Żywe diagnozy Bogdana Madeja
Nazwisko Bogdana Madeja, najwybitniejszego lubelskiego prozaika ubiegłego wieku, utrwala się w historii literatury dzięki dwóm książkom opublikowanym w latach 70. przez Instytut Literacki w Paryżu. To powieść Piękne kalalie albo dojrzewanie miłości (1974) i zbiór opowiadań Maść na szczury (1977). Peerelowska cenzura nie dopuściła ich do druku w kraju, więc autor zdecydował się ogłosić je za granicą. Są to książki całkowicie różne. Obie mają wyraźne odniesienie do rzeczywistości PRL-u, ale mechanizmy tego odniesienia funkcjonują w obu przypadkach zupełnie inaczej.
O pierwszej z nich traktuje publikowany obok tekst Bohdana Zadury, napisany w lecie 1981 roku, gdy przygotowywaliśmy do druku ósmy z kolei tom „Akcentu”, periodyku powstałego rok wcześniej na fali demokratycznego entuzjazmu, który – w szerszej skali – doprowadził do Sierpnia 1980. Miał to być numer poświęcony różnym zagadnieniom związanym z odbiciem w literaturze przełomów politycznych w PRL-u (początek stalinizmu w drugiej połowie lat 40., Październik 1956 poprzedzony okresem „odwilży”, Grudzień 1970 poprzedzony Marcem 1968 i wreszcie ów Sierpień, narastający właściwie już od 1976 roku). Przedłużający się proces wydawniczy, co było w tamtych czasach raczej normą niż wyjątkiem, sprawił, że całe to przedsięwzięcie, mające spore szanse powodzenia w atmosferze posierpniowego powiewu wolności słowa, zderzyło się w grudniu z twardą ścianą cenzury stanu wojennego. Okrojony tom ukazał się dopiero jesienią następnego roku jako nr 2/19821. Nie dopuszczono do druku kilku istotnych tekstów: poematu Antoniego Pawlaka dedykowanego Bohdanowi Borusewiczowi, opowiadania Marka Nowakowskiego zatytułowanego Wyciągnij spluwę i postrasz ją trochę (o pewnym poruczniku nazwiskiem – nomen omen – Gulałka) oraz powierzonych nam przez Bogdana Madeja (za wiedzą paryskiej „Kultury”) fragmentów Pięknych kalalii i towarzyszącego im szkicu Bohdana Zadury, który przedstawiamy czytelnikom dopiero teraz (o okolicznościach jego zaginięcia i odnalezienia pisze sam autor w komentarzu do swego tekstu).
Skierowanie do publikacji Pieknych kalalii i ich obszernego omówienia nie było jednak pierwszą próbą przełamania izolacji Bogdana Madeja (kreowanej przez władze PRL-u) podjętą przez młodszą część lubelskiego środowiska literackiego, które wraz z młodymi humanistami z obu lubelskich uniwersytetów współtworzyło redagowany przeze mnie kwartalnik. Przez trzy lata poprzedzające powstanie „Akcentu” (1977-1980) pełniłem funkcję przewodniczącego Koła Młodych przy lubelskim oddziale Związku Literatów Polskich. Jesienią 1977 roku postanowiliśmy zorganizować cykl spotkań warsztatowych ze starszymi kolegami po piórze w mającym piękne, przedwojenne tradycje lokalu ZLP przy ul. Granicznej – dawnym mieszkaniu ks. Ludwika Zalewskiego. Jedną z pierwszych osób, które zaprosiłem, był właśnie Boddan Madej. Bogdan z radością się zgodził, tym bardziej że komunistyczna Służba Bezpieczeństwa starała się za wszelką cenę utrudnić mu publiczne funkcjonowanie2. Przeczytał zgromadzonym znakomite opowiadanie Pan Wacław z tomu Maść na szczury. Dalej piszę o tym opowiadaniu obszerniej, bo jego treść była dla tamtego czasu wielce znamienna (przed kilkoma laty skomentowałem ją w rozmowie z Tomaszem Kłuskiem – autorem najlepszego dotychczas, jak sądzę, artykułu poświęconego twórczości Madeja3).
