Franciszek Piątkowski. Wspomniany Gong

Spis treści numeru 3/2015

Wspomniany Gong

Otwarcie wystawy Gong 2. Teatr – Próba – Spektakl odbyło się 11 maja 2015 roku w gmachu Biblioteki Głównej UMCS. Byli goście spodziewani w takich przypadkach (Urszula Bobryk – prorektor UMCS), niespodziewani (reprezentanci wydziałów „okołohumanistycznych”) oraz gospodarze, organizatorzy i twórcy ekspozycji; wśród nich siła sprawcza, czyli komisarz wystawy i współautorka jej scenariusza – Urszula Poślada. Byli też goście najbardziej pożądani: młodzi ludzie tworzący, współtworzący i wspomagający GONG 2, starsi teraz o lat około czterdzieści. W większości jeszcze rozpoznawalni i nawet podobni do tych uwiecznionych na zdjęciach wkomponowanych w wystawę poświęconą Gongowi. Oczywiście, że był też Andrzej Rozhin, samodzierżca Gongu od początku (rok 1961) do samego prawie końca istnienia teatru, bo niedługo po odejściu Rozhina (1974) teatr przestał istnieć. (Bardzo trafne i pojemne określenie „samodzierżca” pożyczyłem od profesora Krzysztofa Stępnika z Wydziału Politologii UMCS).

Takie wystawy organizuje się z zasady po to, aby ujawnić aktualne osiągnięcia, albo w celu przypomnienia niegdysiejszych dokonań i zdarzeń – najczęściej z okazji rocznicowych. We wstępie do starannego w formie edytorskiej i powściągliwego w treści katalogu wystawy ujawniona została i okazja, i cel ekspozycji. Potrzebne więc będą dwa krótkie cytaty. Najpierw o okazji:

W roku 2015 mija pięćdziesiąt lat od czasu, gdy studencki teatr Gong 7.30 otrzymał własną dużą scenę w oddanym do użytku Domu Kultury Studenckiej „Chatka Żaka”. Wraz z przejęciem przez Uniwersytet Marii Curie-Skłodowskiej mecenatu nad teatrem nastąpiła zmiana jego nazwy na Akademicki Teatr UMCS Gong 2. Andrzej Rozhin, który miał już na swoim koncie wyróżniający się i uhonorowany dorobek twórczy, otrzymał oficjalną nominację na kierownika artystycznego tego teatru.

Były zatem trzy zdarzenia warte uroczystego przypominania: uzyskanie przez Gong własnej sceny (i widowni z prawie czterystoma fotelami), zmiana nazwy, bo wcześniej był Gong 7.30 nazywany w ówczesnej prasie studenckim teatrzykiem (deminutivum od „teatr”, mające na celu miniaturyzację zjawiska) oraz – po trzecie – nominowanie Andrzeja Rozhina na kierownika artystycznego Akademickiego Teatru UMCS Gong 2. Nie „teatrzyku” – Teatru!

A teraz drugi cytat z katalogu – ten ujawnia cel wystawy:

Jubileuszowa ekspozycja stanowi próbę przypomnienia wyjątkowych wydarzeń ze studenckiego ruchu teatralnego w Lublinie w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych XX wieku.

Fenomen Chatki

Na kilka dni przed otwarciem wystawy poświęconej Gongowi opisywano i objaśniano wyjątkowe wydarzenia sprzed pół wieku w studenckim ruchu teatralnym w Lublinie i – generalnie – w ówczesnym życiu kulturalnym lubelskich studentów. Było to w Chatce Żaka z okazji – też, a jakże! – jej pięćdziesięciolecia. Świadkowie zdarzeń, jakie miały miejsce w tym obiekcie na przestrzeni jego dziejów starali się przypominać, opisywać, objaśniać, ale…

