Paweł Gembal: Guzlowskiego droga krzyżowa

Spis treści numeru 4/2003

Guzlowskiego droga krzyżowa

 

Kiedy czytałem przedmowę do Języka mułów i innych wierszy, autorstwa ich tłumacza Bohdana Zadury (Próbując zrozumieć wrażenie, jakie robią na mnie wiersze Johna Guzlowskiego, intuicyjnie czuję, że to, co tak trudno uchwycić, sprowadza się do niuansów: do Johna, który już jest Johnem, a nie Janem, do „ł”, które zmieniło się na „l”, podczas gdy „i” nie uległo, i w swej eksponowanej lokalizacji, eksponowanej, bo na końcu wyrazu, na końcu nazwiska, jak na końcu wersu, nie przekształciło się w „y”), a później słowo wstępne samego Johna Guzlowskiego, wróciły do mnie wrażenia z wcześniej przeczytanych książek. Takie porównania i skojarzenia już na starcie „ustawiają” lekturę. O ile jednak tamte książki były po pierwsze: prozatorskie, a po drugie – należało je odczytywać jako historie rodzin (czy też historie rodzinne), pochwałę tego, co było, „hymn o świecie utraconym” bądź li tylko jako rzecz o przemijaniu, to Język mułów jest poetycką próbą ocalenia rodziny, a konkretnie rodziców autora wierszy przed anihilacją, zagubieniem w otchłani czasu, bądź też poezją sumującą doświadczenia pokolenia wojennego. Problem ten jest zaś o tyle ważny, że wyznania poety w słowie wstępnym w największym stopniu determinują interpretację Języka mułów.

Oboje zostali wywiezieni do nazistowskich Niemiec jako robotnicy przymusowi. Ojca aresztowano pod Poznaniem, w Polsce w 1940. Matkę pojmano w pobliżu jej domu, na zachód od Lwowa, i wywieziono w 1942. Do zakończenia wojny pracowali w obozach koncentracyjnych, w należących do nich zakładach i gospodarstwach. Po wojnie przebywali w obozach dla uchodźców – na terenie Niemiec – aż do 1951 roku, kiedy wyjechali jako przesiedleńcy (dipisi) do Stanów Zjednoczonych.

To, co pragnę osiągnąć swoimi wierszami, to sprawić, by przemówili moi rodzice i ich doświadczenia.

Doceńmy, że John Guzlowski, kiedy rodzice opowiadali o swych przejściach, które stały się jego wierszami (mówili językiem prostym, językiem jednoznacznym) starał się by były podobne do tych opowieści i zachowały ich pierwotną narracyjną wyrazistość. Doceńmy, że przejścia te, rozrzucone w kawałeczkach swojej egzystencji, ale niezapomniane, chaotyczne i cząstkowe, stały się jednością i będą trwały w poetyckim „teraz”. Język mułów rozprawia się z historią rodziny, która jednak, co należy wyraźnie zaznaczyć, jest nie tylko tematem wierszy, ale staje się czymś więcej – dopełnieniem biografii Jana Guzłowskiego vel Johna Guzlowskiego, która mogłaby się zaczynać:

Autor wierszy jest poetą amerykańskim urodzonym w 1948 roku w Vinenburgu w Niemczech w obozie dla uchodźców. Jest nie tylko poetą, również wykładowcą literatury angielskiej i amerykańskiej oraz autorem prac z zakresu krytyki literackiej. Pisze po angielsku. Tytuł książki poetyckiej Język mułów wziął się z opowieści ojca autora o nazistach, którzy traktowali przymusowych robotników i więźniów obozów koncentracyjnych tak, jakby ci mówili językiem mułów a nie ludzi. Głębokie przeżycie dramatycznych losów rodziców stanowi – według interpretatorów jego poezji – klucz do zrozumienia własnego losu.

W tytule polskiej książki Guzlowskiego są jeszcze „i inne wiersze”, które wedle Bohdana Zadury sygnalizują istnienie drugiego skrzydła tej poezji. Wiersze te znalazły uznanie w oczach Czesława Miłosza, polskiego noblisty, który stwierdził, że wiersz pt. Melon mógłby znaleźć się w antologii Wypisy z ksiąg użytecznych, gdyż realizuje jego ideał poezji, będąc jakby odpowiednikiem holenderskich martwych natur XVII wieku.

Gdyby Język mułów trzeba było scharakteryzować tylko jednym zdaniem, mogłoby ono brzmieć: rozrachunek z historią, która powtarza się stale i ogranicza jednostkę ludzką. Rzeczywiście w poetyckich obrazach Guzlowskiego przeszłość przeplata się z teraźniejszością. Trwają tu, jakby zatrzymane w biegu, dwa lub nawet trzy czasy. Bo przecież przyszły rychło zamieni się w teraźniejszy, a ten z kolei będzie niejako skażony przez poprzedzające go dzieje.

Każdego wieczora mój ojciec klęka
przy wąskim łóżku
i modli się za żyjących
którzy już nie żyją dla niego
modli się za spokój zmarłych
którzy już nigdy nie umrą dla niego
za swoją żonę Teklę
która trafiła do obozu i w obłęd
za swoją matkę Wiktorię
która zmarła przed wojną
na suchoty
za swego ojca Adama
którego nigdy nie kochał
Co wieczór modlitwa
odmawia na jego kolanach
topografię Golgoty

(Modlitwa dipisa)

Bohaterem wierszy bywa również sam poeta, ale nie opowiada on wówczas tylko o samym sobie:

córka idzie za mną
pyta mnie w końcu
dlaczego noszę płaszcz
bez guzików
buty bez sznurówek

Mówię jej że jestem błaznem
w czarodziejskim śnie

padam na kolana
jak skruszona foka

i kiedy ona się śmieje
dalej zmyślam
mówię jej że guziki
wrzucono do zupy
sprzedane sznurówki
kupiły sekret chleba

nie musi
wiedzieć że myślami
zawsze jestem przy moim ojcu
umierającym na krew
która przetrwała obozy
wspomnienia o dziecku
pozostawionym w polu
z burakami

prawdziwe czary

zaledwie sześcioletnia zrozumiała
jak ja jego szary głos
kształtujący świat z
błyskawicy i popiołów

Poeta nie jest tu ważniejszy niż córka czy ojciec. Opowiada o historii, która go ukształtowała, będącej dla niego wiecznym „teraz”.

W Język mułów wpisana jest przeszłość. Wydaje się jednak, że poetycka opowieść Johna Guzlowskiego jest nie tyle rzeczą o przemijaniu, co raczej pieśnią o pozornym traceniu. Dlaczego pozornym? Bo właśnie mówienie o przeszłości staje się aktem odzyskiwania kawałka przeszłości. „Dawno” otrzymało imiona, kolory, zapachy i dźwięki. Ktoś powiedział, nie pamiętam kto, że istniejemy o tyle, o ile opowiadamy. A co dopiero, gdy przedmiotem opowieści uczynimy najbliższych.


John Guzlowski: Język mułów i inne wiersze. Biblioteka Śląska, Katowice 2002, ss. 109.