Magdalena Górecka. Świat z pudełka, czyli o doświadczaniu historii w postkulturze

Spis treści numeru 3/2012

Świat z pudełka, czyli o doświadczaniu historii w postkulturze

 

W polskiej powieści najnowszej historia coraz częściej wykorzystywana bywa jako pole literackiego eksperymentu lub rekwizytorium atrakcyjnych motywów. Swoboda w traktowaniu historycznego materiału, jak również wyszukane i oryginalne strategie przedstawiania przeszłości idą w parze z niekonwencjonalnymi metodologiami ponowoczesnej historiografii, które, najprościej rzecz ujmując, kontestują klasyczną ideę prawdy i autorytet źródeł, a w konsekwencji zrównują historię z fikcją. Z kolei we współczesnych praktykach kulturowych powszechna mediatyzacja i informatyzacja sprzyja wytwarzaniu rzeczywistości wirtualnych oraz konkurencyjnych wizji świata, a historia staje się wówczas jeszcze jednym spośród wielu imaginariów.
Szczególnie wyrazistym zjawiskiem literackim ostatnich lat jest mariaż historii z fantastyką, przekładający się na obfitą produkcję powieści z gatunku historii alternatywnej. Można przy tym zaobserwować, że najczęściej to właśnie twórcy powieści fantastycznych zmieniają wektor swych zainteresowań i zamiast projektowania przyszłości próbują mierzyć się z przeszłością. Tak jest również w przypadku Łukasza Orbitowskiego, którego najnowsza powieść Widma zdecydowanie wyróżnia się na tle dotychczasowego dorobku pisarza, ale także znacznie odbiega od klasycznych realizacji gatunku historii alternatywnej. Podobnie jak niektóre powieści z serii „Zwrotnice czasu” (Wieczny Grunwald Szczepana Twardocha, Miraż Zbigniewa Wojnarowskiego) czy też utwory Jacka Dukaja (Lód) i Andrzeja Barta (Pociąg do podróży, Don Juan raz jeszcze), Widma wychodzą poza schematy i klisze historii alternatywnych, stosując strategie i koncepty ciążące ku estetyce postmodernistycznej.
Orbitowski igra z historią w sposób spektakularny i odważny – wymazuje z dziejów powstanie warszawskie i mierzy się z legendą Krzysztofa Kamila Baczyńskiego, „darowując” mu drugie życie w czasach Polski Ludowej. Autor traktuje wydarzenia historyczne na równi z fikcyjną fabułą, a autentyczne postacie jak bohaterów literackich, którym można dopisać „dalsze losy”. Moment, w którym rozchodzą się drogi historii rzeczywistej i alternatywnej, a więc tak zwany punkt dywergencji (point of divergence), przypada w powieści na słynną godzinę W. Za sprawą ingerencji tajemniczego osobnika o nadnaturalnych właściwościach zmienia się przeznaczenie Warszawy i jej mieszkańców. W momencie wybuchu powstania broń zawodzi po obu stronach: karabiny nie strzelają, granaty i bomby nie chcą wybuchać. Defekt całego uzbrojenia sprawia, że powstańcom i okupantom przychodzi zmierzyć się na gołe pięści, kije i kamienie. Koncept opiera się zatem na swego rodzaju paradoksie: oto w kulminacyjnym momencie nowoczesnej wojny żołnierze muszą zwrócić się ku najbardziej pierwotnym metodom i środkom, przez co powstanie zamienia się w groteskową bijatykę. Tymczasem ciężar prawdziwej bitwy biorą na siebie siły nadprzyrodzone – ponad głowami niczego nieświadomych warszawiaków brutalną walkę toczą ze sobą armie aniołów i diabłów.
