Olga Białek-Szwed. „Próba rozmowy” Michała Jagiełły, czyli rozważania na temat „Tygodnika Powszechnego”

Spis treści numeru 3-4/2004

„Próba rozmowy” Michała Jagiełły, czyli rozważania na temat „Tygodnika Powszechnego”

 

Próba rozmowy. Szkice o katolicyzmie odrodzeniowym i „Tygodniku Powszechnym” 1945-1953 Michała Jagiełły nie są monografią, ani dziełem prasoznawczym – jak mogłoby się wydawać – (… ) to właściwie trzy książki spięte jednym tytułem. Mamy tu przecież: szkice o katolicyzmie odrodzeniowym, omówienie publicystyki „Przeglądu Powszechnego” i „Pro Christo” na temat tzw. kwestii żydowskiej i wreszcie opracowanie o „Tygodniku Powszechnym” z pierwszego okresu jego istnienia – podkreśla autor i jednocześnie dodaje – „Próba rozmowy” to książka bardzo osobista. (… ). Pisałem tę potrójną książkę prawie dwadzieścia lat. Dzięki tej pracy przekonałem się, że jestem personalistą.

Po raz pierwszy Próba rozmowy ukazała się w 1988 roku (w drugim obiegu) pod nieco innym tytułem – „Tygodnik Powszechny i komunizm (1945-1953)”. Obecne, dwutomowe dzieło pojawiło się na księgarskich półkach w 2001 roku.

Szkice o katolicyzmie Michała Jagiełły to praca niespotykanie bogata. Po jednorazowej lekturze prawie niemożliwa do ogarnięcia. Czytelnika przytłacza różnorodność wątków, bohaterów, tytułów prasowych, prądów, stowarzyszeń, ugrupowań czy partii politycznych. Zamysł kompozycyjny autora odsłania dopiero dotarcie do drugiego tomu. Głównym bowiem celem Próby rozmowy jest ukazanie w jak największym spektrum ideowego rodowodu „Tygodnika Powszechnego”.

Pierwszy tom zawiera próbę przedstawienia tradycji (także „poprzedników” prasowych) „Tygodnika”. Poznajemy w nim burze targające zarówno przełomem wieków, jak i dwudziestoleciem międzywojennym ubiegłego stulecia, a szczególnie latami trzydziestymi. Antysemityzm, coraz większy udział w życiu politycznym kraju faszyzujących nacjonalistów, napięcia na tle społecznym, klasowym i narodowościowym, komunizm za jedną miedzą a za drugą totalizm hitlerowski, polemika wewnątrz Kościoła katolickiego. W latach trzydziestych trwał ostry spór – ogólnie mówiąc – między integralistami a integrystami. Tak jedni jak i drudzy chcieli budować Polskę na chrześcijańskich, a faktycznie katolickich fundamentach. Różnili się, gdy dochodziło do uszczegółowiania faktycznej roli Kościoła w życiu politycznym kraju. Integraliści nie chcieli krzewić wiary za wszelką cenę. Uważali, iż najważniejszą sprawą jest by dawać jej świadectwo, żyć zgodnie z prawdami wiary, po prostu stosować ją na co dzień. Mawiali: Miecz może być użyty tylko w obronie.(… ) Nowy ustrój polityczny kraju powinien być demokratyczny, ale bez walk partyjnych (… ) godząc ład z wolnością, koordynację ze spontanicznością, cel wieczny z celem doczesnym. Taka postawa była atakowana przez zdeklarowanych integrystów, zwolenników władzy absolutnej. Integraliści opowiadali się za reformami społecznymi i demokracją, integryści zaś bali się jakichkolwiek zmian. Hierarchowie kościelni najczęściej sympatyzowali z drugim ruchem. Niemniej wśród duchowieństwa można było znaleźć wyznawców integralizmu. Jak chociażby ks. Władysław Korniłowicz, jeden z duchowych przywódców „Odrodzenia”. Stowarzyszenie Katolickiej Młodzieży Akademickiej „Odrodzenie” przywołałam w tym miejscu nieprzypadkowo. Bowiem tak jak uwarunkowania polityczno-społeczno-kulturowe lat 20. i 30. miały wpływ na „Tygodnik Powszechny”, tak również nie da się oszacować zasług „Odrodzenia” dla przyszłego czasopisma z ul. Wiślnej 12. Wystarczy wspomnieć, że ruch ten ukształtował wieloletniego redaktora naczelnego – Jerzego Turowicza oraz jego najbliższych współpracowników: ks. Jana Piwowarczyka, Antoniego Gołubiewa, Stanisława Stommę.

