Małgorzata Rygielska. „Ślady, więzi”

Spis treści numeru 2/2020

„Ślady, więzi”

Grażyna Zambrzycka, urodzona w 1956 roku w Olsztynie, jest autorką dziewięciu tomów wierszy, z których większość ukazała się przy udziale Polskiego Funduszu Wydawniczego w Kanadzie oraz w ramach serii poetyckiej Biblioteki „Frazy” (w tym np. wydany w 2011 roku zbiór Bóg miodu. Notatnik jukatański czy Niewidzialny zapaśnik z roku 2015 – książki dobrze już znane polskim czytelnikom). Od prawie czterech dekad, bo od 1981 roku, Zambrzycka mieszka w Kanadzie, w Kolumbii Brytyjskiej, a dokładnie – w Vancouver. O ile przywoływanie w tekstach recenzji nawet skróconych biogramów poetów i pisarzy nie zawsze jest konieczne, to w przypadku najnowszej książki Zambrzyckiej, zatytułowanej Ślady, są to informacje ważne, których nieznajomość mogłaby w istotny sposób rzutować na interpretację zarówno pojedynczych utworów, jak i całego zbioru. W rozmowie przeprowadzonej kilkanaście lat temu przez Justynę Budzik poetka przyznała, że nigdy nie czuła się emigrantką w sensie psychologicznym, choć oczywiście w kontekście społecznym, politycznym, tak ją należy określić1. I choć można o niej pisać jako „o poetce emigracyjnej” – jej wiersze znajdują się także, co znaczące, w Antologii poezji polskiej na obczyźnie 1939-1999, która ukazała się dzięki zabiegom (i w opracowaniu) Bogdana Czaykowskiego, poety i uczonego, jednego z liderów grupy „Kontynenty”, także przez wiele lat mieszkającego w Kanadzie – to najnowszy tom nie eksponuje emigracji jako problemu socjologicznego, nie ma w nim też tak wyraźnego jak we wcześniejszych książkach Zambrzyckiej przeciwstawienia „ojczyzny” i „obczyzny”.

Zgodnie z tytułem zbioru odnajdziemy w nim zapisy dotyczące śladów, jakie pozostawiamy podczas życiowej wędrówki, a także tych, jakie inni zostawiają w naszym życiu. Śladów, dzięki którym można nie tylko upamiętnić to, co za nami, ale także zrekonstruować sieci łączące nas ze światem: z innymi ludźmi, zwierzętami, roślinami, otaczającą nas przyrodą i środowiskiem (naturalnym i sztucznie wytwarzanym), w którym współfunkcjonujemy. Nie chcę tutaj szczegółowo odnosić się do współcześnie ważnych i popularnych koncepcji, trudno jednak nie wspomnieć chociażby o teorii aktora-sieci (actor-network-theory) Bruno Latoura czy – przynajmniej w pewnych zakresach – koncepcji natureculture(czy nawet naturecultures), które rozwijane są m.in. przez Donnę Haraway. Zambrzycka w swych utworach nie tylko opisuje ludzkie uwikłanie w świat pełen rozmaitych istot, ale też pokazuje, że przy całej złożoności ludzkich i nie-ludzkich zachowań można darzyć się szacunkiem, a nawet – uczcić słowem, słowem szczególnym, bo poetyckim. W wierszu Ślady, którego obszerne fragmenty warto przywołać, by przybliżyć bliską poetce perspektywę opisu relacji ze światem (a także silnie odczuwanego współistnienia z innymi bytami), czytamy bowiem:

O psach napiszę nadmorskich
o syberyjskiej charcicy,
wygnance, jak słania się
na łapach w srebrnym,
ubłoconym futrze
brzegiem Semiahmoo Bay.

Psa Hobo uczczę,
pijusa wagabundę,
i jego pana, Indianina Sioux,
rysownika o subtelnej kresce.

Uczczę
pacyficzne wrony,
gdy porywają
czarne wężyki spod kasztanowca.

Czarne wężyki
uczczę,
niewinne w dziobach wron,
skrętnobłyskawiczne
na ziemi.

Kraby uczczę
w słonych bajorach –
błędnych rycerzy,
sczepionych w walce.

Nie raz,
nie raz
uczczę (…)

(Ślady, ss. 34-35)

Życie świata (a Zambrzycka wydaje się tu wyjątkowo biofilijna) ma swój rytm, podlega niezmiennym prawom, dąży do zachowania równowagi, zoptymalizowania funkcjonalności poszczególnych bytów w sieci skomplikowanych relacji. Z jednej strony relacje te wydawać się mogą ustalone i w pewien sposób trwałe, z drugiej jednak zdaje się oczywiste, że ich powstawanie jest dynamiczne, podlegają one zmianom i nie są dane raz na zawsze. W wierszu Ślady często pojawiają się antropomorfizacje (charcica syberyjska jako wygnanka, kraby – błędni rycerze) służące ukazywaniu różnorodnych związków i podobieństw pomiędzy człowiekiem a zwierzęciem, np. pojawia się sugestia, że nadmorski pies płynący u brzegów Ameryki Północnej podzielać może los imigrantów, z którymi zapewne przybył na inny kontynent. A psu Hobo towarzyszy Indianin Sioux. Ślady to pochwała różnorodności istnienia. Jednocześnie zamykające wiersz pytanie retoryczne nasuwa skojarzenie ze znaną Horacjańską formułą non omnis moriar: bo i po co / zostawialiśmy odciski łap i stóp, / ślady pazurów, / szklaną łuskę, / oderwane szczypce, / pióra zrzucane / na błękitną gładź odpływu? (Ślady, s. 35).

