Edward Balcerzan. Wyklejanki – felietony – wiersze

Spis treści numeru 3/2014

Wyklejanki – felietony – wiersze

Wolę stare ilustracje w prążki.
Wisława Szymborska, Możliwości

Autorska taktyka wobec odbiorcy i pokrewne modele poetyki. Te dwa aspekty twórczości Wisławy Szymborskiej zachęcają do poszukiwania cech wspólnych w jej utworach lirycznych, felietonach z cyklu Lektury nadobowiązkowe oraz wyklejankach. Pojawiają się w nich świadectwa tożsamości „charakteru pisma” – ślady tej samej „ręki śmiertelnej”, o której czytamy w Radości pisania (Ww, s. 116)1.

Taktyka wobec odbiorcy. Jak wiadomo, autorka Pisania życiorysu źle znosiła próby naruszania prywatności, a przecież jej „język biografii”, czyli system wysyłanych w przestrzeń społeczną sygnałów, gestów, znaczących decyzji, wymownych zachowań służących do budowania autowizerunku2, wcale nie był ubogi. Jeden z celów owego systemu to pakt z publicznością – zawierany przeciw „wyrokowi skazującemu na ciężkie norwidy” (Ww, s. 92), a więc przeciw odtrąceniu. Odbiorcom swych zabaw plastycznych oraz czytelnikom felietonów Szymborska wskazywała – jako podstawowy paradygmat – poczynania nieprofesjonalistów, w doświadczeniach działalności amatorskiej odkrywając pewniejsze źródło wiedzy o sztuce niż w tradycjach artyzmu profesjonalnego. Niektóre elementy tej taktyki pojawiają się w dialogu z czytelnikami poezji.

Zacznijmy od wyklejanek. Należały one do biesiadnej, (pół)prywatnej przestrzeni życia autorki Miniatury średniowiecznej. Wyklejanki miały pierwotnie – obok limeryków, moskalików, podsłuchańców i innych „rymowanek dla dorosłych”3 – wartość gadżetów-prezentów, tym różniących się od namiętnie kolekcjonowanych dziwotworów komercjalnego kiczu, że były unikatowe4, własnoręcznie skomponowane przez Szymborską. Obdarowywała nimi bliskich i dalszych znajomych lub zainteresowane jej twórczością instytucje; czasem na odwrocie sporządzonych przez siebie kolaży pisała też listy, które posyłała do nieznanych sobie osobiście krytyków.

Normą podstawową pozostawała (względna) nieprzewidywalność albo raczej: przewidywalność sukcesywnie rozchwiewana. Jest to zarówno cecha komunikacji epistolarnej, jak i artystycznej. Adresat listu zdobionego kolażem – komponowanym z wycinków z czasopism, etykiet produktów spożywczych, albumów, widokówek, zdjęć, książek – mógł być pewien jednego: niepewności co do kolejnych konceptów. Zmieniały się relacje między okolicznościami wysłania wiadomości, tekstem na odwrocie kartki (pocztówkowego formatu) a domyślną treścią obrazka. Notabene format pocztówkowy nie stanowił zasady nienaruszalnej. W naszych zbiorach domowych5 znajduje się egzemplarz Lektur nadobowiązkowych z kolażem wyklejonym przez autorkę na stronie tytułowej. Innym odstępstwem od normy bywał kolaż dwustronny. Gdy pewnego razu na jednej stronie nie zmieściła się w całości sylwetka damy w stroju z lat dawniejszych, dół jej spódnicy wraz z pantofelkami został zawinięty i przytwierdzony na odwrocie kartki.

Kolażowy mikroświat Szymborskiej rzadko stawał się przedmiotem autorskiego komentarza. Oto ponura gęba komiksowego zbira obok wyciętej z gazety oferty: „nawiąże współpracę”. Na odwrocie notatka: „za tego Pana nie odpowiadam!”. O sprawach bieżących, np. o przyjęciu (rzadko) lub nieprzyjęciu (często) zaproszenia na spotkanie autorskie w Poznaniu, poetka powiadamiała nas expressis verbis, nie korzystając z pomocy obrazków. Ten zwyczaj nie obowiązywał bezalternatywnie. „Zrezygnowałem z przyjazdu do Poznania” – taki napis wkleiła do komiksowego „dymku” wydobywającego się z ust nagiego Dawida Michała Anioła. Zazwyczaj kolaż nie wyrażał emocji autorki. I w tej blokadzie zdarzały się jednak wyłomy. Opowieść o zagubieniu w domowym rozgardiaszu spowodowanym przedłużającymi się pracami stolarskimi została zilustrowana fotografią pizańskiej krzywej wieży tonącej w pustynnych piaskach; wkrótce pojawiła się kolejna wyklejanka – muskularna, naga noga w witrynie kredensu, a na odwrocie odręczny napis: „noga stolarza”.

