István Kovács. Wiersze

Spis treści numeru 4/2002

Ono

Patrzę na Ciebie,
Panie,
ja, paralityk od chwili poczęcia,
który umiem poruszać
tylko wzrokiem,
tym podwójnym peryskopem
zaświatów.

Kto stamtąd wejrzy we mnie tak,
jak gdyby był mną?

Tkwiące w krześle u fryzjera
wieczne niemowlę,
ja,
karnawałowa kukła,
której młodość przywraca się strzyżeniem.

Od prapoczątków źródeł
w imadle zastygłych pięści
tkwi kraj ściśnięty na opak.

Fruną z niego ku niebu
obrazki rodzinne.

Gardłowe dźwięki,
które daję z siebie,
jedyny mój skarb,
przecina ostrze nożyc,
a skalpel tnie wyobrażone mięśnie
nad kolanami.

Teraz jest zima.
ale również latem
czekam na Ciebie w bezruchu bałwanka.

Przede mną świat w amalgamatowej powłoce,
którym nie odetchnę.

Widziałem dość,
Panie,
jeżeli to już wszystko.

przełożyła Anna Górecka

Rysunek Urszulki

Cieszy mnie,
że znów rysujesz kwiaty,
i czarodziejską dłoń, która rozwiera płatki,
i złociste sploty włosów mamy,
długie
jak Dunaj płynący przez rycinę,
miasta,
i czerwony piec,
koronę drzewa pulsującą sercami owoców,
i słońce w ostrożnej wędrówce brzegiem kartki,
i niebo.

Ostatnio rysowałaś czarne łóżko,
na łóżku
kobietę w żałobie,
która oczekuje dziecka,
a pod spodem pisałaś kulfonami:
„ZA PIĘĆ MINUT UMRZE”

Dzięki niech będą temu,
który w twoim sercu
jeszcze w porę zdążył stłumić
ten czas, co rodzi taki
ból.

przełożyła Anna Górecka

Historia

Jest nas dziesięciu; to zbór, zbór, taki zbór,
A sam pastor jest ten jedenasty
Lecz śpiewamy za stu, stu, i stu,
Aż od śpiewu drży tynk i pył tańczy.

Zoltán Jékely: W kościele w Marosszentimre

Na wzgórzu w nurtach wirującego
nieba wciąż stoją dachy i ściany,
i niby kościół – arka Noego
wciąż jeszcze strzegą, pilnują zmarłych.
Ale na górze o świcie słońce
swą zardzewiałą pieczęć przybija,
rożny czerwono rozpłomienione
w okna zabite deskami wbija.
W gardle przełykającym śmierć oto
śpiew Boga stał się wlewkiem, którego
żar może także ciebie dotknąć
wszystko jedno, czy jako setnego.
Jako setnego, tysięcznego dziś,
Za dziesięciu, których znają dzieje,
Którzy śpiewali za stu, stu, i stu
I za samotnego kaznodzieję.
Choćby zima z głodem pelikana
przyszła, Bóg nas na dudka wystrychnął…
Niechaj tylko w nas tamci śpiewają,
„których podły czas nikczemnie wyrżnął”.

przełożył Bohdan Zadura