Edward Zyman (od ponad ćwierćwiecza przebywający w Kanadzie) o najnowszym tomie poetyckim autorki Niewidzialnego zapaśnika napisał: „Ślady” to zbiór wierszy o losie ludzkim, niepowtarzalnej mozaice egzystencjalnych doświadczeń, głównie człowieka nomady, wyrwanego ze swego pierwotnego środowiska – w wyniku splotu niezależnych od niego zdarzeń, własnej woli, pragnienia zmian i ciekawości świata. Jest to równocześnie poezja o wpisanej w kondycję człowieka potrzebie poznania, a przynajmniej dotknięcia tajemnicy bytu, której towarzyszy nieustanny podziw dla wielokształtnego i porażającego swą urodą świata (tekst z czwartej strony okładki omawianego zbioru). Justyna Budzik uważa, że w swej poezji Zyman tworzy (…) „światy zawężone” – najpierw takim światem staje się „ojczyzna prywatna” i zamieszkujący w niej najbliżsi, później obczyzna, ziemia kanadyjska; badaczka wspomina także o dostrzegalnym tu intelektualnym skupieniu na najważniejszej dla poety wartości, jaką jest człowiek i międzyludzkie interakcje2. Istotny dla Zymana jest kontakt bezpośredni, taktylność, namacalnie odczuwalna obecność. Podobne wątki pojawiają się także w najnowszym tomie Zambrzyckiej.

To, co wydaje się oryginalne w twórczości autorki Śladów (piszę tu i o rozpoznawalnym już poetyckim idiomie, i o idei konstrukcji całej książki), to podjęcie problematyki związków międzyludzkich pojmowanych jako sieci relacji, w których zaznaczać mogą się zarówno incydentalne kontakty, jak i długo wypracowywane i pieczołowicie podtrzymywane więzi. Poetka pisze zatem o spotkaniach tułaczy, migrantów, imigrantów, przymusowych bądź dobrowolnych wędrowców, którzy zatrzymują się na krócej lub dłużej w jakimś miejscu i zostawiają tam ślady. Zostawiają je także w ludzkich sercach i czułej pamięci.

W tomie często w funkcji tytułów wierszy pojawiają się imiona lub nazwiska tych osób (List do Mehrnaz, Mieczyslav, Morris, Ogród Barry’ego, Pan Barczewski), a poszczególne liryki pełnią funkcję poetyckich biografii, których celem jest zarówno upamiętnienie opisywanych w nich ludzi, jak też stworzenie ich zwięzłej charakterystyki, celnej i nierzadko dowcipnej. Mogą one też odgrywać rolę katalizatora wspomnień związanych z przywoływaną przez autorkę konkretną postacią. Niekiedy, jak w wierszu List do Mehrnaz, którego gatunek został wyraźnie wskazany w tytule, podkreślana jest (m.in. dzięki użyciu liczby mnogiej) wspólnota imigranckich losów, przy zachowaniu szacunku dla ludzkich wyborów i akceptacji kulturowej różnorodności: Byłyśmy nowe, przywiązane mocno / do swoich trudnych, cudzoziemskich imion, / zdecydowane ich nie zmieniać, ty / może na Mary, ja na Grace (List do Mehrnaz, s. 5).

Własne imię – nawet jeśli w nowym miejscu brzmi dziwnie bądź obco czy też jest zupełnie nieznane – było bowiem częścią własnej tożsamości i biografii, wskazywało także wyraźnie na kulturowe pochodzenie. Być może nowe imiona – dość popularne „Mary” i „Grace” – oddawałyby przynajmniej po części cechy osobowościowe noszących je kobiet, byłyby jednak imionami obcymi, naddanymi, przybranymi, zaczerpniętymi z innego języka. Tymczasem imię Mehrnazpozostaje w bezpośrednim związku z krótkim poetyckim portretem wspartym na kulturowych wyobrażeniach związanych z Persją, a zarazem wskazującym na wagę kulturowego dziedzictwa, którego nie wyzbywamy się, wyjeżdżając poza granice kraju: Ty / w imigranckiej walizce / woziłaś zoroastryjski ogień / i migdałowy dym Szirazu (List do Mehrnaz, s. 5).

Ten poetycki list jest także historią wieloletniej, silnej i trwałej przyjaźni, która narodziła się blisko wód Pacyfiku:

Przyjechała na krótko
twoja matka – Iran
i to właściwie ona,
pełna głosów twojej ziemi,
wpuściła dżina przyjaźni
między mnie i siebie
dwie dziewczyny nad morzem,
zdrętwiałe od tęsknot.

