Janusz Termer. Jak nie czytać „Pasażu” Donata Kirscha?

Spis treści numeru 2/2007

Jak nie czytać „Pasażu” Donata Kirscha?

 

Habent sua fata libelli… Oto piszący przed laty o debiutanckim utworze Donata Kirscha Liście croatoan (wyd. 1977, nagroda im. Wilhelma Macha za najlepszy debiut tamtego roku) Piotr Kuncewicz kończył swoje wywody (w tomie V Agonii i nadziei. Proza polska od 1956, wyd. 1994) następującą uwagą: Zapowiadano też powieść „Pasaż”, ale nie ukazała się do dzisiaj.
I stało się. Pasaż został właśnie opublikowany – po trzydziestu niemal latach leżakowania! Bowiem utwór odrzucały kolejne wydawnictwa w latach siedemdziesiątych, a na początku lat osiemdziesiątych, gdy książka miała nareszcie zostać wydana, autor (przebywający już wówczas w Ameryce, gdzie studiował matematykę, potem pracował w branży informatycznej i na koniec założył własną firmę konsultingową) zrezygnował z jej publikacji po wprowadzeniu stanu wojennego w Polsce. Dopiero teraz znalazł się ambitny i odważny prywatny wydawca i rzecz sfinalizował. Piszę „odważny” bez przekąsu, bo rzeczywiście trzeba wielkiej odwagi (oczywiście nie tej antycenzuralnej, jak to drzewiej bywało, ale tej zwyczajnej, wynikającej z najnormalniejszego w świecie ryzyka wydawniczo-finansowego), aby wdać się w tego typu przedsięwzięcie. Bo zdobywanie czytelników takiego utworu jak Pasaż (a zamiaru ich zdobycia dowodzą chwyty reklamowe na wszelkich możliwych miejscach na okładce) przynosi takie same efekty praktyczne, jak czyny przemyślnego Don Kichota zdobywającego wiatraki!
Naprawdę podziwiam i doceniam wysiłek edytorski włożony w to przedsięwzięcie przez tCHu, doM wYdawniczy (zachowuję pisownię oryginalną wydawcy). Przyznam też szczerze, że dawno nie miałem do czynienia z prozą taką jak Pasaż, w odniesieniu do której już samo neutralne słowo określające gatunek trzeba brać w cudzysłów, ze względu na złożoność rzeczywistości narracyjnej, na wielość jej krzyżujących się i nakładających wzajem na siebie planów, znaczeń i tysięcznych odwołań do rozmaitych sfer rzeczywistości połowy XX wieku, do mniej lub bardziej skrytych w tekście problemów ówczesnej społeczno-politycznej rzeczywistości, odległych już wydarzeń, jak i odniesień czysto literackich (przywoływanych także w szerokim planie historycznym), i w ogóle kulturowych aluzji, mniej lub bardziej jawnych cytatów czy wewnętrznych polemik, antypowieściowych inklinacji, autotematycznych oraz wyraźnie autobiograficznych uwarunkowań. Spraw często ambiwalentnych i wzajem wykluczających się – mających w sumie niewiele wspólnego z tym, z czym dzisiaj kojarzy się na ogół to niewinne oraz obecnie (w postmodernistycznej dobie) niezobowiązujące właściwie do niczego ani pisarza, ani czytelnika słówko „powieść”. Uprzedzam o tym lojalnie wszystkich potencjalnych nabywców i czytelników książki Donata Kirscha, którzy, przyciągnięci reklamą, ufnie po nią sięgną.
A w informacjach reklamowych zamieszczonych na okładce można wyczytać, że autor (ur. 1953) po opublikowaniu debiutanckiej książki i otrzymaniu nagrody im. Macha prawie nic nie mógł w kraju wydrukować w latach 70., „zaledwie kilka opowiadań i esej o współczesnej prozie polskiej” (notabene na łamach miesięcznika „Nowy Wyraz”, który miałem zaszczyt wówczas redagować). Ale przecież wcale nie dlatego nie mógł, że przeciwna temu była, jak czytamy na obwolucie, „partyjna grupa recenzentów” i – skądinąd rzeczywiście wredna – cenzura. Powody były – według mojego rozeznania – inne i całkiem proste. Tej prozy nikt wówczas (poza Henrykiem Berezą i paroma osobami o równie „ekscentrycznych” gustach literackich) nie doceniał, nie rozumiał i nie mógł rozgryźć. A to dlatego przede wszystkim, iż była ona wówczas (a może jeszcze i dziś jest) „za trudna naprawdę” (jak mówi narrator Pasażu o Ulissesie Joyce’a). Stanowiła wyzwanie rzucone ówczesnemu powszechnemu smakowi, była policzkiem wymierzonym ogólnie panującym obyczajom wydawniczym i czytelniczym przyzwyczajeniom, potocznym nawykom i automatyzmom literackim, gustom nawet tym najbardziej tolerancyjnym i liberalnym wobec utworów skrajnie eksperymentalnych (lub tych, które za takie wtedy uchodziły).
