Waldemar Michalski. „Piszę wiersze, aby ludziom dawały nadzieję”. Kilka uwag o poetyckim fenomenie księdza Jana

Spis treści numeru 4/2008

„Piszę wiersze, aby ludziom dawały nadzieję”

Kilka uwag o poetyckim fenomenie księdza Jana

 

 

Księgarze narzekają, że poezja źle się sprzedaje, bibliotekarze mówią, że poezję rzadko kto czyta. Uwagi te nie dotyczą jednak wierszy księdza Jana Twardowskiego. Kilkadziesiąt poetyckich książek opublikowanych w różnych wydawnictwach świeckich i kościelnych, których łączny nakład liczony jest już w milionach egzemplarzy, świadczy o tym, że mamy do czynienia z poezją żywą, oczekiwaną i chętnie czytaną. Można tu mówić nawet o fenomenie, rzadkim w dziejach literatury.
O swoich wierszach mówił: ludziom się wydaje, że piszę o biedronkach, a ja ciągle piszę o Bogu. Jego wiersze charakteryzuje genialna równowaga pomiędzy obrazowaniem a doniosłością znaczenia i lapidarnością języka. Kolokwializmy nadają utworom koloryt prywatnej zwyczajnej rozmowy, ocierają się o żart, sentencję: dziecko miało ślipka niebieskie; czystość ciała, czystość rąk, czystość idei wszystko psu na budę bez miłości; [o wróblu:] wpadł na zbitą głowę do święconej wody; wygląda jak strach na ludzi; kiedy jest nam dobrze to niedobrze; tylko co nieważne jak krowa się wlecze; śmierć na śmierć nie umiera; Bóg kocha tych, którzy kochają innych; do płaczu potrzebne są dwa serca; kiedy Bóg drzwi zamyka, otwiera okno; przyjaźń jest zawsze wzajemna, miłość, niestety, nie itp.
Nieustannie jest im właściwy żart, humor, dowcip. W kreowaniu obrazu poetyckiego ogromną rolę spełnia sytuacja liryczna. Podmiot liryczny ujmuje dziecięcą pogodą ducha, szczerością i zaufaniem:

Bóg zapłać Panie Boże
bo podał mi łapę pies
co książek nie czyta
i wierszy nie pisze

(Bałem się z tomu Kiedy mówisz, 2000)

lub inny przykład:
Wstyd mi Boże, ogromnie, że jak grzesznik piszę
że z czasem zapomniałem Tomasza z Akwinu,
że gdy w maju litania – słowika wciąż słyszę
a jadąc do chorego – sławię dzikie wino.

(Spowiedź z tomu Wiersze, 1959)

Wzniosłość ociera się tu o przyziemność, sacrum o profanum, a konkrety krzyżują się z potocznymi stwierdzeniami zaczerpniętymi wprost z mowy codziennej. W wierszu Wielkie i małe słusznie poeta zauważył, że szczegół nadaje wielkość wszystkiemu, co małe, a małe tylko nam się wydaje, że jest małe.
Urodził się 1 czerwca 1915 r. Jego pierwszy poetycki tomik pt. Powrót Andersena ukazał się w 1937 r. Zauważył go jedynie Józef Czechowicz. Autor Poematu o mieście Lublinie w swoim tekście odnotował, że Jan Twardowski należy do tych poetów, którzy są poza oficjalnym rynkiem literackim, nie bierze żywego udziału w organizacyjnych działaniach braci pisarskiej, nie wypowiada swych poglądów artystycznych w innej formie, jak tylko w twórczości pisarskiej, nie jest związany z tą czy inną grupą aktywistów. Ten niebojowy, kontemplacyjny charakter jego kontaktu z otoczeniem potwierdza również postawa artystyczna poety (Spokój i niepokój. Maszynopis w Muzeum im. J. Czechowicza w Lublinie. Druk: J. Czechowicz: Wyobraźnia stwarzająca. Szkice literackie. Lublin, Wydawnictwo Lubelskie 1972). Debiutanckie wiersze wyraźnie nawiązywały do poetyki Czechowicza, kontemplowały piękno natury, zacierały granicę między jawą i snem. Oto fragment utworu z debiutanckiego tomiku ks. Twardowskiego:

 
w oczach gwiazdy i drzewa na spodzie
pochyleni, zanurzeni po pas
brodzą w nocy czerwcowej jak w wodzie

zatrzaśnięte na krzyż okiennice
nieskończony jeszcze zapach łąk
i już płoną pozrywane księżyce
w białych lampach zamkniętych rąk

(O braciach, którzy pytali się samych siebie z tomu Powrót Andersena, 1937)

To był tomik bardzo czechowiczowski, bo ja ogromnie ceniłem poezję tego autora (…) Lubiłem jego wiersze, podobało mi się w nich wyjście poza miasto, jakaś sielankowość, może rodem aż z Zimorowica, kontakt z przyrodą, „siano pachnące snem”… Tam rzeczywistość i sen przenikały się (Helena Zaworska: Rozmowa z księdzem Twardowskim. Kraków, Wydawnictwo Literackie 2006, s. 45).
Zarówno unikalny dziś debiutancki tom poetycki ks. Twardowskiego (z serdeczną dedykacją: Kochanemu poecie Józefowi Czechowiczowi z prośbą o przeczytanie. J.T. 17.XI. 1937 Warszawa), jak i maszynopis czechowiczowskiej recenzji pt. Spokój i niepokój ( z odręcznymi poprawkami Czechowicza) znajdują się w Muzeum Literackim im. Józefa Czechowicza w Lublinie. Ksiądz Jan pochylając się po latach na tymi „eksponatami” mógł wyznać: Pisałem przez cały czas dla siebie i nagle okazało się, że jest to potrzebne i ciekawe dla innych („Rzeczpospolita” z 20.04.2000 r.). (…)

 

Całość w papierowym wydaniu „Akcentu”.