Bogusław Wróblewski. Między formą a formułą

Spis treści numeru 4/2020

Między formą a formułą

Bohdan Zadura – poeta, tłumacz, prozaik

(…)

W Ciszy Zadura udowodnił najdobitniej przydatność klasycznej formy dla dyskursu o sprawach politycznych. Zapowiedzią myślenia „społecznego” w historycznym kontekście był już tytułowy utwór z wydanego w 1977 roku zbioru Małe muzea, ale w nim autor posługiwał się jeszcze językiem ezopowym (Małe muzea jak małe kraje / są a mogłoby ich nie być…, Małe muzea podlegają / dużym muzeom…), do którego zdecydowanie nie chciał się uciekać w 1982 roku. Rzec by można, że ten „klasyk” na tle twórców pokolenia ’68 jako jedyny zrealizował w Ciszy z całą stanowczością sztandarowy postulat tej formacji: zasadę „mówienia wprost”.

Późniejsze wiersze (np. Wycofuję się z życia…, Trumny z Ikei) przynoszą wyjątkowo celną kompromitację języka „publicznego” – języka polityków, mediów i reklam – który jest dziś narzędziem powszechnego aksjologicznego wmówienia i zniewolenia. W ten sposób ostrze tej poezji po wielu latach od debiutu godzi w tę samą przypadłość polskiej świadomości zbiorowej, z którą próbowali się zmierzyć pół wieku temu rówieśnicy Zadury spod znaku Nowej Fali – Barańczak, Krynicki, Kornhauser, Zagajewski.

Bohdan Zadura
Bohdan Zadura. Fot. Marek Zadura

Przy czym jeśli za ówczesne zafałszowanie języka i mentalności, za próby centralnego sterowania świadomością Polaków odpowiedzialna była komunistyczna propaganda, to dziś podobną funkcję spełniają natrętne mechanizmy komercyjne – uprzedmiotowienie człowieka jako obywatela zastąpione zostało urzeczowieniem człowieka jako konsumenta (również konsumenta papki medialnej). O ile zatem tamta postawa twórców Nowej Fali ma dla nas znaczenie wyłącznie historyczne, o tyle liryka Zadury jest głosem na wskroś aktualnym – jego nawoływanie do nieufności wobec języka jest osadzone w najbardziej bolesnych realiach polski i Europy XXI wieku.

Wśród autorów najciekawszych tekstów o twórczości Zadury wyróżniłbym nazwiska Jacka Łukasiewicza, Anny Kałuży, Karola Maliszewskiego, Anny Mazurek, Tomasza Majerana, Joanny Orskiej i Andrzeja Sosnowskiego. Oto zdanie wypowiedziane przez tego ostatniego przed osiemnastoma laty (z okazji jubileuszu czterdziestolecia debiutu autora Pożegnania Ostendy): Bohdan Zadura bywa niemal hermetycznie prywatny i niemal ostentacyjnie światowy; jest stąd: puławski; stamtąd: nowojorski; jest włostowicki, budapesztański, warszawski, lubelski, jest może nawet uppsalski, ale bardzo charakterystycznie nie-krakowski i – przynajmniej na razie – nie-sztokholmski.

Dziś do tego „przednoblowskiego” rejestru dodamy na pewno przymiotniki „kijowski” i „lwowski”, bowiem w wizerunku puławskiego poety jako tłumacza dominować zaczęły rysy ukraińskie: zarówno w Polsce, jak na Ukrainie uważany jest za najwybitniejszego tłumacza współczesnej liryki naszych sąsiadów. Tak jest od czasu wydania antologii Wiersze zawsze są wolne. Poezja ukraińska w przekładach Bohdana Zadury (2004) – nie tylko dlatego, że Ukraina budzi ostatnio wielkie zainteresowanie polityczne. Najstarszy autor z tej książki (Dmytro Pawłyczko) urodził się w 1929 roku, a najmłodszy w 1978. Później Zadura zaczął tłumaczyć autorów jeszcze młodszych, jak Andrij Lubka (ur. 1987). Żeby ukazać tak wielką rozpiętość doświadczeń i stylistyk, Bohdan Zadura musiał uruchomić całą skalę swojej wrażliwości i wszystkie instrumenty warsztatu translatorskiego, bo potrafi przyswoić polszczyźnie zarówno wiersze klasycystyczne, jak wykorzystujące młodzieżowy slang epoki komputerów. Tylko w ciągu trzech ostatnich lat ukazało się aż 12 książek ukraińskich autorów w tłumaczeniu Bohdana Zadury (w tym dwie przy udziale jego syna, Marka, którego z powodzeniem zaraził swą translatorską pasją).