Korespondencja ta miała metajęzyk radosnej zabawy. Chcieliśmy wierzyć, że satysfakcje nasze i Szymborskiej są „symetryczne”. Dla nas przeznaczona jest radość podziwiania prac ręcznych poetki, dla niej – radość obdarowywania. Indagowana w sprawie oczekiwanej wysokości honorarium za publikację paru wyklejanek na łamach „Arkusza”, Szymborska serdecznie zbeształa redaktorkę naczelną Bogusławę Latawiec i mnie przy okazji: za te wyklejanki nie mogę brać pieniędzy, bo one są dla was, przecież! (owo „przecież” po przecinku, z wykrzyknikiem, niosło w sobie intonację gniewu). Ale zdarzało się, że uciecha z klejenia kolaży przeradzała się w uciążliwą powinność. Pewnego razu napisała: Narobiłam wreszcie wyklejanek, pierwsza idzie do Was, bo już pewno myślicie, że jestem paskudną babą.

Wyklejanki „są śladem przyjaźni i wezwaniem do przyjaźni” – zauważa Leonard Neuger6. Lecz sympatie noblistki – gdy pozostawiają atrakcyjne ślady – nie dają się ukryć przed ciekawskimi oczyma czytelników. W tym kontekście odznacza się szczególną barwą słowo „przyjaciele” w tytule książki Anny Bikont i Joanny Szczęsnej Wisławy Szymborskiej pamiątkowe rupiecie, przyjaciele i sny (wyr. – E. B.). Ten wolumen zdobią graficzne montaże poetki, które także w innych publikacjach – za jej wiedzą i zgodą – zaczęły przenikać do przestrzeni publicznej7, wspierać akcje dobroczynne: myślę o noworocznej pocztówce przedstawiającej otwartą dłoń, do której wpadają, kołując niby płatki śniegu, cztery ciemnozielone gwiazdki. Dziś wyklejanki odnajdujemy na wystawach (w Krakowie, w Kórniku w 2013 r.), w scenografii Nagrody im. Wisławy Szymborskiej (16 XI 2013), w książkach jej autorstwa, w internecie, w czasopismach, w krytycznoliterackich komentarzach8, w próbach ekfraz: I wyklejanka pierwsza – z 1979 ro­ku – moja najbardziej ulubiona: młodzie­niec w zgrabnym francuskim stroju z epo­ki Oświecenia, zadumany, melancholijny, spogląda na motyla, który wpadł tu z in­nego świata, i zaraz pewnie odleci, nie­trwały, parodniowy. O czym myśli mężczyzna, ubrany w wykwintny szustokor, w spodniach do kolan i cienkich poń­czochach – o przemijającej postaci świa­ta, o tym, że kiedyś też będzie stary, że mija ta właśnie chwila, i nie ma do niej powrotu…? Albo o iluzji sztuki, sztuce iluzji. Bo motyl jest nadnaturalnie duży, zakłóca proporcje.9

Piszący o pracach plastycznych Szymborskiej zwracają uwagę na dbałość o stronę techniczną i kompozycyjną. Stosunki między figurami a tłem są przemyślane, proporcje nieprzypadkowe. A jeżeli zdarzają się fragmenty druków ze śladami nożyczek10, i ten fakt ma swoje racje: chodzi o „pamięć genezy” składników obrazka, które nie są nadrukami, lecz cytatami ze źródeł o pierwotnie zgoła innym przeznaczeniu.

„Wyklejanki są dziełem sztuki” – stwierdza Neuger. Mielibyśmy podstawy do tego, by zestawiać je z twórczością dadaistyczną, nadrealistyczną, popartem (od Marcela Duchampa do Andy’ego Warhola), z ponowoczesnymi instalacjami, z poezją konkretną tudzież internetową, wreszcie z liberaturą. Lecz autorka nie życzy sobie tego rodzaju porównań. W korespondencji prywatnej i w publikacjach książkowych nie nazywa swoich prac kolażami, upiera się przy wyklejankach. Niecałe pół wieku temu „wyklejanka” nie była synonimem kolażu. Znaczyła rzecz podobną, acz nieidentyczną; określano tym mianem obrazek powstały z naklejonych na grubszym papierze, kartonie kawałków kolorowego papieru.