Podczas gdy Krzyś zmierza na zbiórkę swojego batalionu, jego ukochana Basia spotyka wspomnianego wcześniej tajemniczego mężczyznę, który prosi ją o przysługę. Kobieta ma przechować u siebie pewną paczkę, nie wolno jej jednak pod żadnym pozorem otwierać, a jej istnienie musi pozostać sekretem. W zamian za to przez kolejne powojenne lata Basia regularnie znajduje w swoim domu złote monety. 1 sierpnia 1944 roku ukazany został nie tylko z perspektywy Krzysia i Basi, lecz także z punktu widzenia Janka, który jako jedyny dostrzega toczącą się nad Warszawą walkę sił dobra i zła. Brutalnie pobity przez Niemców, później niemal zamęczony w ubeckich więzieniach, popada w chorobę psychiczną i może przeniknąć istotę rzeczy. Z kolei przyjaciel Krzysia i Janka – Wiktor, w dzień powstania wyjeżdża poza miasto, gdzie ratuje z opresji małoletnią Hanię.
Kilkanaście lat później losy wszystkich pięciorga bohaterów krzyżują się. Wiktor, milicjant usiłujący rozwikłać zagadkę „Cudu Dnia Pierwszego”, spotka na swej drodze zarówno szalonego Janka, jak i małżeństwo Baczyńskich oraz kochankę Krzysia – Hanię. Zawiłe ścieżki życiowe bohaterów i ich osobiste dramaty składają się na obyczajową warstwę powieści, którą Orbitowski kreśli z dużą sugestywnością. Jako że modyfikacja jednego faktu historycznego nie wywołała efektu domina i nie zmieniła zasadniczego biegu dziejów, autor zdaje się zostawiać na boku refleksję historiozoficzną i przez znaczną część książki skupia się na perypetiach bohaterów.
Pierwsze lata Polski Ludowej przedstawione są jako czasy, w których łamią się i komplikują ludzkie losy. Obserwujemy dramat Janka: patriotyczna postawa w czasie powstania i nieugięty charakter czynią go więźniem politycznym i skutkują latami kaźni. Po traumatycznych przeżyciach bohater zupełnie nie potrafi odnaleźć się w rzeczywistości i zaczyna żyć pośród widm. Nieoczekiwane zwroty wydarzeń obracają dawnych przyjaciół przeciw sobie, innym razem sytuacja zmusza ich do niewygodnych sojuszy. Postacie Orbitowskiego są wielowymiarowe, niejednoznaczne. Zwłaszcza Wiktor, początkowo pokazany jako bezwzględny, wykorzystujący swą pozycję milicjant, w toku akcji nabiera szlachetnych rysów, wielokrotnie stając się wybawcą dla innych bohaterów.
Najbardziej przejmującym wątkiem utworu jest obraz życia nieszczęśliwego małżeństwa – Krzysia i Basi. Egzystencja rodziny Baczyńskich w realiach PRL‑u zakrawa na ponury żart historii. Krzysztof nie może odnaleźć się w nowej rzeczywistości, marnuje swój talent pisząc powieści produkcyjne, nie liczy się w środowisku literackim, a winą za swe niepowodzenia obarcza żonę. Basię z kolei męczy niejasne poczucie, że prawdziwe życie skończyło się w 1944 roku, podczas gdy obecne jest tylko marną namiastką, pozbawioną jakiegokolwiek znaczenia i celu. Według niej, jako dzieci wojny nie mogą być szczęśliwi – nie mają do tego prawa, gdyż żyją skradzionym życiem. Krzyś w pewnym momencie wytyka żonie, że umie kochać „tylko pod kulami”: Czasem sobie myślę, że ty byś tak chciała. Wyciągnęłabyś Hitlera z grobu, razem z czołgiem i grubym Göringiem. Niech znów zadymi w Auschwitz, a Frank wróci na Wawel, byleby Basia miała swoją bajkę srajkę o wspaniałym małżeństwie (s. 251). Basia ripostuje w równie okrutny sposób: To ciekawe (…). Bo mnie dla odmiany wydaje się, że zrobiłbyś to samo, żeby tylko dopchać się do żłobu. Pobrylować u Literatów, wydawać książki, jeździć na rauty i spotkania po bibliotekach. Nie moja wina, że ci nie wyszło, i weź mi nie wmawiaj, że zostałam z tobą dla sławy. Jesteś nikim Krzysiu, ale ja cię kocham (s. 251). Zawiedzeni małżonkowie, spragnieni miłości i powodzenia, podsycają wzajemne pretensje i gubią się w swej rozpaczy. Dla czytelnika oczywistym tropem interpretacyjnym staje się przekonanie, iż największym dramatem Baczyńskich jest to, że nie zginęli w powstaniu. W rzeczywistości przecież heroiczna śmierć nie tylko stworzyła piękną legendę i zapewniła literacką nieśmiertelność, ale oszczędziła późniejszych rozczarowań i prób charakteru, jakie przyniosły ze sobą nowe czasy.
