Waldemar Michalski: Wołyńskie wiersze Józefa Czechowicza

Spis treści numeru 4/2003

Wołyńskie wiersze Józefa Czechowicza

 

Józef Czechowicz – jeden z najwybitniejszych polskich poetów XX wieku kilka ważnych dla jego twórczości lat spędził na Wołyniu, dokładnie we Włodzimierzu Wołyńskim i okolicach (gmina Werba). Urodził się w Lublinie 15 marca 1903 r. i miastu swojej młodości poświęcił wiele pięknych wierszy (m.in. Poemat o mieście Lublinie). W 2003 roku w Lublinie uroczyście obchodzono 100-lecie jego urodzin. W uroczystościach jubileuszowych brała udział siostrzenica, a zarazem córka chrzestna poety pani Helena Pańkiw – obecnie mieszkająca wraz z rodziną we Lwowie. Warto dziś przypomnieć, że dojrzewanie Czechowicza jako poety miało miejsce na Wołyniu. Śladem tego są jego wołyńskie wiersze.

Jest ich kilka, nigdy nie były osobno publikowane, nie stanowią też żadnego cyklu. Należą do pierwszych utworów i od razu najważniejszej poetyckiej miary. Wszystko to, co dla poezji Czechowicza najbardziej znamienne, znalazło tu swój wyraz, swoją realizację.

Przypomnijmy, że Czechowicz na Wołyniu podjął pracę nauczycielską, przenosząc się bliżej Lublina z podwileńskiego Brasławia i Słobódki. Na Wileńszczyźnie i na Wołyniu był nauczycielem w szkołach podstawowych. W międzyczasie ukończył w Lublinie Wyższy Kurs Nauczycielski (1922). Miał szczególne wyczucie potrzeb i oczekiwań dziecka – sam był niczym duże dziecko, na co zwracali uwagę współcześni: ufność, wiara, niemal bezkrytyczne zaufanie, akceptacja natury jako części własnego „ja” – to właśnie Czechowicz, młody wrażliwy nauczyciel i poeta.

Kalendarz jego pracy nauczycielskiej na Wołyniu przedstawia się następująco:

1.04.1923 – 1.07.1923 Szkoła w Marianówce (jednoklasowa) – Smolany, gmina Werba, pow. Włodzimierz Wołyński.
1.08.1923 – 1.09.1925 Szkoła Powszechna nr 3 (siedmioklasowa) we Włodzimierzu Wołyńskim.
1.09.1925 – 1.09.1926 Szkoła Powszechna nr 1 (siedmioklasowa) we Włodzimierzu Wołyńskim.

Stąd było bliżej do przyjaciół w rodzinnym Lublinie. Można już było dojeżdżać na spotkania lubelskiej grupy literackiej „Reflektor”, a nawet kontynuować współpracę z lubelskimi czasopismami (m.in. „Przeglądem Lubelsko-Kresowym” czy dwutygodnikiem „Nowe Życie”). Cztery lata pobytu na Wołyniu młodego poety (20-25 lat) to czas gromadzenia obserwacji, budowania wyobraźni, fascynacji wołyńskim pejzażem, naturą, pograniczem języka, kultur i religii, wreszcie dynamiczny triumf codziennego doświadczenia młodości:

z rozkoszą gwiżdżę w czerwcowy czad
skaczę kołuję tętnię
25 lat
(Lato na Wołyniu)