11 Była to kompozycja budowana od zera: kolorowy papier zastępował farbę, nożyczki nadawały kształt przedstawianym przedmiotom. Wyklejanka zbliżała się do wycinanki12, przy czym ta druga nazwa odnosiła się do sztuki ludowej, wymagającej nie lada sprawności i pokory wobec wzorów przekazywanych z pokolenia na pokolenie, natomiast pierwsza przywodziła na myśl – niewolną od improwizacji – zabawę inicjowaną dla młodocianych odbiorców „Świerszczyka”: Jest na wyklejance dom z kominem, drzewo z żółtymi liśćmi, jest zielony kogutek. No, co by tu jeszcze dokleić?13 Ku praktykom „dzieckiem podszytym”, niewrażliwym na historię „izmów”, kieruje naszą uwagę twórczyni korespondencyjnych wyklejanek. Konfrontacja z mistrzami przeszłości pociągałaby za sobą konieczność tropienia wpływów i zależności, eksponowania więzi intertekstualnych, osaczając to, co w kolażach domowe, biesiadne, towarzyskie – wykazami nazwisk poprzedników. Wedle poetki rozsądniej jest salwować się ucieczką z tradycji, palić mosty, by osiąść na stałe w krainie bezpretensjonalnego dziedzictwa folkloru (choćby i dziecięcego)14.

Z tych samych powodów Szymborska oddalała od tradycji sztuki recenzenckiej własne wypowiedzi na temat (częściej nie na temat) cudzych książek, ogłaszane w „Życiu Literackim”, następnie w miesięcznikach „Pismo” i „Odra”, na koniec w „Gazecie Wyborczej”. Nadsyłane do „Życia Literackiego” wznowienia dzieł klasyków, memuary, monografie, antologie, leksykony, teksty popularnonaukowe i „przeróżne poradniki” rzadko były w prasie omawiane, choć większość gorliwie recenzowanych książek (większość – czyli nie wszystkie) miesiącami zalegała półki i szła w końcu na przemiał, natomiast cała ta pokaźna re­szta, nieoceniana, niedyskutowana, niezalecana, roz­chodziła się jakoś raz dwa (Ln, s. 5). Nic dziwnego, bo „pokaźna reszta” niekomentowanych druków wymagała orientacji w tak licznych dziedzinach wiedzy, że trudno sobie wyobrazić eksperta, który by nad tym bezmiarem panował. Początkowo myślałam – opowiada poetka – że będę pisać prawdziwe recenzje, tzn. w każdym poszczególnym przypadku określać charakter książki, umieszczać ją w ja­kimś nurcie, no i dawać do zrozumienia która od której jest lepsza czy gorsza. Szybko połapałam się, że (…) jestem i chcę pozostać czytelniczką-amatorką, na której nie ciąży przymus bezustannego war­tościowania. Książka bywa dla mnie czasem przeżyciem głównym, a czasem tylko pretekstem do snucia luźnych skojarzeń (Ln, s. 5; wyr. – E. B.).

Zapis swobodnych asocjacji nie wymaga studiów specjalistycznych. Złakniony wiedzy o świecie amator może szukać natchnienia w dziejach matematyki, astronomii, teorii względności, w opisach życia mięczaków, płazów, gadów, ptaków, psów (zdrowych i chorych), może także przeżywać radość czytania opowieści para- czy też zgoła pseudonaukowych o mitycznych populacjach pół ludzi – pół węży, pół węży – pół koni, pół koni – pół smoków (Ln, s. 177). Mogą go zajmować – jednocześnie! – wędrowanie kontynentów, historia lecznictwa, forma romansu pasterskiego, anatomia komiksu, socjopsychologia płci, ewolucje męskiej mody, los gladiatorów, socjologia kulturystyki, leksykografia łowiectwa, blaski i nędze życia kurtyzany, style taneczne, kuchnia orientalna, biografie „celebrytów” oraz władców i tyranów itd. Rozczytana amatorka ma prawo przyznać się do niekompetencji, czyniąc z tego chwyt retoryczny – skuteczny przy zawieraniu przymierza z równie niewykształconym w danej dziedzinie odbiorcą: Jestem matematycznym tumanem – po co więc sięgnęłam po książkę, której głównym wątkiem są jakieś niepo­jęte dla mnie wzory, wykresy, tabele? (…) ponieważ te tajemnicze spekulacje mają swoich bohaterów i o ich losach warto tu sobie poczytać (Nln, s. 96). W materii literackiej, znanej pisarce dogłębnie, rzeczą ludzką jest zapominać, prześlepiać cudze teksty, bo to niewiedza rodzi wynalazki i odkrycia. Dlatego tak wysoko sobie cenię dwa małe słowa: nie wiem. Małe, ale mocno uskrzydlone (Ww, s. 406).

