Tadeusz Szkołut. Biografia fotograficzna

Spis treści numeru 3/2014

Biografia fotograficzna

 

Rozległe i różnorodne dzieło życia Ryszarda Kapuścińskiego – obejmujące teksty stricte dziennikarskie, dzieła z pogranicza prozy nie-fikcyjnej1, wiersze, wywiady, wystąpienia telewizyjne, fotografie itp. – jest już w zasadzie zamknięte. Wprawdzie raz po raz pojawiają się jakieś nowe wypowiedzi autora Hebanu (ostatnio chociażby zbiór wykładów To nie jest zawód dla cyników2), lecz nie powodują one istotniejszych zmian w jego już ukształtowanym wizerunku twórczym funkcjonującym w opinii czytelników. Co najwyżej dopowiadają i niuansują to, co już wiemy o pojmowaniu przez Kapuścińskiego pracy dziennikarza (Autoportret reportera), o jego wrażliwości poetyckiej, stanowisku w sprawie kluczowych dylematów współczesnego świata czy o jego widzeniu świata przez obiektyw aparatu fotograficznego etc.
Postać autora Cesarza jawi się jako pomnik wielkiego reportażu z epoki heroicznej, tzn. z czasów powojennych, gdy dziennikarstwo, w osobach najwybitniejszych swych światowych przedstawicieli, pojmowane było nie tylko jako działalność czysto informacyjna, lecz także jako posłannictwo – zaangażowanie w obronie doniosłych wartości moralnych czy moralno-politycznych (jakże bowiem np. przeprowadzić rygorystycznie granicę między sprawiedliwością czy równością w sensie etycznym i politycznym?). W dzisiejszych czasach, gdy dominuje „postdziennikarstwo”, nastawione przede wszystkim na ekscytowanie doraźną sensacją, a kiedy jej brakuje, na „kreowanie wydarzeń” w celach komercyjnych, gdy mass media (zwłaszcza polskie) podsycają emocje zbiorowe, zamiast je wyciszać poprzez zachęcanie do obywatelskiej refleksji, Kapuścińskiego możemy wspominać z nostalgią jako przykład intelektualisty, który „widział dalej” i „przeżywał głębiej”: ujmował aktualne problemy w skali globalnej, czuł puls dziejów i – rzecz najważniejsza – był świadomy odpowiedzialności za „dobro wspólne” (cokolwiek miałoby to znaczyć), za to, że historię tworzymy my wszyscy swym zbiorowym wysiłkiem.
Budujące jest, że obok owej sumy dokonań twórczych Kapuścińskiego (nazwijmy ją za Jorge Luisem Borgesem „dziełem widzialnym”) żyje i rozrasta się jego „dzieło niewidzialne” – ów niezliczony ogrom wspomnień ludzi znających go osobiście (też do nich należałem), komentarzy do tego, co sam skromnie nazywał swoimi „tekstami”, i komentarzy do komentarzy, naukowych analiz, interpretacji i reinterpretacji, sporów i zatargów, apologii i – incydentalnie – prób „odbrązowienia” (nieszczęsna książka Artura Domosławskiego). Do tego należałoby dodać nagrody i konkursy firmowane jego nazwiskiem, „wakacyjne” szkoły młodych dziennikarzy wzorujących się na warsztacie Mistrza itp. Wydaje się, że w chwili obecnej owo dzieło niewidzialne (ale przecież jak najbardziej realne) – istniejące w świadomości zwykłych czytelników oraz czytelników profesjonalnych (reporterów, antropologów kultury współczesnej i naukowców medioznawców itp.) – znacznie przerosło „dzieło widzialne”, co jest najdobitniejszym potwierdzeniem żywotności tego ostatniego. Współtworzy ono benjaminowską „aurę” sprzyjającą recepcji idei Kapuścińskiego, a niezbywalną częścią tej aury jest ugruntowane przeświadczenie odbiorców o jedności twórczości i biografii pisarza-reportera. Bez aury nie ma wiarygodności (wolę mówić o wiarygodności, niż używać napuszonego frazesu „życie w prawdzie”). Wiedzą o tym wszyscy dzisiejsi celebryci, którzy hojnie opłacają specjalistów od PR, mających im pomóc w zbudowaniu na użytek publiczny wykoncypowanej aury, tj. zmajsterkowanego wizerunku, który następnie zostanie korzystnie sprzedany firmom zamawiającym reklamy.
Trzeba zauważyć, że Ryszard Kapuściński, od kiedy stał się sławny w skali światowej, miał świadomość nieuchronnego uwikłania w tryby globalnej popkultury, które m.in. wymagają stałej obecności „wybitnej postaci” na eksponowanym miejscu areny publicznej. Pamiętam jedną z rozmów w redakcji „Akcentu”, gdy autor Imperium otwarcie stwierdził, że gdyby z jakiegoś powodu na dwa – trzy lata wypadł z międzynarodowego obiegu, musiałby rozpoczynać wszystko od nowa jako nikomu nieznany dziennikarz. Kiedy oglądamy go dzisiaj na fotografiach w otoczeniu światowej klasy pisarzy, artystów, akademików lub podczas uroczystego wręczania przyznawanych mu licznie nagród, ale także wśród zasłuchanej młodzieży, gdy widzimy jego postać i pełną radości twarz, którą zdobi słynny uśmiech, trudno się oprzeć wrażeniu, że spełnianie owych uciążliwych obowiązków celebryty dostarczało mu też sporo satysfakcji. Godna podziwu była wszakże jego umiejętność zachowania niezależności od wszystkożernych mass mediów; posiadał zdolność do posługiwania się nimi nie dla zaspokajania narcystycznych pragnień, lecz w celu przekazania szerokim rzeszom odbiorców doniosłych spostrzeżeń, przemyśleń, idei (inna rzecz, że świat i tak poszedł swoją drogą). Potrafił pisać jak rasowy postmodernista – jego wypowiedzi trafiały zarówno do umysłów wybitnych intelektualistów, jak i do wyobraźni i wrażliwości zwykłych ludzi, wśród których miał wielu wielbicieli.
