Vidas Morkūnas. Miniatury

Spis treści numeru 3/2023

*** / nieboraczki

W fabryce podzespołów do instrumentów dętych Elvyra S. prowadziła gimnastykę poranną. Przez całe trzydzieści lat stosowała oryginalną metodę, która miała stać się nowym, dźwięcznym akcentem, wywołać radykalny przewrót w branży. Co prawda, Elvyra S. nie miała pojęcia, czy ktokolwiek czerpie z jej dorobku, ponieważ jakoś nie udawało się opublikować stworzonego przez nią dawno temu podręcznika. Gimnastykowani przez Elvyrę S. robotnicy nie wyginali się i nie rozciągali, nie robili przysiadów ani podskoków, co to – to nie! Prymitywne wygibasy nie zaspokoiłyby artystycznych ambicji instruktorki, wręcz uraziłyby jej godność. Każdego ranka, przed ósmą, wytwórcy podzespołów do instrumentów dętych zbierali się w zakładowej auli i przed rozpoczęciem pracy przez kwadrans wcielali się w jelenie. Pomykali po śliskich parkietach, kręcąc zadkami i krzyżując nad głową ramiona, rozczapierzając palce. Elvyra S. bowiem dawno temu, w pierwszym dniu swojej pracy, zrozumiała, że godnych siebie uczniów w tym kolektywie nie znajdzie. Niestety, jej obawy okazały się niebezpodstawne. W ciągu trzech dekad wśród kadr fabryki, które przeszły przez ręce Dainory S., talenty gimnastyczne objawiały się rzadko. Języczki do waltorni odlewali perfekcyjnie, ale jako jelenie byli do niczego. Jak gdyby do pracy w fabryce zatrudniano wyłącznie pozbawione duchowości sztywne kołki. Serce Elvyry S. ranił zwłaszcza ich tępy upór. Z bezgraniczną cierpliwością usiłowała wpoić im świadomość wyższych celów i wdrożyć ścieżkę aktywizacji, na próżno. Mijały lata, w fabryce zmieniały się brygady, ale nie mentalność: byle jakoś odbębnić ten kwadrans gimnastyki i przed produkcją ustników, klap czy rurek zdążyć jeszcze wyskoczyć na papierosa. Im zacieklej Elvyra S. zgłębiała jelenią psychologię, fizjologię, anatomię i behawiorykę, by przekazać tę wiedzę kolektywowi (była bowiem przekonana, że tylko człowiek świadomy, z którego lasu pochodzi jeleń, w jakim jest wieku, co aktualnie podskubuje, ile odbył rui, na co chorował i tym podobne, będzie w stanie adekwatnie odtworzyć ruchy tego szlachetnego zwierzęcia), zatem im głębiej Elvyra S. brnęła w jelenia, tym jawniej i bezczelniej wytwórcy podzespołów do instrumentów dętych ignorowali jej wysiłki. Krzywe uśmieszki, znudzone twarze… Ogólne sflaczenie robotników obezwładniało Elvyrę S. Uświadomiła sobie z bólem, że najlepsze lata swojego życia strawiła na naiwnych próbach realizacji genialnej idei, która dla tych upośledzonych przez Boga trepów nie była dostępna. Ach, a mogła nie zwalniać się ze znacznie bardziej perspektywicznej fabryki siatek do rakiet tenisowych. Przecież wszyscy ją namawiali, żeby została. Ach…

Czynnik ludzki w fabryce podzespołów do instrumentów dętych był niezwykle istotny. Przodownicy pracy trafiali do Galerii Chwały, odchodzący na zasłużony odpoczynek weterani otrzymywali po statuetce Tonacji Mosiężnej; opuszczających ten świat – zwłaszcza jeśli nastąpiło to w godzinach pracy – kolektyw uroczyście opłakiwał.

Przebrawszy się w strój do ćwiczeń, Elvyra S. przejściem służbowym wspięła się na niewysoki podest auli i zdębiała. Na ścianie za sceną wisiały dwie gigantyczne cyfry z płyty pilśniowej: trójka i zero. Starannie oklejone tłuczniem choinkowych bombek, lśniły w promieniach słońca wpadających przez dawno niemyte szyby okien. Na poranną gimnastykę – po raz pierwszy w ciągu trzech dekad pracy Elvyry S. – stawił się cały kolektyw zakładowy, od woźnej po dyrektora. Wszyscy w nowiuteńkich burych fartuchach, wszyscy ze specjalnie na tę okazję wykonanymi poloronowymi rogami na głowach. Przeszkolone odpowiednio wcześniej przez rzeczniczkę prasową fabryki jelenie zgodnie zaryczały i, podtrzymując chwiejące się poroże, porwały się na ćwiczenia.

Elvyra S. była głęboko poruszona.

przełożyła Agnieszka Rembiałkowska

Więcej utworów w wydaniu papierowym „Akcentu”.