Gałęzie pachną szczęściem, wysoko rozkołysany nieba kaftan a we mnie mojego ciała ogień – wszystko to, jak mówi poeta, asonans ukochanej ziemi. Wiersz stanowi deklarację radości i woli życia. Młodopolski (secesyjny) kolor srebrny – kolor śmierci, zastąpiony jest tu kolorem złotym lub czerwienią – kolorami życia. To niemal dionizyjski okres w życiu i twórczości Czechowicza. W listach poety pisanych m.in. z Włodzimierza do przyjaciół (zebrał je i opracował Tadeusz Kłak, Wydawnictwo Lubelskie 1977) czytamy wyznania w rodzaju: chcę pisać, pisać, ręce na gwałt chcą pióra, a tymczasem nie mogę. Trochę mi przeszkadza tymczasowość mej posady, trochę zaś to, co ode mnie nie zależy – to znaczy ferment wewnętrzny (to fragment z listu do Wacława Gralewskiego w Lublinie, z 5.06.1923 r.). W innych listach także do Gralewskiego (np. z 12.07.1924 r.), informując o planach wakacyjnych, pisze: Zostaję tu na kilka tygodni, bo mi bardzo dobrze i cicho we Włodzimierzu. Czas nie ograniczony żadnymi określonymi zajęciami jest tak miły, tak serdecznie drogi. Jem, kiedy chcę, wstaję, kiedy chcę, i tak samo kładę się spać. Wszystko to jest bardzo boskie (…) Że nie ma bielizny, że kolacja bywa skąpa – głupstwo. Ale jest pogoda tak błękitna, tak wieczna! Z tej perspektywy Lublin wydaje się smutny, choć i na Wołyniu bywają dni markotne: Trochę się nudzę, bo oprócz wieczornych marzeń i popołudniowych wędrówek nie ma tu nic, co by mnie zajmowało. Przez cały czas pobytu w Marianówce napisałem ze dwadzieścia stron prozy bez sensu i trzy czy cztery wiersze deliryczne (fragment listu do Gralewskiego wysłany z Włodzimierza 5.06.1923 r.).

Kilka lat później, bo w roku 1928, spędza wakacje u swojej siostry Kazimiery i jej męża Aleksandra Głuszewskiego w Brodach. (Jej córką jest właśnie wspomniana wcześniej pani Helena Pańkiw ze Lwowa). W liście do Gralewskiego z 14.08.1928 r. pisał: Ponieważ zamierzam tu siedzieć jeszcze czas jakiś, nie pogniewałbym się, gdybyś dał znak życia. Czas spędzam dziwnie próżniaczo. Przeważnie leżę na słońcu pod daszkiem werandy pełnej kwiatów. Czego tu nie ma! Gladiole, fiołki alpejskie, tulipany, renensztok, figusy etc. Pszczoły brzęczą w tym gąszczu, niekiedy nawet bąk. A ja leżę godzinami, patrzę na chmurki, kwiaty i jest bardzo anielsko. Siostra moja ma miłego męża. Razem urządzamy eskapady za miasto, śmiejemy się z byle czego, opowiadamy sobie kawały itp.(…) Kiedy oni wychodzą do kina, to ja rozkładam arkusze papieru, takiego samego jak ten, na którym teraz piszę, i szkicuję wiersze. Robota idzie dość ciężko….

Jeszcze daleko do katastroficznych wizji nieba ognistego i bomb w stallach zabijających poetę. Jeszcze siano pachnie snem i wiejskimi wakacjami – na Wołyniu? Podolu? – lecz cóż po chlebie, kiedy nie smarowany niebem? Wsłuchuje się w mowę i śpiewy ukraińskie. Z pewnością właśnie wtedy podejmuje pierwsze próby tłumaczenia na język polski ukraińskich poetów. Jego znakomite tłumaczenia wierszy Pawła Tyczyny drukował w latach trzydziestych m.in. Józef Łobodowski w redagowanym przez siebie w Łucku czasopiśmie „Wołyń”. Również Kazimierz Andrzej Jaworski w swojej chełmskiej „Kamenie” chętnie zamieszczał ukraińskie tłumaczenia Czechowicza. To przecież także efekt zauroczenia Wołyniem!