Przyznam się, że kiedy po raz pierwszy wziąłem do ręki opracowany przez Macieja Sadowskiego i konsultowany przez Alicję Kapuścińską luksusowy album fotografii wykonanych w części przez samego Kapuścińskiego, lecz głównie przez inne osoby fotografujące go w różnych sytuacjach reporterskich, konferencyjno-promocyjnych, ale też rodzinnych, układających się w historię jego życia (od zdjęcia urodzonego w Pińsku bobasa poprzez fotografie ilustrujące rozliczne podróże aż po te rejestrujące jego tryumfy zawodowe z ostatniego okresu życia), ogarnęły mnie obawy, czy nie mamy do czynienia z próbą zawłaszczenia postaci pisarza-reportera przez popkulturę. Owo zawłaszczenie może dokonywać się na różne sposoby, z których najpowszechniejszy i zarazem najbardziej zdradliwy polega na sentymentalizacji obrazu danego twórcy, przykrojeniu go do mentalności i stereotypowych wyobrażeń masowego konsumenta kultury. W zapomnienie idzie wówczas dramatyczne nieraz przesłanie jego książek, realizowany przez niego (tak jak w przypadku Kapuścińskiego) w ciągu całego dojrzałego reporterskiego życia wysiłek, aby zrozumieć Innego, zbudować pomosty łączące różne kultury, a walkę zastąpić bezpośrednią i nacechowaną życzliwością rozmową (właśnie rozmową, a nie przereklamowanym „dialogiem”; zwłaszcza tzw. dialog zmierzający do konsensusu, może być zakamuflowaną formą opresji). Na pierwszy plan wysuwa się natomiast wizerunek „człowieka sukcesu”, naszego genialnego rodaka, którego – na sposób opisywany przez Witolda Gombrowicza – możemy podetknąć pod nos całemu cywilizowanemu światu na dowód niezaprzeczalnej wielkości naszej nacji.
Moje obawy – na szczęście – okazały się wyolbrzymione. Osobowość Kapuścińskiego i tym razem wybroniła się przed glajchszaltującym mechanizmem kultury masowej. Pewne zastrzeżenia wzbudzają wszakże zdjęcia opatrzone wyrwanymi z kontekstu banalnymi frazami w stylu Paula Coelho, np. „Całe moje życie jest życiem w drodze” czy „Uśmiech jest potrzebą życia”. Takie zdania mógłby wygłosić każdy i nikt. Najstosowniejszym komentarzem wydają się w albumie rzeczowe informacje i spostrzeżenia reportera oraz jego… wiersze. One wychodzą bowiem poza zwodniczą „dosłowność”/„naoczność” fotografii i wkraczają w sferę wyobraźni i metafory, a tam właśnie tworzą się sensy głębsze.
Na zakończenie chciałbym podzielić się z czytelnikami swoim własnym małym odkryciem, którego dokonałem podczas oglądania i porównywania fotografii zamieszczonych w albumie. Otóż uderzyło mnie podobieństwo między zdjęciem z pierwszego kwietnia 1951 r. (młody student ZMP-owiec z imponującą fryzurą i z równie imponującą pasją recytuje z trybuny Ogólnopolskiego Zjazdu Młodych Pisarzy swoje – jak możemy się domyślić – nader „postępowe” wiersze, s. 36) a fotografią z lutego 1995 r. wykonaną podczas wystąpienia w nowojorskim „Nowym Dzienniku” na spotkaniu z Polonią amerykańską, gdzie z podniesioną ręką apelował: Społeczności najbiedniejszych państw nie mają głosu. Ludzkość w swojej większości jest milcząca. Ci nędzarze rano wstają, idą w pole, pracują, wypędzają bydło, głodują. I milczą! Nikt w ich imieniu nie przemawia, a oni sami też nie mówią, stąd myślę, że (…) w imieniu tych ludzi trzeba również mówić. I że jest to m.in. obowiązkiem reportera (s. 181). Na drugim zdjęciu fryzura reportera jest już mocno przerzedzona, mina mniej wojownicza, ale na twarzy przemawiającego rysuje się to samo młodzieńcze zaangażowanie. Kapuściński zmienił się, ale pozostał sobą. I takim chcemy go pamiętać.

1Kapuściński stworzył gatunek synkretyczny naszych czasów – pisze Bogusław Wróblewski we wstępie do pracy zbiorowej będącej pierwszą próbą monograficznego ujęcia twórczości wielkiego reportera (Życie jest z przenikania…”. Szkice o twórczości Ryszarda Kapuścińskiego. Zebrał, opracował i wstępem opatrzył Bogusław Wróblewski. Posłowie Alicja Kapuścińska. PIW, Warszawa 2008, s. 5).
2Fragmenty w „Akcencie” nr 3 z 2012 r., omówienie w „Akcencie” nr 1 z 2014 r.

__________________________

Ryszard Kapuściński. Fotobiografia. Koncepcja, wybór tekstów i opracowanie graficzne Maciej Sadowski, VEDA, Warszawa 2013, ss. 256.