Ale zanim doszło do spotkania, otrzymałem telefon od dziekana Wydziału Humanistycznego UMCS. Oświadczył, że podobno zamierzam zorganizować na terenie UMCS (sic!) spotkanie z niejakim Bogdanem Madejem i że został przez Jego Magnificencję Rektora zobowiązany do przekazania mi, że jest jego życzeniem, abym to spotkanie odwołał. Odpowiedziałem odmownie, wyjaśniając przy okazji nieporozumienie co do miejsca planowanego zgromadzenia. W tym samym czasie przekonywano Józefa Ziębę, kierownika Muzeum Literackiego im. J. Czechowicza, który w Zarządzie Lubelskiego Oddziału ZLP był odpowiedzialny za współpracę z Kołem Młodych, żeby skłonił nas do odwołania spotkania. Józef Zięba poinformował mnie o tym, ale do niczego skłaniać nie próbował. Spotkanie, z udziałem kilkudziesięciu osób, bardzo się udało; lekturze towarzyszyła żywa, interesująca dyskusja. Kilka dni później w gabinecie szefa Zakładu Literatury Współczesnej, gdzie od niedawna pracowałem, pojawił się pan dziekan Tadeusz Łoposzko, żeby osobiście przeprosić mnie w imieniu rektora za tamten telefon: „Pan rektor został wprowadzony w błąd” – oświadczył dziekan. Ta historia znakomicie ilustruje, jak ówczesna Służba Bezpieczeństwa, uciekając się do dezinformacji i prób zastraszenia, starała się izolować niewygodnych dla niej ludzi kultury. W sumie – raczej skutecznie, bo to spotkanie autorskie było chyba jedynym oficjalnym, jakie Bogdan odbył w ciągu tych kilku lat przed Sierpniem.
Maść na szczury przywiozłem z Paryża do Lublina, wraz z Kosmosem Gombrowicza i kilkoma innymi książkami, w ciężkim plecaku, gdy – korzystając z wydanej jeszcze przez Almatur międzynarodowej legitymacji studenckiej – wybrałem się z dwoma przyjaciółmi w niezapomnianą podróż autostopem do Francji (drogą przez Niemcy, gdzie przez miesiąc w Studentische Selbsthilfe – studenckiej spółdzielni pracy – zarabialiśmy na dalszą wędrówkę).
To książka w dorobku Bogdana Madeja najważniejsza, wysoko oceniana przez krytyków (gdy już można było w kraju o niej pisać), niektóre ze składających się na nią opowiadań zostały sfilmowane4 lub z dobrym skutkiem zaadaptowane na scenę5. Przyjrzyjmy się im bliżej.
Pan Wacław to opowieść z pozoru „kameralna”. Osoba z zawodowo-towarzyskich kręgów inteligenckich (dokładniej: akademickich, dziś powiedzielibyśmy – „wykształciuchów”) pada ofiarą agresji rzezimieszka, który okazuje się podopiecznym Pana Wacława, „opiekującego” się jakąś częścią środowiska przestępczego. Poszkodowany liczy na lojalność swych akademickich przyjaciół przy egzekwowaniu sprawiedliwości (mówiąc inaczej: przy obronie etycznych podstaw współżycia społecznego). Ale Pan Wacław doprowadza do izolacji pokrzywdzonego, który w rezultacie rezygnuje z dochodzenia sprawiedliwości. To opowiadanie jest niezwykle nośną metaforą również dzisiaj, nie tylko w PRL-owskim kontekście, ale w tamtym czasie aktualizowało się szczególnie. Największym bowiem zagrożeniem dla systemu komunistycznego była społeczna solidarność6 (potwierdził to dobitnie rok 1980). Dyrektywa każdej dyktatorskiej władzy: „dziel i rządź”, to podstawowa zasada działania policji politycznej. Pan Wacław ukazuje lepiej niż jakiekolwiek studium socjologiczne, jak można ludzką solidarność skutecznie rozbić za pomocą trzech podstawowych metod, którymi posługiwały się służby państwa totalitarnego: ideowego wmówienia opartego na doktrynerstwie7, przekupstwa8 i zastraszenia (którego szczególną odmianą jest szantaż)9.