W rolę literaturoznawcy „akademickiego” wpisana jest powinność stuprocentowej znajomości stanu badań. A ponieważ nakaz ten staje się coraz bardziej nie do spełnienia – z uwagi na kosmiczny przyrost wiedzy – lepiej nie pisać, że jakiś fakt literacki nigdy nie miał miejsca, niż narazić się na falę wzburzonych sprostowań (co doradzałem często swoim magistrantom). Felietonist(k)a nie podlega takiej presji i może przyznać się do luk erudycyjnych bez zażenowania: Nikt (…) nawet nie zająknął się o piosence jako o gatunku literackim. Ja w każdym razie nie przypominam sobie takiego ewenementu. A czy ktoś w podręcznikach szkolnych z dawnych lat wspomniał bodaj słóweczkiem o Kabarecie Starszych Panów? Wprawdzie nie wszystkie podręczniki miałam w ręku, ale wątpię… (Nln, s. 14; wyr. – E. B.)15.

Lecz przywilej niekompetencji zdobywa się na zasadzie coś za coś. Rekompensatą może być przeniesienie wiedzy specjalistycznej (lub jej życiowej otoczki) w inne, potoczne wymiary. Albo gra wyobraźni. Albo żart. Amatorskie czytanie, co dla poetki „staroświeckiej jak przecinek” (Ww, s. 93) znaczy czytanie staroświeckie, nie przynosi wprawdzie pełnej swobody, ale pozwala poczuć jej bliskość „na tyle, na ile wolnym być można” poza zasięgiem norm „zbiorowej musztry”. Człowiek bawiący się kolektywnie – podlega takiej musztrze. Homo ludens sam na sam z książką – jest od musztry wolny. Sam sobie ustanawia reguły gry, posłuszny własnej tylko ciekawości. Pozwala sobie na czytanie zarówno książek mądrych, z których czegoś się dowie, jak i głupich, bo i one o czymś informują. Wolno mu jednej książki nie doczytać do końca, a drugą od końca zacząć i cofnąć się do początku. Wolno mu zachi­chotać w miejscu do tego nie przewidzianym albo nagle zatrzymać się przy słowach, które zapamięta na całe ży­cie. Wolno mu wreszcie – czego żadna inna zabawa ofia­rować mu nie może – posłuchać, o czym rozprawia Montaigne albo dać chwilowego nurka w mezozoik (Ln, s. 6).

Zabawowe uprawnienia felietonu ukazuje autorka Lektur nadobowiązkowych, sięgając po sugestywne przykłady. Oto, powiada, cechą szczególną Gwałtu na Melpomenie Antoniego Słonimskiego jest „zagęszczenie żartów” (Ln, s. 219). Krotochwilne wypowiedzi skamandryty o zdarzeniach scenicznych miały na celu dyskredytację patosu panującego w większości recenzji teatralnych lat międzywojennych, określonego przez poetkę jako „styl wzdęty” (czyli gorzej niż nadęty; Ln, s. 219). Gdy tylko przedstawienie mu się nie podobało, a najczęściej nie podobało, nie było konceptu, z którego by zrezygnował (Ln, s. 219). Zdaniem znawców prymat żartu nad rzetelną analizą spektaklu świadczył o tym, że dowcipkujący skamandryta „po prostu nie zna się na teatrze”. Czy nie znał się rzeczywiście? – zastanawia się poetka – Nie moja rzecz rozstrzygać, ale chyba się nie znał. Miałże więc rację Witkacy, odmawiając Słonimskiemu prawa do pisania o teatrze „w ogóle i raz na zawsze” ze względu na brak systemu, wyznaczającego horyzont teatroznawczej kompetencji (Ln, s. 220)? Szymborska bierze Słonimskiego w obronę, pisał bowiem z pozycji widza, którego obchodzi ostateczny rezultat, a nie środki w tym celu użyte. Teorie, kierunki i szkoły nie zajmowały go specjalnie (Ln, s. 220). Obrona Gwałtu na Melpomenie staje się kryptoobroną felietonizmu, a przy okazji tłumaczeniem się poetki z własnej felietonowej działalności.

