Wojciech Dunin-Kozicki. Wiersze

Spis treści numeru 2/2014

co zrobić z horyzontem niedomówień

budzę się i sprawdzam przez żaluzje
czy sekwencja wrażliwości w linie
wesołego napięcia zwisa nad ulicą

oczywiście mam jeszcze przed sobą
nie zdradzającą odruchów martwej
natury fontannę świeżego powietrza

przez którą widać nagie okna a może
tak podglądam poranek żeby złapać
dzień i do skórzanej torby lekarskiej

zabrać w czarną noc a może nie tylko
to zrobić na tle opuszczonych ramion
po obchodach domów w budowie bo

po okrążeniach rażących podtekstów
piwnic latem trzymających chłód na
rdzawym piasku zimą odmawiających

ciepła pracującym tu podwykonawcom
nieuchwytnych okazji trzeba coś zrobić

 

w starych kamienicach są drewniane horrory

zapal sobie na schodach żebyś nie spadł rzucił
przez próg na odchodne zapalę na zewnątrz
żeby nie zaprószyć odpowiedziałem tak cicho

że akurat obydwaj musieli cofnąć i nie dało się
przejść. znajomi. do kogo nie pójdę ogląda
jakąś „masakrę” jeden i drugi mówiąc inaczej
obydwaj tyle że w różnych mieszkaniach
twierdzą że ktoś im to podrzucił oczywiście
w dobrej wierze dla zabicia czasu – dla zabicia

teraz niosę przez park trochę ciepła światełko
cywilizację a za dnia nawet zawodowo noszę
kamienie w górę i w dół ogień wiersze. kiedyś
lęk miała sama wysokość na myśl. dzisiaj już
jasny uśmiech lubi swoje zajęcia postępujące
w nieskończoność to chodzenie po parapetach

 

najładniejszy jest czarny zapach kalectwa i łąki

w trawach wypalanych wiecznie na wiosnę
sekundy lecą iskry biegną godziny kuleją
stoją dni co do lat nie ma pewności to chłód
spodu z przedwczoraj wiozę w plecaku
pełnym liści przez tęczowe kałuże benzyny

pani z uszkodzoną kulą do niesprawnej nogi
wykwitła jak bosa matka na ścianie w oknie
klamki są ale nieczynne co sugeruje powrót
do punktu bez wyjścia. o samotnym przejściu
z tobą na ty druga strono myślę. możesz leżeć

jak asfalt i kraj z kalendarza ściennego przepisu
na dziś od wczoraj poprzez jutro ulico pieniędzy
przez którą trzeba jak przez wszystko na wiosnę
i mamy sobie to trochę za złe że tak że nie oraz
pomiędzy trudno się mówi na samą myśl o cieniu

który zapowiada tak liczną grupę. a może to tylko
od tego maszerowania na piechotę w dodatku taką
szarą przez wypalony trawie suchy czarny zapach
pewnie gdyby było łatwo wyemitować sen od ręki
robiłbym to prawie przypadkiem niepełnosprawny

 

 Więcej wierszy w papierowym wydaniu „Akcentu”.