O ile wiem, taka jest geneza dawnego niepowodzenia wydawniczego Pasażu. Główny problem tkwił w samym utworze, a nie w zewnętrznych uwarunkowaniach ruchu wydawniczego. Już debiutancką powieść Donata Kirscha Liście croatoan cechuje wielorakość kompozycyjno-znaczeniowa, a także mocno rozproszkowania „akcja” (tu też potrzebny jest cudzysłów) i zawarta w niej fabularna „intryga” (narracja prawdziwie, po witkacowsku, „glątwowata”). Ale to doprawdy nic w porównaniu z Pasażem i jego piętrowym, szaradowo-szyfrowanym i mało w efekcie czytelnym tokiem opowiadania, ponawianą stale i ciągle na nowe sposoby dokonywaną próbą uchwycenia Chwistkowej „wielości rzeczywistości” w sztuce i w życiu. Kirsch nie liczy się już nie tylko z chronologią przywoływanych zdarzeń sprzed paru dziesiątków lat, o których odbiorca ma bardzo nikłe szanse dowiedzieć się czegoś pewnego, ale też i z narracyjną topografią (dom rodzinny, szkoła, mieszkania kolegów, ulice dużego przemysłowego miasta, kina, kawiarnie), a także i z tożsamością osób, z którymi styka się trójka niby głównych „bohaterów” (też niezbędny tu cudzysłów), nad wiek i nad podziw rozwiniętych intelektualnie uczniów szkoły średniej z miasta na południu Polski, o imionach Daniel, Dawid i Maria. Są to postaci z założenia słabo charakteryzowane i indywidualizowane, a przez to dość trudno identyfikowalne (nie tak, jak w prozie tradycyjnej czy popularnej).
Wydawca Pasażu próbuje nam wyjaśnić, że każdemu z głównych bohaterów odpowiada specyficzny typ narracji – w języku, którym się posługują, znajdują odzwierciedlenie zachodzące w nich zmiany. Częstokroć ma on charakter strumienia świadomości, przepojonego elementami symbolizmu psychodelicznej ery dzieci-kwiatów oraz antypowieści. Autor używa fraz z hymnów Rigwedy, ilustrujących proces stwarzania. Dzięki językowi powieści właśnie, czytając, uczestniczymy bezpośrednio w zdarzeniach mających ukształtować całą przyszłość młodych ludzi – chodzimy do liceum, rozmawiamy o dziewczętach, dyskutujemy, kłócimy się, kochamy, pijemy alkohol i słuchamy muzyki. W prowadzonej jednocześnie meta-narracji autor przerzuca akcję na plan zjawisk porządku kosmicznego, w której obrazowane sekwencje zdarzeń to znaki i zdania czytanej (i kreowanej) na wyższym planie księgi. Ba, gdybyż to wszystko było tutaj tak rzeczywiście proste i klarowne? Wydaje się, że czegoś w tej notce brak. Tego choćby, czego żaden wydawca na świecie nie powie o wydawanej przez siebie książce, a mianowicie, że jest ona naprawdę wielorako złożona i bardzo „trudna” w odbiorze (bardziej niż Ulisses, choć, na szczęście, może nie aż tak, jak Finnegan’s Wake).
Jak zatem rozumieć Pasaż, jak go czytać i czy warto podjąć wielki wysiłek jego deszyfracji. Czego się można w nim tak naprawdę doczytać? Niełatwe to pytania – każdy to przyzna, kto się z tą książką Donata Kirscha zetknął lub zetknie. Skłamałbym haniebnie i sprzeniewierzył się zawodowej etyce recenzenckiej (a myślę, że mimo wszystko coś takiego jeszcze funkcjonuje), gdybym powiedział, że mam na nie gotowe i proste odpowiedzi. Nie, nie mam ich. Wiem tylko, że sformułowanie wykładni Pasażu to zadanie właściwie niewykonalne. Z wielu powodów.
