István Kovács. Dwie elekcje

Spis treści numeru 4/2021

Dwie elekcje

(…)

Walezy stanął na czele drugiego pod względem wielkości państwa w Europie. Wieść o jego wyborze polskie poselstwo zawiozło do Paryża, gdzie wszystkich oczarował pompatyczny wjazd do miasta niespełna dwutysięcznej gromady gości. Pozory mogą jednak mylić, bo już bliższe kontakty z posłami pozostawiły w pamięci paryżan mniej pozytywny obraz. Pijacy i żarłocy, aż dziw bierze. Gdyby zostali jeszcze pół roku we Francji, wypiliby całe wino tego kraju – odnotował Jean Dorat, dodając: – Dwaj rzeczeni Polacy wydaliby więcej w czasie jednego posiłku na wino i mięso niż sześciu Francuzów. Paryski poeta docenił za to urodę i smukłą sylwetkę Polaków, nie mogąc się nadziwić, że nawet chłopcy stajenni znają łacinę. Hugenoci z kolei przybycie gości potraktowali jak wybawienie – chcąc godnie wypaść w oczach Polaków, Henryk Walezy zaprzestał oblegania politycznego i militarnego ośrodka swych wrogów, twierdzy-miasta La Rochelle (w dawnych źródłach polskich: Roszella).

Na początku października 1573 roku dwudziestotrzyletni Henryk Walezy opuścił Paryż i 14 lutego 1574 roku przybył do Krakowa. Wjazdowi do miasta towarzyszyła specjalna oprawa, jak pisał marszałek sejmowy Świętosław Orzelski: Brama kanoniczna, którą wjeżdżał, cała była w ogniach, na szczycie niej siedział Orzeł biały, sztucznie zrobiony, ten rozwinąwszy skrzydła, aż do samej ziemi schylił głowę przed Królem. Podobnież orły były na bramie zamkowej, (…) nadto wewnątrz już zamku na baszcie stał posąg rycerza na koniu z tarczą i kopią, przed przejeżdżającym Królem miotający ogień, wkrótce rycerz ten z koniem z niemałą patrzących zabawą spłonął. Trzy dni później w katedrze wawelskiej arcybiskup gnieźnieński Jakub Uchański dokonał uroczystej koronacji Walezego. W ceremonii udział wziął także poseł Stefana Batorego kanclerz siedmiogrodzki Ferenc Forgách, który w Krakowie miał okazję spotkać się z towarzyszem swoich padewskich studiów Andrzejem Dudyczem.

Walezy sprawował władzę przez cztery miesiące, uporczywie dając do zrozumienia poddanym, że nie chce być „malowanym królem”. Chciał rządzić… I rządził, lecz nie nad Wisłą i Dnieprem, a we Francji. A nawet gdy przebywał w Krakowie, swój czas spędzał na graniu w karty (na pieniądze), strojeniu się w wykwintne szaty i biżuterię (od czego polskim dworzanom bielały oczy), trwonieniu majątku (królewskiego, gdzieżby sięgał do własnej kieszeni) oraz łóżkowych uciechach (bynajmniej nie z Anną Jagiellonką, tej unikał jak ognia). Na początku czerwca poseł cesarza Maksymiliana II Andrzej Dudycz doniósł Walezemu w sekrecie, że w Paryżu zmarł jego brat Karol IX, w związku z czym korona francuska nie ma właściciela… Dudycz wiedział, że ta informacja ostatecznie zniechęci Henryka do panowania w Polsce, a jej tron będzie można pozyskać dla któregoś z Habsburgów.