Jak opisać fenomen Chatki rozdygotanej, rozdyskutowanej w tumanach papierosowego dymu? Przecież wtedy to było niezdrowe, a dzisiaj byłoby wielce naganne. Jak i w czym znaleźć przyczynę nadprodukcji zdarzeń i inicjatyw? Teatr Gong 2, Zespół Pieśni i Tańca Ludowego, grupa plastyków Inops, zespół „Konfrontacji” obradujący co tydzień na krętych schodach, jazzowe „dżemy”, gongowe „fajfy”, pierwszy w dziejach Lublina studencki klub literacki Kontrapunkty, turnieje międzyuczelniane (na nich objawił się Kazimierz Grześkowiak, a potem między innymi Elżbieta Wojnowska, Elżbieta Igras i Wiesława Łubiarz), dyskusje na górze z zaczepnym hasłem „45 minut kłótliwego myślenia o sztuce współczesnej”, enigmatyczna grupa KEKS (Krąg Entuzjastów Kultury Studenckiej) z zapalczywością rozważająca przy kawiarnianym stoliku „jedność w wielości” Witkacego, teatr absurdu Ionesco albo „jak byłem na Grotowskim, to…”. Dużo tego? Można jeszcze.

Była Chatka Żaka akceleratorem w studenckiej rzeczywistości Lublina i była obiektem o dużym potencjale grawitacyjnym, przyciągającym nie tylko twórców z innych uczelni lubelskich, ale także z innych ośrodków akademickich w Polsce. I teraz zdanie bez kadzidlanego dymu: jeżeli Chatka Żaka stała się jednym z najważniejszych zworników studenckiego ruchu teatralnego w skali kraju, to była to wyłączna zasługa Andrzeja Rozhina i jego zapracowanego zespołu.

Wiosny w Lublinie

W rok po wejściu na własną scenę Teatr Gong 2 dał świetne przedstawienie „drugiej generacji”, czyli Pieśni i songi pana Brechta. Był maj 1966 roku, czas premiery Pieśni… podczas pierwszej Studenckiej Wiosny Teatralnej. I to właśnie lubelskie wiosny teatralne, z wpisanym w ich koncepcję obowiązkiem prezentowania przedstawień premierowych zamieniły lubelską Chatkę Żaka w planetę o potężnej sile przyciągania. Przyjeżdżały teatry z całej Polski: te które nadawały ton poszukiwaniom nowych formuł w estetyce teatru, a także te, które doszukiwały się dopiero własnej formuły: Gliwice i Wrocław, Szczecin i Gdańsk, Kraków i Białystok, Warszawa i Łódź… Gliwicki STG, krakowski Teatr STU, łódzkie „siódemki”, Maks Szoc i jego pantomima ze Szczecina, Teatr 38 i Pleonazmus z Krakowa, „ą” z Gdańska.

Cytuję z katalogu wystawy: na deskach festiwalu wystąpiło ogółem 56 grup teatralnych, prezentujących ponad 100 przedstawień (Gong 2 był sześciokrotnie zdobywcą głównych nagród). Żeby obejrzeć te „wiosenne” przedstawienia należało: po pierwsze wystać swoje w tłumie przed drzwiami do sali teatralnej, po drugie dać się przepchnąć przez drzwi, po trzecie – gdy wszystkie miejsca były zajęte – znaleźć wolną powierzchnię na przynajmniej jedną stopę. Po przedstawieniu można było wziąć udział w dyskusji z członkami jury, a w jury zawsze zasiadali luminarze: wybitni teoretycy, krytycy, artyści teatru. Bywało gorąco, bo był to czas buntu przeciw teatralności spetryfikowanej, przeciw teatrom poddanym dyktaturze afisza, a mówiąc po ludzku – przeciw traktowaniu teatrów jako przebieralni literatury w sceniczny kostium. Stąd w teatrach studenckich przed półwiekiem poszukiwanie słów odmiennych od gotowych i ogranych tekstów dramatycznych połączone niejednokrotnie z zaskakująco dojrzałymi rozstrzygnięciami w sferze formy teatralnego języka.

