Roch Sulima. Życie podług słowa. O metodzie prozy Wiesława Myśliwskiego

Spis treści numeru 2/2017

Życie podług słowa

O metodzie prozy Wiesława Myśliwskiego

Klasyczne dziś dla polskiej prozy, cieszące się ogromnym rezonansem czytelniczym powieści Wiesława Myśliwskiego: Widnokrąg (1996), Traktat o łuskaniu fasoli (2006) oraz Ostatnie rozdanie (2013), poświadczają zasadniczo nową postawę twórczą tego pisarza, nowy rodzaj światoodczucia w porównaniu z doświadczeniem świata zapisanym na kartach Nagiego sadu (1967),Pałacu (1970) i Kamienia na kamieniu (1984). Można przyjąć, że Kamień na kamieniu stanowi zapowiedź zmiany, ale przede wszystkim wyznacza apogeum tej drogi artystycznej, która wiodła w jakimś sensie przez kulturową genealogię warstwy chłopskiej, pokazywała kres, a przez to pełnię tego sposobu istnienia w świecie, jaki uobecniał się w kulturze chłopskiej, jednej z ostatnich – tak wyrazistych – polskich formacji kulturowych. Jej humanistyczny wymiar przedstawił autor Pałacu w słynnym eseju pt. Kres kultury chłopskiej (2003), który został wpisany do kanonu polskiej refleksji humanistycznej, trafił też do akademickich lektur etnografów, antropologów i socjologów kultury polskiej.

Wiesław Myśliwski stworzył wielki epos, w którym zamyka się cywilizacja słowa mówionego, „wrośniętego” w ludzki sposób bytowania. Słowo to było bytem samym, a nie znakiem bytu, jak to jest w cywilizacji pisma i druku, w cywilizacji liter, tekstów, notesów, archiwów i bibliotek. Słowo mówione wskazywało na autonomiczny, pełnoprawny humanistycznie typ egzystencji, gdzie mowa (ustność) wyznaczała normy etyczne, moralne, określała praktyki religijne i reguły prawa, gdzie dominował bytowy, a nie spekulatywny sposób rozumienia prawdy. Liczyło się ostatecznie słowo w świecie, a nie słowo w określonym formalnie „wypowiedzeniu”, np. zdaniu, ustanowionym przez arbitralny porządek komunikacyjny, gdyż „zdaniem” były w tej kulturze realne okoliczności, sytuacja życiowa, spotkanie twarzą w twarz, a twarz „drugiego” – jak mówi Emmanuel Lévinas – jest najważniejszym dla człowieka zobowiązaniem.

Pierwsze książki Myśliwskiego pokazywały takie doświadczenie, które można nazwać oralnym sposobem bycia w świecie. W ostatnich powieściach, jak można sądzić, pisarz stara się wagę tego doświadczenia nie tylko pokazać – stara się też ustny sposób istnienia w świecie, i wszystkie konsekwencje stąd wynikające, „uobecnić” w piśmie, gdyż przecież musi „mówić” słowami, które swoje znaczenia ugruntowują „w druku”.

W swoich powieściach, a więc już formach tekstowych, osadzonych w kulturze typograficznej, Wiesław Myśliwski zdaje się zmierzać do tego, aby zdanie, będące teraz „na początku” i prefigurujące kształt świata, miało moc słowa, siłę imienia, które poprzedza osobę, poprzedza byt. Mówiąc nieco metaforycznie: jest to epicki obraz przejścia od epoki, w której „na początku było słowo”, do epoki, w której „na początku jest zdanie”; od epoki, gdzie świat ustanawiał się przez słowo i jego magiczno-mityczną moc, do epoki, gdzie świat ustanawiany jest w grze zdań (Ludwig Wittgenstein).

Kulturowe genealogie, stanowiące swoiste zaplecze tej prozy, prowadzą do wspólnot opartych na światopoglądach magiczno-mitycznych, na heideggerowskich „ontologiach archaicznych”, a jedną z ostatnich takich wspólnot, z którymi można było do niedawna mieć w Europie bezpośredni kontakt, dzielić się doświadczeniem, była wielka formacja kultury chłopskiej. Zapewne takiego eposu nie mogłyby dziś wydać kultury zachodniej Europy ani kultura amerykańska, która – jak to przypomniał Claude Lévi-Strauss w Smutku tropików – przeszła od dzikości od razu do dekadencji.