Ukraińcy nie pozostają dłużni. Poezja Zadury jest na Ukrainie chętnie czytana i tłumaczona. Jeden z najwybitniejszych autorów średniego pokolenia, Serhij Żadan (ur. 1974), umieścił niedawno Zadurę wśród pięciu najważniejszych polskich poetów (obok m.in. Miłosza i Krynickiego), pisząc: Nam, ukraińskim poetom, z Bohdanem Zadurą wyraźnie się poszczęściło. Dla wielu okazał się kimś w rodzaju logopedy: faktycznie dał możliwość przemówienia po polsku dziesiątkom autorów z sąsiedniej Ukrainy. Jego antologia „Wiersze zawsze są wolne” była znakiem tego, że między naszymi literaturami wszystko może być dobrze. Naprawdę tak jest. (…) Mógłbym tutaj opowiedzieć o nadzwyczajnie otwartym i delikatnym człowieku, który z wielkim szacunkiem i miłością odnosi się do swoich kolegów, do tej poetyckiej kuchni, z którą ma do czynienia przez całe życie. Jednak lepiej powiem o wierszach Zadury, za którymi stoi wspaniały poeta – mądry i ironiczny jednocześnie, z wyrazistym głosem, który nie dusił i nie zabijał sobą sensu tego, co mówił. Zgódźmy się, poważnym poetom nie zawsze się to udaje.

Oprócz setek wierszy Zadury przełożonych przez najlepszych tłumaczy czytelnik ukraiński otrzymał ostatnio (2020; w przekładzie Wasyla Słapczuka) także jego powieść, i to powieść debiutancką – Lata spokojnego słońca z 1968 roku. Znakomicie skomentowała to w posłowiu ukraińska literaturoznawczyni Zoriana Łanowyk: Powieści „Lata spokojnego słońca” nie odbiera się jako spóźnionej szansy, by ukraiński czytelnik zapoznał się z utworem sprzed pięćdziesięciu lat. Odbiera się ten utwór jako nowy i współczesny, odkrywający nowe granie sensów i nowe możliwości interpretacji. Odległość w czasie, jaka dzieli przekład od oryginału, staje się swego rodzaju pryzmatem umożliwiającym prze-czytanie tekstu, gdzie z oddali coś się zaciera, a coś uwyraźnia w świetle nowej epoki z nowymi bohaterami – dziećmi swojego wieku. Z pewnością i sam autor z perspektywy życiowego doświadczenia inaczej patrzy i inaczej ocenia swoją „Spowiedź dziecięcia wieku”, czytając ją czasami nostalgicznie, a czasami z dystansem. Bo przecież już nie ma tego lęku, „że nie da się wypowiedzieć tego nigdy, bo minął czas, kiedy można to było zrobić, a ty zostałeś z przekonaniem, że masz co powiedzieć, co przekazać, z niepewnym przekonaniem”. To, co chciało się powiedzieć, jest już powiedziane, przemijające – ocalone, odniesiono zwycięstwo nad czasem, który nie zatrze zapisanego w książce życia, tekst istnieje i zachowuje swoją prawdę.

Tym bardziej w Polsce powinniśmy mieć świadomość, że choć w potocznych wyobrażeniach Bohdan Zadura funkcjonuje przede wszystkim jako poeta, to przecież jego dorobek prozatorski jest pokaźny i w przemianach form narracyjnych minionego półwiecza odegrał istotną rolę. Składają się na ów dorobek trzy powieści i dwa zbiory opowiadań opublikowane na przestrzeni 30 lat: od 1968 po 1997 rok. Postmodernistyczna – jak by się rzekło jeszcze 15 lat temu – powieść Lit (1997) nawiązuje do najlepszych tradycji powieści autotematycznej, do której w literaturze polskiej należą Góry nad czarnym morzem Wilhelma Macha czy Miazga Jerzego Andrzejewskiego. Nie można jednak mieć wątpliwości, że Lit wyszła spod pióra znakomitego poety. Wskazują na to nie tylko partie napisane regularnym dziewięciozgłoskowcem. Są tu również inne sposoby panowania nad formą: wielkie, piętrowe zdania złożone, ciągnące się przez pół strony bez utraty nośności komunikacyjnej, teatralno-patetyczny (neoromantyczny) dialog w zakończeniu pierwszej części powieści, ujęty w strukturę rytmiczną ośmiozgłoskowca.

Chciałbym zakończyć „encyklopedycznym” podsumowaniem: całe pisarstwo Bohdana Zadury oparte jest na ostrej światopoglądowej antynomii jako źródle niewygasającej energii wewnętrznej dzieła. To sprzeczność między podziwem dla klasycznej formy, nad którą chce się panować, a skrajną nieufnością wobec procesu zastygania języka w jakiekolwiek skostniałe formuły.

Dodajmy jednak jeszcze, że pochłonięty przekładami z ukraińskiego Zadura nie porzucił całkowicie literatury węgierskiej, której kiedyś, przy udziale filologów, tłumaczył całkiem sporo. Przed kilkoma laty opublikował przekład niezwykle ważnego w historii kultury naszych bratanków dramatu Tragedia człowieka Imre Madácha (2014), a niedawno wybór wierszy nestora węgierskiej poezji współczesnej Pétera Kántora Czego potrzeba do szczęścia (2018). Niech to będzie dodatkowym uzasadnieniem decyzji redakcji „Akcentu”, by z okazji 75 urodzin zaprezentować obok siebie sylwetki równolatków i przyjaciół – Bohdana Zadury i Istvána Kovácsa.


W tekście wykorzystałem fragmenty swego wprowadzenia do spotkania z Bohdanem Zadurą w cyklu Światło literatury w warszawskich Łazienkach Królewskich w maju 2016 roku.

Całość w wydaniu papierowym „Akcentu”.