Do oryginalnych wierszy wołyńskich Czechowicza należy zaliczyć przede wszystkim utwory nawiązujące motywami do tamtych stron, przestrzeni kulturowej i geograficznej. A więc są to m.in. cytowane już Lato na Wołyniu i Przez Kresy (obydwa z tomu Ballada z tamtej strony, 1932) oraz Westchnienie – o Włodzimierzu Wołyńskim (z tomu Nuta człowiecza, 1939). Dobrze, że przygotowujący do druku w Wydawnictwie Lubelskim tom Czechowicza pt. Wiersze (1963), czyli Stanisław Piętak, Seweryn Pollak i Jan Śpiewak pomieścili w książce także wybrane z rękopisów ważniejsze odmiany tekstów. Mamy więc okazję poznać pierwszą wersję utworu Przez Kresy, który w pierwotnej redakcji nosił tytuł Wozem przez Kresy. Wersja późniejsza, drukowana w tomiku Ballada z tamtej strony, jest m.in. oczyszczona z przesadnej ilości powtórzeń. Nadawały one utworowi zbyt katarynkowy, monotonny rytm. Czechowicz rygorystycznie starał się realizować peiperowsko-przybosiowską zasadę: „najmniej słów – najwięcej znaczeń”. Do ważnych poprawek w utworze zaliczyć trzeba właśnie tu dokonaną zamianę epitetu „srebrny” na „złoty” w odniesieniu do słowa „kołacz”. Zmiana nastąpiła także w wizerunku księżyca. W wersji wstępnej jest on „blednący z wolna” a w wersji drukowanej okazuje się bardziej wyrazisty i w tonacji gorący: „księżyc ciemny czerwony”.

Ujawnienie wersji brulionowych ma też istotne znaczenie w ustaleniu czasu powstania utworu. Okazuje się, że Czechowicz swoje wiersze wołyńskie pisał także cztery lata po opuszczeniu Włodzimierza, w 1930 r. (data brudnopisu) – mieszkał wtedy już w Lublinie. Spontaniczność i wyrazistość obrazu (znakomita pamięć konkretów) mogłaby z powodzeniem sugerować pisanie wiersza „na gorąco”, nawet w trakcie wycieczek wołyńskich, np. z Włodzimierza do średniowiecznych kurhanów i klasztoru w Zimnem (słynne wyprawy kajakiem rzeką Ługą), czy wędrówki z Werby do Owadna – najbliższej stacji kolejowej, a więc drogą pod oknami domu rodzinnego mojej matki (w części oddanego przez dziadków także na potrzeby szkółki jednoklasowej dla dzieci z miejscowych rodzin polskich i ukraińskich – wiem z relacji mojej matki, wówczas uczennicy, że Czechowicz miewał tu także swoje godziny lekcyjne, tzw. zastępstwa).

Dystans czasowy od momentu inspiracji do napisania wiersza jest znamienny dla Czechowicza. Był cyzelatorem słowa, wyważał różne warianty, skreślał, szlifował tekst z rozwagą, ostatecznie po latach następowała publikacja.

Kazimierz Wyka w swoim studium o poezji Czechowicza zauważył – co potwierdzają także inni znawcy tej poezji, m.in. Tadeusz Kłak i Janusz Kryszak – że w kreowaniu sytuacji lirycznej wierszy autora Ballady z tamtej strony, a więc także wierszy wołyńskich, obowiązuje zasada całkowitej transpozycji uczucia na obraz w miejsce liryki bezpośredniej. Jadwiga Sawicka, autorka niedawno wydanej książki pt. Wołyń poetycki w przestrzeni kresowej (1999) twierdzi, że jest to sposób przejścia od deklarowanej uczuciowości (skamandryci) do uczuciowości zapośredniczonej, a nawet zakamuflowanej (s.67).

Sen, noc, księżyc – synonimy zmysłowości podporządkowane są w poezji Czechowicza balladowej, baśniowej poetyce i stanowią znaczący element szyfru do interpretacji i rozumienia jego precyzyjnie budowanego świata poetyckiego.

Słusznie zauważono (Tadeusz Kłak, Jadwiga Sawicka, Andrzej K. Waśkiewicz), że obrazowość Czechowicza jest bardzo kolorystyczna, melodyjna, wszystko jest tu w ruchu (personifikacje, animizacje), wiersz rozkołysany jest rytmem, a równocześnie zredukowany do słów niezbędnych. Poeta swobodnie posługuje się kontrapunktem przedstawieniowym i melodyjnym. Wszystko to trochę przypomina technikę pozornie luźnych ujęć kadrowych (filmowych), a przecież reportersko ważnych, znaczących:

wiatraki kołyszą horyzont
chaty pachną stepem
chatom źle
stoją na palcach o zachodzie ślepe
wspinają się jak konie
za chwilę się pogryzą
(Daleko)