Niech powyższe nie będzie odczytane jako twierdzenie, że teatry studenckie w ogóle nie sięgały do gotowych tekstów dramaturgicznych. Przeczy temu statystyka tytułów przedstawień (także tych z lubelskich „wiosen”), ale to co najpiękniejsze, najdojrzalsze i najwartościowsze zdarzało się najczęściej wówczas, gdy teatry studenckie sięgały po teksty zapomniane, niechciane, teatralnie niegotowe. Oglądane w Lublinie i zapamiętane przez wielu: Szewcy wrocławskiego Kalambura, Wprowadzenie do… poznańskiego Teatru Ósmego Dnia, Karzeł krakowskiego Teatru STU, Wiosna ST Gliwice i także przedstawienia „bez tekstu”, jak Orfeusz szczecińskiego Studia Miniatur, Szłość samojedna krakowskiego Pleonazmusa czy coraz doskonalsze realizacje Sceny Plastycznej KUL. A w Gongu oglądane? Elżbieta Bam według Daniela Charmsa (odkrycie tekstu), Za! (kronika 1917 roku) według Johna Reada, Testament według Franciszka Villona, Dialog na święto narodzenia… według staropolskich jasełek i komedii rybałtowskich. I tak dalej, w duchu buntu przeciw skamieniałym teatralnym „kanonom”.

Teatr uwidocznionych słów i metafor

Wystawa Gong 2. Teatr – Próba – Spektakl była dźwiękiem podszyta: słowem mówionym, w przedstawieniach Gongu i słowem w nich śpiewanym. Zadbał o to autor prezentacji audiowizualnej – Krzysztof Wróblewski: kiedy zrobiło się cicho, bo uczestnicy otwarcia poszli na piętro, aby oddać się wspomnieniom – usiadłem na podeście i słuchałem jak przebija się teatralne słowo przez poszumy teatralnych działań. Było klarownie, tak jak powinno być w poetyckim teatrze: z dbałością o wybrzmienia wszystkich końcówek, z czystą artykulacją, z dobrą interpretacją. Bo Gong 2 był teatrem poetyckim, a nie teatrem poezji. Teatrem unaocznionych metafor, a nie teatrem deklamacji poetyckich strof.

Na początku tego tekstu były cytaty z katalogu wystawy. W nawiązaniu do zdań sprzed chwili – zacytuję samego siebie z tekstu pod tytułem W trosce o całość zamieszczonego w książce Gong 2. Spojrzenie w przeszłość. Oczywiście mógłbym ten obszerny cytat zapisać w innych słowach, osadzonych w innych zdarzeniach, unikając w ten sposób zarzutu narcyzmu, ale słowa pisane dwanaście lat temu wydają mi się ciągle prawdziwe, bo są osobiste i emocjonalne, więc po co tworzyć formalne inwarianty dla tych samych treści?

Konstanty (Cat) Puzyna (…) to był nasz guru. Czytało się go, mówiło się nim. W 1965 roku pomyślał on i zapisał: „Myślę, że o sile i prężności teatrów studenckich, o ich właściwej funkcji społecznej decyduje przede wszystkim zaangażowanie w problematykę szerszą (…). W tę, która wiąże się z rozwojem i przemianami świadomości ludzkiej – artystycznej, intelektualnej, obyczajowej”. Pewnie, że od „Songów…” chodziłem na wszystkie przedstawienia „Gongu” i chwaliłem dość systematycznie ich zaangażowanie w problematykę artystyczną, intelektualną i obyczajową. Ale jak prawda, to niech będzie prawda nie tylko w zeznaniach, ale i w wyznaniach. Wyznaję tedy, że Wasze zaangażowanie raz obchodziło mnie bardziej, a raz mniej. (…) [Natomiast] dziękuję za to, co robiliście ze słowami zapisanymi wierszem albo prozą. Mnie zawsze interesowało bowiem to najbardziej, jak z takich małych cegiełek wznosi się budowle, w których jest przestrzeń i światło, słowa i ludzie, kolory i dźwięki oraz tajemnica czasu. Tego teatralnego i tego, który „może wykrzyczeć prawdę tam, gdzie słowa kłamią” [Edward T. Hall: „Bezgłośny język”]. Na takiej właśnie drodze chciałem Was znaleźć: słowo i jego krwiobieg, sens słowa i święto odrodzenia tego sensu oraz czas, w którym odradza się (bądź rodzi) sens ludziom potrzebny. (…) Reszta, czyli sposób zestrojenia teatralnych jakości jest cudem, który się zdarza podczas przedstawień i dlatego trzeba rzecz zakończyć świętym Augustynem: „Piękne są te rzeczy, które nam się podobają, gdy się na nie patrzy”.