Młodzi skupieni w „Odrodzeniu” chcieli być pośrodku: między lewicą a prawicą. (… ) ówczesna lewica była silnie antykościelna a nawet antykatolicka, i to już wystarczało, aby Stanisław Stomma i jego koledzy dmuchali na zimne. Na prawicy zaś było tak wielu antysemitów, że wzbudzało to zdecydowany opór świadomych katolików. (… ) „Odrodzenie” broniło zawsze dwóch kwestii, uważanych za niepodważalne: katolicyzmu i stabilności państwa. Odrodzeniowcy widzieli konieczność reform. Podkreślić jednak trzeba, że członkom grupy bliżej było na prawo niż na lewo. Niemniej, jak w każdym ugrupowaniu ścierały się ze sobą różne frakcje bardziej i mniej liberalne. Zdarzały się i w „Odrodzeniu” grupki, które – zniechęcone porażką parlamentaryzmu – opowiadały się za rządami silnej ręki. Na szczęście do nich nie należeli przyszli redaktorzy „Tygodnika Powszechnego”.

Turowicz, Stomma jak i Gołubiew przyszli na świat i wyrośli w rodzinach katolickich, ale pełnych tolerancji dla innych wyznań i narodowości.

Stanisław Stomma pochodził z Kresów, z małego dworku na Kowieńszczyźnie. Był synem „litwomana”. Po ukończeniu czternastego roku życia rozpoczął naukę w Wilnie. Najpierw w elitarnym Gimnazjum im. Zygmunta Augusta, a potem w Uniwersytecie Stefana Batorego. W szkolnych murach poznał późniejszych działaczy „Odrodzenia”: Czesława Zgorzelskiego, Andrzeja Święcickiego i Antoniego Gołubiewa.

Przyjaciel Stommy – Antoni Gołubiew to syn Polki i Rosjanina. W jego domu na równych prawach traktowano historię i kulturę ojczyzny Mickiewicza i Puszkina, znano obydwa języki, praktykowano dwie religie (Antoni był ochrzczony w kościele).

Kolejny „Odrodzeniowiec” – Jerzy Turowicz urodził się w Krakowie. Był absolwentem Gimnazjum Sobieskiego. Studiował we Lwowie, czyli mieście zamieszkałym wtedy przez Polaków, Ukraińców, Żydów, Ormian. Właśnie tutaj miał okazję poznać środowiska lewicujące inteligencji polskiej.

Latem 1932 roku na dorocznym zjeździe działaczy „Odrodzenia”, odbywającym się w Katolickim Uniwersytecie Lubelskim krzyżują się drogi Turowicza, Stommy i Gołubiewa. Panowie poznają się osobiście i przypadają sobie do gustu. Znajomość zaprocentuje po wojnie, a dokładniej w jej ostatnich dniach, kiedy to do życia zostanie powołany „Tygodnik Powszechny”. Do tego kluczowego zagadnienia powrócę. Teraz chciałabym się jeszcze zatrzymać nad pozostałą zawartością pierwszego tomu pt. Próby rozmowy.

Autor sporo miejsca poświęca kwestii żydowskiej. Zwraca uwagę na tytuły prasowe, które się tym problemem zajmowały. Nad samym zjawiskiem pochyla się w dwu rozdziałach: Otwarta rana i niepokojący pytajnik oraz Przewlekła choroba.

Wątek ekonomicznej aktywności Żydów często pojawiał się na łamach „Przeglądu Powszechnego”, miesięcznika jezuitów, powstałego w 1884 roku w Krakowie. Pismo, którym kierował filozof, pisarz i publicysta ks. Marian Morawski SJ, adresowane było do elit intelektualnych. Środowisko skupione wokół „Przeglądu Powszechnego” Jagiełło żartobliwie zalicza do umiarkowanych „lewicowych” konserwatystów sympatyzujących z chrześcijańską demokracją. Redaktorzy jezuickiego miesięcznika należeli do niezbyt licznej, w owym czasie, grupy świadomej zagrożeń nabrzmiałych konfliktów społecznych. Jezuici mieli odwagę krytykować własne, katolickie szeregi.