(List do Mehrnaz, s. 5)

I Mehrnaz, i – jak można się domyślać, chociażby na podstawie zawartego z czytelnikiem paktu autobiograficznego – Grażyna dbały o siebie nawzajem, dbały także o rozwijającą się między nimi przyjaźń, starając się utrzymywać kontakt nawet w niesprzyjających warunkach: Dzwoniłaś do mnie na Lechistan – tak / bliżej było, a ja do ciebie / na Attara i Hafiza (s. 7). Wymiany darów sprzyjały poznawaniu siebie i własnych kultur. W podzięce za figowiec z Puny „szły” Kantaty Bacha, jesienna harmonia gruszek i śliwek (tamże). Ale to właśnie bycie razem w obcym, a zarazem oswajanym miejscu powodowało odczucie nie tylko powinowactwa dusz, ale i wspólnoty losów:

Byłyśmy
na wykresie czasu
świetlnym punktem na linii drogi,
która biegła
wzdłuż czarnego obelisku
oceanu
wśród innych sprzecznych świateł,
dwumonologiem
w oceanicznej nocy,

tym samym powietrzem,

które powraca z ludzkich ciał
jako osobne westchnienia

(List do Mehrnaz, ss. 7-8)

Brzmienie imienia odgrywa także ważną rolę w wierszu Mieczyslav, stając się istotnym wyróżnikiem i kulturowej przynależności, i pojedynczej biografii:

To mógł być pan Mietek,
inkasent z gazowni,
który by jeździł
na saksy do NRD
i opowiadał w piwiarni
facecje, ale nie.

To mógł być Mike,
Mikky, z miasteczka
Pod Rokisami, który
łamaną angielszczyzną
umiał wzbudzić salwy
śmiechu wśród guys,
ale też nie to.

Był, stworzył się Mieczyslav
ze Starego Kraju, sam
się stworzył, na własny koszt.
Bo w duszy musi coś wiercić,
jakaś rzewność,
i chęć do bitki,
z tym losem, z tym czasem.

(Mieczyslav, s. 22)

Poetyckie biografie pełnią tu wyraźnie funkcję ocalającą: nie tylko opisanych w nich osób, ale też odnoszących się do nich wspomnień, czasem – wypowiedzianych słów. Różnych – wydawałoby się – drobiazgów, ale drobiazgów niezwykle istotnych, takich chociażby jak przyśpiewka Mieczyslava, który po ciężkiej chorobie przygotowywał się na śmierć, nucąc: Saint Peter, old friend, / I’m not ready (s. 25).

Poza opisywanymi lub zaledwie wspomnianymi postaciami ważnymi bohaterami tomu Ślady są… ocean i morze, nad którymi spotykali się nowo przybyli. Akwatyczny żywioł pozwala dostrzec zarazem stałość, jak i zmienność, w odniesieniu do niego ludzkie życie jawi się jako migotliwe i krótkotrwałe (zwłaszcza w perspektywie długich cykli temporalnych, w wyniku których formowały się oceany i kontynenty). Morze, choć wydaje się wrogie, jednocześnie pozwala się narodzić na nowo, przygarnia i – paradoksalnie – sprzyja nawiązywaniu więzi i tworzeniu wspólnot, innych niż te, z których przybyło się nad jego brzegi: Wszystkich nas morze zjadło (…) // Bo miało prawo, bo urodziło / nas na nowo w świetle, / piękną, tułaczą krowę morską / ludzi (Tłum morski, s. 31).

Nadbrzeżem spacerują ludzie wielu kultur, wyznań i narodowości: ten z Karaibów, z antenami warkoczy, / Polak marynarz, Bob Szkot (…) I nawet nawiedzona morzem / Jehowy młodzież / w przeciwsłonecznych okularach (ss. 31-32). U Zam­brzyckiej – we wspomnieniach i w poezji – „idą brzegiem wiersza”. Wiersza, który domyka domagająca się refleksji puenta: Wszystkich nas morze wyjadło / co do okruszyny, a byliśmy / przepyszni, nowi, / posłuszni fazom księżyca, // w tej Nowokalokagatii, / w tubylczej czapie z morskich wodorostów (Tłum morski, s. 33).

Kiedy stajemy się „tutejsi”, „swoi”? Czy istotnie przemieniamy się z tułaczy w „nowych” tubylców? Co składa się na ten proces? Czy wiele po nas zostanie? W ludzkiej pamięci, w poezji, w materialnych i niematerialnych śladach, w pozostałościach (ang. relics, remains, survivals) znajdowanych w sztambuchach, cudzych wierszach, nad brzegami mórz?


1 J. Budzik: Zadomowieni i wyobcowani. O sytuacji pisarzy polskich w Kanadzie. Kraków-Toronto 2013, s. 248.
2 Tamże, ss. 255-256.


Grażyna Zambrzycka: Ślady. Polski Fundusz Wydawniczy w Kanadzie, Biblioteka „Frazy”, Toronto-Rzeszów 2019, ss. 64.