Pierwszy i zasadniczy jest taki oto: Pasaż ufundowany został na generalnej zasadzie antynomicznych sprzeczności, mieszania i zderzania nieprzystających do siebie sfer rzeczywistości i procesów poznawczych. W narracji przejawia się to rozmaitością tonów: od wielkiej kpiny do równie wielkiej powagi. Zilustrujmy to takim oto, dość przypadkowo wybranym, acz znamiennym dla całości cytatem: Jest tylko jedno pytanie natury egzystencjalnej. Formułuję je więc ostentacyjnie oraz nader drwiąco. Czy można lato zastąpić ciepłym wiatrem i na odwrót. Nie jest to tak idiotyczne, jakby się z pozoru wydawało. Chodzi tutaj o stworzenie złudzenia pewnego continuum za pomocą wyrwanych fragmentów struktury, którą uważamy za jakąś tam ciągłą. Tymi wyrwanymi elementami można żonglować i przekształcać je (s. 162). A zaraz na stronie obok znaleźć możemy inny trop. Narrator przywołuje wprost twórców, jak mówi, „geologicznych pokładów naszej psychiki”, fundujących jemu i jego nieprawdopodobnie wrażliwym, osłuchanym muzycznie (głównie w jej odmianie popowej), otrzaskanym filmowo i oczytanym (w dobrej na ogół literaturze) kolegom „niezachwianą wiarę w dwa rodzaje bogów”. A więc z jednej strony „wszechwładny Frank Zappa i delikatni Beatlesi, odurzeni narkotycznym transem Jefferson Airplane, drapieżni Jethro Tull i melodyjni Moody Blues. Także diaboliczni Rolling Stones i mistrzowie rzemiosła Band”. Potem padają m.in. nazwiska takie jak Buster Keaton, Orson Welles, Humphrey Bogart, Raymond Chandler, James Dean, Ezra Pound, J.R.R. Tolkien, Curzio Malaparte, Marlon Brando „oraz genialny Grifith”, a następnie Emilly Dickinson, Annais Nin, Safona, Lauren Bacall, Charlotte Rampling i Berenice. A dalej: jesteśmy tak daleko i nie rozumiemy, lecz szanujemy miłośników Horowitz i Netzera, Hillary’ego i McLuhana, Beamona i Che Guevary… Lista długa, pozornie bez składu i ładu, ciągle zresztą w trakcie opowiadania uzupełniana. O czym ma świadczyć i co ma znaczyć w kontekście całości utworu? Czysty to tylko popis wyobraźni i wiedzy, znamionujący szerokość horyzontów?
Wydaje się, że aby na wszystkie pytania rodzące się wraz z lekturą Pasażu Donata Kirscha odpowiedzieć w miarę z sensem, rzeczowo i poważnie, trzeba by napisać na kanwie jego utworu obszerny szkic, esej o kulturowo-socjologicznych korzeniach tamtej, tak już odległej przecież epoki (przełom lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych XX wieku!), w której żyli i dojrzewali jego „bohaterowie”, ówcześni licealiści, koledzy autora, tak dalece przekraczający widnokręgi wiedzy szkolnej, a też mający do tej wiedzy stosunek dość niekiedy zabawnie nabożno-ironiczny (co pokazuje np. powtarzające się często zdanie o jednej z lektur szkolnych, czyli o Nad Niemnem, że jest to „arcydzieło polskiej epiki i obyczajowości”), traktujący szkołę jako coś uprzykrzenie nieważnego wobec przeogromnych możliwości przeżywania, poznawania i odbierania świata z innych, choćby takich jak wspomniane, źródeł. Esej, gdzie wiele miejsca trzeba by poświęcić sprawom ówczesnej kultury „wysokiej” i „niskiej”, nowym ideom i ruchom młodzieżowym, takim jak bitnicy i ruchy hipisowskie na świecie, mówić o tworzącej się i rozprzestrzeniającej, mimo ideowej bariery „żelaznej kurtyny”, młodzieżowej kontrkulturze, jak też gwałtownie rosnącej w siłę kulturze masowej, coraz bardziej zaborczej (już wtedy, choć może z innych powodów niż dziś) telewizji, poświęcić wiele miejsca sprawom przemian nowej i funkcjonowaniu ciągle dominujących wzorców starej literatury, a także wielkim mitom filmowym, bożkom i bożyszczom nowej popularnej muzyki…