„Przegląd Powszechny” nie był pismem antysemickim, bowiem nie namawiał do pogromów, rozwiązań siłowych, niemniej propagował obronę polskiego stanu posiadania przed żydowską nawałą. A Talmudowi zarzucał szerzenie zawiści i wzgardy, dbałość o własne interesy. Na łamach periodyku Żydzi traktowani byli jak żywioł, przed którym należy się okopać, szczególnie na polu gospodarczym i moralnym. Obok Żydów i tzw. żydolubów w „Przeglądzie Powszechnym” dostawało się też masonom, socjalistom i liberałom, a nawet katolickim modernistom.

Kolejnym pismem, na które – poszukując źródeł „Tygodnika Powszechnego” – zwrócił uwagę Michał Jagiełło, jest warszawski „Prąd” powstały w 1909 roku. Miesięcznik sam siebie określał jako społeczny i literacko-naukowy. Zaliczyć go można do prasy z kręgu katolicyzmu odrodzeniowego. „Prąd” nigdy nie zszedł na ścieżki narodowe, ale za swój fundament uważał katolickie priorytety, miłość narodu, skuteczność i aktywność. A jednym z najtrudniejszych problemów była kwestia żydowska. Nurt katolicyzmu odrodzeniowego zawsze występował przeciwko metodom stosowanym przez Młodzież Wszechpolską. Nawoływał do opamiętania. Dopiero w połowie lat 20. (w 1924 r.) ukazał się artykuł pt.: Numerus clausus, stwierdzający, że na uczelniach studiuje zbyt dużo młodzieży żydowskiej, a to z kolei może zagrażać kulturze polskiej.

Podobnie organ lubelskiego środowiska SKMA „Odrodzenie” opowiedział się za wprowadzeniem numerus clausus (postulatu uregulowania liczby studiujących Żydów. Miało ich być 11-12 procent w stosunku do uczących się Polaków), ale przeciw wszelkim rozwiązaniom siłowym. Obok wspomnianego już „numerus clausus” pojawił się też pomysł wprowadzenia „numerus nullus” dla Żydów na wydziałach prawniczych i medycznych. Jak zauważa Jagiełło, w numerze z kwietnia 1936 roku pojawił się znamienny artykuł Tadeusza Wojciechowskiego, który można potraktować wręcz programowo dla prasy nurtu odrodzeniowego. Warto przyjrzeć się chociażby fragmentowi: (…) obca nam obyczajem, kulturą, etyką grupa wywiera całkowity wpływ na nasze życie gospodarcze (…) kwestię żydowską trzeba rozwiązać w sposób ostateczny – głównie przez usilne namawianie ich do emigracji, konieczny jest bojkot – najskuteczniejszy, najbardziej ludzki, najbardziej humanitarny środek obronny Polaków przed żydowską dominacją.

W dwudziestoleciu międzywojennym zdemonizowany Żyd był tematem dyżurnym. Pojawiał się zawsze, niezależnie od poruszanego problemu. Nie było grzechu, którego by nie przypisywano tej mniejszości. Żydów pomawiano o stworzenie bolszewizmu, destrukcję kraju, zagrażanie bezpieczeństwu państwa, lenistwo, stręczycielstwo, handel żywym towarem, brak tolerancji, finansowy despotyzm, skłonność do rewolucji i anarchii, lichwę, spekulanctwo oraz tradycyjnie obarczano odpowiedzialnością za śmierć Jezusa Chrystusa i niewinnych dzieci płci męskiej.

„Tygodnik Powszechny” był i jest spadkobiercą tych odrodzeniowców, którzy wyzwalali się z głęboko zakorzenionej w polskim katolicyzmie niechęci do judaizmu (…). Nie znaczy to, że wszyscy młodzi skupieni wokół SKMA „Odrodzenie” byli wolni od antyjudaizmu i antysemityzmu.

Najbardziej skrajnym tytułem był miesięcznik „Pro Christo! Wiara i Czyn!” Organ firmowany przez Wydawnictwo Związku Najświętszego Serca Jezusowego nie przebierał w środkach. Ten sam wróg nas dzisiaj truje i zabija. Niemiec i bolszewik czynią to ze względów politycznych, mafia żydowsko-masońska ze względów kulturalno-religijnych. Z nimi walka trudniejsza niż z pasożytami, gdyż rozporządzają potężnymi kapitałami i wyrobioną przez wieki organizacją – głosił ks. Marian Wiśniewski, który święcie wierzył, że Polska jest jak oblężona twierdza, na którą dybią Niemcy, Rosjanie, Żydzi, masoni i liberałowie.