Zupełnie inny charakter ma opowiadanie Głęboką nocą. Walc. To obraz apokalipsy, która spełnia się w głęboko prowincjonalnym świecie, w czasie wiejskiej zabawy. W konstrukcji i w tempie przekształceń sytuacji fabularnej znamionuje ten utwór iście gombrowiczowska dynamika połączona z głęboką, wielowarstwową stylizacją językową. Narratorem jest dotknięty kalectwem Parchaty, zepchnięty, jak kilku jemu podobnych, na margines wiejskiej społeczności, w rzeczywistości cwany i konsekwentny w realizacji własnego planu, sprytnie manipulujący innymi i zdobywający w efekcie pieniądze i seksualne spełnienie. Jego język, podobnie jak język dialogów, cechują skondensowane właściwości mowy chłopskiej, tak jak ją słyszy Bogdan Madej. Dodatkowo w stylu nieszczęśnika prowadzącego narrację ujawniają się psychiczne konsekwencje jego szczególnego, podrzędnego statusu w wioskowej gromadzie. Tomasz Kłusek dostrzega w tym opowiadaniu ducha faulknerowskiego, zestawiając je z Azylem i Światłością w sierpniu10.
Stylizacja językowa, oparta na doskonałym odsłuchaniu mowy chłopskiej PRL-u w latach 60., odgrywa istotną rolę również w opowiadaniach Podkowy i Pochówek. To drugie jest bodaj jedynym z tomu Maść na szczury, które miało krajowy pierwodruk przed paryską edycją książki („Twórczość” 1975, nr 6). Oto w pewnej wsi powstaje samozwańczy społeczny komitet budowy domu, który – zdaniem komitetu – powinien sobie wznieść bohater opowiadania, by mogła z nim zamieszkać jego ciotka po powrocie z USA. To twór wzorowany na różnych fasadowych instytucjach „samorządowych” PRL-u11. Działania tego komitetu zmierzają do całkowitego zniewolenia bohatera, chłopa żyjącego bardziej niż skromnie, ale dotychczas niezależnego (wyzbytego nawet materialnych ambicji, jeśli miałyby mocno przerastać jego status ekonomiczny). Opresyjna sytuacja staje się dla niego groźna także pod względem etycznym. „Testament” amerykańskiej ciotki w pewnym sensie zwraca mu wolność: wspólne nieświadome spożycie prochów zmarłej z urny, którą wzięto za puszkę kawy, powoduje rozpad owego komitetu.
Natomiast opowiadanie tytułowe z Maści na szczury ukazuje dwa modele biografii obywateli PRL-u – jeden wirtualny, wyobrażony, stworzony w sferze osobistej mitologii, drugi rzeczywisty. Uosabiają je, co symboliczne, dwaj rodzeni bracia.
Pierwszy z tych modeli określić można jako szlachecko-inteligencko-urzędniczy: pradziadek – powstaniec styczniowy, który zginął, a jego żona z synem cierpieli na zesłaniu; dziadek – notariusz, solidny i uczciwy; ojciec – tchórzliwy urzędnik, dojrzewający już po wojnie. Ojciec zaraża syna swoją „szarością” (oportunizmem czy nawet konformizmem). Taki mężczyzna miałby być ofiarą powojennego „przełamania systemów”, cechuje go lęk przed podjęciem jakiejkolwiek w pełni samodzielnej decyzji12. Próba przezwyciężenia tego lęku, rzekomo w imię tradycji reprezentowanej przez pradziadka i dziadka, nie może się udać, bowiem syn potrzebuje „reguł”, dyrektyw – bez nich jest bezradny13.
Model drugi, oparty nie na automistyfikacji, lecz wywiedziony z rzeczywistości: pradziadek – „chłop pańszczyźniany”; dziadek – też chłop, ale już „na swoim”; ojciec – również chłop, „hardy”, z zasadami: „nie lubi karku zginać i trzyma się swego prawa”. Syn – chłop z wykształceniem uzyskanym po wojnie w Wyższej Szkole Rolniczej – wyraźnie tę hardość szanuje: Ojciec (…) nie uznaje urzędowych autorytetów. Dla niego autorytet to uczciwość i akuratność w robocie. Jak wie, co mu się należy, to się nikogo nie boi, i przez to ma kłopoty14. Nietrudno rozstrzygnąć, która biografia stwarza szanse na odrodzenie zniszczonej przez wojnę tkanki społecznej w Polsce.