Obraz istnieje tu jako sposób pośredniego wyrażania emocji, określa, a zarazem maskuje pozycję własnego „ja”. Podobnie rzecz się ma z wierszem Przez Kresy. Czytamy tu:

monotonnie koń głowę unosi
grzywa spływa raz po raz rytmem
koła koła
zioła

Już w przytoczonej krótkiej strofie zauważyć można niezwykle wyczuwalną melodyjność tekstu. Jadwiga Sawicka wręcz pisze o znakomitej instrumentacji w wierszu Przez Kresy. Za wzorcowy przykład może służyć – jak twierdzi – sfunkcjonalizowanie samogłoski „o” w kołyszącym, monotonnym ruchu kół toczącego się po polnej drodze wozu (koła – zioła – dołem – polem – kołacz). Poeta wykorzystuje tu znakomicie różnej długości wersy, nieregularności, rymy wewnętrzne, prowadzące do bogatszego umuzycznienia. Warto także przywołać opinię Wyki, który stwierdził krótko: „muzyka Czechowicza powstaje z rytmu obrazów”. Mamy więc do czynienia z poetą, który jest mistrzem obrazu i dźwięku.

Podobną instrumentalizację zauważyć można w innym wołyńskim wierszu Czechowicza:

pod perłowym stepem nieba
kiedy noc majowa
ogrom cerkwi płynął w drzewach
gwiazdy stały w rowach
parowozy gdzieś za stacją
oddychały długo
powiew niósł to i akacją
pachniało nad rzeczką
nad ługą
(Westchnienie)

Nie trzeba tu szczególnego uwrażliwienia na muzyczność tekstu, aby zauważyć jak on faluje, zanosi się nostalgicznym zaśpiewem, jak wołynieje coraz słodziej urocze miasteczko Włodzimierz. Ten wiersz opublikowany został w 1939 r., w ostatnim wydanym za życia poety tomie pt. Nuta człowiecza i może być dowodem na to, że temat wołyński stale towarzyszył Czechowiczowi w poetyckiej drodze. Potwierdzeniem tego wydaje się być także wiersz pt. Autoportret (z tomu W błyskawicy, 1934) pisany już w Warszawie. W szóstej strofie wiersza powraca poeta do Włodzimierza Wołyńskiego:

wołyń
jak tam kipiałem
wesoły
ciężko i gęsto rosnąc
w miasteczku o cerkwie białe
grzmiała moja majowa wiosna.

Dobrze się stało, że w roku 1994 ukazał się tom wierszy Czechowicza pt. Przez kresy. Autorem wyboru jest Piotr Szewc – przedstawiciel młodej generacji pisarzy i redaktorów. W książce znalazł się również esej o poezji Czechowicza autorstwa Czesława Miłosza – przyjaciela poety. Kresy stały się więc hasłem wywoławczym, a także sygnałem zwracającym uwagę na ogromną rolę ziemi wileńsko-wołyńskiej w inspiracji poetyckiej autora Nuty człowieczej. Krytycy słusznie zauważyli (m.in. Jan Witan, „Akcent” 1996, nr 1), że dzięki Piotrowi Szewcowi miłośnicy poezji odkryli jeszcze jedną twarz znakomitego poety, którego wiersze Miłosz nazwał „bezbronnym pięknem”.

Wołyńskie wiersze Czechowicza stanowią bardzo ważny rozdział w jego twórczości. Wołyń bowiem stał się częścią jego duchowej ojczyzny, do której nieustannie, nawet po latach, powracał słowem i pamięcią.

W 1939 r., po napaści niemieckiej na Polskę, Czechowicz wraz z innymi pracownikami Polskiego Radia w Warszawie (m.in. z Czesławem Miłoszem) ewakuował się na wschód. Dotarł do rodzinnego Lublina. Tu 9 września 1939 r., podczas wielkiego bombardowania Lublina przez lotnictwo niemieckie, zginął „bombą w stallach trafiony” dokładnie w tym miejscu, gdzie stoi dziś jego pomnik.


Tekst wystąpienia na międzynarodowej sesji naukowej zorganizowanej przez Państwowy Uniwersytet Wołyński w Łucku w dniach 29-31 października 2003 r. na temat pogranicza społeczno-politycznego i kulturalnego Polski i Ukrainy.