Nieprzypadkowo po położeniu symbolicznego kamienia na grobie chłopskiego świata w Kamieniu na kamieniu Myśliwski publikujeWidnokrąg (1996), który przynosi wyraźną zmianę postawy pisarskiej. W powieści tej dochodzi do głosu inny, bardziej zróżnicowany podmiot społeczny i świat o innej genealogii kulturowej. Widnokrąg można nazwać literackim projektem: „miasteczko”. W dwu kolejnych powieściach ulega dalszemu rozmyciu wyrazistość podmiotów społecznych, a bohaterowie – dziś powiedziałoby się: aktorzy życia społecznego – zostają „wyrzuceni” ze znanych im układów odniesienia, skazani na bycie „sam na sam” ze światem.

Jednym z istotnych przesłań ostatnich powieści Wiesława Myśliwskiego jest próba zmierzenia się z sytuacją, w której doświadczenie ludzkie ulega wykorzenieniu, jest coraz bardziej zapośredniczone przez media oraz instytucje, gdy traci znaczenie to, co się dzieje między ludźmi w bezpośredniej rozmowie, gdy milknie głos tradycji opartej na współbyciu w słowie. Dominującą pozycję zdobywa teraz słowo-znak, słowo w zdaniu, słowo w tekście, a kultura jest grą tekstów pochodzących z różnych społecznych światów, różnych epok, różnych konwencji, różnych tonacji, gdyż jednego tonu dziś już nie ma. Jest to proza o perypetiach języka, w którym pragną się wysłowić współczesny człowiek i jego świat. To język staje się budulcem tratwy dla rozbitków. Pozostaje nam zatem spotkanie „w języku”, a spotkaniem najpełniejszym może być spotkanie wyobraźni czytelnika z wyobraźnią pisarza, spotkanie w języku przez tego pisarza ewokowanym.

Kiedy kulturowe genealogie tracą sens jako ramy bytowania, kiedy przestaje istnieć wspólny świat rzeczy, kiedy zamazuje się tradycja domu, siedliska czy okolicy, kiedy okoliczności zastępują okolicę, przychodzi pogodzić się z tym, że zostaje nam już tylko pewność „zamieszkiwania w słowie”, zostaje – za sprawą słowa – możliwość powtórzenia swoistego aktu kosmicznej kreacji świata.

Pisarstwo Wiesława Myśliwskiego, a szczególnie jego ostatnie powieści, mogą być uznane za – poszukiwane kiedyś przez Juliana Przybosia – współczesne „centrum polszczyzny”. Jeśli przyjąć perspektywę historii kultury, można powiedzieć, że swoista, oparta na słowie, logocentyczna tradycja kultury polskiej zyskuje dziś w pisarstwie Myśliwskiego pełnię wyrazu, gdyż polska kultura słowa – w przeciwieństwie do kultur Zachodu – decydowała o obliczu polskiej duchowości. Warto na marginesie zauważyć, a powtarzam ten sąd z rozmysłem: nie mieliśmy Wenecji, Florencji, zamków nad Loarą, wyniosłych katedr jak w Chartres czy Kolonii, nie mieliśmy wielkich tradycji malarskich, które współokreślałyby naszą tożsamość. Nasza kultura nie mówiła „wizualnie”, mówiła słowem. Być może nieprzypadkowo, właśnie logocentryczna kultura Słowiańszczyzny wydała – jak twierdzą badacze – nowoczesną teorię literatury, a więc rosyjski formalizm czy praską szkołę strukturalną. Warto jednak zaznaczyć, że do tej pory nie odkryto np. wizualności bytu kultury chłopskiej i szlacheckiej, jej zachowaniowych czy dramaturgicznych aspektów.

Wiesław Myśliwski pokazuje, jak to, co jest pamięcią miejsca, siedliska czy domostwa i rozpiętego widnokręgu, trzeba dziś budować ze zdań, jak w epoce bezdomności, genealogicznego i kulturowego wykorzenienia, przelotnych tożsamości, sezonowych epifanii bytowania namysł nad słowem zastępuje dawną pewność zamieszkiwania, wyobrażenie domostwa. Metafora poszukiwania siedliska i domu zdaje się organizować znaczenia w ostatnich powieściach Myśliwskiego. Dom, jego „pełnia”, w naszym współczesnym doświadczeniu staje się domem w „językowym obrazie świata” polszczyzny, staje się domem wyobrażonym, pamiętanym, onirycznym, staje się – jedną z nielicznych w naszej codzienności – przestrzenią obecności żywotnych symboli i tęsknot metafizycznych.