Drugi tom dzieła Michała Jagiełły w całości został poświęcony „Tygodnikowi Powszechnemu”. A przede wszystkim odtworzeniu programu kulturalnego środowiska inteligencji katolickiej, wydającej pismo w pierwszym okresie jego istnienia. Czyli od momentu powstania 24 marca 1945 roku do chwili pierwszego zamknięcia w dniu 8 marca 1953 r. Moim zadaniem było oddanie sprawiedliwości tym, którzy „uprawiali glebę”.

Pisząc o środowisku „Tygodnika Powszechnego” autor starał się pamiętać nie tylko o bohaterach pierwszego planu (Turowicz, ks. Piwowarczyk, Stomma, Kisielewski, Gołubiew, Hennelowa, Malewska i inni). Często wspomina dziennikarzy związanych z „Tygodnikiem Warszawskim”, „Dziś i jutro”. Nie pomija istotnych wydarzeń, rozmów. Zawsze zdaje sobie sprawę z wielkości wyzwania: Rychło zorientowałem się, że wszedłem w gąszcz problemów wciąż żywych i nawet bolesnych, i że sprawa „Tygodnika Powszechnego” może być soczewką skupiającą istotne i dziś zagadnienia, wśród których bodaj największe emocje wzbudza problem granic współpracy z totalitarnym czy autorytarnym systemem.

Drugi tom Próby rozmow jest wiernym sprawozdaniem z lektury kolejnych numerów i roczników „Tygodnika Powszechnego” Sporo miejsca zajmują w nim cytaty. Autor nie starał się parafrazować myśli bohaterów. Wolał dać im szansę samodzielnej wypowiedzi. Dzięki temu zabiegowi dzieło jest żywe. Łatwo wprowadza w skomplikowane arkana rynku medialnego lat powojennych. Czytelnik bez trudu może sobie wyobrazić grunt, na którym powstał krakowski tygodnik i rolę, jaką spełnił w komunistycznym systemie medialnym. Dyskusje, niepokoje, nadzieje, a przede wszystkim budowanie chrześcijańskiego etosu i mocnych fundamentów wiary – to w największym skrócie „Tygodnik Powszechny” i jego ludzie.

Choć „Tygodnik Powszechny” był pismem katolickim, wydawanym przez Krakowską Kurię Metropolitarną, nie zawężało to jego tematyki ani horyzontów działania. Wielkość redaktora naczelnego polegała m.in. na tym, że nie bał się zamieszczać materiałów trudnych, czasami kontrowersyjnych. To dzięki takiej postawie możliwe było rozmawianie i dyskutowanie nie tylko z inteligencją katolicką. Jak podkreśla Michał Jagiełło tygodnik nie był tubą episkopatu, ale konkretną propozycją, wyrazem obecności inteligencji katolickiej i jej opinii, z którymi należy się liczyć nawet dyskutując na temat marksizmu. Przez lata tygodnik Jerzego Turowicza wytworzył swój własny, niepowtarzalny styl wypowiedzi. Uczestnicząc w wielu teologicznych, społecznych ogólnonarodowych dyskusjach, zabierał głos rzeczowo, umiarkowanie, szanował przeciwnika, nie grał na emocjach. Postrzegany był jako czasopismo polskiej opozycji ideologicznej. To wszystko bardzo interesująco dokumentuje książka Michała Jagiełły.

Ambicją autora było więc nie tylko ukazanie korzeni „Tygodnika Powszechnego”, ale stworzenie przewodnika po lekturze w powojennym okresie jego istnienia. Trudne zadanie zostało wykonane. Autor szkiców wykazał się nie tylko ogromną wiedzą i dociekliwością, ale także potwierdził swój znakomity talent narratora i dokumentalisty.


Michał Jagiełło: Próba rozmowy. Szkice o katolicyzmie odrodzeniowym i „Tygodniku Powszechnym” 1945­1953. Wyd. „Biblioteka Narodowa”, Warszawa 2001, ss.: t. I 320, t. II 231.