Jednym słowem, młodszych czytelników Pasażu należałoby odesłać do opracowań i esejów ogólniejszej natury (choćby do wydanego niedawno zbioru Leszka Bugajskiego Seks, druk i rock and roll). Do szkiców poświęconych wszystkiemu temu, co stanowiło o szczególnej i wcale nie prostej (jak wydaje się to dziś medialnym upraszczaczom) atmosferze tamtych lat. Zgrzebne, krajowe „podwórko” kultury, teren mimo wszystko jakże szeroko otwarty wtedy na świat dla kogoś, kto się światową kulturą interesował (temu nie zaprzeczy nawet zwolennik teorii o „czarnej dziurze”), współtworzyło tak odmienną od poprzednich okresów powojennych, własną i nową atmosferę w życiu czułej na innowacyjne prądy młodzieży. Stawało się punktem wyjścia do intelektualnego i estetycznego dojrzewania pokolenia, mającego za nic „naszą małą stabilizację”, poszukującego i eksperymentującego na różnych polach twórczości, w tym i w literaturze (gdy obok Donata Kirscha pojawili się wtedy, tak różni od niego zresztą, pisarze, jak na przykład Jan Drzeżdżon, Józef Łoziński, Edward Redliński, Ryszard Schubert, Marek Słyk czy Marek Sołtysik).
Świadom dwuznaczności zadanego przeze mnie w tytule pytania, pragnę na koniec nieco je ujednoznacznić. Nie należy Pasażu Kirscha czytać tylko w ten, skądinąd zapewne uprawniony sposób, jaki proponuje wydawca, bo to poważnie ograniczona perspektywa. Istotnie, jest to w najszerszym tego słowa znaczeniu „powieść o dojrzewaniu”, o dojrzewaniu jednostek i całego ówczesnego pokolenia młodych inteligentnych ludzi (nie tylko uczniów pewnej polskiej prowincjonalnej szkoły średniej), pokolenia, którego autor czuje się niejako „rzecznikiem” i w którego imieniu przemawia. Ale Pasaż tylko na siłę, i to z wielkim trudem, daje się zamknąć w tej formule. Bowiem utwór balansuje nieustannie na granicy prozy fabularnej, impresyjno-opisowej, eseistycznej, aforystycznej i jakiej kto tam chciałby jeszcze (mamy tu istotnie do czynienia z całym arsenałem nowoczesnych, XX-wiecznych środków i chwytów narracyjnych), aż w finale wykracza niebezpiecznie, moim zdaniem, poza „przyzwoite” (na dziś) granice czytelności, z uwagi zarówno na „rozproszkowanie” ponad wszelką miarę fabuły, jak i na, nieuchronnie z latami i narastającą, „historyczność” przedmiotu opowieści, wymagającej już komentarza.
Jeśli chodzi o mnie, to wyznać muszę, że przed laty miałem znacznie więcej sympatii, zrozumienia i tolerancji dla wszelkiego eksperymentatorstwa literacko-artystycznego. Obecnie zaś mam go znacznie mniej, bo nie jestem teraz pewien, czy cena, jaką się za nie płaci, nie jest dla twórców zbyt wysoka. Zatem ciekaw jestem ogromnie nie tylko tego, jak na Pasaż zareagowałby dzisiejszy młody i wrażliwy polski czytelnik-licealista (podejrzewam, iż miałby on niejakie kłopoty z odbiorem stylistycznych powikłań, a zwłaszcza ze zrozumieniem kontekstu i realiów mocno już przecież odległych w czasie), ale też i z zainteresowaniem wysłuchałbym komentarza samego autora na temat książki, która została wydana po tylu latach. Chciałbym poznać jego obecny stosunek do własnego dzieła. Nie wydaje mi się, żeby nie był to stosunek już z lekka pobłażliwy i nieco może nawet ambiwalentny. Sądzę tak na podstawie dalszych życiowych losów Donata Kirscha – teraz poważnego informatyka, pracującego w dziedzinie łączącej świat wirtualny z realnym (a wybór tej dziedziny nie może chyba dziwić żadnego czytelnika Pasażu).

 


Donat Kirsch: Pasaż. tCHu doM wYdawniczy, Warszawa 2006, ss. 302.