Czyniąc Baczyńskiego głównym bohaterem powieści, Orbitowski wprowadza pewien rodzaj metadyskursu. Widma są zatem także utworem o poecie, o kryzysie twórczym i zaprzepaszczonym talencie, o wrażliwości artysty nieprzystającej do prozy życia, a także o środowisku literackim, podzielonym na nieudaczników i karierowiczów. Do tych ostatnich należy znienawidzony przez Krzysia Tadzio (Gajcy), który świetnie radzi sobie w powojennej rzeczywistości, jest duszą towarzystwa, wśród literatów urasta do rangi idola. Postać Gajcego pojawia się w powieści tylko przez chwilę, ale jest to moment ważny. Efektowny, odnoszący sukcesy Tadzio stanowi przeciwieństwo słabego nieudacznika Krzysia. W naszej rzeczywistości dwaj czołowi przedstawiciele pokolenia Kolumbów dzielą literacką legendę i pośmiertną sławę, w świecie alternatywnym – koleje ich losów rozchodzą się. Symulacja powojennych biografii Baczyńskiego i Gajcego prowokuje do rozważań na temat ewolucji ich twórczości i rozwoju osobowości – procesów przerwanych na skutek przedwczesnej śmierci. Hipotetyczne losy bohaterów, ich wybory i poczynania, wysnute przez autora na bazie deterministycznych i mocno zracjonalizowanych przesłanek, dekonstruują romantyczny wizerunek poetów, zakodowany w świadomości zbiorowej.
Akcja powieści zaczyna nabierać tempa, gdy syn Basi i Krzysia pod nieobecność rodziców znajduje ukrytą pod podłogą tajemniczą paczkę. Staś otwiera pudełko, którego zawartość stanowi komplet figurek-żołnierzyków, i – niczego nieświadomy – rozpoczyna zabawę. Tymczasem w mieście zaczynają dziać się dziwne rzeczy: znikają dzieci, budynki rozpadają się lub nikną niczym fatamorgana, pojawiają się leje po bombach. Warszawa stopniowo pogrąża się w chaosie. Krzyś zaczyna tracić zmysły na skutek dziury, która nie wiadomo skąd pojawiła się w jego czaszce, a ciało Basi pokrywa się ranami po skaleczeniach. Są to oczywiste aluzje do okoliczności śmierci Baczyńskich w rzeczywistości. Na skutek otworzenia „puszki Pandory” warszawiaków dosięga odroczona na kilkanaście lat zagłada. Czasoprzestrzeń zakrzywia się, płaszczyzny historii realnej i alternatywnej nakładają się na siebie, a status ontologiczny postaci ulega zachwianiu. Tę podwójność rzeczywistości od samego początku odczuwa Janek. Już od dnia powstania, tam gdzie wszyscy widzą niezniszczoną przedwojenną zabudowę miasta, bohater obserwuje zgliszcza i ruiny, a większość napotkanych na swej drodze ludzi postrzega jako chodzące trupy. Autor wykorzystuje tu częsty w historiach alternatywnych chwyt, polegający na wyposażeniu jednej z postaci w wiedzę na temat istnienia innego, równoległego scenariusza historii, który jest de facto wersją prawdziwą (taki zabieg znajdziemy u klasyka gatunku Phillipa K. Dicka w Człowieku z Wysokiego Zamku).