*

Temu odkrywanemu przez Myśliwskiego sposobowi zamieszkiwania świata patronują stare wielkie słowa jak „los”, „świat”, „rozpacz”, „śmierć”, „tajemnica”, „udręka”, „cierpienie”, „miłość”, „samotność”, „szczęście”, „życie”. Słowa owe to swoiste kotwice pamięci. Wyraźny jest w prozie Myśliwskiego nurt refleksji aksjologicznej, rozbudowuje się namysł nad wartościami, które konstytuowały do niedawna nasz sposób widzenia świata. Te niemodne dziś nazwy wartości wplecione są w subtelne – a przy tym uprawiane nawet z pokusą systematyczności – diagnozy sytuacji człowieka współczesnego, jego perypetii w epoce, którą Zygmunt Bauman określa mianem płynnej nowoczesności.

Nieprzypadkowo zapewne pojawia się w prozie autora Widnokręgu tak wiele znakomitych wyrażeń w formie aforyzmów i sentencji, które kiedyś były oznaką postawy profetycznej i świadectwem „retoryki mądrości”, a więc głosem mędrców i proroków. Nie są to erudycyjne wypisy ze słowników aksjologicznych, starych kodeksów, ale słowa utrwalone w pamięci języka (język jest najbogatszą pamięcią kulturową), zrośnięte z bytem – swoiste punkty orientacyjne na trasach współczesnych odysei. Słowa te znaczą niczym podróżne latarnie, których blask, przyznać to trzeba, wyraźnie dziś przygasa. Bohaterowie prozy Wiesława Myśliwskiego to Odyseusze czasów – posłużmy się określeniem Anthony’ego Giddensa – „późnej nowoczesności”, w których pozostaje już tylko pamięć o możliwym kiedyś powrocie do Itaki. To ludzie dryfujący w morzu okoliczności, szukający pierwszej lepszej nadarzającej się tratwy, ludzie uczący się na nowo znaczeń słów.

Śmierć, szczęście, rozpacz to nie słownikowe hasła – to wciąż, przybliżane przez język, przypadłości człowieka, formy jego bytu. Bo tak naprawdę jedyna droga do tajemnicy prowadzi przez rozpacz. Można by wręcz powiedzieć, szczęśliwi, których stać na rozpacz1. W innym miejscu czytamy: trwałość pamięci jest miarą rozpaczy, a rozpacz to przecież nic innego, jak dumny icierpliwy związek człowieka z samym sobą2. Rozpacz jest jednym z najintymniejszych sposobów obcowania człowieka z samym sobą, choć słowniki mówią tylko o deliberatio, o chwianiu się, zwątpieniu, traceniu nadziei. Jest rozpacz doświadczeniem gruntownym, którego nie zastąpią np. tak dziś modne, podawane jak „pakiety” w rynkowej ofercie, praktyki medytacyjne, charakterystyczne dla ponowoczesnej duchowości. Bliżej Myśliwskiemu jednak do Montaigne’a i jego tradycji niż do współczesnych filozofów doświadczenia, dla których doświadczenie stało się figurą w sporze z – opartym na doktrynalnie rozumianej racjonalności – projektem nowoczesnego świata. Zauważmy jednak, że już u Montaigne’a można było przeczytać: Kiedy rozum chybia, uciekamy się do doświadczenia.