Pod osłoną nocy z 18 na 19 czerwca Henryk wraz z kilkoma oddanymi poplecznikami opuścił w tajemnicy Wawel. Pierwszym przystankiem na jego drodze był Wiedeń, w którym Walezego witano z honorami należnymi monarsze; nie inaczej było w Wenecji. Dalszy szlak przez północne Włochy prowadził do Paryża, gdzie w lutym 1575 roku Henryk został koronowany na króla Francji. Dopiero po kilku dniach od ucieczki dworzanie krakowscy znaleźli „list pożegnalny”, w którym zbieg co prawda wyłożył powód swej nagłej podróży, ale też całkiem nonszalancko opisał jej zaplanowany przebieg: Umyśliliśmy natychmiast odjechać; wiedzieliśmy bowiem, iż gdyby się pogłoska o oddaleniu moim rozeszła, wyniknąć by mogły przeszkody, zatrzymać mogące wyjazd (…). Tajemnie więc wyjechaliśmy, (…) przebierać się nam przychodziło; najpewniejszem więc zdało się nam, byśmy przed wszystkimi drogę naszą ukryli (…). Zresztą, chciejcie być przekonani, iż oddalenie to w niczym nie zmniejszy przychylności naszej do Królestwa Polskiego, wy zaś ze strony waszej wierność i przywiązanie okazywane nam dotąd chciejcie statecznie zachować. Niespodziewany wyjazd pierwszego władcy elekcyjnego szlachta polska była zmuszona potraktować jako zrzeczenie się korony. Kiedy kolejne poselstwa wysyłane do Paryża nie przynosiły skutku, stało się jasne, że należy wybrać nowego króla.

W dziejach krótkiego panowania Walezego zapisało się szczególnie jedno mało chlubne zdarzenie, które poniekąd zaważyło na przyszłych losach kraju, przyczyniając się do tego, że kolejnym królem Polski został Stefan Batory. Skandal wybuchł tuż po uroczystościach koronacyjnych, kiedy na dziedzińcu zamku zorganizowano kruszenie kopii, to jest tradycyjne potyczki rycerskie. Dokładny bieg wypadków znamy z pamiętnika cytowanego wcześniej Orzelskiego. Pewien Węgier, niejaki Jan Kroata, będący na usługach kasztelana wojnickiego Jana Tęczyńskiego, wyzwał na pojedynek Samuela Zborowskiego, ten jednak – urażony, że rękawicę rzucił „obcy, nierówny mu człowiek” – do rywalizacji wyznaczył swego sługę, szlachcica nazwiskiem Moszczyński. Rywale przy niezmiernym tłumie ludzi w całym pędzie wypuściwszy konie, uderzyli się, Moszczyński tarczę Kroaty, nie obraziwszy go jednak, przeszył na wylot. Kroata, niżej zmierzywszy kopię, przebiwszy kulbakę, ugodził go w lędźwie, a nie przestając na tym, dobył spod kolana pałasz, byłby powtórzył ranę, gdyby go krzyk Węgrów nie zatrzymał. Upominaniem tem zastanowiony Kroata oddał miecz i na bok odjechał.

Rozjątrzony porażką Zborowski rzucił się z ostrym czekanem na Kroatę, ale ich rozdzielono. Urażony na honorze magnat natychmiast wyzwał na pojedynek Tęczyńskiego, uważając go za prowodyra całego zajścia, król jednak zabronił dalszych potyczek. Nie stłumiło to gniewu Zborowskiego, który wdał się w kłótnię z Tęczyńskim, a gdzie dwóch się bije… tam trzeci obrywa. Rozdzielić ich próbował kasztelan przemyski Andrzej Wapowski, który został dwukrotnie uderzony przez Zborowskiego czekanem w głowę i wkrótce zmarł od odniesionych ran. Zgodnie z ówczesnym prawem w przypadku, gdy ofiarą morderstwa był szlachcic, przyłapany na gorącym uczynku sprawca automatycznie tracił swoje przywileje. Znaczyło to również, że Samuelowi Zborowskiemu groziła kara śmierci. Jej wykonanie powinien zlecić Walezy, ale z uwagi na dług wdzięczności wobec Zborowskich nie mógł tego uczynić, skazał więc magnata jedynie na wygnanie. W ten sposób Samuel Zborowski z Krakowa trafił do Gyulafehérváru, gdzie zdradził Stefanowi Batoremu zakulisowe sekrety polskiej elekcji.

(…)

Całość w wydaniu papierowym „Akcentu”.