Elementy zarysowanej wyżej taktyki sterowania pamięcią i wrażliwością odbiorcy odnajdujemy w wypowiedziach Wisławy Szymborskiej na temat poezji, już to pisanych eseistyczną, felietonową lub aforystyczną prozą, już to wyrażonych mową wiersza. To samo, co wiemy o przywilejach felietonisty bawiącego się lekturą nadobowiązkową ksiąg przerozmaitych, powinni mieć na uwadze czytający wiersze. Poezja rodzi się w plątaninie „pytań zadawanych sobie” (tytuł jednego z wczesnych tomów Szymborskiej), a skoro siebie samego ktoś pyta, to znaczy, że uzyskanie odpowiedzi bywa problematyczne, rozmywane strumieniami epifanii. „Na chwilę tu jestem, i tylko na chwilę” (Ww, s. 186) – ta refleksja z liryku Urodziny odnosi się do życia jednostki, ale można ją też potraktować jako metaforę natchnień momentalnych, łowionych w wierszowe sieci. Właściwie każdy wiersz / Mógłby mieć tytuł „Chwila” (Ww, s. 399).

Sytuacja poety nie może być – według Szymborskiej – oceniana jako par excellence zawodowa; nie jest podobna do innych ról w komunikacji literackiej. Zarazem tworzenia poezji – inaczej niż „wyrabiania” wyklejanek i notowania „nadobowiązkowych” skojarzeń lekturowych – nie da się zaliczyć do zatrudnień sensu stricto amatorskich. Gdy chcemy wiedzieć, „co to takiego poezja” (Ww, s. 293), a bardzo chcieli to wiedzieć czytelnicy Poczty literackiej16, wypada rozstać się z atrakcjami amatorstwa, by zastąpić je kategorią autorstwa. Komplikuje to ocenę profesjonalnej wiedzy o literaturze. Dopóki znawca sztuki literackiej zajmuje się autorem i jego biografią, demonstrując talent narracyjny, jak na przykład autorzy dzieła Mickiewicz. Encyklopedia, dopóty może liczyć na empatię poetki. Dotyczy to także – delikatnych, niekiedy drażliwych – tajników pisarskiego warsztatu (w odniesieniu do tego pojęcia Szymborska nie toleruje samowoli nazewniczej). Jeżeli znawca stara się dotrzeć do różnic i podobieństw między pisarskimi indywidualnościami, lub do podobieństw ponad różnicami, może liczyć na życzliwość poetki-felietonistki. W felietonie Łzy Flauberta o korespondencji autora Pani Bovary i George Sand czytamy: Z pozoru nic ich łączyć nie powinno – była między nimi znaczna różnica wieku, mieli odmienne poglądy polityczne, inne usposobienia, a przede wszystkim inne podejście do pisarskiego warsztatu. Spod ręki Sand wylewały się potoki słów i płynęły sobie swobodnie. Flaubert pracował jak kamieniarz w twardej skale i całymi dniami obciosywał jedno zdanie (Nln, s. 19).

Skoro warsztat pisarski powinien funkcjonować wedle specyficznych (niegotowych) reguł, zatem pisarzowi, a zwłaszcza poecie, najbliżej jest do filozofa. Obaj przemawiają w imieniu własnym, choć rola tego drugiego bywa instytucjonalne uwarunkowana, bowiem filozof ma możność ozdobienia swojej profesji jakimś tytułem naukowym. Poeta, „w zanadto jednej osobie” (Ww, s. 185), takiej możliwości nie ma: Nie ma (…) profesorów poezji. To by przecież znaczyło, że jest to zatrudnienie wymagające specjalistycznych studiów, regularnie zdawanych egzaminów, rozpraw teoretycznych wzbogaconych bibliografią i odnośnikami, a wreszcie uroczyście otrzymywanych dyplomów. A to z kolei oznaczałoby, że po to, żeby zostać poetą, nie wystarczą kartki papieru zapisane choćby najświetniejszymi wierszami – konieczny jest, i to przede wszystkim, jakiś papierek z pieczątką (Ww, ss. 403-404; wyr. – E. B.).