Myśliwski to pisarz doświadczenia, które jest w jego prozie wspólnotowym zobowiązaniem, a nie – jak podpowiada dominujący wzór kulturowy – przeżywaniem teraźniejszości, traktowanej jako niemilknąca oferta atrakcji, uwodzicielska moc „chwili”, kiedy to emocje sprzedaje się jak towary. W tym sensie, kultura projektująca dziś wzorce doświadczania świata – np. kultura pism „dla kobiet” czy telewizji „całodobowych atrakcji” – nie tyle znajduje u Myśliwskiego odpór, ile to odbiorcy tamtej kultury odnajdują w prozie autora Widnokręgu tropy do ocalających sens bytowania „wysepek” pamięci, do odnawiającego kształt wspólnoty namysłu nad genealogią kulturową. Mogą to być tropy do jakiegoś przedustawnego ładu, który wiąże się ze spojrzeniem w nieboskłon czy odczytywaniem krajobrazu. Jeśli weźmie się pod uwagę wielki sukces czytelniczy twórczości Myśliwskiego, to można powiedzieć, że proza ta w jakimś sensie „spowalnia” bieg zegarów codzienności, broni przed „tyranią chwili”, a na gorącą teraźniejszość każe patrzeć nie tylko z perspektywy tego, co będzie jutro, ale również z perspektywy tego, co było wczoraj, co utrwaliło się w pamięci. Proza ta, zdanie po zdaniu, a zdań tych zdaje się być „bezmiar”, daje wytchnienie, daje do myślenia, również przez to, że ów „bezmiar” zdań zawiesza nasze schematy percepcyjne.

W powieściach autora Kamienia na kamieniu zapisane zostało doświadczenie docierające świadomie do „granic języka”, doświadczenie, które może język wysłowić. To jest nie tyle sytuacyjne „doświadczenie graniczne”, reaktywne i rytualne, które – choćby w ostatnich stuleciach – było udziałem ludzi wplątanych w dramatyczny bieg historii (wojna, metodyczne ludobójstwo, Holokaust, migracje, kulturowe przemieszczenia), lecz raczej „graniczne” wysłowienie doświadczenia. Można zaryzykować tezę, że ostatnie powieści Wiesława Myśliwskiego to – jedna z najciekawszych u nas – literacka wersja filozofii języka czy antropologii słowa.

Jeśli odwołać się do słów fundamentalnych dla tej prozy, ustanawiających świat wartości, takich jak „los”, „miłość”, „rozpacz” itp., to można powiedzieć, że język nie tyle mierzy się z miłością czy rozpaczą, ile ją rzeczywiście ustanawia jako pewien rodzaj doświadczenia uobecnionego, a nie doświadczenia nazwanego.

Możliwości języka, jego granic, szczególnie w obliczu załamywania się dziś dominacji systemu logosfery na rzecz wideosfery, nie da się pokazać inaczej jak przez rozpacz lub miłość, przez wysłowienie ich w sztuce słowa, w literaturze. Rozpacz pozwala odkrywać „siebie w sobie”, człowieka w człowieku, ustanawia związek człowieka z samym sobą oraz z kimś najbardziej bliskim (ojcem, ukochaną): Zarazem doznawałem wątpliwości, na ile ta bliskość [ojca z synem – przyp. R. S.] zapewnia choćby złudzenie jedności, jako że w każdej jedności skrywa się rozpacz3. Rozpacz jest swoistym darem na rzecz człowieczeństwa, gdyż istnieje jako coś wielobiegunowego, coś, co wydarza się dopiero między podmiotami a wyznawanymi przez nie wartościami. W innym miejscu czytamy: Odwaga to godność, nie rozpacz. A może jednak rozpacz, pomyślałem w tym momencie o sobie, skoro mnie nie było na odwagę stać4.

Paradoksalnie: rozpacz jest doświadczeniem życiodajnym. Myśliwski w swoim namyśle nad granicami języka poddaje próbie czasu stare wielkie słowa, rekonstruuje kulturową pamięć o nich, gra kulturowymi nacechowaniami słów, ich symbolicznymi potencjami, odsłania pola znaczeniowe, pokazuje jedność tego, co język nazywa rozpaczą, godnością, pamięcią i tajemnicą. Podstawowe kłopoty z niedyskursywnym charakterem doświadczenia, z jego pozorną bezpośredniością, naocznością i rzekomą pewnością, stają się tworzywem tej literatury. Myśliwski prowadzi zapis „wygnania” współczesnego człowieka z doświadczenia, które ma ostatecznie walor ocalający. Rozpacz staje się figurą analizy doświadczenia danego współczesnemu człowiekowi, jest próbą fenomenologii doświadczenia. Idzie tu nie tylko o wysławialność doświadczenia, ale również o doświadczenie tego, co wysłowione, a więc doświadczenie lektury, o style odbioru; chodzi więc o zgodę na dialog z innym człowiekiem poprzez sztukę i twórczość.


1 W. Myśliwski: Widnokrąg. Warszawa 1997, s. 527.

2 Tamże, s. 188.

3 W. Myśliwski: Ostatnie rozdanie. Kraków 2013, s. 41.