Marcin Wociór. Wiersze

Spis treści numeru 3/2006

Lublin

gdzieś poza sobą
stajemy w uścisku niemych
świtów; naprzeciw zatęchłej scenerii
krochmalnej rozrywającej się w płucach
buraczaną popłuczyną wczesnej jesieni.

wyobraźnia nie sięga dalej
niż do ulicy kawiej; nawet gdy
obrastamy szkliwem zimnego powietrza.

rzeka oddycha słonym mułem
cukrowni. lublin. ponad udeptanym
niebem października. niechciane
błoto włazi do mieszkań i urzędów.

 

Obrazki polskie. Alma Mater

żyję w epoce w której przeszczep serca
to kwestia znalezienia dawcy
żyję w epoce w której wystarczy pokazać
cycki żeby wygrać samochód
czy mogłem trafić lepiej?

Piotr Macierzyński

czy muszę udawać, że rozumiem swedenborga
jeśli on mnie nie zrozumie?

i jeśli fascynują mnie kremy na
ciążowe rozstępy i passus o wiewiórce w dolinie
issy – czy musi podobać mi się coś więcej?

czy żyję w kraju, gdzie z powodu nieukrywania wady
wzroku uznają mnie
za intelektualistę?

bo czasem naprawdę myślę, że banda
ogolonych obwiesi
powinna nauczyć mnie pokory i szacunku wobec kobiet.

 

***

i dalej będę trzymał na jajach swój laptop
i pisał swoje beznadziejne wiersze,
które coraz częściej nazywają opowiadaniami

Andrij Bondar „Geny”

właściwie to punkt wyjścia. wejścia. bo co zrobić, kiedy
dostaję kolejny tom z serii estetyki świata pod tytułem
estetyka aborygenów, a zamawiałem zwyczajnie polski
atlas drogowy?

czy jako poeta konfesyjny mogę napisać, że czasem
trzeba się przerzucić z niebieskich
viceroyów na priluckie lighty, zwłaszcza
że sołtys częstuje?

od kiedy wypowiedziałem wojnę łamliwym
włosom i rozdwojonym końcówkom, ty
mówisz, że jesteś gruba i brzydka; więc
nie wiem czy lepiej powiedzieć, że kłamstwo powtórzone tysiąc razy
staje się prawdą; czy
że prawda w oczy kole?

nie mówię. po prostu zaczynam rozumieć
względność czasu, od kiedy dostałem wiadomość
o treści jest druga w nocy, za późno piszesz – wracam
do kraju po ślubie; a w ogóle to skąd masz
mój numer?

podobno życie to ciąg
beznadziejnych sytuacji, więc
proszę nie brać mnie opacznie, kiedy
mówię stawiam wszystkim kolejkę
– oczywiście na wasz koszt.

Więcej wierszy w tradycyjnym wydaniu „Akcentu”.