Nadwornego kompozytora króla polskiego, elektora saskiego i wielkiego księcia litewskiego msza h-moll
Najdroższa Anno
całuję twe dobre dłonie
jak muszle w których słychać
ostinato wieczności – chciałbym ją rozpisać
na pięciu liniach tak prostych
że nie do pojęcia
dokąd biegną
kiedy kończy się papier i skąd przychodzą
nie wiem
czy wierzysz że plamy tuszu potrafią
udźwignąć anielskie harmonie a może
jestem bezmyślny jak dziecko które mrówkom
na czarne kropki grzbietów wkłada ciężar
ponad ich siły?
jednak król wielce mi jest łaskawy dlatego
teraz jestem pewien
Drezno warte jest mszy
lecz wciąż nie mogę oprzeć się wrażeniu
kiedy rozkołysany bas śpiewa w mojej głowie
in unam sanctam catholicam et apostolicam
że moje serce pozostaje rozdarte
tworzę wielkość chociaż w nią nie wierzę
czy to możliwe Anno czy możliwe żeby rację miało
piękno a nie przekonanie?
tęsknię do ciszy doczesnych hałasów
do pulchnych palców małego Krzysztofa
dla których zbyt trudne są proste ukłony
menueta
przyjadę do domu jak tylko ukrzyżowanie
Boga pozwoli zracjonalizować miękka
passacaglia
O poecie
Jaka powinna być droga poety
w świecie bez okien
bez klamek
teoretycznie jedyne co powinien zrobić
to iść prosto przed siebie
do celu który został dawno określony
śpiewając donośnym głosem
dopóki płuca nie odmówią posłuszeństwa
a serce przestanie wybijać rytm
wtedy pieśń poniesie ktoś inny
jednak nie wkalkulowano zasadzek
pokus doczesnych i słodkawych jadów
determinizmu wreszcie twórców
doczesnej opinii
ci ostatni potrafią wyjątkowo zafałszować nutę
grając ostre cis gdzie powinno być c
zwąc pewność zapiekłością
a wierność – chorobą
lecz refren zawsze powinien być
jak echo wzrastać chłostą nad tymi
którzy zdradzili słowo
byle tylko nie na kolanach
byle tylko nie na kolanach