(…)

_________________
1Skróty, które stosuję, odnoszą się do następujących książek Wisławy Szymborskiej: Ww – Wiersze wybrane (Kraków 2010); Ln – Lektury nadobowiązkowe (Kraków 1992); Nln – Nowe lektury nadobowiązkowe 1997-2002 (Kraków 2002). Po skrócie podaję numer strony.
2Szerzej na temat języka biografii pisałem w artykule Biografia jako język (w:) Biografia – geografia – kultura literacka. Pod red. J. Ziomka i J. Sławińskiego. Wrocław 1975.
3Zob. W. Szymborska: Rymowanki dla dużych dzieci z wyklejankami autorki. Kraków 2003.
4Teoretycznie nic nie stoi na przeszkodzie sporządzeniu dwu lub wielu wyklejanek identycznych; nie znam takich dubletów – znam wyklejanki z powracającymi motywami (człowiek bez głowy, krzywa wieża w Pizie).
5Większość listów Wisławy Szymborskiej była adresowana do mojej żony, Bogusławy Latawiec, i do mnie.
6L. Neuger: Wyklejanki Wisławy Szymborskiej (w:) 2014. Kalendarz z wyklejankami Wisławy Szymborskiej. Wersja kolekcjonerska. Calendar Collages by Wisława Szymborska, Collectors’ Version. Fundacja Wisławy Szymborskiej, Kraków 2014 [strony nienumerowane].
7Dla mnie darem wzruszającym a niespodziewanym była wyklejanka, którą redaktorzy dedykowanej mi księgi (na 70. urodziny) otrzymali od poetki i uczynili centralnym motywem plastycznym na okładce. Zob. Od tematu do rematu. Przechadzki z Balcerzanem. Pod red. T. Mizerkiewicza i A. Stankowskiej. Poznań 2007.
8K. Ostap: Dostać kartkę od Wisławy Szymborskiej. „Akcent” 2013, nr 4, s. 175. W naszej epoce byłoby czymś niewyobrażalnym, gdyby w ślad za ekspozycjami prac poetki nie ruszyła konsumpcja dochodowa. Zob. Kolekcja Wisławy Szymborskiej (w:) Prezenty twoich marzeń (Książkowy katalog świąteczny). [Empik, Warszawa, grudzień 2013], s. 15.
9K. Lisowski: Motyl Wisławy. „Nowa Dekada Krakowska” 2013, nr 1-2, ss. 185-186.
10Tępotę nożyczek też umiała przezwyciężać: nie widać na tych wyklejankach śladów mocowania się z narzędziem, ani z własnym ciałem – pisze Neuger (dz. cyt). Otóż niekiedy widać takie ślady.
11Słownik języka polskiego. T 10. Pod red. W. Doroszewskiego. Warszawa 1968, s. 42.
12W bogatej kolekcji eksponatów wielonarodowej „sztuki wycinania z papieru” Rosjanie wyróżniają „polską wyklejankę”. Zob. isoveti.ru/raznoe/istoriya-vozniknoveniya-iskusstva-vyrezaniya-iz-bumagi.html (13.01.2014).
13Słownik języka polskiego, dz. cyt., s. 42.
14Dziś wśród zabaw dla przedszkolaków propagowane są wyklejanki w stylu Szymborskiej! Zob. dziecirosna.pl/zabawy/zabawy_dla_przedszkolakow/wycinanka_wyklejanka.html (13.01.2014).15Kilka osób się „zająknęło”, zarówno na temat piosenki literackiej, jak i kunsztu Jeremiego Przybory. Także ja o instrumentacji głoskowej piosenki piętnującej bezczelną niewypłacalność pewnego Portugalczyka pisałem w „podręcznikowej” Poezji polskiej w latach 1939-1965. Cz. II: Ideologie artystyczne. Warszawa 1988, s. 199.
16W. Szymborska: Poczta literacka, czyli jak zostać (lub nie zostać) pisarzem. Kraków 2012, ss. 39-41. Pomieszczone w „Życiu Literackim” porady dla początkujących literatów nie miały bezpośredniego wpływu na czytelników poezji Szymborskiej – aż do edycji książkowej ukrywającej się w redakcyjnym, bezimiennym „my”.

 

Ciąg dalszy w papierowym wydaniu „Akcentu”.