dopiero wnikliwy kontakt z całym tekstem prowadzi do konstatacji, że oto książka, którą właśnie się czyta, jest dziennikiem. I to dziennikiem składającym się z kilkunastu, mniej lub bardziej reprezentatywnych dla całości, powiązanych ze sobą historii. Malicki opisuje fabuły dziejące się na różnych planach: w Świdrze (rodzinnej miejscowości), nad rzeką, w drodze do Warszawy, w redakcji, w Instytucie Mikołowskim etc., etc. Większość miniatur ma swoją kontynuację. Te, które zostały oznaczone rzymskimi cyframi, w książce pojawiają się wielokrotnie. Najczęściej Pierwsze zdanie, Opera, Konwój i Rzeka – każda z nich występuje po kilkadziesiąt razy. Dziennik prowadzony przez autora to mnóstwo takich właśnie powtarzających się tematów – miniatury rozwijają się według własnych reguł. Jeśli czytelnik uwzględni specyficzną, nielinearną, ciągłość wątków, rozwój fabuł stanie się dla niego wartością równorzędną językowi – „głównemu bohaterowi”.
Ogólna kompozycja książki, to, jak się w niej mówi, o czym się mówi i to, dlaczego w ogóle zabiera się głos, skłania interpretatora, wręcz kusi, do przyjęcia podczas analizy tekstu perspektywy dekonstrukcjonistycznej. Wszystko wskazuje na postmodernistyczne korzenie książki, począwszy od wielopłaszczyznowego, intertekstualnego charakteru miniatur (owe małe całostki „dyskutują” ze sobą), poprzez szeroko rozumiany kontekstualizm, nielinearność tekstu, autonomizację języka, a skończywszy na fakcie czysto historycznym – miniatury powstawały przez wiele lat i duża część z nich została napisana w latach dziewięćdziesiątych – polskiej epoce dekonstrukcji. Dekonstrukcjonistyczny ogląd wiódłby do następującej konstatacji: tekst jest sam w sobie grą. Prowadzone w tym samym duchu dalsze rozważania nad takimi tam miałyby charakter intelektualnych, luźno związanych z tekstem wycieczek literackich czy lingwistycznych.
Jednak równie uprawniona jak wykładnia językowa czy dekonstrukcjonistyczna jest inna interpretacja, czerpiąca z dużo starszych źródeł, osadzona na analogiach, jakie dadzą się zaobserwować między takimi tam a ideami antycznych filozofów: paradoksem lecącej strzały Zenona z Elei i akwatyczną sentencją Heraklita z Efezu. Z wielu powodów książkę Malickiego można odczytywać w oparciu o taki koncept. Miniatury są „porwane”, a ich wewnętrzna chronologia do złudzenia przypomina alegoryczną trajektorię lotu strzały Zenona z Elei, to po pierwsze. Po drugie, autor posługuje się różnymi konwencjami narracyjnymi, począwszy od monologu wewnętrznego, poprzez bezpośredni cytat, a skończywszy na powieściowej stylizacji. Techniki opowiadania nie stanowią spójnej, płynnej konstrukcji, są właśnie jak owa starzała – nieruchome wobec pojedynczej miniatury, a zmienne w stosunku do całości. Fragmentaryczność rzeczywistości przedstawionej w takich tam jest swego rodzaju polemiką z poglądami Zenona z Elei – filozofa, który, posługując się paradoksami, głosił zasadę stałości zjawisk i rzeczy.
W książce Malickiego można również odnaleźć analogie z koncepcją Heraklita. Symbolem łączącym takie tam z założeniami myśliciela z Efezu, głoszącego idee przeciwstawne poglądom eleaty, jest rzeka. Autor miniatur pisze ten rzeczownik pospolity dużą literą. Jest to bodaj jedyne słowo, które zostało w tekście w taki sposób wyróżnione. Spacery brzegiem Świdra, a zimą po lodzie, są źródłem wielu refleksji i spostrzeżeń. Cały cykl Rzeka jest zespołem luźnych impresji, wynikających z obserwacji tego, co dzieje się dookoła:

Rzeka · XII
W niedzielę, nad Rzeką, przy moście kolejowym
spotkałem rozbawioną grupę dziewczyn
i chłopaków, którym mimo padającego
od rana deszczu udało się rozpalić ognisko.

Fragmenty poświęcone rzece można odczytywać w kategoriach filozoficznych, jako rezultaty zadumy nad przemijaniem. Jednak można też w Rzece dostrzec odmienny względem pozostałych tekstów sposób postrzegania rzeczywistości. Opozycja: świat – Rzeka staje się wyrazistsza w połowie książki. W jednej z miniatur cyklu autor stwierdza, że waha się, czy kontynuować swoje wycieczki wzdłuż Świdra:

Rzeka · XX
Wygląda na to, że przez jakiś czas
nie będę chodził nad Rzekę.

W tekstach poświęconych rzece świat jest ukazany jako byt realny. Rzeczywistość, wraz ze wszystkimi zjawiskami, jest dostępna autorowi bezpośrednio; każdy spacer wzdłuż rzeki przynosi konkretne i niepowtarzalne doznania. W pozostałych tekstach, uogólniając, świat „wyistacza się” w języku, a o jego realności decyduje podmiot. Znaczące wydaje się, że pod sam koniec takich tam Rzeka już się nie pojawia.
Na szczególną uwagę zasługują również inne dwie miniatury – Czeska bajka · I z początku książki i piąta od końca Zmiana.


Czeska bajka · I
– Myślisz o tatuażu?
– Tak.
– Na pewno chcesz?
– Na pewno. A ty?
– Chyba tak.
– Masz pomysł?
– Mam.
– Jaki?
– Laska skrzyżowana z patelnią.

Zmiana
[patrz: Czeska bajka · I]
Nie. Nie zrobię sobie tatuażu, na którym
będzie laska skrzyżowana z patelnią. Jeżeli już,
to każę wytatuować słowo SALIGIA. I to w jakimś
eksponowanym miejscu. Powiedzmy na czole.

Teksty te stanowią doskonały przykład wewnętrznej dialogowości – „rozmawiają ze sobą”. Jednak nie to stanowi o ich wyjątkowości. Czeska bajka · I to pewnie zapis usłyszanej rozmowy, której uczestnicy żartują lub też jeden z nich rzeczywiście chce w dość niekonwencjonalny sposób upiększyć swoje ciało. W Zmianie podmiot mówiący ma alternatywny pomysł na tatuaż. SALIGIA – napis, którym ewentualnie ozdobiłby swoje ciało, jest słowem powstałym z inicjałów łacińskich nazw siedmiu grzechów głównych: Pychy (Superbia), Chciwości (Avaritia), Nieczystości (Luxuria), Zazdrości (Invidia), Łakomstwa lub Nieumiarkowania (Gula), Gniewu (Ira) i Lenistwa (Acedia). Gotowość wytatuowania sobie na czole takiego znaku jest mocnym akcentem kończącym takie tam – książkę o przewrotnym tytule.

 


Maciej Malicki: takie tam. Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2006, ss. 277.