Bohaterowie stopniowo orientują się, że przestrzeń Warszawy od dłuższego czasu jest wyizolowana, choć wcześniej tego nie zauważyli. Egzystują w swoistym mikrokosmosie, nie mając żadnej wiedzy na temat tego, co dzieje się na świecie. Dopiero niemożność ucieczki z rozpadającego się miasta uświadamia im tę sytuację. Wiktor, prowadząc śledztwo w sprawie „Cudu Dnia Pierwszego”, wpada na trop tajemniczego mężczyzny i trafia do miejsca, gdzie przechowywane są inne paczki, podobne do tej, którą kiedyś otrzymała Basia. Milicjant dowiaduje się, że są w nich ukryte różne scenariusze dziejów, a rzeczywistość, w której się znajduje, jest tylko jednym z wielu pudełek…
Wydaje się, że poprzez wprowadzenie tego zaskakującego konceptu autor czyni tematem powieści sam proces pisania historii alternatywnych, który zasadza się na wyborze dowolnego scenariusza. Świat z pudełka jest eksperymentem, żartem spłatanym przez nieznane siły, zabawą figurkami, podobnie jak powieść jest polem symulacji, grą różnymi porządkami i postaciami. Widma to typowo postmodernistyczna hybryda, utwór, w którym historia miesza się z fantazją, wzniosłość z wulgarnością, komedia z horrorem, oryginalność z cytatem. Już sam tytuł zapowiada, że światem powieści rządzi intertekstualny impuls. W drugiej części fabuły, gdy przeznaczenie dogania Warszawę i jej mieszkańców, obserwujemy iście apokaliptyczne, makabryczne sceny, które odpowiadają obrazom ze słynnego poematu Gajcego. Próba zabójstwa Bieruta i rozterki Janka u progu sypialni w wyraźny sposób nawiązują do sceny zamachu na cara z Kordiana. Narracja z jednej strony poprzetykana jest fragmentami wierszy Baczyńskiego, z drugiej – pojawiają się motywy typowe dla popkultury (żywe trupy, ubeckie „archiwum X” itp.).
Widma są w dużej mierze eksperymentem estetycznym, próbą zmierzenia się z materią i środkami literatury, a także grą z reprezentacją historyczną. Warto zadać pytanie, w jaki sposób powieściowy Krzyś z drugiej części utworu może stanowić odbicie swego autentycznego odpowiednika, skoro trzydziestokilkuletni Baczyński de facto nigdy nie istniał? Kim jest Gajcy tworzący w PRL-u? Jakim miastem jest powojenna Warszawa bez swej największej ofiary? Rzeczywistość przedstawiona w powieści to świat widm, iluzja, ułuda. Wraz z rozwojem fabuły ów świat się rozpada, odsłaniając prawdę. Celem utworu nie jest zatem kontestacja historii i stworzenie konkurencyjnych, lepszych scenariuszy, ale raczej legitymizacja rzeczywistej wersji dziejów, przyznanie, że sprawy nie mogły potoczyć się inaczej. Świadczy o tym klamra powieści: scena spotkania dwojga bohaterów nad brzegiem strumienia, który w drugiej odsłonie płynie w przeciwnym kierunku, niejako zawracając historię na właściwe tory.
Widma odczytywać można na różnych płaszczyznach: jako głos w toczącej się współcześnie dyskusji na temat znaczenia i słuszności powstania warszawskiego, jako powieść o ludziach zagubionych w meandrach trudnej historii czy wreszcie jako postmodernistyczną grę z literaturą i historią na metatekstowym poziomie. Na pewno jednak powieść Łukasza Orbitowskiego wpisuje się w modną ostatnio tendencję do zwracania się ku przeszłości i szukania nowych sposobów jej konceptualizacji. Zaskakujące, że w tej postmodernistycznej papce udało się autorowi przemycić wiele cennych myśli. W utworze, w którym mieści się niemal wszystko (brakuje chyba tylko kosmitów), głównym tematem i najważniejszym wyzwaniem pozostaje historia. Nieprzypadkowo na jednej z ostatnich kart powieści pada stwierdzenie: Prawdą jest tylko to, co utracone, i dlatego ludzie nie mogą jej znaleźć. Szukają przed sobą, wokół siebie, a należy spojrzeć wstecz. Na to, czego już nie (ss. 610-611).

__________________________

Łukasz Orbitowski: Widmav. Wydawnictwo Literackie, Kraków 2012, ss. 620.