Proza Bogdana Madejazasługuje ciągle na dalsze opracowania literaturoznawcze. Warte osobnego prześledzenia są na przykład odniesienia biblijne, w tym motyw grzechu – Adam i Ewa w Pięknych kalaliach, świętokradztwo w Pochówku (naruszenie tabu poprzez spożycie prochów nieboszczki) – a także inspiracje faulknerowskie, na które przekonująco wskazuje w przywoływanym wcześniej szkicu Tomasz Kłusek. Ale centralnym zagadnieniem, zarówno w tomie opowiadań Maść na szczury, jak w powieści Piękne kalalie, są relacje między jednostką a środowiskiem społecznym. Chodzi o reguły rządzące funkcjonowaniem grupy społecznej, ale także społeczeństwa jako całości, w skali państwa. To była główna przyczyna irytacji komunistycznych decydentów niedopuszczających tych książek do obiegu.
1 W tzw. stopce wydawniczej na ostatniej stronie tomu czytamy: Oddano do składania w listopadzie 1981 r. Druk ukończono we wrześniu 1982 r.
2 Historię tę przypomniał Łukasz Marcińczak w artykule Lubelski Akcent („As UMCS” 2004, nr 3/12).
3 T. Kłusek: Przeznaczenie i bunt. Rzecz o pisarstwie Bogdana Madeja. „Akcent” 2017, nr 1, ss. 19-30.
4 Przykład: Pan Wacław w reżyserii Pawła Unruga (Poltel 1985) ze znakomitym Romanem Wilhelmim w roli tytułowej lub zrealizowany rok później przez tego samego reżysera Kurs na lewo, również w doborowej obsadzie aktorskiej.
5 Przykład: List z Ameryki, Teatr im. Aleksandra Węgierki w Białymstoku (na podstawie opowiadania Bogdana Madeja Pochówek). Reżyseria, adaptacja i aranżacja przestrzeni scenicznej – Andrzej Jakimiec. Premiera 11 czerwca 1988 roku.
6 Zasada ta to solidarność. Tamci (…) będą chcieli być solidarni. To trzeba im coś między drzwi wsadzić, żeby nie chciały się domykać – mówi Rotszyld, jeden „przybocznych” Pana Wacława (B. Madej: Maść na szczury. Paryż 1974, s. 65).
7 Ja przeciw prawdzie obiektywnej nie wystąpię – oświadcza przekonany przez Pana Wacława „magister” (tamże, s. 72).
8 Mój samochód (…) bardzo nie lubi cierpieć z powodów doktrynalnych. On chce mieć pompę olejową tam, gdzie trzeba – „doktor” chętnie przyjmuje łapówkę w postaci trudno dostępnej części do samochodu (tamże, s. 77).
9 Z powodów osobistych i zawodowych nie powinienem narażać się na osławienie – ulega „docent” szantażystom, gdy grożą mu kompromitacją (tamże, s. 81).
10 T. Kłusek: Przeznaczenie…, dz. cyt., s. 29.
11 Odpowiedzialność my na siebie wielką, bardzo wielką całym komitetem przyjęli, brzemię bardzo wielkie. Dlatego my mamy wszystkie – powiada do tych swoich przyprowadzonych – być ze wszystkiego zadowolone i nasza wieś tak samo, żeby my jej zaszczytu przysporzyli dobrego, z podjętych zobowiązań się wywiązali bez kar żadnych i bez jakich nieprawidłowości. Kontrolować – powiada – będzie się tutaj wszystko. Nadużyć żadnych tolerować nie będzie (…). Sprzeciwu żadnego ma tak samo nie być, bo to dla dobra ogólnego! (B. Madej: Maść…,ss. 107-108).
12 Pradziadek, cichy, zapomniany bohater narodowy, dziadek tak samo niegłośny, bo dla siebie tylko, ale człowiek honoru, nieprzekupny, stały w swoich przekonaniach. Tylko ojciec się wyrodził. (…) Ofiara przełamania systemów. Zmiana perspektywy politycznej tak go przeorała. Tam, gdzie u niego była bruzda, chcieli wyorać skibę i się wszystko w nim poprzewracało. Zabrakło w jego glebie materiału na ten jeden pokład (tamże, s. 190).
13 Boję się. To fakt. Jak się mam nie bać, jak ja nic pewnego nie wiem, nie mogę się dowiedzieć, co mi grozi, reguł nie znam, ani niczego. Nie mogę się zabezpieczyć przed niczym, nie mam jak sobie odwagi dodać (tamże, s. 196).
14 Tamże, s. 194.
Bogdan Madej: Piękne kalalie albo dojrzewanie miłości. Paryż 1974.