„Piękne rzeczy” podobały się wielu. Maria Bechczyc-Rudnicka, sumienny świadek lubelskiego życia teatralnego i znakomity recenzent, przy okazji dziesięciolecia Gongu zapisała: O istotnych dokonaniach lepiej mówią fakty i liczby niż frazesy, oto trochę realiów z programu jubileuszowego: ponad 500 spektakli dla blisko 210 000 widzów.

Tekst pani Marii ukazał się w „Kamenie” w 1972 roku. Czterdzieści lat później, w księdze jubileuszowej Andrzeja Rozhina (Wybrałem teatr) napisałem:

10 lat, 29 premier, 500 spektakli i aż 210 tysięcy widzów! Trochę nie wierzę, bo do premiery „Pieśni i songów Pana Brechta” (8 maja 1966 roku) Gong 2 grał w małej „szóstce”, a Gong 7.30 nawet „szóstki” nie miał. Duża sala teatralna, jaką Gong dysponował od premiery „Pieśni i songów”, mogła pomieścić 400 widzów. Tak, były nadkomplety, trzeszczały żebra w drzwiach wejściowych w czasie wiosen teatralnych, ale bywały tez „łysiny” na widowni. No to minusujemy, albo lepiej – dzielimy, i od razu przez dwa, co daje 105 tysięcy widzów w dziewięcioleciu, a po uśrednieniu – 10 tysięcy młodych inteligentów rocznie w teatrze młodej inteligencji. Fenomenalne, chociaż starsi inteligenci też w teatrze Gong bywali.

Aneksy

Aneks pierwszy: Andrzej Hausbrandt w tekście Rozhinologia stosowana (krakowski tygodnik „Student” z 1972 roku) napisał, że Gong był „teatrem młodej inteligencji wyrosłym na ugornej glebie miasta Lublina”. Dałem się uwieść żwawemu, błyskotliwemu stylowi A. Hausbrandta i własnej pomroczności jasnej – też pisywałem o ugorze. W drugiej połowie lat sześćdziesiątych i w pierwszym okresie lat siedemdziesiątych nie było tu jednak kulturalnych nieużytków. W Teatrze Dramatycznym im. J. Osterwy był Kazimierz Braun, w Teatrze Lalki i Aktora im. H. Ch. Andersena był Jerzy Ochmański, w Filharmonii Lubelskiej był Adam Natanek. Tak wybitni artyści i świetni dyrektorzy nie tolerowali ugorów.

Aneks drugi: przy okazji jubileuszów Gongu i Chatki Żaka wielu dociekało, kto wymyślił nazwę Chatka Żaka, a pełnym zdaniem: Dom Kultury Studenckiej „Chatka Żaka”. Przepytywani zgodnie przypuszczali, że taką uskrzydloną nazwę zanurzoną w bajkowej poświacie na pewno wymyślił ówczesny rektor UMCS profesor Grzegorz Leopold Seidler. Kto wymyślił nową drobiarską nazwę Inkubator Artystyczno-Medialny (wpisany jest w Chatkę Żaka) nie wiem i nie chcę wiedzieć.

Aneks trzeci: Chatka Żaka od początku i jeszcze przez długie lata dzieliła się na cztery imperia, zarządzane przez czworo imperatorów. Niech pierwszym będzie STOŁÓWKA z Albinem Kiernickim, drugim KAWIARNIA z Panią Kazią (oraz z sałatką á la Kiernicki i kiełbasą podsmażaną z cebulą), trzecim ZESPÓŁ TAŃCA LUDOWEGO UMCS ze Stanisławem Leszczyńskim, a czwartym GONG z Andrzejem Rozhinem. Imperium trzecie i czwarte było w stanie permanentnej wojny o dostęp do sceny; w drugim dymiło się z patelni i z głów; w pierwszym studenci zjadali około 1600 posiłków dziennie.

Aneks czwarty: ach! gdzie są niegdysiejsze śniegi…